Wrażliwców od razu uspokajam: nie będzie o molestowaniu seksualnym małych chłopców. Będzie o literaturze, ale, że tak powiem, od dupy strony. Jeśli ktoś uważa, że to niewłaściwa strona, niech spojrzy na działania nowej premiery (właściwa forma, panie feministki?): sto milionów dla górników znalazła natychmiast, o wykonaniu unijnej dyrektywy, by pisarze dostawali tantiemy od wypożyczeń swoich książek w bibliotekach, cicho sza. (Pytanie pomocnicze dla mało kumatych: Gdzie pani premia ma polskich pisarzy?)
Skoro jesteśmy przy kasie, to ostatnio modne stało się upominanie o nią przez artystów na Facebooku. Tak postanowiła zrobić i publicystka Kinga Dunin, choć akurat upomniała się o pieniądze nie od państwa, lecz od pana, konkretnie Ignacego Karpowicza, pisarza. Podobno nie oddał jej długu, a prośby, by to zrobił, miał skwitować słowem, które wyraża „gwałtowną prośbę o szybkie oddalenie się w nieustalonym kierunku”. Ponieważ wśród Polaków zasada audiatur et altera pars w odróżnieniu od Roma locuta, causa finita nie cieszy się szczególną popularnością, Karpowicz natychmiast po wezwaniu Dunin zgodnie i powszechnie został uznany za łobuza i pozbawionego honoru cwaniaka.
Nic dziwnego, że pisarz postanowił dać odpór, ale poza honorem zabrakło mu dobrego doradcy PR. Mógł napisać, że nie oddał, bo pożyczka miała być bezzwrotna, a kiedy się dowiedział, że nie, to chciał oddać, ale nie miał z czego, bo wydawnictwo indagowane o tantiemy kazało mu spierdalać, a on tego maila do Kingi forwardował, żeby wyjaśnić brak płatności, niestety, został opacznie zrozumiany. Dla każdego w środowisku takie tłumaczenie byłoby w pełni wiarygodne, parający się piórem wiedzą, że wypłacanie pisarzom tantiem jest dla wydawnictw czynnością trudną i niewdzięczną i starają się jej unikać jak mogą.
Niestety (niestety dla siebie, a ku uciesze gawiedzi, w tym i mojej) Karpowicz postanowił wierzycielkę zdyskredytować i oskarżył Kingę Dunin o to, że go seksualnie molestowała, a następnie zgwałciła:
Gdy obowiązki zawodowe zmuszały mnie do odwiedzenia stolicy, nocowałem u Kingi Dunin. (…) Za trzecim czy czwartym razem zaproponowała mi, żebym spał z nią w jej „małżeńskim” łóżku. „Będzie ci wygodniej niż na tym wąskim łóżku w pokoju gościnnym”. Niezbyt mi się ten pomysł spodobał, ale bałem się, że jeśli odmówię, straci mną zainteresowanie, nie będę mógł jej lepiej poznać, być przy niej. (…) Niestety, spanie z czasem przestało być tylko spaniem, lecz łączyło się z dotykaniem, a potem z regularnym molestowaniem seksualnym.
Te wyjaśnienia, dlaczego zgodził się spać z Duninową w jednym łóżku, każą powątpiewać w pisarski warsztat Ignacego Karpowicza. Istnieje coś takiego jak prawdopodobieństwo psychologiczne postaci i każdy redaktor napisałby na marginesie wołami „Czy bohater ma trzynaście lat?!”. Bo tylko trzynastolatek mógłby uwierzyć, że chodzi o wygodę, i być zaskoczonym, że pani zmierzała do czegoś innego. Wyjaśnienie „chciałam tego pana lepiej poznać i dlatego pozwalałam, żeby mnie obmacywał i gwałcił” jest w ogóle kuriozalne. Po co lepiej poznawać człowieka, który zmusza nas do robienia czegoś, na co nie mamy ochoty? Taka potrzeba jest psychologicznie uzasadniona tylko wówczas, gdy jesteśmy w tym człowieku zakochani. Ale wtedy przecież dążymy do tego, by znaleźć się z nim w jednym łóżku.
