poniedziałek, 22 sierpnia 2016

O kaczkach, kajakach i sukcesach

Panowie Migura i Miłosz pocieszają się na blogu tego ostatniego, że Paweł Pollak jest be i dlatego nie będą z nim dyskutować. Muszę powiedzieć, że zastanawia mnie, co w tej postawie dominuje: brak inteligencji niepozwalający dostrzec, że zabrakło argumentów (jak to mówi Sheldon Cooper: „jestem jednostką wybitnie inteligentną, gdybym nie miał racji, zdawałbym sobie z tego sprawę”), czy konstrukcja psychiczna niepozwalająca się do tego przyznać i skutkująca szczerym przekonaniem, że gdyby Paweł Pollak był cacy, to byśmy podjęli z nim dyskusję i ją wygrali. W przypadku Miłosza musiałoby się to wiązać wprawdzie z uznaniem, że obowiązuje uchylona ponad dwadzieścia lat temu ustawa, ale w tym celu wystarczyłoby mu się zapisać do partii (jeśli jeszcze w niej nie jest), która obecnie decyduje w Polsce o tym, co jest prawem.

Szczególnie interesująca okazała się dla mnie wypowiedź Migury: „W maju bodajże 2015 dzięki niemu pobiłem rekord oglądalności na swoim blogu”. Wynika z tego, że Migura pisał prawdę, kiedy komentował pod moimi analizami jego tekstów, że napędzam mu czytelników, a nie jedynie starał się zatuszować fakt, że na te analizy nie potrafi odpowiedzieć. Frapujące dla mnie jest jednak co innego: Migura przedstawia się jako znawca social mediów, fachowiec od content marketingu, pozycjonowania i budowania marki. Reklamuje się na wszelkich możliwych platformach. Konstrukcja i oprawa jego bloga nadają się na wzorcowy przykład do podręcznika „Jak skutecznie wypromować swojego bloga”. I co? I kicha. Największą oglądalność zapewnia mu polemika na blogu Pollaka, który „w obsłudze nowych mediów cechuje się swego rodzaju archaicznością”, do korzystania z Facebooka został zmuszony i ogranicza się do zamieszczania praktycznie gołych linków, a o swoich wpisach poza tym nigdzie nikogo nie informuje. Czyżby internet był jednak takim wyjątkowym medium, gdzie liczą się nie działania promocyjne, a to, czy autor ma coś do powiedzenia?

Oczywiście Migura i Miłosz tylko udają, że nie obchodzi ich, co piszę, do tego są w tym udawaniu średnio wiarygodni, bo ponoszą ich nerwy. Migura poszedł na Facebooka namawiać Czwartą Stronę, żeby podała mnie do prokuratury za krytykowanie jej konkursu, a kiedy Miłosz zniknął ze swoimi wyzwiskami, pojawił się anonim, który przejął od niego pałeczkę. Inny anonim (raczej związany z Migurą, który przyczepił się tego samego) pod wpisem Bo samochód ma cztery koła... zażądał, żebym skrytykował blog Arka Mytki, bo ten też „wali niezłe kaczki językowe”, i od razu zasugerował, że tego nie zrobię, bo „swoich się nie rusza”. Zamiast „swoich” było obraźliwe słowo, dlatego komentarz skasowałem, mogę jeszcze tolerować, że anonimy obrażają mnie, na obrażanie moich czytelników nie będę pozwalał. I nie warto byłoby na niego odpowiadać, bo jakie kaczki mógł znaleźć ktoś, kto nie potrafi użyć tego słowa we właściwym znaczeniu („kaczka” to nieprawdziwa wiadomość, a nie błąd językowy), ale uznałem, że to doskonały pretekst, by zareklamować blog America Latina, zwłaszcza że jest co reklamować, a normalnie nie mam po temu okazji, bo tematyką podróżniczą w ogóle się nie zajmuję.

