poniedziałek, 23 czerwca 2014

Globtroter na wierszówce

Tłumaczę akt oskarżenia z polskiego na szwedzki i zastanawia mnie sensowność podawania niektórych informacji. Dane oskarżonego to: imię i nazwisko, imiona rodziców, nazwisko panieńskie matki, data i miejsce urodzenia, adres, obywatelstwo, wykształcenie, zawód, stan cywilny, liczba i wiek dzieci, miejsce zatrudnienia i stanowisko, dochód, liczba osób na utrzymaniu, majątek, karalność.

Grzywna nie jest uzależniona (jak w Finlandii) od zarobków, więc po co dochód, majątek, liczba osób na utrzymaniu? Stan cywilny to przecież prywatna sprawa oskarżonego, przynajmniej dopóki nie zabił żony, a jeśli zabił, to wiadomo, że wdowiec. I jakie znaczenie ma, czy podejrzany ma doktorat, czy świadectwo ukończenia ledwie zawodówki? Dla porównania na szwedzkim akcie oskarżenia podaje się imię i nazwisko oskarżonego, numer osobowy zawierający datę urodzenia, adres i telefon, dane obrońcy, datę zatrzymania i obywatelstwo, ale tylko wtedy, jeśli inne niż szwedzkie, żeby było wiadomo, jakiego tłumacza wołać. Nikt nie pyta o takie rzeczy, jak panieńskie nazwisko matki, i zdarza się, że kiedy Szwed zostaje zatrzymany w Polsce, to tego nazwiska nie umie podać. Nie tylko rodowity Szwed, także taki o ciemnej karnacji, co każe mi podejrzewać, że ta metoda ustalania tożsamości to typowo polski, debilny wynalazek. Jakie jest prawdopodobieństwo, że dwóch gości będzie miało identyczne dane osobowe różniące się tylko panieńskim nazwiskiem matki?

Dalej. Gość jest oskarżony o spowodowanie wypadku samochodowego z paragrafu właściwego „w związku” z trzema innymi. Na sześciu stronach aktu oskarżenia ten zestaw paragrafów podany jest czterokrotnie (!), za każdym razem z pieczołowitym wyliczeniem całej numeracji. Jak to w wypadku samochodowym, są ranni, w tym przypadku sporo, bo ten samochód to był autokar. Opis obrażeń niepomijający nawet otarć naskórka powtórzony jest dwukrotnie. Czy nasi prokuratorzy są na wierszówce?

Owszem, prokurator, stosując metodę „kopiuj – wklej”, się nie napracuje. Ja przy tłumaczeniu też nie, bo stosuję tę samą metodę. Ale już podatnicy pracujący na moje honorarium tak. No, i potem sędzia musi to przeczytać, a jak widzi powtarzający się tekst, to przeskakuje wzrokiem, a jak przeskakuje, to gubi istotne informacje i potem mamy takie wyroki, jakie mamy.

Tłumaczenie jest, jak wiadomo, uważną lekturą i analizą danego tekstu, więc w paru miejscach tego aktu oskarżenia miałem ochotę użyć czerwonego długopisu:

(…) wjechał do rowu doprowadzając do przewrócenia autokaru na prawy bok, uszkodzenia konstrukcji kabiny (…) oraz wyrwania obydwu drzwi po prawej stronie pojazdu (…)

Obydwoje drzwi po lewej stronie pozostały nienaruszone, bo autokar ich nie posiada.

Około godziny 9.53 (…) wjechał na pas autostrady (…)

Dokładna godzina to z setnymi czy tysięcznymi częściami sekundy?

(…) wjechał do rowu [to inne zdanie niż to wyżej] doprowadzając do przewrócenia pojazdu na prawy bok i jego poważnego uszkodzenia popranej stronie.

Mimo poszukiwań nie udało mi się ustalić, jak jest „poprana strona” po szwedzku.

(…) powietrze było przejrzyste (…) natomiast święcące Słońce, które wschód miał miejsce o godz. 5:59 [dlaczego nie około? – przyp. mój] jest zjawiskiem w naszej szerokości geograficznej normalnym (…)

W takiej Arktyce na przykład w czasie nocy polarnej już nie i taki kierowca mógłby być zaskoczony, że pod tamtą szerokością geograficzną oślepiło go słońce. Zwykłe, nie astronomiczne. A że w Arktyce Kościół jest słabszy, to i nie święcące się, tylko świecące.

