[Ustawa Lex Kurski z dnia 8.01.2016 r. o kontroli publikacji i widowisk]
„Teleexpress”, informując o Oscarze dla filmu „Spotlight”, podał, że opowiada on losy dziennikarskiego śledztwa w sprawie afery pedofilskiej w… Bostonie. Dziennikarka Katarzyna Piwońska pominęła taki szczególik, że afera miała miejsce w Kościele katolickim. Z przemilczenia tłumaczy się Maciej Orłoś, więc rozumiem, że również, a może nawet głównie on jest za tę manipulację odpowiedzialny:
Często w Teleexpressie podajemy "zajawkowo" informację, w krótszej formie, jednocześnie zapowiadając, że w Teleexpressie Extra będzie więcej na ten temat - tak było też w tym przypadku. (…)
Bardzo łatwo ulec "histerii" i szufladkowaniu - "skoro tak powiedzieli, to znaczy, że są sterowani" etc, a rzeczywistość nie jest tak czarno-biała, tak oczywista, tak prosta, jak wielu się wydaje; są też przecież takie zjawiska jak zwykły, przez nikogo nie "sterowany" błąd ludzki... (cytaty z profilu Orłosia na Facebooku).
Jedno z dwojga: albo zajawka, albo błąd. Skoro Orłoś podaje oba wyjaśnienia naraz, to od razu widać, że plącze się w zeznaniach. Zresztą też z osobna żadne nie jest wiarygodne. Informację, że „Boston Globe” bada aferę pedofilską wśród księży, omyłkowo pominąć mógłby tylko dziennikarz, który by o tym nie wiedział albo który nie potrafiłby ocenić, że jest to fakt dla filmu kluczowy. W obu przypadkach świadczyłoby to o jego skrajnej niekompetencji. Ponieważ materiał dziennikarski jest czytany i sprawdzany nie tylko przez jego autora, to wyjaśnienie o pomyłce byłoby możliwe do przyjęcia jedynie wraz z oświadczeniem Orłosia, że redakcję „Teleexpressu” tworzy banda ignorantów. Poza tym takiego pecha, że głupia pomyłka wygląda na świadome działanie i stawia człowieka w bardzo niezręcznej sytuacji, to mają tylko bohaterowie sitcomów. Co do zajawki, to również takowa zawiera zawsze kluczowe fakty. Czy Piwońska podała „zajawkowo” informację, że „Spotlight” dostał nagrodę na gali filmowej w Los Angeles, a dopiero w „Teleexpressie Extra” zostało dopowiedziane, że Oscara? Nie. Więc niech pan Orłoś nie robi z widzów idiotów. Bo wielu tych widzów jeszcze pamięta PRL i doskonale wie, jak wyglądają techniki manipulacji. Jeśli niewygodnej wiadomości nie da się pominąć, to się spycha ją do programu o dużo niższej oglądalności. Nowością zaś w PiS-landii jest zamieszczanie przeprosin za kłamstwa i manipulacje na Facebooku. Kilkumilionowej widowni wcisnęło się kit, a sprostowanie zamieszcza się dla kilkunastu tysięcy.
Co więcej, Orłoś nie podejmuje dyskusji z komentującymi, którzy jego wyjaśnienia w sposób rzeczowy obalili. Nieraz osobie sławnej rzeczywiście trudno włączać się w dyskusję pod wpisem, jeśli komentarzy jest kilkaset, ale tu zamieszczono ich raptem kilkadziesiąt, poza tym sprawa jest wielkiej wagi. Tymczasem Orłosia bronią pracownicy „Teleexpressu” i jego rodzina, ale nie merytorycznie, tylko „udzielając poparcia”. Koresponduje to z „argumentami” zwolenników PiS-u, którzy mają do powiedzenia tyle, że psy szczekają, a karawana jedzie dalej.
