Po wzięciu przeze mnie pod lupę dyletanckich porad Migury odezwały się głosy, że krytykant jestem, że czepiać się łatwo, trudniej coś doradzić, że mógłbym raz pozytywnie, a nie ciągle tak negatywnie. Postanowiłem zatem stworzyć wpis konstruktywny i podpowiedzieć, jak napisać opowiadanie kryminalne. Wyzwania podejmuję się niechętnie, skoro sam owych opowiadań napisałem zaledwie dziewięć, z czego cztery doczekały się jedynie takiej publikacji jak twórczość Aleksandra Sowy.
Na tworzenie opowiadania składają się trzy etapy. Porównałbym je do Monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, gdzie żadne… tfu, wróć, to nie ten tekst. Ale trzy etapy rzeczywiście trzeba przejść:
1. Przeczytaj setki opowiadań kryminalnych.
2. Wymyśl intrygę (inną niż w tych setkach opowiadań) z zaskakującą pointą.
3. Usiądź i napisz.
Ad 1. Jeśli chcesz pisać kryminały, a dotąd nie przeczytałeś albo nie masz zamiaru przeczytać setek opowiadań kryminalnych, weź lepiej udział w maratonie na igrzyskach olimpijskich. Nie masz przygotowania? Do pisania też nie.
Ad 2. Jeśli potrzebujesz porad, skąd wziąć pomysł na intrygę ze zgrabną pointą, podaruj sobie, prędzej zostaniesz astronautą niż pisarzem.
Ad 3. Jeśli po przeczytaniu setek opowiadań, nie wiesz, jak napisać własne, schlej się w trupa, a potem zacznij nowe życie z dala od literatury.
Ha! Wpisy konstruktywne mi się podobają, rach-ciach i gotowe. Dziękuję za uwagę.
Brawo, panie Pawle, dałem się nabrać. ;) Czekam na wpis konstruktywny o tworzeniu dobrych przekładów.
OdpowiedzUsuńDlaczego nabrać? To są rzetelne porady. Każda inna to albo humbug, albo nie da się zastosować w praktyce. Pisarstwo to nie jest rzecz, której można się nauczyć, słuchając teoretycznych wykładów. Co innego, jak delikwent ma gotowe opowiadanie. Wtedy jest materiał do dyskusji o warsztacie.
UsuńNie twierdzę, że nie są rzetelne - w końcu w trzech punktach zawarł pan esencję pisania opowiadań kryminalnych, a po drobnych przeróbkach można je stosować do każdego (albo niemal każdego) gatunku czy podgatunku literackiego. Spodziewałem się po prostu czegoś na kształt choćby zasad Knoksa.
UsuńPo lekturze setek utworów przeciętnie utalentowany adept pisarstwa załapie, jakie są wymogi gatunku. Tabelka z zasadami zawsze będzie arbitralna, bo od zasad można w literaturze odchodzić. Dopiero przy konkretnym tekście da się powiedzieć, czy to odejście jawi się jako błąd warsztatowy, czy nowe, świeże rozwiązanie.
UsuńHmm, mogę albo z bloga, albo jako anonim, a by nie było, że anonim, to podpiszę się w poście: baba z wielkim nosem *dygnięcie*
UsuńA mi się wpis konstruktywny podoba :D Samo sedno. Czytać, myśleć, kombinować, pracować.
Myślałam, że chęć pisania bierze się z czytania. Potem rodzi się pomysł i człowiek zaczyna walkę z tworzywem (ostatni punkt nie dotyczy geniuszy). A tu proszę - pan Migura twierdzi, że chęć pisania bierze się z... chęci pisania. Sam Coelho by tego nie wymyślił :)
OdpowiedzUsuńAS
U mnie na odwrót... Chęć czytania bierze się z chęci pisania.
OdpowiedzUsuńMam ochotę napisać coś i myślę sobie: po kiego grzyba? Jest przecież tyle książek już napisanych. Zamiast się męczyć wezmę sobie coś gotowego!