Komentujący, poza tym, że jest prymitywem i tchórzem, który nie ma odwagi wystąpić z otwartą przyłbicą, jest najwyraźniej bardzo głupi, skoro w mojej krytyce Migury dostrzegł jedynie krytykę błędów językowych. Zresztą co znaczy „najwyraźniej”? Przecież człowiek, u którego mózg stanowi aktywną część organizmu, zdaje sobie sprawę, że wulgarne i obraźliwe komentarze przysyłane z anonimowych kont, słowem nieodnoszące się do zarzutów, nijak tych zarzutów nie obalają. Ale dobrze, spójrzmy na stronę językową, choć samo to w przypadku bloga, który skupia się na przekazie wizualnym, a nie słownym, przypomina krytykowanie pantomimy za brak dialogów. Ponieważ dłuższych tekstów na blogu Mytki jak na lekarstwo, musiałem cofnąć się aż do 2013 roku, żeby takowy znaleźć (z nowszych był tylko oceniający sprzęt). I wziąłem sobie pod lupę wpis Pacyfik – Atlantyk – kajakowy trawers północnej Patagonii – część 3:

W sobotę około godziny 17tej dopłynęliśmy do miejscowości el Condor, leżącej nad Atlantykiem, gdzie zakończyliśmy naszą wyprawę.
Rio Negro nazywaliśmy rio 80, bo średni dystans, który robiliśmy codziennie, wynosił około 80km.
Spędzaliśmy na rzece 9 godzin, od wschodu do zachodu słońca.
Rzeka ciągnęła się leniwie, a przez ostatnie kilka dni wiał zimny wiatr z południa.
Prędkość spadała drastycznie, za to rósł ból w nadgarstkach i plecach od młócenia wiosłem.
Jak zawsze przez pierwsze godziny brak czucia w dłoniach i stopach.
Ostatnie dni to nie tylko walka z bólem ale i chęcią rzucenia tego w diabły i solidnego odpoczynku.
Moje ramiona obecnie wyglądają jak u stracha na wróble, czyli chude patyki.

Generalnie wyprawa okazała się dużo trudniejsza niż się spodziewaliśmy.
Zimno w połączeniu z wodą i wiatrem masakrowały ciało i niszczyły psychikę.

Najważniejsze jednak jest to, że ukończyliśmy projekt przepłynięcia północnej Patagonii z Pacyfiku do Atlantyku jako pierwsi, na dodatek bez wspomagania i zimą.
Przepłynęliśmy ponad 1500 km, z czego około 100 km przeszliśmy pieszo, przenosząc lub ciągnąc za sobą kajaki, drogami, przez góry i lasy, przez step.
Około 100 km przepłynęliśmy oceanami, oprócz tego przepłynęliśmy 2 rzeki i 8 jezior.

Teraz czas na odpoczynek, regenerację i pracę na materiałem filmowym i fotograficznym.

Bardziej przypomina wymienianie w punktach niż opowiadanie, może trochę szkoda, no ale nie każdy jest Arkadym Fiedlerem. I nie każdy musi nim być. Problem byłby wtedy, gdyby ktoś nie mając takich zdolności jak Fiedler, koniecznie próbował pisać jak on. Bo wówczas powstają humory zeszytów. We wpisie Mytki ich nie widzę, więc może specjalista od kaczek językowych mi je wskaże. Gdybym miał zrobić redakcję tego tekstu, to wyglądałby on następująco:

W sobotę około piątej po południu dopłynęliśmy do miejscowości El Condor, leżącej nad Atlantykiem, gdzie zakończyliśmy naszą wyprawę.
Rio Negro nazywaliśmy Rio 80, bo średni dystans, który codziennie pokonywaliśmy, wynosił około 80 km.
Spędzaliśmy na leniwie ciągnącej się rzece 9 godzin, od wschodu do zachodu słońca.
Przez ostatnie kilka dni wiał zimny wiatr z południa.
Nasz prędkość spadała drastycznie, w miarę jak rósł ból w nadgarstkach i plecach od młócenia wiosłem.
Jak zawsze przez pierwsze godziny brak czucia w dłoniach i stopach.
Ostatnie dni to walka nie tylko z bólem, ale i z chęcią rzucenia tego w diabły i udania się na solidny odpoczynek.
Moje ramiona obecnie wyglądają jak u stracha na wróble, czyli są chude jak patyki.