Maciej Orłoś zaprzecza, jakoby był sterowany, jakoby polecenie, żeby unikać łączenia słów „pedofile” i „księżą”, przyszło z góry. I ja mu wierzę. Bo Orłoś najwyraźniej nie jest z tych, z którymi cenzura musi walczyć. Wystarczy, że istnieje, a oni sami już wiedzą, co wolno powiedzieć, a czego należy się wystrzegać. To jest autocenzura, dużo gorsza od tej oficjalnej. Bo pozwala komuś, kto się zeszmacił, zachowywać przekonanie, że posiada kręgosłup: przecież ja nic nie wykreśliłem, nikt mi nic nie kazał wyrzucać czy zmieniać, gdyby tak było, to bym się postawił. Pan Orłoś żyje w przekonaniu, że on się Jacka Kurskiego nie boi, gdyż wypiera ze świadomości, że doskonale wie, skąd wieje wiatr, i że odpowiednio do tego wiatru potrafi się ustawić.
O tym wypieraniu świadczy też przedstawianie przez Orłosia dowodu, że manipulacji nie było, bo kiedy „Spotlight” wchodził w Polsce na ekrany, „Teleexpress” podał, że tematem jest afera pedofilska w Kościele. No cóż, filmy kręci się o różnych rzeczach, nagrody dostają nieliczne. Informacja, że powstał czy wszedł do kin film o księżach pedofilach, nie ma takiej wagi jak news, że dostał on najważniejszego Oscara. Bo to uwiarygadnia zawarte w nim zarzuty. A pan Orłoś nie chciał (czy raczej Kurski z Rydzykiem nie chcieli, a Orłoś doskonale wyczuwa, czego oni sobie nie życzą), żeby jego widzowie, z których spora część uznaje oskarżenia księży o pedofilię za pomówienia wygłaszane przez wrogów Kościoła, dostali komunikat, że te „pomówienia” zostały wsparte autorytetem najbardziej renomowanej nagrody filmowej na świecie.
A jako pointę odnotujmy smaczek, że Maciej Orłoś jest członkiem Stowarzyszenia Wolnego Słowa, którego statutowym celem jest „działanie na rzecz wolności słowa poprzez: / 1) monitorowanie przejawów naruszania wolności słowa (…)”. Mnie by interesowało, co Stowarzyszenie ma do powiedzenia w sprawie manipulowania wiadomościami w programach informacyjnych TVP, niestety, na jego stronie oświadczenia w tej sprawie na próżno szukać.
PS. Po latach prowadzenia bloga uznałem, że może byłoby fajnie, gdyby wpadło za to trochę kasy. Kto chciałby z tej kasy wyskoczyć, szczegóły znajdzie we wpisie Postaw mi piwo.
A te reklamy AdSense poniżej, nie należą do Pana tylko do Bloggera? Michał Szymański
OdpowiedzUsuńDo mnie. A co?
UsuńBo w takim razie, klikanie w te reklamy daje Panu zyski. Choć Panu zachęcać do tego klikania zgodnie z zasadami programu partnerskiego Google, nie wolno :)
UsuńPrzecież nie zachęcam. Rozumiem, że ma Pan pretensje, że i reklama, i datek. Wydawało mi się, że wzajemnie wykluczają się reklamy i abonament. Abonament trzeba zapłacić, datku, jeśli uzna się, że wystarczająco zarabiam na reklamach albo że są uciążliwe, nie.
UsuńNie mam pretensji. Klikam :)
UsuńSprostowanie było też w Teelekspressie, Orłoś czytał nawet na wizji ironiczne komentarze internautów. To tak tonem sprostowania :)
OdpowiedzUsuńTo „sprostowanie” ewidentnie zostało wymuszone przez rozgłos (ukazało się dopiero w czwartek, a nie następnego dnia) i jest taką samą albo jeszcze gorszą manipulacją. Lektorzy mówią o „twórczej reakcji internautów po tym, jak poinformowaliśmy o nagrodzie” i że „skrócony opis filmu użyty w ‘Teleexpressie’ wywołał lawinę ironicznych opisów innych filmów”. Ani słowa o tym, jak poinformowali i na czym ten „skrócony opis” polegał. Kto nie zna afery, w ogóle nie dowie się, o co chodzi. Ale przecież o to właśnie Orłosiowi chodzi, żeby „ciemny lud” się nie dowiedział. Co dalej, panie Orłoś? Prowadzenie „Teleexpressu” w mundurze armii dowodzonej przez Macierewicza?