Jak widać, Karpowicz nie zadbał, by wiarygodnie przedstawić kłamliwe motywy, dlaczego uległ awansom Duninowej. Ta na oskarżenia zareagowała odesłaniem go do psychiatry lub prokuratora, ale relacjom intymnym nie zaprzeczyła, jedynie temu, że wyglądały tak, jak Karpowicz je opisuje. Czyli mamy dosyć jasny obraz sytuacji: starszej krytyczce zamarzyło się, by młodszy o jakieś dwadzieścia lat pisarczyk jej dogodził. Pisarczyk się zgodził, bo widział w tym interes, liczył, że krytyczka będzie go promować, najwidoczniej co do wartości swoich książek nie jest szczególnie przekonany, skoro uznał, że wymagają takiej podpórki. Gdzieś w trakcie tej relacji pisarczyk dostał od krytyczki trzynaście tysięcy złotych i zapewne nie zostało jasno powiedziane, na jakich zasadach je dostaje. On potraktował je jako bonus za swoje usługi, ona najwyraźniej jako bonus warunkowy, kiedy usługi się skończyły, zażądała zwrotu. A Karpowicz, poniekąd słusznie, uznał, że skoro zapracował, to nie ma powodu, by oddawał.
Jak ocenić tę relację? Jeśli starsza pani chce sobie wziąć żigolaka, to dopóki nie ma męża, którego by w ten sposób zdradzała, jest to jej święte prawo, nie ma w tym nic nagannego czy niemoralnego (oczywiście nie bierzemy pod uwagę absurdalnej oficjalnej moralności katolickiej) i nikogo nie powinno to obchodzić. Jeśli pisarz chce sobie dorobić czy zarobić jako żigolak, to również nikomu nic do tego. Przynajmniej dopóki w swoich książkach nie pokazuje żigolaków w złym świetle, bo wtedy przypominałby księdza, który nawołuje innych do wstrzemięźliwości, a sam sypia z gosposią. Co więcej, pisarz żigolak (albo pisarka prostytutka) to model, który z braku stypendiów należałoby w naszym kraju rozpropagować, bo wynagrodzenie godzinowe jest takie, że dużo czasu zostawałoby na pisanie przy zapewnionej egzystencji. Może politycy sfinansowaliby program przekwalifikowywania się piszących z obecnych zawodów na seksualnego usługodawcę? Byłoby to zgodne z zasadą, że pomagać należy, dając wędkę, a nie rybę. Wprawdzie Tusk obiecał całą ławicę ryb, a premier Kopaczka już się zabrała za ich rozdawanie, ale przecież chyba nikt nie myśli, że ktoś z rządzących mógłby wpaść na taki poroniony pomysł, że pisarzom można z tej ławicy dać choćby wychudzoną płotkę. Wróćmy jednak do Dunin i Karpowicza. Problemem nie jest ich transakcja, problemem jest waluta tej transakcji. Ty ze mną śpisz, a ja w zamian za to promuję twoje książki, które, powiedzmy sobie szczerze, żadną wielką literaturą nie są. Czyli robimy czytelników w bambuko. I to mi się nie podoba.
To jednak nie koniec tej historii. Dunin w trosce o to, żeby czytelnicy nie byli robieni w bambuko, ujawniła, że Karpowicz sypia z sekretarzem kapituły Nagrody Nike. Jakichś durnych homofobów zainteresowało, że sekretarz jest płci męskiej, ale płeć sekretarza jest kompletnie nieistotna (chciałbym dożyć czasów, kiedy w ogóle nie będę musiał tego pisać). Istotna jest funkcja i tutaj naprawdę powinniśmy docenić, że kuśka pana Karpowicza ma tak doskonale ustawiony radar, że zawsze trafia w tę dziurkę, która jej właścicielowi (właścicielowi kuśki oczywiście) przynosi najwięcej korzyści. I proszę w moim podziwie nie dopatrywać się ironii, jest to szczery podziw (i szczera zazdrość) faceta, który nie umie się zakręcić, nie umie poznawać właściwych ludzi, nie wie, z kim gadać, komu i jak się podlizywać, żeby jego książki wypłynęły na szersze wody.