Generalnie wyprawa okazała się dużo trudniejsza, niż się spodziewaliśmy.
Zimno w połączeniu z wodą i wiatrem nadwerężały ciało i niszczyły psychikę.

Najważniejsze jednak jest to, że sukcesem zakończyła się próba przepłynięcia północnej Patagonii z Pacyfiku do Atlantyku. Dokonaliśmy tego jako pierwsi, na dodatek bez wspomagania i zimą.
Przepłynęliśmy ponad 1400 km, do tego około 100 km przeszliśmy pieszo, przenosząc lub ciągnąc za sobą kajaki, drogami, przez góry i lasy, przez step.
Około 100 km przepłynęliśmy oceanami, oprócz tego pokonaliśmy 2 rzeki i 8 jezior.

Teraz czas na odpoczynek, regenerację i pracę nad materiałem filmowym i fotograficznym.

Czyli jak widać, tekst wyjściowy wymagał zwykłej redakcji, żeby być całkiem przyzwoitym jak na tekst osoby, która nie zajmuje się zawodowo pisaniem ani nie ma takich ambicji. A kiedy czytam, że ktoś pokonał kajakiem półtora tysiąca kilometrów, to odczuwam niekłamany podziw i szacunek i forma opisu schodzi na drugi plan. Gdyby Migura swoim nieporadnym językiem opisywał mi, jak spędził dzień w hospicjum, pomagając chorym, do głowy by mi nie przyszło, by jego teksty wyśmiewać. Ale kiedy ułomną polszczyzną obwieszcza, że ma jakieś pisarskie osiągnięcia, bo opublikował trzy opowiadania na swoim blogu, i bierze się do uczenia innych, jak mają te opowiadania tworzyć, to sam kładzie głowę pod topór. Prowadząc analogię z blogiem Mytki, to tak jakby ktoś, kto nie zdołał przepłynąć kajakiem średniego jeziora w Polsce, wymądrzał się, jak przepłynąć północną Patagonię. I chociaż jej nie przepłynął, ogłaszał, że zamiar przepłynięcia jest jego sukcesem. Arek Mytko o tym, że dokonał tego jako pierwszy, pisze niejako mimochodem i jest to świadoma skromność, o czym świadczy chociaż sposób, w jaki poinformował, że zamieściła o nim artykuł chilijska gazeta. Migura zachowuje się tak, jakby zamieszczenie opowiadań na blogu było równoznaczne ze znalezieniem się wśród kandydatów do Nobla. I mam naprawdę nadzieję, że żadna chilijska gazeta nigdy o Migurze nie napisze, bo jeśli to zrobi, ten niechybnie zacznie zbierać pieniądze na własny pomnik.

25 komentarzy:

  1. Zarzuca Pan Migurze, że choć nie napisał żadnej książki, udziela innym porad, jak powinno się pisać. W innym miejscu pisze Pan, że nie trzeba oceniać polszczyzny pana Mytko, bo on prowadzi blog podróżniczy, a nie literacki. Tylko że nie chodzi o to, jaki blog ten pan prowadzi, ale o to, że ciągle wysyła innych blogerów do liceum i wystawia im oceny. O Łukaszu M. napisał tak: „Teksty Migury to wypociny licealisty. Trójkowego, na szynach”. O mnie napisał kiedyś, że nie warto ze mną dyskutować, bo jestem typem licealisty. Podobnych wypowiedzi widziałam więcej. W takiej sytuacji nie tylko możemy przyglądać się, jakim językiem ten pan się posługuje, ale nawet powinniśmy.

    Pisze Pan tak: Ale dobrze, spójrzmy na stronę językową (...). Ponieważ dłuższych tekstów na blogu Mytki jak na lekarstwo, musiałem cofnąć się aż do 2013 roku, żeby takowy znaleźć (...). Bo wówczas powstają humory zeszytów. We wpisie Mytki ich nie widzę, więc może specjalista od kaczek językowych mi je wskaże.

