niedziela, 22 lutego 2015

Grafomański knebel

W polemice z Patrycją Żurek wyraziłem pogląd – przyznaję, trochę na wyrost – że selfy chcą zakazać krytyki swojej twórczości. Ale się nie pomyliłem. Proszę państwa, Marta Grzebuła wnosi przeciwko mnie pozew. Nie potrafi odpowiedzieć na krytykę, nie umie jej zignorować, więc chce zamknąć mi usta, ścigając mnie sądownie. Mamy więc kolejne wyznaczane przez selfów „standardy”. Najpierw zaśmiecanie polskiej literatury grafomańskimi utworami, a ponieważ spotyka się to z krytyką, nie polemika i obrona swoich tekstów (co osoba mająca się za pisarza i przekonana do swoich rozwiązań chyba powinna umieć zrobić), tylko dążenie do wyeliminowania krytyki. Co, niestety, może być skuteczne. Ja się pani Grzebuły i jej procesów nie boję (i jutro zapraszam na kolejną analizę jej „wybitnej” twórczości), ale ilu blogerów odważy się napisać, że dostało do ręki grafomański twór, skoro będzie im za to groził proces? Czas chyba pomyśleć o jakichś systemowych rozwiązaniach wobec wydawnictw ze współfinansowaniem i ich autorów, skoro ci ludzie nie chcą i nie potrafią respektować przyjętych na rynku literackim reguł, zanim nie zniszczą oni do cna polskiej literatury.

Część zarzutów już znam, bo Grzebuła ujawnia je na swoim profilu facebookowym, gdzie trwa festiwal nienawiści i zagrzewanie Grzebuły do walki. Swoją drogą ciekawe, że pani Grzebuła, która ciągle krzyczy, że ją obrażam, choć nie potrafi wskazać ani jednego epitetu, który dowodziłby prawdziwości tej tezy, nie ma żadnego problemu z tym, że obrażają mnie komentujący na jej profilu, używając określeń „kreatura”, „parapet” „człowiek chory” (to pan Marcin Królik - gratuluję kindersztuby i towarzystwa), „mały, zajadły człowieczek” (to Luiza Dobrzyńska, selferka, którą moje teksty kłują w oczy, ale nie napisała jeszcze ani pół zdania polemiki, za to z epitetów i opinii „psychologicznych” wygłaszanych pod moim adresem zebrałoby się już parę stronic). Za najbardziej kuriozalny zarzut należy chyba uznać „spowodowanie zmniejszenia dochodów ze sprzedaży książek, co znacznie wpłynęło na status majątkowy mojej rodziny”. Mamy, proszę państwa, nową jakość w krytyce literackiej: przed zjechaniem książki recenzent będzie musiał odłożyć na odszkodowanie dla pisarza, skoro w wyniku negatywnej recenzji temu ostatniemu może spaść sprzedaż. Aż dziw, że Frank Rich, krytyk „New York Timesa”, przez którego Józefowicz musiał się zabrać ze swoim „Metrem” z Nowego Jorku, nie zgnił w więzieniu. Wedle standardów wyznawanych przez selfy powinien.

„Wierzchołkiem moich oszczerstw” jest zaś rzekomo wygłoszone przeze mnie zdanie „zrobię wszystko by ją zwalczyć”. Według prawników Grzebuły zdanie „stwarzające poczucie zagrożenia dla osoby przeciw której jest ono wymierzone”. I Grzebuła (która najwyraźniej nie rozumie słowa „oszczerstwo”) żali się: „w domyśle - wyeliminować, a to już lekka przesada, a co to ja jestem? stonka :-) by mnie tępić”. Muszę powiedzieć, że zdurniałem, bo nigdy nic takiego nie napisałem. Co więcej, nie jestem w stanie powiedzieć, jaki tekst Grzebuła ma na myśli. Jedyny mówiący o zwalczaniu, i to nie Grzebuły, a grafomanii, jaki kojarzę, brzmi: „I do tego, żeby zajmować się grafomańskimi tekstami, nie muszę mieć powodu ani usprawiedliwienia. Mogę to robić z nudów albo dlatego, że taką mam fantazję. Mogę to robić dla podbicia statystyk (…) Mogę to robić w ramach zwalczania grafomanii wchodzącej do normalnego obiegu literackiego, bo uważam to zjawisko za wyjątkowo szkodliwe”. Jeśli rzeczywiście Grzebule chodzi o ten tekst, to wyraźnie widać, jak zafałszowuje ona moje wypowiedzi, do jakiego stopnia ten jej pozew jest dęty, i że jego celem jest wyłącznie leczenie urażonego ego oraz doprowadzenie do sytuacji, w której nikt nie będzie mógł ostrzegać czytelników, że Marta Grzebuła serwuje im grafomańską papkę.