Przez pierwszy odcinek pojazdem kierował XX, który opuścił pojazd po dotarciu do promu w Helsinbörgu.

Chyba znowu wierszówka, bo jakie znaczenie dla sprawy ma, kto kierował pojazdem na pierwszym odcinku. Helsinbörg to gdzieś niedaleko Helsingborga?

Tam (…) pracę rozpoczął zespół kierowców: ZZ i YY, który prowadził pojazd do Gesder w Danii (…)

Bo ten autokar to była amfibia. Chyba że prokurator ma na myśli nie Gedser, tylko rzeczywiście jakieś Gesder będące duńską enklawą na terenie Szwecji, a co za tym idzie, by się do niej dostać, nie trzeba przekraczać cieśniny Sund.

(…) w miasteczku Presov na Słowacji.

Zakładamy, że prokurator, który na lekcjach geografii najwyraźniej grał na game boyu, ma na myśli Preszów.

Wśród papierów do tłumaczenia znalazł się taki, który kazał mi wycofać oskarżenie o szastanie pieniędzmi podatników. Otóż zawiadomienie o przesłaniu aktu oskarżenia trzeba doręczyć pokrzywdzonym, a że tych było kilku, prokurator wykoncypował sobie, że zamiast tłumaczenia kilku zawiadomień zleci mi przekład wzorku z pustym miejscem na adresata. Przecież to byłby skandal, gdyby tłumacz zmieniając tylko dane osobowe, wziął honorarium za kilka dokumentów po sowitych stawkach sprzed dziewięciu lat. Pan prokurator nie uważał nie tylko na lekcjach geografii, ale i na studiach, bo wykorzystanie takiego wzorku byłoby sporządzeniem przez niego dokumentu w języku szwedzkim, do czego nie ma uprawnień, gdyż jako przedstawiciel instytucji może sporządzać dokumenty tylko w języku urzędowym, a tym, jak na razie, w Polsce pozostaje wyłącznie polski.

9 komentarzy:

  1. Jak to grzywna nie jest uzależniona od zarobków i sytuacji osobistej/rodzinnej skazanego? A czym niby kieruje się sąd ustalając wysokość stawki dziennej? Albo prokurator żądając określonej wysokości takiej stawki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, utożsamiłem grzywnę z mandatem. Ale dalej będę się upierał, że te informacje są w aktach i nie ma potrzeby ich przepisywania do samego aktu oskarżenia.

      Usuń
    2. W takim razie w zasadzie wszystko jest w aktach. Czyli idąc tym tropem, to w akcie oskarżenia wystarczyłoby napisać jedno zdanie: "oskarżam tego i tego o czyn z artykułu takiego i takiego, wnosząc o wymierzenie kary takiej i takiej." :)

      Usuń
    3. Ale tak właśnie wyglądają szwedzkie akty oskarżenia. Może nie literalnie do takiego minimum, ale zwykle mają nie więcej niż dwie strony, a polskie i po dwadzieścia.

      Usuń
    4. No, okej - chociaż mnie osobiście bardziej niż długie akty oskarżenia denerwuje obowiązek ich odczytania oskarżonemu na rozprawie - to jest dopiero marnowanie czasu sądu (a przy okazji i pieniędzy podatników, bo tłumacz musi to wszystko tłumaczyć), a przecież oskarżony dostał do ręki odpis tego aktu. Odczytywanie to przeżytek z XIX wieku, kiedy większość ludzi była niepiśmienna.

      Usuń
    5. Historia kołem się toczy...
      A.G.