    Pan żartuje? Przecież na tym blogu jest mnóstwo kwiatków. Z niewiadomych powodów wybrał Pan do analizy post, który jest najpoprawniejszy ze wszystkich. Trzeba było nie cofać się do roku 2013, tylko zająć tym z 12 kwietnia 2016 r. On jest i dłuższy od omawianego przez Pana, i błędów w nim od groma – miałby Pan co redagować. Pozwoli Pan, że pomogę Łukaszowi Migurze i wskażę kilka błędów. Interpunkcyjnych nie będę wypisywać, bo każdy widzi, że pan podróżnik z pewnością zna się na wiosłach, ale na stawianiu przecinków – nie za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idźmy dalej:

      Wykorzystując doświadczenie z gry tetris, starałem się jak najlepiej wykorzystać miejsce
      (...) na zewnątrz pozostał tylko thermarest i wodoodporna torba, do której weszły ciuchy, które miałem na sobie, po zmianie ich na kombinezon morski.
      Ile w tym zdaniu błędów! „Pozostał” zamiast „pozostały”, nieprawidłowe użycie zaimka „który”, no i powinno być „zanim zmieniłem je na kombinezon morski”.

      Rzuciły mi się jeszcze w oczy takie kwiatki:

      Jeżeli uważasz, że naszą wyprawę za najciekawszą, zagłosuj na nią!
      (...) moja pozycja spania przybrała pozycję skulonego, bezdomnego psa.

      Przy czytaniu o pozycji spania przybierającej pozycję psa oblałam się kawą. :D

      Usuń
    2. ¨Tylko że nie chodzi o to, jaki blog ten pan prowadzi, ale o to, że ciągle wysyła innych blogerów do liceum i wystawia im oceny. O Łukaszu M. napisał tak: „Teksty Migury to wypociny licealisty. Trójkowego, na szynach”. O mnie napisał kiedyś, że nie warto ze mną dyskutować, bo jestem typem licealisty.¨

      Nie trzeba byc kucharzem zeby krytykowac potrawy :)

      ¨pan podróżnik z pewnością zna się na wiosłach, ale na stawianiu przecinków – nie za bardzo.¨

      Nie jestem podroznikiem a przewodnikiem.
      Znam sie nie tylko na wioslach ale i kajakach. Rowniez na rakach, linach i pozostalych sprzecie wspinaczkowo lodowym.

      Z przecinkami i poprawna forma gramatyczna tekstow faktycznie mam sie na bakier.

      Usuń
    3. @Koczowniczka. Kryteria doboru tekstu podałem we wpisie włącznie z wyjaśnieniem, dlaczego pominąłem ten z 12 kwietnia. Po informacji, że jest to omówienie sprzętu, zrezygnowałem z lektury, uznając, że taki techniczny wpis (a zatem i jego analiza) będzie nieinteresujący dla moich czytelników, nie mogłem więc stwierdzić, czy błędów jest w nim więcej, czy mniej, niż w tym przeze mnie zredagowanym. Ma Pani rację, że więcej i są poważniejsze. Tyle że niewiele to zmienia, bo dyskusja wygląda następująco:

      Pollak: Migura nie dość, że pisarzem nie jest i nie ma talentu, to jeszcze uczy innych, jak pisać książki.
      Mytko: No właśnie.
      Anonim/Migura: Ty, Mytko, też się nie nadajesz się na pisarza, weź, Pollak, wykaż teraz, że Mytko nie nadaje się na pisarza, założę się, że tego nie zrobisz, bo Mytko to twój koleś.
      Pollak: Mytko nie chce ani nie próbuje być pisarzem.

      Nie krytykowałem i nie będę krytykował żadnego bloga za same błędy językowe. Zajmują mnie tylko takie przypadki, kiedy błędy robi osoba, która z definicji powinna robić ich mało (bo przecież całkowicie błędów wyeliminować się nie da), a sadzi ich masę i do tego kuriozalnych. W przeciwieństwie do Niezatapialnej Armady Kolonasa Waazona nigdy np. nie zjechałem żadnego „opka” blogerki, która coś tam skrobie na swoim blogu dla swoich fanek. Dopóki nie ogłasza się pisarką, ja osobiście nie widzę powodu do krytyki, poziom twórczości w internecie moim zdaniem może być zróżnicowany. Co nie znaczy, że odmawiam Armadzie prawa do wyśmiewania takich opowiadań, cały czas podkreślam, że teksty blogerów, skoro są ogłaszane publicznie, podlegają krytyce.