Bardzo ciekawy jest następujący passus: „(…) gdy na portalu lubimyczytac.pl recenzent dał mu negatywna opinię, o powieści jego autorstwa to go zelżył. (…), nie uszanował, tak jak ja to robię, słów krytyki...”
Marta Grzebuła rzeczywiście szanuje krytykę. Dopóki jest uładzona, ugrzeczniona, dyskretnie wskazująca błędy (nie za dużo naraz, żeby autorki nie urazić). Ale jak krytyka jest dotkliwa, ujawniająca, że ta pani to pisarskie beztalencie, to Grzebuła chce jej sądowo zakazać.
Oczywiście informacja o zelżeniu przeze mnie recenzenta jest ordynarnym kłamstwem, a do takich kłamstw Grzebuła częściej się posuwa: oskarżyła mnie (i ani się z tego nie wycofała, ani nie przeprosiła), że obrażałem ją na forach, tymczasem, bez względu na interpretację moich wypowiedzi, nie mogłem tego zrobić, bo w dyskusjach na żadnym forum nie uczestniczyłem. Oczywiście tradycyjnie swoich oskarżeń Grzebuła nie popiera cieniem dowodu, nie wiadomo, jakiego krytyka zelżyłem, co napisałem, o jaką opinię i książkę chodziło. Po prostu rzuca nimi ot tak, żeby zohydzić adwersarza. Tego rodzaju wypowiedzi potwierdzają tylko to, co ta pani pokazuje swoim pozwem w odwecie za prześmiewczą analizę jej twórczości: że jej poziom etyczny jest poniżej wszelkiej, nomen omen, krytyki.

I na koniec taka ciekawostka. Grzebuła ubzdurała sobie, że wyśmiewam jej teksty nie dlatego, że są napisane po polskawemu, lecz z powodu jakiegoś wydarzenia podczas LiteraTury 2013. Przy czym ja nie mam bladego pojęcia, o jakie wydarzenie chodzi, Grzebuły z tamtej imprezy w ogóle nie kojarzę (autorów było ze 30, impreza jednodniowa, człowiek nie z każdym wszedł w interakcję), a Grzebuła nie wyjaśnia, tylko robi aluzje i zapowiada, że ujawni później. Oczywiście, moje zapewnienia, że nie wiem, o co chodzi, można by uznać za gołosłowne, gdyby nie to, że z pomocą przyszła mi ona sama: „Dokończymy polemikę w sądzie, zapewniam, że wówczas dowie się Pan, jak i wszyscy wciągnięci przez pana w nagonkę na mnie, o sens i powód, przez który pan mnie znieważa”. Czyli Grzebuła przyznaje, że również ja nie znam sensu i powodu, dla którego ją „znieważam”.


Dopisek 24.02: Sprawa zatacza coraz szersze kręgi i bardzo dobrze, bo to jest chyba zdarzenie w Polsce bez precedensu, żeby autor usiłował uciszyć krytyka przez sąd. Daję więc odnośniki do owych tekstów, o które Grzebuła mnie pozywa, żeby każdy mógł sobie wyrobić pogląd (wcześniej nie sądziłem, że sprawa wyjdzie poza mój blog, a stali czytelnicy wiedzieli, o czym mowa):
Grzmoty wyrywające płuca, czyli grafomańska katastrofa
Jak kobra w najczulszy punkt, czyli zachwyt nad bolącym umysłem
I najnowszy, który pewnie do pozwu dopisze:
Śmierć krytyka albo grafomański bohomaz

Dodam, że teksty te od początku były w takiej postaci i, wbrew kłamliwym twierdzeniom Marty Grzebuły i jej zwolenników, nigdy nie były modyfikowane w celu usunięcia obraźliwych passusów, jakie rzekomo miały zawierać (nie jestem pewien, ale łatwo to chyba sprawdzić, bo strony są archwizowane)

58 komentarzy:

  1. Mam sygnały, że są kłopoty z zamieszczaniem komentarzy, od wczoraj coś jest nie tak, ale nie wiem co, bo w ustawieniach mam w porządku. Proszę może próbować zamieszczać je nie z danego konta, tylko jako anonim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że na tę hucpę namówił ją jakiś mało wzięty adwokacina, żeby naiwną wydoić. Przy okazji mamy dowód, że selfiarstwo to hobby jednostek nie tylko pozbawionych talentu, ale jednocześnie wyposażonych w specyficzną konstrukcję psychiczną. Życzę Panu urzędowego ośmieszenia madame Grzebuły (skoro prywatne, na blogu, jej nie wystarczy).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to wygląda, bo chyba żaden prawnik nie wierzy, że da się uzyskać odszkodowanie od recenzenta za obniżoną sprzedaż książek. A żeby było zupełnie śmiesznie, to Grzebuła w komentarzach do mojej krytyki (http://pawelpollak.blogspot.com/2013/09/grzmoty-wyrywajace-puca-czyli.html) chwali się, że dzięki tej krytyce sprzedaż jej skoczyła :-)

      Też dochodzę do wniosku, że grafomania to cały pakiet: nieumiejętność pisania plus parę paskudnych cech. Zastanawiam się tylko, czy pojawiają się one niejako w następstwie, bo trzeba jakoś bronić swoich wypocin, a uczciwie się nie da, czy też występują u danego człowieka od początku, a ten, kto jest ich pozbawiony, ma wobec siebie tyle krytycyzmu, by nie brać się do pisania.

      Usuń
    2. Infantylizm połączony z prostackim samozachwytem, tupetem i zamiłowaniem do rozpychania się łokciami bardzo często daje w efekcie przekonanie o własnych wszechstronnych talentach, olśniewającej urodzie i wszelkich innych zaletach, którymi ludzie się cechują. Jedne dotknięte tym syndromem jednostki pchają się do różnych wojsofpolentów, inne do szkół aktorskich i castingów na modelki, jeszcze inne próbują wmówić sobie i innym, że są pisarzami. A ponieważ narcyzm nie idzie w parze z równowagą emocjonalną, to na najdelikatniejszą nawet krytykę reagują histerycznie, robiąc z siebie jeszcze większe pośmiewisko niż wtedy, kiedy w telewizji katują "Dziwny jest ten świat" albo płacą ciężkie pieniądze za druk taniej podróby "50 twarzy Greya". Nieodmiennie przywodzą mi na myśl użytkowników podrabianych perfum, ubrań i butów - nie stać mnie na 200 złotych za markową wodę czy bluzkę, więc dopieszczę sobie ego badziewiem za jedną dziesiątą tej ceny różniącym się od oryginału jedną literką w nazwie. Żałość nad żałościami i wszystko żałość.

      Usuń
    3. SRSLY Mike: Pana komentarz został usunięty, bo nie stosuję podwójnej moralności: skoro mam pretensje, że zwolennicy Grzebuły mnie obrażają, nie będę tolerował obraźliwych epitetów wobec pani Grzebuły ze strony moich zwolenników.

      Usuń
  3. Niebywałe. Paradne i desperackie.
    Nie mam innych słów na określenie postępowania Pani Grzebuły.
    Pańska krytyka była ostra i dosadna, ale nigdy nie wychodziła poza ramy krytyki opublikowanego tekstu. Co tym pozwem autorka chce osiągnąć, nie wiem.

    Życzę wytrwałości i pełnego sukcesu w sądzie.

