Wydawnictwo Czwarta Strona (Grupa Wydawnictwa Poznańskiego) ogłosiło konkurs Czwarta Strona Fantastyki na powieść fantastyczną.
Ponieważ powieść science fiction chodzi mi po głowie, a w konkursie miały być nagrody finansowe, zainteresowałem się szczegółami.
§ 4 ust. 6. Nagrodą główną w konkursie jest nagroda pieniężna w wysokości 5000,00 zł (słownie: pięć tysięcy złotych) oraz publikacja Utworu przez Wydawnictwo Poznańskie pod marką CZWARTA STRONA, w języku polskim w formie książkowej.
§ 4 ust. 7. Organizator, oprócz nagrody głównej przyzna dwa wyróżnienia. Wyróżniony Utwór zostanie opublikowany w języku polskim w formie książkowej, a Autorzy wyróżnionych Utworów otrzymają nagrody pieniężne w wysokości 1500,00 zł (słownie: jeden tysiąc pięćset złotych) każda.
Niestety, pisarz, którego zachwyciłyby te zawrotne kwoty, gdyż przymiera głodem, a elektrownia regularnie odcina mu prąd za niezapłacone rachunki, ucieszyłby się przedwcześnie. Bo w ustępie 8 tego paragrafu wyjaśnia się, że de facto żadnych nagród w konkursie nie ma:
Główna nagroda i wyróżnienia w formie nagród pieniężnych stanowią jednocześnie zaliczkę na poczet honorarium należnego autorowi z tytułu sprzedaży książki.
Czyli można wygrać, że zapłacą nam honorarium za napisaną książkę. To jest tak wspaniały pomysł, że należałoby go upowszechnić. Niech McDonald’s wprowadzi konkursy, w których do wygrania będzie pensja za smażenie hamburgerów.
Ktoś mógłby wskazać, że pięć tysięcy jest bardzo przyzwoitą zaliczką. Gdyby książka została przyjęta do wydania w normalnym trybie, autor pewnie tyle by nie dostał. Zgoda, szkopuł w tym, że wygranie konkursu wcale mu tych pięciu dych nie gwarantuje: § 4 ust. 10. Jury ma prawo do nieprzyznania nagrody głównej lub innego rozdziału nagród i wyróżnień.
§ 4 ust. 9. Warunkiem przyznania nagrody głównej i wyróżnień jest przekazanie majątkowych praw autorskich do Utworu Wydawnictwu Poznańskiemu sp. z o.o. na warunkach określonych w umowie wydawniczej z Autorem. Wzór umowy wydawniczej jest załącznikiem do niniejszego Regulaminu i stanowi jego integralną część (Zał. Nr 1). Przystępując do konkursu Uczestnik Konkursu akceptuje treść umowy wydawniczej z Autorem.
To i tak nie najgorzej, bo w tego rodzaju pseudokonkursach nieraz trzeba się zgodzić na wydanie nagrodzonej książki na warunkach, które nie zostają ujawnione. Tutaj umowa została przedstawiona do wglądu. Problem w tym, że normalnie warunki wydania można negocjować, autor, który weźmie udział w konkursie, takiej możliwości nie ma. Spójrzmy więc, czy przynajmniej ta umowa, którą trzeba zaakceptować, jest w miarę przyzwoita.
§ 2 ust. 1. Na mocy niniejszej umowy Autor przenosi na Wydawcę na okres 7 lat od daty zawarcia umowy prawa autorskie majątkowe do utworu oraz prawa do zezwalania na wykonywanie praw zależnych związanych z utworem. Prawa te są przestrzennie nieograniczone i mają charakter wyłączny.