      Usuń
  2. Uff... Czuje sie przywolany do tablicy.

    Na poczatku moze poinformuje, ze od ponad 10 lat sporadycznie odwiedzalem Polske. Ostatni raz bylo to 4 lata temu. Na codzien mieszkam w Chile i Argentynie.
    Jeszcze 10 lat temu pisalem roznorakie teksty, generalnie dla siebie lub lokalnej gazetki.
    Ostatnimi laty jest to fotografia i realizowanie krotkich filmow wyprawowych.
    Moj jezyk polski spadl do poziomu podstawowki o czym wiem i nie zamierzam tego podwazac.
    Wiekszosci czasu posluguje sie jezykiem hiszpanskim i od czasu do czasu angielskim, wiec po prostu polski zaczal jelczec.
    Na moim blogu staram sie przedstawic Patagonie (w 90%) oraz aktywne spedzanie czasu.
    Pisze krotkie teksty aby nie meczyc czytelnika moja slaba gramatyka, poza tym uwazam, ze dla tego bloga zdjecia czy filmiki sa najlepsza forma przekazu.
    Czasami publikuje artykuly w magazynach outdoorowych, ale sa one redagowane przez redakcje tychze czasopism.

    Zatem co do mojego polskiego, nie pozostaje mi nic innego jak tylko pokornie spuscic glowe i przyjac fale krytyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. W takim razie proszę nie wystawiać innym ocen. Wystarczy napisać „Nie podoba mi się twój wpis”. Zdjęcia ma Pan ładne. No to idę prać moje oblane kawą spodnie :-)

      Usuń
    2. Prawde mowiac, nie pamietam mojej oceny Pani wpisu.
      Swoja krytyka nie zamierzalem nikogo urazic.
      Dobrze, ze miala Pani spodnie a nie, np mini spodniczke.
      Plamy mozna sprac, a poparzenia skory moga pozostac na stale.
      Dziekuje za pozytywna ocene moich zdjec :)

      Usuń
    3. Muszę zgodzić się z oceną Pani wypowiedzi, zarówno tu, u Pawła, jak i na swoim blogu, jaka wystawił Pani Arek (mimo, że jej nie pamięta). Podobne wrażenie sprawiła na mnie Pani odpowiedź na moje wpisy. Poziom licealisty. Proszę się jednak nie zżymać, w czasach kiedy ja kończyłem liceum, to samo co gospodarz tego bloga zresztą, poziom ten nie był wcale niski.

      Usuń
    4. @Krzysztof Dzugaj
      A to Pan ukończył liceum? Myślałam, że zawodówkę. Nie wie Pan, czego dotyczyła wypowiedź pana Arka, ale się z nią zgadza. No cóż, tym wyznaniem wystawił Pan sobie niezbyt dobre świadectwo. Zżymać się czy obrażać nie mam zamiaru, bo już dawno doszłam do wniosku, że każdy ma prawo myśleć o innych ludziach, co chce.

      @Arek Mytko
      Tak, jest Pan przewodnikiem i zna się Pan nie tylko na wiosłach, ale i kajakach, namiotach itd. Znam Pana osiągnięcia :-)

      Usuń
    5. To, że efekt Pani procesu myślowego ma mało wspólnego z tekstem, który ten proces wzbudza, bądź, inaczej- interpretacja luźno jest powiązana z tekstem interpretowanym, udowodniła Pani w poprzedniej naszej rozmowie. Stąd nie czuję się urażony tą zawodówką. To właśnie ten Pani styl powoduje licealne skojarzenia.

      Usuń
  3. "Po raz kolejny stara się Pan pokazać, że przejmuję się Pana zadaniem, choć piszę coś z goła innego. Bronię swojej osoby i tekstów w oczach innych, jednym słowem robię to, co zrobiłby każdy. Zależy mi na osobach czytających mojego bloga. Ale Pana opinia jest mi wysoce obojętna."