UsuńZgoda, ale, o ile pamiętam, stwierdzenie "pedofilia w kościele katolickim", o które cała rzecz się rozbijała, tym razem padło, to warto odnotować. Choć oczywiście w pełni się z Panem zgadzam.
UsuńPadło, bo jest ponowny opis filmu, ale co z tego, że padło, skoro nie ma żadnego powiązania z ową „twórczą reakcją internautów” ani wyjaśnienia, że właśnie tego zabrakło w owym „skróconym opisie”? Służy wyłącznie jako alibi (o co chodzi? w końcu przecież powiedzieliśmy, jak jest) i służy skutecznie, skoro Pan daje się na to nabierać. Uczciwe sprostowanie brzmiałoby następująco: „W dniu takim a takim w materiale o przyznaniu Oscara filmowi ‘Spotlight’ pominęliśmy informację, że dziennikarskie śledztwo toczy się w sprawie afery pedofilskiej w Kościele katolickim. Przepraszamy”. Ale na takie sprostowanie pan Kurski się nie zgodzi. Orłoś, manipulując ze sprostowaniem, dostarcza kolejnego jednoznacznego dowodu, że to nie była żadna zajawka ani pomyłka. A przy tym manipulowaniu wykazuje taki talent, że Kaczyński z miejsca powinien zaproponować mu stanowisko ministra propagandy.
UsuńNormalnych ludzi nie powinno dziwić,że zdarzają się pedofile -wśród księży,nauczycieli,dozorców nawet..I tak, niektórzy ludzie piszą o tym artykuły,a czasem robią filmy.
OdpowiedzUsuńI w normalnym kraju nie powinno być problemu.
Chomik
Tyle że to nie jest film o tym, że wśród księży zdarzają się pedofile, a o tym, że Kościół jako instytucja ich chronił. Instytucja, która na każdym kroku wyciera sobie gębę moralnością, sprzyjała jednemu z najbardziej obrzydliwych przestępstw. Nic dziwnego, że katolicy nie chcą przyjmować tego do wiadomości. Bo jedyną uczciwą reakcją na przyjęcie tego faktu do wiadomości byłoby wypisanie się z tej instytucji.
UsuńJasne! Mnie najbardziej rozwaliło,kiedy byłą ta afera z psychicznie chorymi zakonnicami,które znęcały się na dziećmi.Jakaś kobieta (nauczycielka chyba?) wiedziała o tym,ale oświadczyła,ze jest katoliczką i nie będzie na siostry donosić...Ręce i skarpetki opadają.
OdpowiedzUsuńChomik
Ale one nie były chore psychicznie! One były całkiem zdrowe na umyśle. Tylko właśnie był z nimi ten problem, ze uważały, ze można ludzi{dzieci} gnoić a latami nikt im się nie przeciwstawił bo to właśnie zakonnice były=święte człeki, pani. Kopińska o tym całą książkę napisała i spać po niej po nocach nie można. Też pamiętam tę nauczycielkę bo nie przeciwstawiła się złu w imię"zasad". Nie wiadomo kto gorszy takie siostry działające z premedytacją czy"święta" nauczycielka.
OdpowiedzUsuńhttp://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/pani-jeszcze-nie-wie-co-to-jest-pieklo/tcj0x a to ten artykuł od którego wszystko się zaczęło:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,137741,15767379,Czy_Bog_wybaczy_siostrze_Bernadetcie_.html#TRrelSST