Przeniesienie autorskich praw majątkowych jest niezbędne, by wydawnictwo mogło książkę opublikować i ją sprzedawać (autor może też wydawnictwu udzielić licencji wyłącznej, ale w praktyce nie ma różnicy). I nie oznacza to wcale pozbawienia pisarza jego praw, jak lubią twierdzić wydawnictwa ze współfinansowaniem, które zakładają, że przeciętny grafoman tej konstrukcji nie rozumie. Autor jest ograniczony tylko w takim zakresie, że w tym czasie nie wolno mu publikować książki w innym miejscu. Wydawnictwa ze współfinansowaniem stosują licencję niewyłączną, przez co ten zakaz znika, ale tylko w teorii, bo żadne normalne wydawnictwo nie weźmie od autora książki, do której prawa ma również konkurencyjna firma. Siedem lat jest okresem rozsądnym (zwłaszcza że ich bieg rozpoczyna się z chwilą podpisania umowy, a nie publikacji), więc do tego punktu nie można mieć zastrzeżeń.
§ 2 ust. 7. Wydawca jest uprawniony do wydania utworu w ciągu 18 miesięcy (słownie: osiemnastu miesięcy) od dnia zawarcia niniejszej umowy.
No i tu już zrobiło się niefajnie, bo widzimy, że mamy do czynienia z wydawcą, który nie chce brać na siebie żadnych zobowiązań, a autora ma za durnia i próbuje wmówić mu, że daje gwarancję opublikowania książki w ciągu półtora roku. Otóż nie. Sformułowanie „jest uprawniony” oznacza tyle, że wydawca może coś zrobić, ale wcale nie musi. Ten ustęp powinien brzmieć: „Wydawca jest _zobowiązany_ do wydania i przystąpienia do rozpowszechniana utworu w ciągu 18 miesięcy”. Przy takim zapisie, jeśli wydawnictwo zrezygnuje z wydania książki, będzie musiało na mocy art. 57 prawa autorskiego wypłacić autorowi podwójne dodatkowe wynagrodzenie lub odszkodowanie, przy tym przez siebie sformułowanym nie poniosłoby żadnych konsekwencji. Brakuje też zapisu o minimalnej wysokości nakładu i jeśli nawet wydawca zobowiąże się do wydania książki, to bez niego będzie mógł wydrukować na cyfrze 20 egzemplarzy i formalnie spełni warunki umowy.
§ 4 ust. 2. Wynagrodzenie Autora (brutto) strony ustalają na 10% brutto ceny zbytu (…)
10% ceny zbytu to jest najniższa stawka stosowana przez wydawnictwa (co nie znaczy, że rzadko stosowana i że nie zdarzają się niższe). Cena zbytu to cena, po jakiej wydawca sprzedał komuś książkę. Większość nakładu sprzedaje hurtowni za połowę ceny okładkowej. Czyli jeśli książka będzie kosztowała 30 zł, hurtownia kupi ją za 15 zł i autor dostanie 10% z 15 zł, czyli 1,50 zł za egzemplarz.
§ 4 ust. 3. Udział Autora w dochodach uzyskanych przez Wydawcę z zezwalania na wykonywanie zależnego prawa autorskiego będzie wynosił 20% brutto.
Chodzi o dochody z tłumaczeń na języki obce i ze sfilmowania książki. 20% dla autora to jest rzucanie mu ochłapu, uczciwy podział ze sprzedaży praw zależnych wynosi fifty-fifty.
§ 2 ust. 6. Ostateczny tytuł (…) dla utworu ustala Wydawca.
§ 6. Wydawca ma prawo domagania się od Autora wprowadzenia koniecznych, uzasadnionych merytorycznie zmian w utworze, sugerowanych zwłaszcza przez opracowanie redakcyjne.
A tutaj mamy ordynarną ingerencję w osobiste prawa autorskie pisarza. O tytule utworu decyduje wyłącznie jego autor i tylko on rozstrzyga, co jest merytorycznie uzasadnioną i konieczną zmianą w tekście. Redaktor i wydawnictwo mogą zmiany jedynie zaproponować, domagać to się mogą, żeby autor stanął na głowie i zanucił im od tyłu hymn narodowy. Bo tego drugiego ustawa nie zakazuje, natomiast zakazuje, by ktokolwiek inny poza twórcą decydował o formie i treści utworu. Tym samym oba powyższe zapisy są z mocy prawa nieważne (bo umowa nie może być sprzeczna z ustawą), o czym w wydawnictwie Czwarta Strona albo nie wiedzą, albo po chamsku liczą na to, że nie wie tego autor, i chcą się rządzić na jego poletku.