    No cóż, zaprzeczyłeś własnym słowom - gdyby cię słowa autora wpisu nie interesowałoby, to byś się nie bronił z taką zajadłością. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Juz myślałam, ze Migura ogarnął fakt, ze Pollak sie moze w jadzie nawet kąpać, a jemu uj do tego, bo nie obala to argumentów i tez Pollaka. Niestety, ciagle nie dociera

    OdpowiedzUsuń
  5. A "blog przesiąknięty nienawiścią do ludzi" mnie urzekł ;)

    Ten anonim co wyżej

    OdpowiedzUsuń
  6. "Juz myślałam, ze Migura ogarnął fakt, ze Pollak sie moze w jadzie nawet kąpać, a jemu uj do tego, bo nie obala to argumentów i tez Pollaka. Niestety, ciagle nie dociera"- nie rozumiem co znaczy "uj do tego"- bo nie ogarniam, choć ja nie Migura a nie dociera- do mnie....

    OdpowiedzUsuń
  7. Doda pan sobie "h" przed "u", powinien pan zrozumieć. Ogólnie to w pierwszym komentarzu pomieszałem podmioty, kajam sie. To chyba wina tych emocji, prawda, gniew buzuje i wsciekłość mna miota.

    OdpowiedzUsuń
  8. ma Pan na myśli "ch" raczej...

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście, ze tak, z rozpędu zjadłam literę

    OdpowiedzUsuń
  10. A w sprawie konkursu Czwartej Strony: wiadomo w końcu kto wygrał? Z imienia i nazwiska?

    OdpowiedzUsuń
  11. Niedawno skończyłem lekturę "Kanalii". Przez większość czasu, jaki poświęciłem na czytanie owej powieści miałem wrażenie, że jest to tylko sprawnie napisany kryminałek na niewiele wyższym poziomie od historyjek z "Detektywa". Im bliżej końca jednak, tym bardziej mnie Pollak wciągał w swoją opowieść. Zatem... "Kanalia" niezłą wariacją w temacie zbrodni i kary ("Zbrodni i kary") jest :-). Ale kto to wie? Może Migura też w przyszłości dobrą książkę napisze? Dużo pokory i żadnej zbędnej hiperpoprawności językowej wszystkim Czytelnikom "o tym i owym" życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak fakt, że moja książka zaczyna się jako kryminałek, a kończy jako ambitna powieść, ma stanowić przesłankę dla napisania przez Migurę dobrej książki?

      Usuń
    2. Zauważyłem, że na Pana blogu temat Migury urósł do miana jednego z wiodących. Po co? W jakim celu marnotrawi się tyle energii twórczej? Żeby udowodnić, że jest Pan lepszym pisarzem od Migury? Mądrzejszym człowiekiem? Że Pana blog jest bardziej wartościowy? Toczą się tu jakieś dyskusje, pyskówki, odbywa się liczenie przecinków, wytykanie błędów mniejszych i większych; starcia Pollak vs Migura gromadzą największą publiczność, sądząc po ilości komentarzy itd. Nie jestem pierwszą osobą, która zauważyła taką tendencję na Pańskim blogu. W pewien sposób przypomina on ring, na którym odbywają się walki. Trochę to prymitywne w kontekście tego, że tematyką wiodącą jest tu podobno literatura. Literatura, czyli książki. Jedną z nich jest "Kanalia". Mnie się ta książka podobała. Napisałem dlaczego. A czy jakaś książka Migury może mi się w przyszłości spodobać? Może. Na jakiej podstawie miałbym to całkowicie wykluczyć?

      Usuń
    3. Zauważyłem, że na Pana blogu temat Migury urósł do miana jednego z wiodących. Po co?
      Nie temat Migury, tylko pisanych przez niego tekstów. Po co? A po co toczy się debatę publiczną? Czy też chce Pan powiedzieć, że Migura został z debaty publicznej wyłączony? Jeśli tak, to ja chętnie bym się dowiedział, decyzją jakiego gremium i na jakiej podstawie uznano jego teksty a priori za debilne i w związku z tym niepodlegające analizie.