Dunin podała, że sekretarz zamawia w „Gazecie Wyborczej” teksty o książkach. Jurorzy nagrody stanowczo zaprzeczyli, jakoby sypianie z sekretarzem przybliżało kogokolwiek do jej zdobycia, gdyż jest to funkcja czysto techniczna, ale tej informacji nie zdementowali. Przy czym przyznam się, że ja jej nie rozumiem. Co to znaczy „zamawia teksty”? Recenzje książek w „Wyborczej” to są artykuły sponsorowane? Nie została też zdementowana informacja Dunin, że sekretarz może proponować członków jury. W regulaminie wprawdzie tego nie ma, ale taka praktyka mogła się ukształtować. Z regulaminu wynika za to, że sekretarz może zgłaszać książki do nagrody oraz że na jego ręce składają propozycje podmioty, które do takiego zgłaszania nie są uprawnione. Czyli sekretarz może utrącić jakąś książkę, jeśli uzna, że będzie ona zbyt dużą konkurencją dla dzieła jego kochanka, albo zgłosić dzieło kochanka, jeśli wydawnictwo nie zechce tego zrobić, uznając, że ma lepiej rokujące pozycje. Podejrzeniom sprzyja też to, że sekretarz nie chce się ustosunkować do sprawy, a cała sytuacja daleka jest od tej, w której żona Cezara pozostaje poza wszelkim podejrzeniem, ale twierdzenie, że w celu zdobycia (nominacji do) Nike trzeba się przespać z właściwą osobą, wydaje mi się nieuprawnione. Żeby dostać (nominację do) Nike, trzeba wydać książkę w wydawnictwie, które zamawia w „Wyborczej” reklamy, i w tym należy upatrywać problemu, że nagroda de facto środowiskowa jest reklamowana i odbierana jako nagroda obiektywnie wskazująca najlepszą polską książkę. Ale nie jest to bynajmniej grzech tylko Nike, że nagrodę i nominacje przyznaje się wyłącznie swoim.
Ten mój wniosek, że łóżko nie prowadzi do Nike, można uznać za sprzeczny z podziwem dla obrotności Karpowicza, ale to, że dana droga nie prowadzi do danego celu, wcale nie znaczy, że nikt się nią w tym kierunku nie udaje. Ludzie często podejmują błędne działania, bo mają złe informacje lub nietrafnie oceniają sytuację, albo działania niewystarczające, gdyż skuteczne pozostają poza ich zasięgiem. Może Karpowicz chciał sypiać z jakimś jurorem, ale żaden nie był zainteresowany i nasz żigolo uznał, że lepszy rydz niż nic. Bo w to, że akurat w sekretarzu kapituły zakochał się przypadkiem, po tym jak wskoczył do łóżka Duninowej, trudno mi uwierzyć.
Sprawa Karpowicza to druga afera związana z tegoroczną Nike. Pierwszą było żądanie Marcina Świetlickiego, domagającego się wycofania nominacji dla jego tomiku poezji pt. „Jeden”, bo nie chciał uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za ich poglądy. Organizatorzy jego żądanie zignorowali, a zetknąłem się z opinią, że słusznie, bo książka żyje własnym życiem i pisarz nie ma (i nie powinien mieć) wpływu na to, co dzieje się z nią po wydaniu. Argument logiczny i bardzo przekonujący i długo myślałem, zanim wpadłem na to, że oparty na błędnej przesłance. Mianowicie na tej, że w konkursie biorą udział książki. Nie. W konkursie biorą udział autorzy. Nagrodę dostaje autor za jakąś książkę, a nie książka. Co za tym idzie, również nominacja jest dla autora, choć używa się sformułowania, że nominowane zostają książki. A autora nie można zmuszać, żeby uczestniczył w czymś, w czym uczestniczyć nie chce, bo to jest zamach na jego wolność osobistą. Ergo: organizatorzy mieli psi obowiązek książkę Świetlickiego z konkursu wycofać.