    Szczepan

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry. Panie Pawle, czytam Pana blog od kilku lat. Pańskie wpisy opatrzone etykietą "grafomania" są wstrętne. Podtrzymuję to, co napisałem na profilu Marty Grzebuły. A najgorsze w nich jest to, że racjonalnie biorąc, w wielu punktach trudno odmówić Panu słuszności. Wykonał Pan kawał dobrej roboty, demaskując pseudo wydawnictwa. Jest różnica między krytyką, nawet ostrą, a urządzaniem nad ludźmi sądu kapturowego. Pan, według mnie, ją przekroczył. Nie dociekam przyczyn. Może chce się Pan dowartościować, nabić statystyki na blogu, a może po prostu nie umie Pan zasnąć, dopóki kogoś Pan nie rozjedzie. To już kwestia pańskiego sumienia. Jakkolwiek sektor tzw. vanity publishing jest mocno wątpliwy etycznie, to jednak śmieszy mnie młotkowana tu przez Pana mantra, że walczy Pan o dobro polskiej literatury. Polska literatura ma trochę problemów znacznie poważniejszych niż kilkadziesiąt osób, które spełniają swoje hobby. Dlaczego z równą troskliwością nie pochyli się Pan nad inflacją krytyki, upadkiem pism literackich czy - chociażby! - zatrważającym empikarstwem? A co do chodzenia do sądu - tak jak napisałem w komentarzu do poprzedniego Pana wpisu, mam tu mocno mieszane uczucia. Ale rozumiem, że każdy może mieć granicę wytrzymałości. Ludzie na profilu Marty Grzebuły piszą, że modyfikował Pan swoje teksty tak, by złagodzić ich pierwotną chamską wymowę. Jeśli tak nie było, jeśli rzeczywiście Marta Grzebuła tylko się ośmiesza, składając pozew, to pozostaje liczyć, że sąd go oddali. Cokolwiek się zdarzy, miejmy nadzieję, że prawda zwycięży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan może sobie uważać moje wpisy za wstrętne, mogą pana śmieszyć, co nie uprawnia pana do takich chamskich i obraźliwych diagnoz, jakie pan wygłosił na profilu Grzebuły. Jeśli się panu moje wpisy nie podobają, to niech pan atakuje moje wpisy, a nie mnie personalnie. Niech pan przedstawi argumenty, że jakieś moje uwagi są niewłaściwe czy niedopuszczalne, zamiast pisać głupoty o sądzie kapturowym (niech pan sobie sprawdzi definicję).
      I pozwoli pan, że będę sam sobie definiował, co jest poważnym problemem polskiej literatury, i o tym pisał. A nawet jeśli moja ocena jest błędna, to nie mam obowiązku pisania o najpoważniejszych problemach, bo to jest mój blog i sam sobie dobieram tematy.
      Granica wytrzymałości Marty Grzebuły jest bardzo niska, skoro po 2 (słownie: dwóch) tekstach analizujących jej pisaninę, w odstępie ponad roku, leci do sądu. I dziwi mnie, że nie zorientował się pan, że akolici Grzebuły i ona sama kłamią w najlepsze, co dotyczy również zmieniania przeze mnie rzeczonych tekstów.

      Usuń
  5. Panie Pawle, Martę Grzebułę znam od czasów, gdy publikowała na jednym z portali pisarskich. Wtedy do głowy mi nie przyszło, że weźmie się za wydawanie, w końcu wielu ludzi zamieszcza w Internecie teksty słabe i obrusza się, gdy są one krytykowane, większość po czasie się z tego śmieje. Jednak od początku był u niej widoczny absolutny brak dystansu wobec tego, co robi. Dwa skrajne oblicza, z jednej starsza miła pani, z drugiej, osoba reagująca histerycznie i agresywnie, bezrefleksyjna, nie dopuszczająca do siebie żadnej krytyki. Od tamtego czasu ze zdumieniem i niesmakiem obserwuję jej poczynania. Szczerze powiedziawszy, w życiu bym nie pomyślała, że aż tak bardzo można nakręcić się, robić z siebie publicznie pośmiewisko. Każdy ma jakieś marzenia i oczywiste jest, że boli, gdy nie wychodzi, ale jak można być aż tak bezrefleksyjnym, tego nie rozumiem.
    Nie wiem, czy gdzieś nie dał się Pan sprowokować Pani Grzebule i nie posunął za daleko, jeśli jest tak, jak Pan pisze i na co wskazują notki, to po prostu autorka nie może pogodzić się z miażdżącą, lecz jak najbardziej zasadną krytyką. Prawnicy powinni paść ze śmiechu.
    Życzę Panu powodzenia, niech się nie da Pan zastraszyć.

    Nie miałabym jednak za bardzo pretensji do znajomych Marty Grzebuły z facebooka - wielu z nich to po prostu prości ludzie, nie mający żadnej wiedzy o pisaniu, którzy po prostu naiwnie wierzą, że komuś dzieje się krzywda i trzeba bronić "naszych", więc reagują emocjonalnie.

    Pozdrawiam serdecznie,

    Anna Michalska, redaktor prozy na portal-pisarski.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara tych osób, że Grzebuła jest pokrzywdzona, nie usprawiedliwia jednak ich świadomych kłamstw, przypisywania mi wypowiedzi, których nigdy nie wygłosiłem, i kłamliwych twierdzeń, że je wskutek interwencji którejś z tych pań usunąłem.
      I dziękuję za poparcie, na pewno nie dam się zastraszyć.