      W jakim celu marnotrawi się tyle energii twórczej?
      Pan wybaczy, ale dopóki nie zamówi Pan u mnie napisania książki albo nie ufunduje mi stypendium, żebym zajmował się twórczością literacką, nic Panu do tego, na co „marnotrawię” swoją twórczą energię.

      Toczą się tu jakieś dyskusje
      Skandal, prawda? Dyskusje zamiast poklepywania się po plecach i towarzystwa wzajemnej adoracji.

      pyskówki, odbywa się liczenie przecinków, wytykanie błędów mniejszych i większych; starcia Pollak vs Migura gromadzą największą publiczność, sądząc po ilości komentarzy itd.
      Kolejny hipokryta à la Królik. Innych wpisów nie komentuje, ale kiedy jest pyskówka, to się w nią włącza z pretensjami, że pyskówka.

      W pewien sposób przypomina on ring, na którym odbywają się walki. Trochę to prymitywne w kontekście tego, że tematyką wiodącą jest tu podobno literatura.
      Ciekawe, skąd Pan to wziął. Ten blog nosi tytuł „Paweł Pollak - o tym i owym”, a nie „Pisarz Paweł Pollak - o tym i owym” czy „Literacki blog Pawła Pollaka”. Tematyką wiodącą jest to, o czym Pawłowi Pollakowi zechce się napisać, a obecnie są to teksty Migury.

      A czy jakaś książka Migury może mi się w przyszłości spodobać? Może. Na jakiej podstawie miałbym to całkowicie wykluczyć?
      Pytanie brzmiało, dlaczego podstawą do niewykluczania takiej ewentualności ma być fakt, że moja książka zaczyna się jako kryminałek, a kończy jako ambitna powieść.

      Usuń
    4. Á propos marnowania czasu. Odnotowuję od wczoraj sporo wejść z linka http://marcinkrolik.pl/w-sprawie-marty-grzebuly/, zajrzałem tam trochę zdziwiony, bo to stara sprawa, i natrafiłem na nowe dla mnie komentarze (po zamieszczeniu polemiki http://pawelpollak.blogspot.com/2015/02/krolik-z-ulicy-mysiej.html już tam nie zaglądałem), w których przeczytałem:

      Widzę, że on tan teraz wziął się za "rozbiór" mojego tekstu. Ja mu się naprawdę dziwię, że chce mu się marnować czas na to ustawiczne kopanie się z końmi. (…) Ale... to jego czas, jego życie, niech je wypełnia, czym chce.

      Czyli jak Królik pisze tekst o Pollaku, to nie marnuje czasu, ale jak Pollak odpowiada Królikowi to marnuje czas (chociaż odnotujmy, że Królik na marnowanie mojego czasu łaskawie mi zezwolił). Jak Pollak odpowiada Migurze, to marnuje czas, ale jak undertheskin to komentuje, to nie marnuje czasu.

      Usuń
  12. Tak, przez jakiś czas udzielałem rad na blogu odnośnie pisania opowiadań, samemu nie mając w tej dziedzinie większych osiągnięć, i tak, Pollak miał odrobinę racji krytykując moje teksty "poradnikowe".
    Możemy porównać reakcję na krytykę. Arek Mytko nie ma problemu z przyznaniem, że jest w czymś słabszy, bo ma realne osiągnięcia i nie próbuje realizować się w dziedzinie, w której nie najlepiej wypada (specjalnie nie piszę „nie ma uzdolnień”, bo w mojej opinii te błędy są wynikiem oderwania od polszczyzny, a nie wrodzonej językowej nieudolności). W przeciwieństwie do Migury, który po roku z ociąganiem zdołał wykrztusić z siebie, że w mojej krytyce jest „odrobina” racji, bo on rzeczywiście nie ma „większych” osiągnięć. No więc, panie Migura, pan nie masz żadnych osiągnięć. Opublikowanie opowiadania na własnym blogu nie jest żadnym osiągnięciem, osiągnięciem jest publikacja tam, gdzie teksty są wcześniej selekcjonowane.