Mamy więc konkurs, w którym można wygrać publikację książki na nieciekawych warunkach i honorarium za tę książkę. Żadnych bonusów dla laureatów z tytułu udziału w konkursie. Autor lepiej wyjdzie na tym, jeśli pośle propozycję wydawniczą do wszystkich wydawnictw, a potem wybierze najkorzystniejszą czy najuczciwszą ofertę. Czwarta Strona najwyraźniej cierpi na brak propozycji wydawniczych i chce w ten sposób ściągnąć do siebie teksty. Uda się jej to, bo autorzy do konkursów się garną, a że najwyraźniej wyłączają przy tym mózg, nie dostrzegają, że tego rodzaju konkursy są wydmuszką, została tylko nazwa. A dla wydawnictwa gratka, bo nie dość, że ma teksty, to jeszcze na wyłączność, gdyż zwykle autor, który śle powieść na konkurs, nie rozsyła jej jako propozycji wydawniczej. Tym samym łatwo przewidzieć, kto będzie prawdziwym wygranym tego pseudokonkursu: Czwarta Strona.
PS. Przed takimi konkursami przestrzegałem już w moim poradniku Jak wydać książkę.
Dziękuję Panu za ten wpis, dla takich artykułów czytam bloga :)
OdpowiedzUsuńPan Paweł odwala za nas kawał roboty. Dzięki!
UsuńDokładnie to chciałem powiedzieć, po przeczytaniu tego wpisu. Naprawdę podziwiam, że ktoś merytorycznie, punkt po punkcie pokazuje pewne mechanizmy. Co ważne, czytając Pana wpisy, wiem, że nie chodzi o "walkę z systemem" (wydawniczym), ale o zwrócenie uwagi, na rzeczy, które osobom piszącym umykają, bo agenci literaccy są dostępni dla normalnych ludzi jak dostępni są prawnicy.
UsuńO! Też się zainteresowałam tym konkursem. I szybko mi przeszło ;) Lepiej słać do wydawnictw - prawda. Jeśli powieść jest dobra, szkoda oddawać ją na tych warunkach. Jeśli zła - i tak nie wygra.
OdpowiedzUsuńPanie Pawle,
OdpowiedzUsuńzapis o prawie wydawcy do "domagania się" i do decydowania o tytule zainteresował mnie w tym konkursie już dość dawno temu (głównie pod wpływem Pana przygód w tej kwestii).
Przyjąłem ciut inną interpretację tego paragrafu, a mianowicie "albo przyjmujecie [wy, autor] NASZ tytuł i poprawki, albo wam tego nie wydamy". W praktyce zgodnie z ustawą (bo w końcu ingerencja w tekst będzie oficjalnie za zgodą autora, a że to zawoalowane ultimatum, to już inna sprawa).
Zastanawiało mnie też, czy - skoro nagroda jest jednocześnie zaliczką - w przypadku braku porozumienia między autorem i wydawcą (bo np. trafi się taki uparty, że za nic nie będzie chciał zaakceptować zmian w tytule czy niektórych poprawek), zaliczko-nagrodę trzeba będzie zwrócić.
Tak czy inaczej, ja sobie daruję ten konkurs; Pana post tylko mnie w tym utwierdził.
Jacek Slay
Szanowny Panie,
Usuńprzystąpienie do konkursu jest jednoznaczne z akceptacją umowy. Więc szukanie alternatywnych światów w tej akurat sprawie mija się z celem.
Ale o co chodzi? Jakie alternatywne światy? Analizować regulaminu nie można?
UsuńJa też nie mam pojęcia, jakich alternatywnych światów szukam. Odczytałem ten paragraf inaczej niż Pan Paweł, więc dzielę się swoją interpretacją. Najwyżej okaże się nietrafiona (i przy okazji dowiem się, jak prawidłowo odbierać taki zapis) - wszak błądzić rzeczą ludzką.