      Usuń
  2. Prokurator zgodził się ze mną, że wzorek nie podlega tłumaczeniu, że w efekcie wystawiałby dokument w obcym języku, ale mimo to nie był zadowolony, że nie przetłumaczyłem, bo „dotąd tak puszczaliśmy i przechodziło” i mogliśmy „jakoś to obejść”. Dotąd myślałem, że prokuratura jest od egzekwowania prawa, a nie jego obchodzenia, ale ta uwaga wywołała tylko szczere rozbawienie pana prokuratora. Zażądał ode mnie, żebym dotłumaczył z dnia na dzień. Laikom wyjaśniam, że to taki ekspres, za który tłumacz nie dostaje ekstra pieniędzy, podwójna stawka jest za tłumaczenie w tym samym dniu. Czyli niewąska bezczelność: masz, człowieku, być na zawołanie, ale w ramach pańszczyzny. Na szczęście miałem tłumaczenie dla innej prokuratury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest prawdą, że w Polsce grzywna nie jest uzależniona od zarobków, co zauważył słusznie Pan Radosław. Przepisy przewidują widełki - tak w zakresie wysokości samej stawki jak i liczby stawek - w ramach których sąd wymierza grzywnę biorąc pod uwagę, m. in. możliwości zarobkowe oskarżonego. Przepis art. 33 par. 3 kodeksu karnego, jednoznacznie stanowi, iż: „Ustalając stawkę dzienną, sąd bierze pod uwagę dochody sprawcy, jego warunki osobiste, rodzinne, stosunki majątkowe i możliwości zarobkowe; stawka dzienna nie może być niższa od 10 złotych, ani też przekraczać 2.000 złotych”. Idąc dalej, przepis art. 58 par. 2 kodeksu karnego stanowi, iż: "Grzywny nie orzeka się, jeżeli dochody sprawcy, jego stosunki majątkowe lub możliwości zarobkowe uzasadniają przekonanie, że sprawca grzywny nie uiści i nie będzie jej można ściągnąć w drodze egzekucji".
    Z tego samego względu istotne jest zatem także ustalenie warunków osobistych i rodzinnych oskarżonego, czego zasadność zakwestionował Pan w swojej wypowiedzi. Pana podejrzenie, że pozyskiwanie ww. informacji ma służyć ustalaniu tożsamości oskarżonego jest zatem nieuzasadnione. Oparty zaś na nim kolejny wniosek, iż jest to „typowo polski, debilny wynalazek” jest z kolei typowy dla Pana wypowiedzi, nacechowanych zbędną agresją i arogancją.
    Sposób opisywania znamion służy dokonaniu prawidłowej kwalifikacji prawnej czynu i wskazywanie na „otarcia naskórka” jak również inne Pana zdaniem zbędne szczegóły, mają z tego punktu widzenia nie tylko istotne ale zasadnicze znaczenie. Wywodzenie ironicznych i prześmiewczych wniosków co do sposobu działania prokuratury czy sądu z nieprawdziwych założeń jest zaś okolicznością uzasadniającą poddanie pod wątpliwość wiarygodności Pana wypowiedzi. Skoro bowiem z taką łatwością - na podstawie błędnych założeń - formułuje Pan na tyle daleko idące wnioski, to obawa w tym zakresie wydaje się być uzasadniona.
    A.M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie poddaje się pod wątpliwość, tylko podaje w wątpliwość.

      Komentarz „typowo polski, debilny wynalazek” odnosił się do obowiązku podawania nazwiska panieńskiego matki, więc albo nie umie Pan czytać ze zrozumieniem (co w przypadku prawnika kiedyś by mnie dziwiło, ale teraz już wiem, że to smutna polska norma), albo chce twierdzić, że ta informacja służy nie ustaleniu tożsamości, tylko warunków osobistych i rodzinnych oskarżonego. Jeśli to drugie, to proszę mi wyjaśnić, jak zmienią się te warunki, jeśli mamusia oskarżonego będzie z domu Malinowska, a nie Kowalska.

      Naprawdę chce Pan twierdzić, że jeśli poszkodowani mają znacznie cięższe obrażenia niż otarcia naskórka, to okoliczność, ilu z nich owo otarcie ma, wpłynie na kwalifikację prawną czynu i wymiar kary? To proszę mi podać, jak zmieni się kwalifikacja i wyrok, jeśli otarcia będzie miało a) 80% poszkodowanych b) połowa c) jedna trzecia. Poza tym nie odniósł się Pan do zasadniczego zarzutu (naskórek był na marginesie), że opis obrażeń zostaje bez sensu powtórzony.

      Swoje wnioski wywodzę z faktu, że szwedzcy prokuratorzy piszą dwustronicowe akty oskarżenia, a polscy dwudziestostronicowe. Mimo pomijania masy dupereli jakoś Szwecja nie uchodzi za kraj, w którym zapadają niesprawiedliwe wyroki, przeciwnie, to w Polsce człowiek siedzi dwanaście lat za morderstwo, którego nie popełnił, bo prokurator zamiast myśleć, pisze epistoły.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.