    Ale sposób, w jaki to robił i robi wciąż, czy to w stosunku do mnie czy innych osób, dalece odbiega od norm przyjętych w społeczeństwie.
    To jest teza albo prawda objawiona wygłoszona przez autorytet, a dla mnie i dla moich czytelników nie jesteś pan, panie Migura, żadnym autorytetem, więc naucz się pan używać w dyskusji argumentów i wskaż, jaką swoją wypowiedzią jaką normę naruszyłem. Bo ja nie widzę innej, jak nakazującej oszczędzanie grafomanom krytyki, która to norma, choć tu pośrednio postulowana, nie jest wcale „przyjęta w społeczeństwie”. A ja nie zgadzam się, żeby pana i panu podobnych uznać z góry za idiotów, których wykluczamy z debaty publicznej, bo piszą tak dennie, że należy zamknąć ich w jakimś getcie, wyłączonym spod krytyki. Tylko nie wiem, jak zgłaszający taki postulat chcieliby klasyfikować i oznaczać takie teksty. Na zasadzie dobrowolnego zgłoszenia? Panie Migura, zamieści pan na swoim blogu prośbę „proszę mnie nie krytykować, bo piszę beznadziejnie i z tego tytułu jestem pod ochroną”?

    Moim zdaniem to tak naprawdę próba zwrócenia uwagi na siebie.
    Dosyć oryginalny zarzut w ustach człowieka, który dosłownie żebrze o tę uwagę na wszystkich możliwych platformach. I niech mi pan wytłumaczy dwie rzeczy: dlaczego miałoby to być naganne i jak można zwrócić na siebie uwagę, krytykując blogera, którego, jak ten sam przyznaje, mało kto czyta. Bo mnie się wydaje, że do zwrócenia na siebie uwagi trzeba podczepić się pod jakieś głośne zjawisko, najlepiej z jakąś niewydarzoną teorią, coby daleko nie szukać, na przykład dowodzić, że Pokemon Go uszkadza ludzi.

    Opinię tę wyciągnął ktoś, kto zna mnie jedynie z sieci. Sami odpowiedzcie sobie na pytanie, jak duże może mieć to pokrycie w rzeczywistości?
    Wyciągnąć to można nogi, opinię się formułuje albo wygłasza. Chwali się pan swoimi nieistniejącymi osiągnięciami w sieci, a nie wśród znajomych, i z tego powodu wniosek, że uderzy panu woda sodowa do głowy, jeśli pan osiągnie jakiś realny sukces, jest nieuprawniony?

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeśli Pan się boi, Panie Pollak, że przyćmię Pana, to nie ma obaw.
    Dziękuję za uspokojenie. Jakoś ostatnio rzeczywiście źle sypiałem ze strachu, że pan mnie przyćmi.

    Pan zaś pławi się w krytyce. (…) Czy godnej miana recenzenta?
    A jaka krytyka jest godna miana recenzenta?

    Szuka Pan na siłę argumentów, które mogłyby potwierdzić z góry założoną tezę
    Skoro teza z góry założona, a argumenty na siłę, to jak to się dzieje, że nie potrafi pan tych argumentów obalić i dowieść nieprawdziwości tezy?

    kiedy tylko odnajdzie choć zbędny przecinek, łapie się go kurczowo i kopie ofiarę, aż ta łaskawie zechce spojrzeć na Pana wpis.
    Tak. W pana wpisach wszystko było pico bello poza jednym zbędnym przecinkiem, który posłużył mi za oparcie, żeby pana kopać. I musiałem strasznie długo kopać, bo pan się rękami i nogami zapierał, żeby do mnie nie zajrzeć.

    Po raz kolejny stara się Pan pokazać, że przejmuję się Pana zadaniem, choć piszę coś z goła innego.
    Zgoła. To, co pan pisze, jest mało wiarygodne, ważne, jak pan się zachowuje. Grożenie prokuratorem nie świadczy o obojętności.

    Bronię swojej osoby i tekstów w oczach innych, jednym słowem robię to, co zrobiłby każdy.
    Nie broni pan swoich tekstów, tylko stara się zdyskredytować krytyka. Jednym słowem robi to, co robi każdy grafoman, który nie potrafi merytorycznie odpowiedzieć na krytykę.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.