      Usuń
    2. Pani Anno ciekawią mnie te "czasy" z danych które Pani podała o sobie, wynika jedno... Ponieważ od 13 lat nie jestem aktywna na żadnym portalu to śmiem pytać miała Pani dwanaście lat - 12 lat! gdy rozpoczęła Pani moją "obserwację"? I już wówczas posiadał Pani wiedzę, co muszę przyznać uczciwie, równą Panu Pollakowi? No to gratuluję geniuszu. Już wówczas obserwował Pani moje "poczynania"? Straszą Pani przypomina, informuje, że od ponad 13 lat nie jestem aktywna na żadnym portalu...
      Marta Grzebuła

      Usuń
    3. A nie pod nazwiskiem, tylko pod nickiem "jarzębina" albo "jarzębina22" też Pani się nie pojawiała na portalach?
      To: http://www.portal-pisarski.pl/profil/jarzebina jak rozumiem, nie pani wiersze?

      Usuń
    4. A tu: http://poeta.streemo.pl/Community/300320,Profil,jarzebina22.html zarejestrowała się pani kilka lat temu. Jak się to ma do owych kilkunastu lat?

      Usuń
    5. Wykazuje Pani nieaktywny profil a o tych "latach to Pani napisała, mam zacytować? Proszę zerknąć na swój wpis.Mało tego ten wykazany przez Panią profil dla mnie nie istnieje, nic tam prawie nie daję, nie dałam, a od czterech lat nie zaglądałam zapomniałam o nim, cóż...starsza pani
      M.G

      Usuń
    6. Tak, tak, bardzo wygodna skleroza starszej pani, wszystko rozumiem.
      Nie zmienia to faktu, że napisała pani "Ponieważ od 13 lat nie jestem aktywna na żadnym portalu", co jest kłamstwem, bo wiersze na Portal Pisarski wrzucała pani cztery lata temu.
      Tak, droga pani, kłamstwo czy skleroza mają krótkie nóżki, sieć niczego nie zapomina...

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. Na tych portalach również była pani aktywna w 2013 roku:

      http://www.allarte.pl/rss,df723MjcyNDQ_2,joker---marta-grzebula.html
      http://www.granice.pl/jarzebina22.html

      Usuń
    9. http://www.poezja.org/poeci/82785/Marta%20Grzebuła Tutaj też zamieściła pani swoje utwory pięć lat temu, więc skąd te trzynaście lat? Może chodziło tylko o pojechanie pani Annie Michalskiej po wieku? ;)

      Usuń
    10. "Ponieważ od 13 lat nie jestem aktywna na żadnym portalu...? "
      Przecież to TEŻ nieprawda, Marto!
      Na Weryfikatorium była Pani (circa 2 lata temu)

      Usuń
    11. Ciekawe!
      "Moje droga do wydawców było również wyboista. Zaczęłam w latach 2000 wciąż "robiąc swoje" pisałam coś innego. Wydawcy kolejno, w odstępach kilku miesięcznych zaczęli się odzywać. Cieszyłam się, ale krótko. Droga od wysłania powieści do wydania była jak labirynt. W końcu nadszedł rok 2011 i zobaczyłam swoją pierwszą powieś { mini powieść} w druku, w księgarni i w swoim domu. Co za radość. Znów na krótką metę Promocja, dystrybucja i to wszystko czego wymaga fakt pojawienia się książki osłabił mnie. Były fajne chwile- spotkania z czytelnikami- ale to były TYLKO chwile.
      Pojawili się inni wydawcy. Mój błąd. Powinnam była trzymać się jednego, skoro zdecydowali się wydać 3 książki. A mnie zgubiło pragnienie "już i szybko" Zdecydowałam się na współfinansowanie. {niewielkie kwoty, w moim przypadku} i ruszyło...w dwa lata 4 powieści. I sama "spaliłam" siebie jako autorkę. Za dużo, za szybko, efekt; współpracuję nadal z 3 wydawcami, mamy dobre relacje, ale moje książki są jak powiedziała mąż "roztrzepane wszędzie" a po cichu dodał "więc nigdzie" Może nie całkiem tak jest, ale machina stanęła. A ja pokazałam raz, że mogę partycypować w kosztach wydawniczych więc teraz mnie inne wydawnictwa odsyłają do wspomnianych. Błędne koło. Dopiero niedawno zdecydowałam się na jednego wydawcę, ale póki co czekam na ich decyzję.
      Powieliłam błędy Lewandowskiego, choć się z nikim nie kłóciłam, ale za dużo "srok za ogon" nie da się trzymać"

      To wpis, Marto.