Wróćmy do głównego bohatera wpisu. Pojawiły się deklaracje, że skoro to takie moralne zero, to więcej po jego książki deklarujący nie będzie sięgał. I kontrargument, że do wielu pisarzy można mieć pretensje o ich życiorys, ale twórczość należy od życiorysu oddzielać. Nieważne, że autor jest prywatnie mendą, ważne, co i jak pisze. Generalnie zgadzam się z tym drugim argumentem z jednym małym „ale”. Otóż gdyby Karpowicz na przykład (z przykładami pozostajemy w poetyce sytuacji) obnażał się publicznie na spotkaniach autorskich albo wyłudzał pieniądze od staruszek, to sprawa jest jasna, z jakością jego twórczości nie ma to nic wspólnego. Ale jeśli sypia z podstarzałą krytyczką, żeby tę twórczość wypromować, to czytelnik rzeczywiście może mieć wątpliwości, czy warto po nią sięgać, skoro wymaga aż takich poświęceń.
I na koniec wróćmy do tejże krytyczki. Oświadczyła na fejsie, że „gówno wpadło do wentylatora i chlapie”, ale ona jest ponad to i od sprawy trzyma się z daleka. I utrzymuje, że ona żadnego gówna do wentylatora nie wrzucała, bo dług to sprawa prywatna, a nie intymna i nie pisała o nim w mediach, tylko na prywatnym profilu. Prywatny profil, do którego ma dostęp każdy, kto chce, to dość oryginalna konstrukcja. „Przyzwoici ludzie nie używają do rozgrywania publicznie osobistych porachunków”, poucza Dunin. W pełni się zgadzamy. Przyzwoici ludzie ściągają od byłych kochanków dług sądownie, a nie wzywając do nagonki, i nie ogłaszają wszem wobec, z kim ten kochanek obecnie współżyje. Do tego wentylatora to Dunin z Karpowiczem sypią po równo i obficie. A gówno rzeczywiście lata, obryzgując czytelników, którzy nie spodziewali się, że ze strony elity kulturalnej coś takiego na nich poleci. Ale jaka elita, taka kultura.
Przyznaję uczciwie, że chciałam kiedyś pisać i wydawać (nie ze współfinansowaniem), ale po kilku Pana ostatnich wpisach na temat stosunków panujących w tak zwanym środowisku jakoś mi się odechciało.
OdpowiedzUsuńDuży błąd. Pisanie i wydawanie to ogromna frajda, a jak jeszcze wejdzie Pani w środowisko bez złudzeń, to rozczarowań nie dozna. Poza tym proszę brać poprawkę na przechył, że o ekscesach więcej się pisze.
UsuńKtoś trafił na ten tekst, wpisując do wyszukiwarki „poeta oskarżył żonę że go molestowała”. Dzwon słyszał, kościoła szukał :-)
Właśnie dlatego, że to taka frajda, tak bardzo chciałam pisać :). Najfajniejszy był zawsze tak zwany risercz, którym poprzedzałam przelanie myśli na dysk. Sporo ciekawych rzeczy się dowiedziałam przy tej okazji - jak wyglądają zgrupowania reprezentacji w siatkówce, jak działają glikozydy nasercowe... A z wpisami do wyszukiwarki tak bywa, jak się słucha jednym uchem i czyta jednym okiem. Albo jak się ma lekką sklerozę - kiedyś potrzebowałam wiadomości o świętym Wojciechu. Zapomniałam nazwy rodu, z którego pochodził, więc żeby sobie przypomnieć, szukałam nazw czeskich rodów szlacheckich na W... W końcu znalazłam i zapamiętałam tak dobrze, że kiedy ostatnio mnie o to zapytano, odpowiedziałam natychmiast i bez wahania. Wiedza czasem przychodzi okrężną drogą.
UsuńCzy to znaczy, że jakieś teksty ma już Pani gotowe?