UsuńUstawa o prawie autorskim mówi wyraźnie (art. 16), że osobiste prawa autorskie nie podlegają zrzeczeniu się ani zbyciu. To znaczy, że autor nie może skutecznie, z prawnego punktu widzenia, zgodzić się na przekazanie swoich prerogatyw w tym zakresie wydawnictwu. Nie może tego zrobić nawet dobrowolnie czy przekupiony, a co dopiero szantażowany. Taka zgoda w umowie zawsze więc będzie nieważna. Ustawodawca chroni tutaj twórcę jako stronę dużo słabszą, nie dając możliwości innego uregulowania tej kwestii w umowie. Wyszedł ze słusznego założenia, że jeśli na to pozwoli, to wydawcy będą autorów różnymi sposobami zmuszać, by pozwalali im decydować o tekście. Niestety, jesteśmy w Polsce, gdzie wydawnictwa prowadzą łobuzy, które nie przejmują się nawet tak jednoznacznie i jasno wytyczoną granicą.
UsuńPana drugie pytanie zwróciło moją uwagę, że w umowie nie ma ani słowa o zaliczce. To oznacza, że zaliczka obiecana jest jedynie na gębę. Żeby dostać nagrodę, trzeba najpierw podpisać umowę (§ 5 ust. 3. Warunkiem wydania nagród jest podpisanie przez Laureata Konkursu i osoby wyróżnione umów wydawniczych (…)). Jeśli więc organizator już po podpisaniu umowy uzna, że laureat dopuścił się jakiegoś przewinienia i nagroda mu się nie należy, to autor zostanie bez zaliczki, bo tej umowa nie przewiduje. I będzie mógł wydawnictwu skoczyć. Jeszcze jeden powód, żeby sobie ten pseudokonkurs odpuścić.
UsuńMoim zdaniem regulamin konkursu nie przestaje obowiązywać tylko dlatego, że strony podpiszą umowę wydawniczą. Jeżeli zaliczka jest obiecana w regulaminie, to obietnica jest wiążąca na mocy art. 919 i nast. kc.
UsuńCiekawe jury:
OdpowiedzUsuń"Wasze powieści oceniać będą:
Jerzy Rzymowski – redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Fantastyka”
Anna Misztak – redaktor naczelna portalu lubimyczytać.pl
Radek Nałęcz – redaktor Radia MUZO.FM
Marta Jac – kierownik działu Książki w Merlin.pl
Remigiusz Mróz – autor bestsellerowej powieści „Kasacja”, wydanej przez wydawnictwo Czwarta Strona
Dominika Kuczyńska – przedstawiciel wydawnictwa Czwarta Strona"
Wszystko bym zrozumiał, ale nagroda = zaliczka to mi śmierdzi przekrętem. Powinno być uczciwie: wygrywam, dostaję nagrodę, a gdzie wydaję to już moja decyzja. Strasznie to nieuczciwe ze strony organizatora, tak stawiać sprawę!
A jaką wydawca będzie miał motywację, żeby organizować konkurs, jeśli laureaci nie będą u niego wydawać swoich książek? To jest przegięcie w drugą stronę. Każdy tylko patrzy, żeby wyszarpać dla siebie jak najwięcej, w ogóle nie ma myślenia, że są dwie strony, każda ma swoje interesy i grając fair, należałoby dążyć do zrównoważenia tych interesów. Jak konkurs, to z prawdziwymi nagrodami, bo to jest idea konkursu, że są nagrody. Nie muszą być wypasione, ale żeby były przyzwoite. Uczestnik zobowiązuje się nie słać książki gdzie indziej i wydać ją u organizatora na podanych warunkach. Ale te warunki muszą być uczciwe, a nie według zasady, że autor nie ma żadnych praw, a wydawca żadnych obowiązków.
