Natrafiłem na informację o panelu dyskusyjnym Etyka zawodu tłumacza przysięgłego, który odbył się w marcu w ramach konferencji tłumaczy. Niestety, nigdzie nie odnalazłem relacji z tego panelu, ale sama zapowiedź jest tak kuriozalna, że warta tego, by się do niej odnieść.
Pierwsze, co mnie powaliło, to skład panelu:
W dyskusji udział wezmą: Joanna Miler-Cassino – TEPIS , Maryja Łucewicz-Napałkow – STP oraz Łukasz Mrzygłód – BST.
Na pozór nie ma się czego przyczepić, debatują przedstawiciele trzech organizacji tłumaczy, TEPIS-u, Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich i Bałyckiego Stowarzyszenia Tłumaczy. Haczyk polega na tym, że Łucewicz-Napałkow i Mrzygłód należą do TEPIS-u. Czyli TEPIS urządził sobie debatę sam ze sobą. W PRL-u był większy pluralizm, bo jak spotykali się przedstawiciele PZPR, ZSL i SD, to ci dwaj ostatni do PZPR jednak nie należeli. TEPIS-owcy postanowili omówić następujące kwestie:
Kodeks tłumacza przysięgłego nie jest aktem prawnym i nie ma mocy obowiązującej. Czy wobec tego nieprzestrzeganie go jest nieetyczne?
Niech zgadnę, TEPIS-owcy we wsobnej dyskusji doszli do wniosku, że kodeks należy respektować? Tymczasem ciekawsze pytanie brzmiałoby, czy etyczne jest narzucanie tego pseudokodeksu, stworzonego przez skompromitowaną organizację, a właściwie przez jego wieczną prezeskę, wszystkim tłumaczom przysięgłym? Kodeksu opartego na podobnym kancie jak ta dyskusja, w celu zatajenia, że jest to wytwór jednej organizacji, która nie ma żadnego mandatu, by takie akty tworzyć i uchwalać? Kodeksu napisanego przez jedną osobę, Danutę Kierzkowską, której wiedza o zawodzie tłumacza i poziom intelektualny są odwrotnie proporcjonalne do ciągot, by tłumaczami rządzić? Kodeksu, którego poziom jest taki, że należy uznać go za parodię tego rodzaju aktów? Znamienne, że TEPIS-owcy nie potrafili wziąć w obronę owych wypocin swojej wiecznej prezeski, kiedy punkt po punkcie wykazałem, że jest to w znacznej części stek bredni. Rzeczywistej debaty, z prawdziwym oponentem, podjąć nie umieją, ale chcą mu narzucić respektowanie tych bredni pseudodebatami we własnym gronie.
Czy tłumacz przysięgły jest etycznie zobowiązany przyjmować zlecenia pracy dla sądu czy innego organu nawet wtedy, gdy np. ten sam sąd czy inny organ wciąż mu nie zapłacił za poprzednie tłumaczenie?
Pytanie właśnie na poziomie tego kodeksu. Tłumacz jest _prawnie_ zobowiązany przyjmować zlecenia pracy dla sądu, nawet jeśli ten sąd jeszcze mu za wcześniejsze tłumaczenie nie zapłacił. Ani przepisy, ani ich interpretacja nie pozwalają tłumaczowi jako ważną przyczynę uzasadniającą odmowę wykonania tłumaczenia podać opóźnionej płatności. I etyka nie ma tu nic do rzeczy. Chyba że TEPIS-owcom chodzi o to, czy etyczne jest postępowanie zgodnie z prawem, kiedy to prawo jest niekorzystne dla zainteresowanego.
Czy tłumacz przysięgły, który pracuje dla organów wymiaru sprawiedliwości za stawkę jeszcze niższą, niż ta wyznaczana rozporządzeniem (kiedy organy negocjują cenę), narusza zasady etyki zawodowej?
Widzę, że wsobne dyskusje prowadzą do tego samego, co chów wsobny, czyli drastycznego ograniczenia poziomu intelektualnego. Organ nie może negocjować ceny, bo stawki są sztywne, czyli jest to niezgodne z prawem, a tłumacz nie może wziąć niższej stawki, bo wtedy złamie prawo. Jak wyżej, etyka nie ma tu nic do rzeczy albo TEPIS-owcy chcą rozważyć kwestię, czy etyczne ze strony tłumacza jest, by kładł uszy po sobie, kiedy organ łamie prawo.
Czy kwestie etyczne związane z wykonywaniem zawodu tłumacza przysięgłego powinny zostać w pewnym zakresie uregulowane w ustawie o zawodzie tłumacza przysięgłego?
Chcemy marzenie Kierzkowskiej spełnić i przepisać ten jej głupawy kodeksik do ustawy?
Czy praktyka aktualnie stosowana przez niektóre biura i kancelarie polegająca na wymuszaniu poświadczenia przez tłumacza przysięgłego zgodności z oryginałem bez okazywania mu oryginału, a jedynie np. skanu, jest zgodna z zasadami etyki zawodowej tłumacza przysięgłego?
Z tego wynika, że nietyczne zachowanie biur i kancelarii może obciążać konto tłumacza. Wypowiadałem się już na temat poziomu intelektualnego TEPIS-owców? Bo może jednak należałoby się zastanowić, czy etyczne jest uleganie tego rodzaju żądaniom? A przecież to wieczna prezeska TEPIS-u wysmażyła kiedyś interpretację, że wcale nie trzeba widzieć oryginału, bo poświadczyć za zgodność z oryginałem, wystarczy uwierzyć klientowi (czyli też biuru i kancelarii), że kopia, którą przesłał, odpowiada oryginałowi.
Czy przesyłanie koledze po fachu tłumaczenia poświadczonego na potrzeby konsultacji narusza zasady etyki?
Pytanie z rodzaju, czy załatwianie się do zlewu jest higieniczne. Kwestia bezprzedmiotowa, skoro – mimo technicznej możliwości – nikt się do zlewu nie załatwia. Przecież nie muszę wysyłać koledze całego tłumaczenia, żeby coś z nim skonsultować, tylko wybrane fragmenty i to pozbawione wrażliwych informacji.
Jeżeli jest jakaś kwestia, którą chcieliby Państwo zgłosić pod dyskusję jeszcze przed Konferencją prosimy o informacje: info@translation-conference.com.
To się, niestety, spóźniłem. Bo chciałbym pod dyskusję zgłosić kwestię, czy etyczne jest, kiedy prywatna organizacja TEPIS, która nie potrafi niczego tłumaczom załatwić (przypomnijmy, dwunasty rok pracujemy za te same stawki), zamiast ośmieszać się na własny rachunek, utrzymuje, że reprezentuje tłumaczy przysięgłych, i prawem kaduka chce im narzucać jakieś swoje własne kodeksiki.
Mnie w tej dyskusji brakuje klauzuli sumienia tłumacza przysięgłego. Bo tłumacz-katolik zgodnie z klauzulą sumienia powinien odmawiać np. tłumaczenia w sprawach rozwodowych (aczkolwiek, jak Pan słusznie wspomniał, tłumacz sądowi zasadniczo odmówić nie może). A może coś przegapiłam, bo już późno i czytałam - co ze wstydem przyznaję - niezbyt dokładnie?
OdpowiedzUsuń