UsuńKilka opowiadań, w większości kryminalnych. Uwaga, będę się chwalić: jedno z nich napisałam na konkurs, w którym zawodowa pisarka i krytyk stanowiący jury uznali je za nadające się do druku. Potem, niestety, musiałam zarzucić pisanie (cóż, życie...), ale wspominam to do dziś z niemałą satysfakcją. W dodatku na spotkaniu laureatów miałam okazję poznać pana Henryka Talara czytającego fragmenty wyróżnionych tekstów - przeuroczy człowiek. Dzięki temu wiem, że pisanie jest źródłem bardzo różnorodnych gratyfikacji, nie tylko finansowych i związanych z samooceną.
UsuńZachęcam zatem do napisania czegoś większego i rozesłania (z opowiadaniami mogłoby być ciężko, wydawcy niechętnie biorą).
UsuńDociera do mnie, że Karpowicz był faworytem tegorocznej Nike, czyli wygląda na to, że handrycząc się o trzynaście tysięcy, pogrzebał szanse na sto. Kiepski interes.
Bardzo dziękuję, nawet chodzi mi po głowie od dłuższego czasu pewien pomysł, ale dość pracochłonny, bo intryga wychodzi skomplikowana i, co za tym idzie, trzeba starannie dopracować szczegóły. Co do Karpowicza, to niezdolność do długoterminowego myślenia i przewidywania konsekwencji własnego postępowania to dość powszechna cecha, ale u pisarza - czyli człowieka, od którego można wymagać pewnego minimum inteligencji - nieprzyjemnie zaskakująca.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, można dojść do wniosku, że książki pana Pawła jednak nie są w stanie obronić się same, skoro potrzebny jest prześmiewczy blog nakręcający popularność.
OdpowiedzUsuńDzięki za tego linka, wybitnie poprawił mi humor :-)
OdpowiedzUsuńMnie również rozbawił, zwłaszcza sposób formułowania zdań :) Portal grozi, że wkrótce zajmie się również wydawaniem książek..
OdpowiedzUsuńhttp://whois.domaintools.com/proposterus.biz
OdpowiedzUsuńI wszystko jasne :)
To już wiem, bo ktoś podrzucił mi linka do wywiadu z panią Matusz na tym portalu, a po języku pytań widać, że przeprowadza go sama ze sobą. I to jest ta sama polszczyzna, co we wpisie o Dobrzyńskiej.
UsuńMnie w tej historii dodatkowo jedno zastanawia. Tak na marginesie całej tej seksualno-pisarskiej afery. Zauważyłam z pewnym smutkiem, że wszyscy sobie jadą po p. Dunin za wygląd. I dodatkowo te dość obrzydliwe komenty w stylu podstarzała etc. To tylko pokazuje{serio} jak w PL traktowane są kobiety. Nie zauważyłam aby ktoś tak chamsko i umówmy się dość prymitywnie komentował wygląd pana Karpowicza. A młodzianem to on już nie jest{facet pod 40} i nikt nie pisze w stylu głowa siwieje d...szaleje czy doczepia się do jego fizjonomii{a Adonisem to on nie jest}. Pomijam fakt, że cała sprawa jest wstrętna a gawiedź ma o czym pisać i gadać rano przy herbacie{i tak mamy tak niski odsetek czytających, wydatków na kulturę a tu dodatkowo taka reklama i teraz w umysłach większości pozostanie, że takie mamy"elyty i tak ten światek pisarski itp. jest więc dobrze i niech trwa ta beznadzieja}. Zastanawia mnie właśnie to w jaki sposób postrzega się kobiety w tzw. wieku balzakowskim i cała ta sprawa{a sama się starzeję i jestem ciężko chora} nie napawa mnie zbytnim optymizmem. Ponoć tylko w Polsce jest tak, że właśnie człowiek po 40, 50 jest u nas "skończony" a jak się jest kobietą to statystyki są nieubłagane i tzw. wiek dojrzały u kobiety to już w ogóle powinna kupić trumnę na swój koszt i jeszcze się w niej zamknąć. Naprawdę zastanawia mnie postrzeganie tej sprawy. Nie zauważyłam aby krytykowanie wyglądu działało w drugą stronę{jak facet brzuchaty, niezbyt atrakcyjny był z kimś młodszym}. Poza tym wywiad w Newsweeku którego udzielił pan Huelle też mnie zastanowił. Raptem Karpowicz taki mega zdolny a Dunin to nawet pisać nie potrafi{sorry nie znam jej ani jego aby ich lubić albo nie ale czytałam parę książek D i nie jest to jakiś totalny badziew aby robić z Karpowicza co najmniej Dostojewskiego-on utalentowany ona nawet nic zredagować nie potrafi}. Pomijając poruszane przez pana sprawy i przez innych{w całym necie} to jechanie po niej za wygląd i za wiek jest równie żałosne jak cała ta sprawa. Anna.