      Usuń
    12. aaa

      ten jest też zmienny

      "Po pierwsze, dorobek nie świadczy { moim zdaniem} o tym, że pisze dobrze. Po drugie- pierwsze książki wydałam ze współfinansowaniem. To już, o czymś mówi.Prawda? Trzecie- recenzje bywają czasem, mocne. A moja zaprzyjaźniona ze mną znana osoba, nie tylko pisarka, lecz redaktorka uzmysłowiła mi boleśnie wszystkie niedociągnięcia. Przyznam, bolało. Sprowadziła mnie na Ziemię. Wiem, już, że miała rację. Nieważne na ilu kursach byłam, co czytałam, jakie poradniki, wciąż mam niedosyt wiedzy. Ania, owa koleżanka, dała mi do zrozumienia, ze czasem popełniam błędy niewybaczenia. Więc zaczęłam czytać i szukać. Ponieważ Czytelnik nie zawsze bywa obiektywny, wbrew pozorom. Ponad to walczę z dysleksją i nie tylko. Przerost treści nad formą, to zaczyna mnie gubić."

      weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?p=136229&highlight=#136229

      Usuń
    13. Co to sa "bledy niewybaczenia"? Chodzi o niewybaczalne bledy, czy o brak umiejetnosci wybaczania bliznim...?

      Usuń
    14. To tylko post na forum, ja rozmowa.
      Mnie chodzi o dwie rzeczy:
      po 1.5 roku Marta nie tylko nie poszła naprzód, ale się cofnęła w rozwoju literackim
      po drugie
      ma na pewno złych doradców, który ją krzywdzą pochlebiając jej pisaniu

      Usuń
  6. Ja tak krótko i prosto od siebie - serdecznie Panu współczuję natrafienia na osobę tak ordynarnie domagającą się aplauzu i wyłącznie aplauzu.

    Pozdrawiam i trzymam kciuki za ratowanie literatury.

    OdpowiedzUsuń
  7. Panie Pawle, czy jest Pan w stanie wyjaśnić fenomen Katarzyny Michalak? Autorki wydawanej przez Znak i Wydawnictwo Literackie, a poziomem niekoniecznie wiele odbiegającej od cytowanych self-publisherek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem bodajże debiutancką książkę Michalak, „Poczekajkę”, i muszę powiedzieć, że jakoś strasznie przy niej nie cierpiałem. Owszem, zgadzam się z zarzutami krytyków wobec jej twórczości, ale jednak stawianie jej na tym samym poziomie co selfy jest niesprawiedliwe. Michalak w odróżnieniu od nich posługuje się sprawnie językiem polskim, a nie walczy z nim rozpaczliwie, żeby coś wyrazić.

      Usuń
    2. Um, ona tez zaczynala od self-pubu. A co do jakosci - niestety nie moge sie zgodzic, nie po tym, co widzialam :D

      Usuń
    3. Point in case: "Lizał jak spragniony pies, lizał jakby to była muszla pełna waniliowych lodów. Lizał tak, jakby miał za chwilę umrzeć z pragnienia, a jej soki były jedynym napojem w zasięgu ust".

      Usuń
    4. Michalak nie zaczynała od self-pubu, wydała normalnie, w Albatrosie.
      W tym fragmencie językowo wszystko jest w porządku, treściowo też się nie ma do czego przyczepić. Nie ma żadnych facetów wyważających drzwi penisem czy wzywania przed oblicze waginy. Porównania mogą śmieszyć, ale są adekwatne (nie podejmuję się nawet zgadywać, jakich użyłaby Grzebuła). Owszem, to trzeciorzędna literatura, ale mieszcząca się w jakiejś normie. Między tym tekstem a tekstami Grzebuły jest przepaść.

      Usuń
    5. Poczekajka została wydana w 2008 roku. Rok wcześniej Michalak wydała pierwszy tom Gry o Ferrin, w małym nakładzie, całkowicie przez nią finansowanym.

      Usuń
    6. Pozwolę sobie najpierw lolnąć.
      AutorKasia nie posługuje się językiem polskim, a jej debiutancką powieścią jest "Gra o Ferrin", potworek wydany, fanfary, własnym sumptem.

      Usuń
    7. PS Jeśli uważa pan Poczekajkę za mieszczącą się w normie, to znaczy, że albo obejrzał pan okładkę, albo próbuje przebić swój pogląd, że selfpublishing to wszystko zło.
      Bo jako żywo, węże jako puste rurki i wypisywanie recept byle jak i podawanie zwierzętom byle których leków (a to tylko dwa z przykładów z Poczekajki), to nie jest żadna norma.