Jak na razie metoda działa i sprawdza się w 100%!
Pozdrawiam,
Paweł
Ha! Ja się zwracam, jak się zwracam, do autorów Jego Przewielebność Pan. Jest śmieszniej
OdpowiedzUsuńI ad rem:
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z teorią "setek" (tych kryminałów) do przeczytania. Chyba że chcemy tłuc paździerz, a nie literaturę, choćby popularną. Zgodzę się na setki książek, przeczytanych i "wziętych w siebie", uwewnętrznionych.
A dlaczego Pani zakłada, że te kryminały będą na jedno kopyto? Kryminały są bardzo różne.
UsuńNie zakładam, ale rozważam poważnie ewentualność mielizny stereotypu. Jestem przekonana, że potrzeba pisania/tworzenia ma swe źródło w zdziwieniu światem i pragnienia literackiej ekspresji owego indywidualnego, osobistego doznania. Jeśli moje zdziwienie wyraża się nagle w powieści kryminalnej (lub dowolnie innej), wtedy teza o "setkach kryminałów" jako o b o w i ą z k o w e j szkole warsztatowej jest mocno ograniczająca autentyczność twórczą (patrz: mielizny stereotypu). Zastanawiam się, czy można, nie czytając kryminałów (ale czytając aktywnie inną literaturę), stworzyć dobry/lepszy/najlepszy kryminał?
UsuńTemat grafomanii, który przewija się na tym blogu, jest przecież także powiązany ze swoim gettem lekturowym, którym zamykają się owi grafomani.
Zupełnie się z Pani tezami nie zgadzam. Po lekturze nawet kilkuset kryminałów osobowość twórcza spokojnie się od nich oderwie i napisze coś oryginalnego. Natomiast przełożenie, im więcej książek z danego gatunku czytam, tym lepiej go znam, jest faktem. Nie wierzę, by można było napisać dobry kryminał, nie czytając kryminałów. Nie zgadzam się też, że grafomania jest wynikiem zamknięcia się w getcie lekturowym. Grafomania to przede wszystkim kwestia językowa (a więc bez związku z gatunkiem). Myślę, że można być sprawnym pisarskim rzemieślnikiem mimo ograniczenia swoich lektur do jednego gatunku.
Usuń"Pan" to pierwsze imię? Chyba tak, skoro jest pisane wielką literą.
OdpowiedzUsuńPanie Łukaszu,
OdpowiedzUsuńprawem komentujących tutaj jest używanie nicków. Proszę się z tym pogodzić, a nie boksować się z rzeczywistością. Co czytam Pana komentarz to coś Pana śmieszy, a z tonu wpisu nie wygląda, że na Pana twarzy kiedykolwiek zagościł przy tych wpisach gościł uśmiech. Wygląda mi Pan na sztywnego, smutnego człowieka, który dostał w splot słoneczny argumentacją i błądzi Pan zamroczony po meandrach Internetu, nie wiedząc co się stało i co teraz: jak żyć? Długo budowany image rozsypał się jak domek z kart, bo ktoś normalnie podszedł do Pana rad rodem z Cosmopolitan i napisał szczerze co o nich myśli.
Dobranoc,
Marcin
Szanowny Panie Migura,
OdpowiedzUsuńskoro o godz. 17.00 usiłuje mnie Pan obrazić, a o 18.14 deklaruje szacunek, to naprawdę polecam poprosić jakiegoś pana albo panią w białym kitlu o przepisanie kolorowych pigułek, po których człowiek z godziny osiemnastej czternaście jest tym samym, co o siedemnastej zero zero.