OdpowiedzUsuńAkurat o wyglądzie Dunin nie pisałem, ale jej wiek i wygląd są w tej sprawie istotne, bo każą podejrzewać, że Karpowicz sypiał z nią nie dla jej fizycznych walorów, tylko z innego powodu, a co tym idzie, wspominanie o nich jest jechaniem po Karpowiczu, a nie po Dunin.
UsuńMożliwe, że dokonałam nadinterpretacji. Jednak jak się niestety trochę poczytało różnych wpisów na FB to naprawdę wychodzi na to, że u nas to wszyscy seks boginie i sex bogowie{wizualnie}. W ogóle ciekawe jest to|{a raczej b. smutne} co wychodzi z ludzi przy tego typu aferach. Wiele osób jechało po bandzie czepiając się wyglądu Dunin{serio "stare" dziadki nie budzą takich emocji nawet gdy ich brzuchy są większe niż dorzecze Amazonki-a mogą być dobrzy w te klocki, nie od dziś wiadomo, że facet musi być tylko ciut ładniejszy niż diabeł; poza tym wygląd a nazwijmy"możliwości" to sprawy umowne}. Dwa czepianie się jej, że jest taka i owaka bo jest feministką. Sorry można się nie zgadzać z tym ruchem, poglądami bo i on się zdegenerował{a raczej jego reprezentanci=wiadomo, że nie postrzega się danej ideologii, ruchu jako rzeczy totalnie oderwanej od działaczy tylko właśnie działacze ośmieszają/nie/ daną rzecz} ale pisanie, że Marek jest kretynem a to dlatego, że jest hydraulikiem{co ma zawód do tego jakim NAPRAWDĘ jest się człowiekiem/poglądy?} jest bzdurne{u nas niestety typowe}. Cała ta sprawa jest raczej straszna{niektórzy nie potrafią załatwiać pewnych sprawa prywatnie}. Nie wiadomo które z tych dwóch osób jest gorsze{głupsze}. Jedyną rzeczą która długo po tej rozgrywce pozostanie jest smród i w jakiś sposób kolejne zniechęcenie do literatury bo wiele osób{może i trolli} utożsamiać będzie tego typu zachowania ze światkiem literackim. Co za czasy, że afera jest ważniejsza od samych książek{niby zawsze takie smaczki istniały ale w dobie netu/tv to się przenosi szybciej niż wirusy drogą kropelkową}. Anna
OdpowiedzUsuńA ja współczuję pani D. i podziwiam ją jednocześnie.
OdpowiedzUsuńMężczyzna, który dobrowolnie położył się do łóżka z kobietą,
w jej mieszkaniu, a później opowiadał, że był ofiarą,
to jest straszna i biedna osoba.
Ileż musiało być nadludzkiej siły w pani D.,
że potrafiła unieść:-) tę postać, nie mówiąc już
o dźwiganiu dodatkowego ciężaru bólu duszy tego człowieka...
A on szedł dalej i rozwijał się niczym smród za ruskim wojskiem.
Pręgierz. Nazwiska chłopka-roztropka nie wymieniam,
niech będzie zapomniane.