      Usuń
    8. No ale mówimy tu o normie językowej, w której Michalak się mieści, a nie o idiotyzmach ogólnych.

      Panie Pawle, naprawdę uważam, że warto przyjrzeć się KM - wydają ją nie jakieś pierwsze z brzegu wydawnictwa, nie takie, które specjalizują się w jakimś dobrze sprzedającym się chłamie, a renomowane i takie, które do tej pory samą swoją nazwą gwarantowały, że książka jest wartościowa. A powieści KM nie są. Czy chodzi o chęć zysku, tak wielką, że można zaryzykować popsucie marki?

      Usuń
    9. Co do debiutu Michalak przyznaję się w takim razie do niewiedzy.
      Ja naprawdę nie chcę tej autorki bronić, jak napisałem, zgadzam się z krytykującymi jej książki, ale cały czas jest to krytyka uznająca Michalak za kiepską pisarkę, a nie osobę, która ewidentnie nie potrafi pisać. Michalak wie, co to jest podmiot, orzeczenie, umie połączyć słowa w sensowne zdania, a zdania w sensowną scenę, której to umiejętności Grzebuła i inni grafomani nie posiadają. Tu jest ta różnica. Michalak można czytać i zżymać się na naiwność, brak researchu itd., ale ją w ogóle da się czytać, Grzebuły nie. Można odnieść takie wrażenie, bo cytuję krótkie fragmenty i komentuję, ale przeczytanie naraz dwóch stron twórczości Grzebuły, to jest naprawdę duży wysiłek.

      Kura z biura. Michalak się nie przyjrzę, bo po pierwsze robią to doskonale inni (np. Zwierz Popkulturalny), a po drugie przyjąłem zasadę, że twórczości rodzimych kolegów po piórze nie komentuję. Jako krytyk zajmuję się wyłącznie tekstami stricte grafomańskimi. A chęć wydawnictw, by zarobić, kosztem prestiżu, to odrębny temat.

      Usuń
  8. Szczerze współczuję całej sytuacji. Nie lepiej zwyczajnie przemilczeć kiepskie książki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemilczeć kiepskie książki? To nie pomyłka, nie chodzi o przemilczenie krytyki? Czyli chcecie ograniczyć krytykę literacką do pochwalnych peanów?

      Usuń
    2. Zapewne czepiam sie przesadnie, ale interesujaco wyglada ten komentarz w zestawieniu z tym pietro wyzej: "przyjąłem zasadę, że twórczości rodzimych kolegów po piórze nie komentuję." :P

      Usuń
    3. Grafomani nie są zapewne kolegami po piórze Pawła Pollaka.

      Usuń
    4. Dlaczego interesująco? Czy ja jestem jedynym krytykiem w Polsce? Uznałem, że jako pisarz powinienem się ograniczyć (choć nie muszę i nie wymagam tego od innych, nie ma takiej normy, że pisarz nie może krytykować innych pisarzy). Co innego ograniczenia, jakie nakłada sobie pojedynczy krytyk (przemilczam kiepskie książki), a co innego ograniczenia nakładane całej krytyce (lepiej przemilczać kiepskie książki).

      Usuń
    5. Nie no, ogolnie sie zgadzam, po prostu zabawnie to wygladalo zestawione razem :)

      Usuń
  9. "„spowodowanie zmniejszenia dochodów ze sprzedaży książek, co znacznie wpłynęło na status majątkowy mojej rodziny” "

    Czy na status majątkowy rodziny p. Grzebuły nie ma przypadkiem znacznie większego wpływu płacenie za wydawanie się, i to niemałych pieniędzy? o_O

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie Pawle, najgorsze jest to, że to sądowanie się to straszna strata czasu, który mógłby Pan twórczo wykorzystać.
    Co do orzecznictwa wątpliwości nie mam, natomiast Pani Grzebuła będzie miała nowego wroga - państwo polskie i jego niesprawiedliwe sądownictwo, bo wątpię, żeby zrozumiała, dlaczego pozew został odrzucony, wszak już nie raz wykazywała się wysoka odpornością na argumenty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat niespecjalna strata czasu, bo przecież nie będę się sam reprezentował, tylko wezmę sobie adwokata. Skoro to na koszt pani Grzebuły…

      Usuń
    2. I tu się Pan myli
      M.G.