Niestety, jeśli chodzi o Pańską ignorancję, to nie mam tak prostego rozwiązania na podorędziu. Gdyby Pan więcej (cokolwiek?) czytał, a mniej pisał, spostrzegłby Pan, że odnosząc się do tekstów różnych autorów, nie używamy formy „pan/pani”. Przeczytałem powieść Krajewskiego, oceniam, że artykuł Karnowskiego jest nierzetelny, nie zgadzam się z tezami felietonu Michnika, polemika Wielowieyskiej nie zawiera żadnych rzeczowych argumentów. Nie zaś: przeczytałem powieść pana Krajewskiego, oceniam, że artykuł pana Karnowskiego jest nierzetelny, nie zgadzam się z tezami felietonu pana Michnika, polemika pani Wielowieyskiej nie zawiera żadnych rzeczowych argumentów. Sformułowanie „dyletanckie porady Migury” (w znaczeniu: tekst z dyletanckimi poradami Migury) nie jest więc niegrzeczne, przeciwnie, jest informacją, że traktuję Pana jako normalnego autora.
Tak z ciekawości. Dlaczego polemika z Pańskimi tekstami nie zasługuje na pochwałę czy odrobinę uwagi? Są na tak niskim poziomie, że każdy powinien to dostrzec bez mojej polemiki? Same nie są warte uwagi, więc takoż i ich krytyka? Czy też ma Pan status papieża internetu i kiedy Pan coś ogłosi, to jest to święte, a kwestionowanie tego naganne?
Aha, a jak Pan przeprosi babę_potwór za ordynarną wycieczkę w rejony jej życia osobistego, to może zechce Panu wytłumaczyć, na czym polegała jej kpina. Jak Panu wytłumaczy, to może Pan pojmie i nie będzie się kompromitował komentarzami, z których wynika, że Pan nie rozumie, co do Pana ludzie piszą.
Panie Marcinie, rzeczywistość jest od tego, żeby się z nią boksować, a pan Łukasz ma rację, że wypowiedzi powinny być podpisane.
OdpowiedzUsuńKryminał akurat interesuje mnie średnio, ale ja się na to zapatruję tak:
OdpowiedzUsuńjeśli człowiek słabo zna gatunek w którym pisze, to prawdopodobnie pierwsze co mu przyjdzie do głowy, będzie powielaniem wielokrotnie eksploatowanych schematów. Dopiero, gdy ma się już pewne oczytanie, powstaje świadomość, jak tego unikać. Słownictwo, wyobraźnia stają się bogatsze, ma się więcej elementów, z których można budować fabułę. Wpada się na pomysły szukania inspiracji w nieszablonowych miejscach. Inaczej zmagania pisarza z gatunkiem przypominają często wyważanie już otwartych drzwi.
Perfekcyjnie to Pani ujęła.
UsuńZ tym że ja nie widzę nic złego w powielaniu schematów, nie wszyscy muszą być oryginalni. Do tego kryminał jest gatunkiem, w którym schemat nie jest grzechem. Ale żeby go dobrze zastosować, trzeba najpierw poznać. Czytając i pisząc, bo teoretycznie się nie da, tak jak nie da się przez teorię nauczyć pływać.
Z opowiadaniami jest trochę inna sprawa, bo klasyczny schemat kryminalny jest na krótkie opowiadanie zbyt obszerny i bez oryginalnego pomysłu trudno napisać coś dobrego.
Szanuję obcego człowieka, stosując ortografię rodem z Księżyca, a w następnym zdaniu bełkoczę o jego frustracjach. O szacunku monsieur Migura ma takie samo pojęcie jak o pisaniu.
OdpowiedzUsuńPiękny jest zwłaszcza ten zaimek osobowy dużą literą w zdaniu „Śmieszą mnie Ci wszyscy anonimowy komentatorzy”.
OdpowiedzUsuńUbawiłam się setnie, czytając i post, i komentarze (niektóre, of course) :) Dziękuję za poprawę humoru z rana.
OdpowiedzUsuńA propos panamigurowego pojęcia o szacunku, przypomina mi się miejska legenda o nastolatce, która napisała koleżance na Facebooku: "P...lę Cię, Ty szmato". Szacun być musi!