UsuńPanie P, Dlaczego uczciwy udział ze sprzedaży praw zależnych to 50% Nie rozumiem, dlaczego wydawnictwo w ogóle ma inkasować jakieś honorarium za prawa zależne do tekstu, który autor mógłby napisać i sprzedać filmowcom bez niego! Czy gdy np. Stephen King inkasuje swoje 15 czy 20 milionów baksów za prawa do filmu na podstawie nowej powieści, to też połowę z tej sumy zanosi w zębach wydawcy???
OdpowiedzUsuńWyłączywszy nietypowe przypadki, powieść staje się potencjalnym materiałem do sfilmowania/przełożenia dopiero po wydaniu. A zatem wydawnictwu należy się za to wydanie premia. I w normalnej sytuacji to wydawca, a nie autor, będzie prowadził działania zmierzające do sprzedania praw do filmu czy przekładu, czyli również należy mu się za to wynagrodzenie. Generalnie zyski wydawcy powinny mieścić się między 20 a 50%. Dążenie do tego, by wydawca nic nie dostał, jest tak samo nieuczciwe, jak dawanie autorowi mniej niż 50%.
UsuńJeśli wydawca pracował na naszą popularność, udział w zyskach oczywiście mu się należy. A jak to jest kiedy ma się już zawartą z wydawnictwem tę umowę o przekazaniu praw do książki; czy autor oddzielnie podpisuje umowę z producentem filmu, czy nie ma już nic do gadania, bo wszystko załatwia wydawnictwo? Od tego chyba zależy, czy, a jeśli tak, to jaki, wpływ będziemy mieli na ekranizację... .
UsuńUmowę z filmowcami podpisuje ten, kto ma prawo zezwalania na wykonywanie praw zależnych. Według ustawy (art. 46) jest to autor, ale umowa wydawnicza może stanowić inaczej i zwykle stanowi inaczej (tak jest w tym przypadku). Wtedy umowę z filmowcami podpisuje wydawnictwo. Nic nie stoi na przeszkodzie, by w takiej umowie zagwarantowało autorowi jakiś wpływ na ekranizację, ale zdaje się, że zwykle wpływ autora na film jest nikły czy żaden, bo taka jest po prostu praktyka, więc nawet gdyby sam podpisywał umowę, to też niewiele by wskórał (mógłby jej co najwyżej nie podpisywać).
UsuńCiekawe jest, że prawo zezwalania na wykonywanie praw zależnych nie musi mieć związku z podziałem zysków z tego tytułu. Czyli w ekstremalnym przypadku jedna strona może decydować, czy i komu sprzeda te prawa, a druga wziąć za nie 100% wpływów. Przy czym nie jest to wcale nieprawdopodobna sytuacja. Jeśli chamskie wydawnictwo zagwarantuje sobie 100% wpływów, a przeoczy, że musi do umowy wpisać, że to ono udziela zezwolenia na wykonywanie praw zależnych, wtedy – zgodnie z ustawą – tego zezwolenia będzie udzielał autor.
Bardzo dziękuję. To cenne i użyteczne porady. A wracając do kwestii zysków. Czy 15% ceny zbytu brutto od sprzedanego e-booka, to Pana zdaniem uczciwa dola dla autora?
UsuńChyba tak.
UsuńSerdecznie dziękuję za wyłuszczenie krętych ścieżek "konkursowych".
OdpowiedzUsuńNie każdy ma na ten temat wiedzę, nie każdy chce i umie szukać.
Pozdrawiam.
Nie piszę, ale zawsze dobrze wiedzieć.Są osoby, które uważają,że jak jakaś instytucja ma schemat umowy, to "wie, co robi" Dziękuję za tekst.
OdpowiedzUsuńChomik
¨Zgoda, szkopuł w tym, że wygranie konkursu wcale mu tych pięciu dych nie gwarantuje¨
OdpowiedzUsuńpiec dych to zdaje sie, ze jest 5 x 10
piec patykow to 5 x 1000
tak przynajmniej jest na Slasku :)
pozdrawiam,
Arek
Racja, winny być patyki.
UsuńNo, no, widać, że pisze pan kryminały. "Kto zabił" okazuje się dopiero w ostatnim zdaniu posta:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
M.