      Usuń
    3. Nie myli się Pan, że na koszt Grzebuły.
      Ale co do tego, że wszystko zrobi adwokat, to hmm... Ja najwyraźniej zawsze trafiałem na bardzo niesamodzielnych mecenasów.

      Usuń
    4. Mam bardzo dobrego, właśnie potwierdził, że przyjmie sprawę :-)

      Usuń
  11. Panie Pawle, po namyśle popieram to, co napisał Marcin Królik. Wywołana przez pana polemika przypomina dyskusję ze świadkiem Jehowy: ta sama ślepota na argumenty przeciwnika. Czy jako pisarz i wydawca nie dostrzegł pan, że obecnie granica między self-publishing a wydawaniem w porządnym wydawnictwie jest dość płynna? Nie wie pan, że "normalni" wydawcy zwalają na autorów koszty publikacji? Tak właśnie jest. Dwie średnie krajowe, koszt wydania książki własnym sumptem to również cena za redakcję, jakim wydawnictwo obciąża autora, na którego "stawia." Tak to jest, niestety. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Kto jest w tej dyskusji świadkiem jehowy?
      2. Na czym polega płynność w różnicy między self-publishingiem a porządnym wydawnictwem?
      3. Czy normalni wydawcy = porządni wydawcy?
      4. Do czego odnosi się końcówka wywodu: Tak właśnie jest. Dwie średnie (...)? Do wydawnictw porządnych, normalnych, czy self-publishingowych?

      Zagmatwanie Pani wypowiedzi wskazuje na nadmierny kontakt z self-publishingiem.

      Usuń
    2. Granica wcale nie jest płynna: cały czas mamy do czynienia z tekstami dobrymi i dopracowanymi, które można sprzedać, i nienadającymi się do druku, gdzie „wydawca” zarabia na różnicy między kosztami wydania, a tym, co płaci autor.
      Co do reszty, to podobnie jak przedmówca, nie bardzo rozumiem Pani komentarz.

      Usuń
    3. Chciałam po prostu powiedzieć, że również tradycyjni - nazwijmy ich - wydawcy obciążają kosztami autorów, którym uda się wreszcie dopukać do ich drzwi. Zwłaszcza jeżeli chodzi o debiutantów to częsta praktyka. Motywują to niepewnością zysku, mowią, że jak dobrze pójdzie, to oni (wydawnictwo) wyjdą na zero. Dwie średnie panie Jaśku ta aluzja do tego, o czym wspomina pan Pollak w jednym z wcześniejszych postów. Mówi że w self-publishing wydadzą za 5 tys. W "tradycyjnym" czasami też niewiele mniej liczą. Pozdrawiam obu panów.

      Usuń
    4. Ale to jest właśnie praktyka (na którą w żadnym przypadku nie należy się godzić) podpatrzona u tych wydawnictw ze współfinansowaniem. I to jest tylko dodatkowy powód, żeby z nimi walczyć, bo psują branżę.

      Usuń
    5. Jak ma walczyć skromny debiutant w świecie, gdzie znalezienie wydawcy graniczy z cudem? Jeżeli ten "tradycyjny" też każe płacić, ma wybór - albo wybulić dwie średnie krajowe, albo szukać (w nieskończoność) innego, który - kto wie - może też go obciążky kosztami, albo postawić na self-publishing, który, jak pan widzi, tak bardzo od innych wydawnictw się nie rózni. Pozdrawiam

      Usuń
    6. No, niestety, trzeba walczyć i szukać do skutku. Podcinanie gałęzi, na której chce się usiąść, do niczego nie doprowadzi. Bo wydawca za drugą książkę Pani wcale nie zapłaci, tylko weźmie kolejnego płacącego debiutanta.

      Usuń
    7. Pani Danko, jedna poprawka: to nie Paweł Pollak rozpoczął ten spór. Zaczęła go p. Marta na swoim profilu oskarżając krytyka o uprzedzenia i niekompetencję.

      Usuń
  12. Znajac polskie sady ma pan przerabane ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytając fragmenty tej prozy strasznie dręczyło mnie wrażenie, że powinny być czytane w pewien specyficzny sposób - nie mogłam sobie tylko przypomnieć jaki. Słyszałam w głowie głos, którego nie mogłam zidentyfikować... Aż w końcu mnie olśniło.

    Płynność tekstów Grzebuły przypomina mi syntezator mowy Ivona. Polecam wrzucić fragment jej tekstu: http://www.ivona.com/. PERFEKCJA.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.