OdpowiedzUsuńMigura kontratakuje (a przynajmniej próbuje):
OdpowiedzUsuńhttp://www.lukaszmigura.com/2015/05/czy-self-publishing-to-synonim-gniota.html ;)
Self-publishing to szajs, ale Pollak krytykuje self-publishing, a Pollak zjechał mój tekst, więc od dzisiaj lubię self-publishing, chociaż dalej uważam, że to szajs. Panie Jacku, Pan gdzieś podawał, ile Migura ma lat. Ile to było? Dwanaście?
UsuńNa plus zapiszmy, że przyjął do wiadomości, że forma „pan” przy nazwisku autora jest błędem, czyli wyuczalny. A zatem w ramach akcji edukacyjnej „kształcimy Łukasza Migurę”: „szwedzkiej”, nie „Szwedzkiej”, bo przymiotniki piszemy małą literą, nawet jeśli określają coś tak wielkiego, jak literaturę.
Podawałem? Nie pamiętam, ale mogło mi umknąć. W każdym razie, według jego strony, 27. Rok ukończenia studiów wskazuje na trochę mniej, ale być może później rozpoczął studia albo kończył, powiedzmy, czteroletnią szkołę średnią.
UsuńZauważyłem jeszcze jedną ciekawą rzecz. Na Twitterze (gdzie też się dostało "zachowaniom takim jak te na blogu P. Pollaka" - jest progres, bo już blog, a nie śmieszny rozhejcony blogasek) Migura pisze o sobie "autor opowiadań i książek science-fiction". Opowiadania ponoć są, ale książek - a nawet jednej książki - no jakoś nie mogę się doszukać. Ale grunt to dobry PR, n'est-ce pas? ;-)
Ech, nie trafiam w odpowiedni guzik...
Panie Jacku, jak na tak łebskiego gościa jak Pan, nie załapać, że wcale o wiek Migury nie pytam, to trochę wstyd.
UsuńPowiedzmy, że przez niedobór snu synapsy mi się jeszcze nie rozgrzały. ;-) Kajam się, na drugi raz będę uważniejszy.
UsuńPozwolę sobie postawić jeszcze jedna "odkrywczą" tezę. Żeby napisać dobry kryminał/romans/fantasy trzeba kryminały/romansy/fanatsy lubić, a z tego niemal samo wynika, że owe kryminały/romansy/fantasy czytamy.
OdpowiedzUsuńJakoś nie wyobrażam sobie poety, który nie lubi wiersz i ich nie czyta. Ale może mam zbyt ubogą wyobraźnię?
Myśli pani, że literaturę pulpową czy wagonową tworzą jej wielbiciele?
UsuńSłowem kluczowym w mojej wypowiedzi było słowo "dobrą". Nie jakąkolwiek jeno dobrą. Taką, z której sam twórca będzie zadowolony. Przy czym przez "dobra" rozumiem "dobra w swojej kategorii' lub inaczej "dobra w rozumieniu wielbicieli gatunku".
UsuńPosłużę się przykładem. W Rosji obecnie bardzo popularny jest gatunek "litRPG". Nazwa, jak mniemam, jest samoobjaśniająca się. Literackiej Nagrody Nobla dzieła te raczej nie zdobędą. I tu rzecz ciekawa: kilku naprawdę dobrych pisarzy podjęło próby napisania czegoś takiego i wszyscy, jak jeden mąż, polegli. Niby książkom nic nie można było zarzucić (przynajmniej formalnie), ale wielbiciele gatunku wyczuli jakowyś fałsz.
Myślę, że twórca wybitny (lub przynajmniej dobry) może napisać powieść popularną, ale jednak w obrębie swoich zainteresowań.
Myślę, że istnieje literatura, do tworzenia której nie trzeba być fanem gatunku (właśnie wszelkiego rodzaju pulpa, tworzona z pobudek finansowych), a która wciąż może być "dobra" (czyt. znajdzie się na nią dostateczny popyt) w oczach targetu.