Warunki stawiane w regulaminie są identycznie z tymi w umowach wydawniczych stosowanych przez inne wydawnictwa wiodące w branży fantastyki. Mówię o zwrotach "jest uprawnione do wydania" itd. Nie jest to żadne oszustwo jak chce autor bloga. Widocznie nigdy nie widział umowy wydawniczej z prawdziwego zdarzenia.
OdpowiedzUsuńAutor bloga umowy wydawnicze z prawdziwego zdarzenia nie tylko widział, lecz także parę w swojej karierze zawarł. Argument: zapisy są uczciwe, bo inne wydawnictwa też je stosują, poraża swoją nieubłaganą logiką. A prawidłowość jest taka, że im wydawnictwo bardziej „wiodące”, tym więcej w umowie zapisów niekorzystnych dla pisarza, obchodzących czy wręcz łamiących ustawę o prawie autorskim.
UsuńZapis „jest uprawnione do wydania” jest nieuczciwy, bo nie pełni innej funkcji, jak ukrycie przed autorem, że wydawnictwo nie bierze na siebie obowiązku wydania książki i wynikłych z tego ustawowych konsekwencji.
A więc konkretnie: jakie wydawnictwa oferują Pana zdaniem "uczciwą" umowę? Konkrety poproszę! Argument, że autor bloga widział i podpisywał rzeczone "uczciwe" umowy jest... hmmm... z czapy...
UsuńTrzymam się po prostu poziomu zaproponowanego przez rozmówcę. Konkrety mam podawać? Anonim chce nazw wydawnictw? Kpi pan sobie.
UsuńDziwne, że autor bloga podpisał jakieś umowy, bo słychać o nim nie było, a o autorach Czwartej Strony, którzy właśnie takie umowy podpisują, jakoś jest :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wpis mocno dopieka, skoro po pięciomiesięcznej przerwie podjęta kolejna próba jego zdezawuowania. Co? Autorzy się burzą i nie chcą podpisywać nieuczciwych i niekorzystnych umów, powołując się na moje zastrzeżenia? I naprawdę macie ich za takich idiotów, że przyjmą argumentację: „Ten pan jest mało popularny, więc z tego wynika, że o umowach wydawniczych nie ma pojęcia, a wy, dzięki podpisaniu z nami niekorzystnej umowy, będziecie sławni.”? Bo mnie się wydaje, że wystarczy być odrobinę inteligentniejszym od Forresta Gumpa, by dostrzec wasze rozpaczliwe próby ratowania się argumentami ad personam i żenującą nieumiejętność podjęcia dyskusji o konkretnych zapisach umowy.
UsuńKtoś tu leczy swoje kompleksy, jara się sobą - jak to ktoś mówił. Ktoś średnio rozgarnięty...
OdpowiedzUsuńMacie całkowitą rację, że mówił to ktoś średnio rozgarnięty. Podobnie jak wy uważał, że personalne ataki obalą merytoryczne argumenty, na które, tak jak wy, jako średnio rozgarnięty, nie umiał odpowiedzieć. Ale jestem cierpliwy i wyrozumiały, więc dam wam jeszcze jedną szansę przedstawienia argumentów, że stosowane przez was zapisy umowy są uczciwe. Jeśli odpowiecie kolejnym atakiem personalnym, to go skasuję i zamknę dyskusję pod tym wpisem.
UsuńA mnie boli jedna rzecz w konkursie. Dzisiaj, na stronie i FB wydawnictwa napisano, że na konkurs przyszło "kilkaset" prac. To bardzo nieprecyzyjne określenie, ponieważ "kilkaset" to od 200 do 999. Nie ukrywam, że bardzo ciekawi mnie ile dokładnie prac trafiło do wydawnictwa, ile zostało zdyskwalifikowanych za niezgodności z regulaminem, ile rzeczywiście będzie brało udział w konkursie.
OdpowiedzUsuńInną interesująca mnie rzeczą jest metodyka oceniania? Czy jury będzie czytało każdą pracę? A może redakcja będzie robiła odsiew prac, a dopiero najlepsze trafią do jury.