UsuńWciąż jednak nie jestem pewien, czy trzeba coś "lubić", żeby o tym dobrze pisać. Na pewno to pomaga, ale czy faktycznie dobry romans napiszą tylko czytelnicy Grocholi i Austen?
Ciekawą rzecz w tym temacie napisał Robert Jordan. Próbował napisać romans (tu są pieniądze) - i nie potrafił. Stwierdził, że nie jest w stanie odtworzyć takiego rozedrgania emocjonalnego, jakie jest dla romansu niezbędne.
UsuńJezier
Poprzedni post usunęłam, bo coś się w nim "rozjechało", a nie ma opcji edycji. Więc jeszcze raz, od początku.
OdpowiedzUsuńByć może jestem idealistką, ale uważam, że najlepiej robi się coś, co się lubi - bez względu na to, czy chodzi o pisanie książek, uprawę marchewek czy wychowywanie dzieci. Oczywiście, można zostać przedszkolanką nie lubiąc dzieci, albo kucharzem nie lubiąc gotowania, ale zazwyczaj wtedy praca wykonywana jest na "odwal się" ( że tak sobie pozwolę na kolokwializm).
Ponadto wydaje mi się, że nasze rozumienie słowa "dobry" jest rozbieżne. Dla Pana "dobra" książką to taka, która się sprzeda (w pewnym uproszeniu, oczywiście), dla mnie "dobra" książka to taka, która da satysfakcję autorowi. A jak można mieć satysfakcję ze zrobienia czegoś, czego się nie lubi? Mam wrażenie, że w tym drugim przypadku satysfakcja związana jest co najwyżej z faktem otrzymania przelewu ewentualnie gotówki.
Wydaje mi się, że przede wszystkim ciężko ustalić jedną, uniwersalną definicję "dobrej" książki (zresztą choćby Słownik języka polskiego definiuje ten przymiotnik aż na 13 różnych sposobów, uwzględniając zarówno Pani punkt widzenia - 9. «odpowiedni z punktu widzenia czyichś potrzeb lub oczekiwań» - jak i mój - 11. «korzystny pod względem materialnym»). Jeśli mierzyć to tylko jednostkami waluty, za "dobrą" literaturę uznamy "Zmierzch" i "50 twarzy Greya"; jeśli zadowoleniem czy satysfakcją - "dobrymi" pisarzami będą Sowa i Grzebuła (choć podejrzewam, że panie James i Meyer też są kontente ze swoich dzieł). W obu przypadkach chyba nie trzeba specjalnie dowodzić, jak daleko jesteśmy od prawdy. ;-)
UsuńI zgadzam się w zupełności, że w wielu przypadkach lepszym pisarzem będzie fan gatunku, o czym zresztą już wspomniałem. Nie uważam tylko, że jest to warunek konieczny, choć - niestety - nie przychodzi mi akurat do głowy żaden konkretny przykład...
Nie upieram się przy moim zdaniu, aczkolwiek wszyscy pisarze, których dane mi było znać tworzyli/tworzą w gatunku, który lubią. Być może osobiste doświadczenia przesłoniły mi ogólniejszy obraz świata.
OdpowiedzUsuńA co do definicji "dobrej" książki, to wylano morze atramentu dyskutując na ten temat. Nie sądzę więc, by nam się udało ten problem rozwikłać, aczkolwiek dyskusja sama w sobie jest ciekawa.
"Jeśli po przeczytaniu setek opowiadań, nie wiesz, jak napisać własne..." zmień hobby, szydełkowanie jest fajne ;) a przynajmniej tak czasami mówiła moje mama, gdy jej jakieś kwiatki stąd czy stamtad cytowałam. A w kontekście tego wpisu, to może sie okazać tańsze od schlania się. Z drugiej strony są teorie o zbawinnym wpływie procentów na twórczość, więc może należy cyklicznie schlewać się miedzy punktem 1 a 2, dajmy na to razy trzy, bo do tylu sztuka i jak dalej nic, to szydełkowanie? ;)
OdpowiedzUsuń