Boli mnie trochę, iż takich informacji wydawnictwo nie udziela.
Wszystko się zgadza. Zła opinia o konkursie w pełni zasłużona. Jedna powieść nagrodzona, wyróżnień nie przyznano. I to najmniejszy problem. Brak jakiegokolwiek sensownego podsumowania jest zwykłym lekceważeniem uczestników. Nadal nie wiadomo ile dokładnie tekstów wpłynęło. Nie znamy też nazwiska zwycięzcy, jedynie godło. A i jakieś uzasadnienie werdyktu jury by się przydało.
OdpowiedzUsuńWątpliwości budzi także sposób oceniania. Dominika Kuczyńska (przedstawiciel wydawnictwa i juror) mówi:
"Czytamy każdy tekst, następnie chcemy przeprowadzić konstruktywną dyskusję wewnątrz Wydawnictwa. Z najlepszych tekstów wybierzemy finałową piątkę, którą dostaną jurorzy (http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/6569/konkurs-czwarta-strona-fantastyki---zmiana-terminu).
Czyli - jury oceniało jedynie finałową piątkę? A kto pozostałe kilkaset tekstów (taką "precyzyjną" liczbę podaje organizator)? Panie sekretarki? Personel sprzątający? No kto? Tego organizator już nam nie zdradza.
Na pytanie czemu nie przyznano wyróżnień (czy aż tak źle uczestnicy piszą?), Czwarta Strona na swoim profilu FB odpowiada:
OdpowiedzUsuń"Wręcz przeciwnie. Pozostałe prace, spośród których wyłoniliśmy zwycięzcę, prezentowały równy poziom i nie było takiej możliwości, by wskazać, który tekst jest lepszy od pozostałych. Stąd decyzja o nieprzyznaniu wyróżnień".
Pozostawię bez komentarza.
Ja tylko dodam, że zmieniono treść regulaminu i zmieniono plik pdf na stronie wydawcy. Prace miała oceniać Pani Dominika Kuczyńska, która widniejsze w pierwszym regulaminie i na stronie:
OdpowiedzUsuńWasze powieści oceniać będą:
Jerzy Rzymowski – redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Fantastyka”
Anna Misztak – redaktor naczelna portalu lubimyczytać.pl
Radek Nałęcz – redaktor Radia MUZO.FM
Marta Jac – kierownik działu Książki w Merlin.pl
Remigiusz Mróz – autor bestsellerowej powieści „Kasacja”, wydanej przez wydawnictwo Czwarta Strona
Dominika Kuczyńska – przedstawiciel wydawnictwa Czwarta Strona
A w pliku pdf jest obecnie pan Filip Karpow, którego wcześniej nie było.
Zmiana pierwotnego terminu ogłoszenia wyników, brak komentarza jury czy brak informacji o zmianie w składzie jury pozostawia jakiś taki niesmak.
Czy ma Pan (Pani) pierwszą wersję regulaminu? Bo teraz, dowiadujemy się, że "Jury ma prawo do nieprzyznania nagrody głównej lub innego rozdziału nagród i wyróżnień." :)
UsuńNo i czemu taką tajemnicę robią w kwestii owej finałowej piątki? Chyba fajnie byłoby autorów pochwalić. Z nazwiska. Dla porównania - w konkursie Genius Creations zupełnie inne podejście. Nie dość, że podali nazwiska autorów 22 najlepszych tekstów, to jeszcze każdy uczestnik otrzymał informację o liczbie przyznanych mu punktów.
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że kiedy pisałem powieść, to dowiedziawszy się o tym konkursie, chciałem ją tam wysłać... Gwoli ścisłości: nie wyrobiłem się.
OdpowiedzUsuńGodny uwagi wydaje mi się ten konkurs(co prawda dotyczy on form krótkich i fantastyki dla dzieci): https://piorko2016.biedronka.pl/
UsuńNo cóż, pomijając to, że termin już dawno minął, mimo wszystko nie piszę prozy dla dzieci. Ale nagroda aż by się prosiła o udział, nie powiem.
Usuń