Dowód na publikowanie tekstów niespełniających żadnych norm wydawnictwa ze współfinansowaniem zbyły milczeniem, zresztą trudno było się spodziewać innej reakcji – jeśli ktoś prowadzi nieetyczną działalność i ma tego świadomość, raczej stara się na ten temat nie dyskutować. Jedna z platform self-publishingowych była jednak tak bezczelna, że zamieściła pod wpisem reklamę swoich usług, którą usunąłem. Później chciałem owej platformie bliżej się przyjrzeć, ale że wpisywałem nazwę z pamięci, coś pomyliłem i wylądowałem ponownie na stronach Warszawskiej Firmy Wydawniczej. A tam natrafiłem na fragment opublikowanej przez to pseudowydawnictwo książki Adriana Saddlera pt. „Żyjmy wiecznie!”:
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Wyłączyła się.
Bo to była kobieta cyborg. Po skończonej rozmowie się wyłączała.
Zresztą i tak nie byłbym w stanie wycedzić słowa, bo kompletnie mnie zatkało. Poznana zeszłego wieczoru kobieta proponowała mi seks! Zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło walić jak szalone.
Opóźniona reakcja, bo propozycja dotarła do niego, kiedy ją zwerbalizował. Tylko dlaczego wcześniej go zatkało?
Podświadomie czułem, że to nie blef. Pospiesznie narzuciłem marynarkę i wyszedłem z pokoju. W biegu zamówiłem taksówkę. Po żądanym czasie byłem pod drzwiami Gabrieli.
Wyznaczyła mu czas na dotarcie, ale, uf!, zdążył.
Mieszkała w wolnostojącym, dwukondygnacyjnym domu z ogrodem.
Narrator (i autor – tak samo mają na imię) podniecony, ale dom zauważył i opisał.
Wyciągnąłem dłoń w stronę dzwonka i już miałem nacisnąć, kiedy pomyślałem o Pati. Nie. Tak nie można… A właściwie… dlaczego nie? Przecież nie jesteśmy parą. Umówiliśmy się ledwie jeden raz. Nie mam wobec niej żadnych zobowiązań. Trzeba rwać ten kwiat, korzystać z życia! A Luiza? Ech… Przecież jej też tutaj nie ma i nawet nie wiem, czy cokolwiek nas łączy…
Dylemat moralny przezwyciężony.
Zadzwoniłem. Gabriela otworzyła ubrana jedynie w krótki, koronkowo wykończony peniuar. Stożki jej sutków przebijały przez delikatność czerwonej tkaniny. Rude, kręcone włosy opadały jej naplecy, dając swobodę skupienia wzroku na odkrytych ramionach.
Dobrze, że te stożki nie przebijały przez delikatność naplecy, bo wtedy swobodę skupienia wzroku na czymkolwiek diabli by wzięli.
Jedną dłoń opierała na talii, drugą podtrzymywała kieliszek wypełniony szampanem.
Bo tak przyjmują nas kobiety, które chcą seks.
Zmierzyłem ją od góry do dołu,
Przy zbyt dużej różnicy wzrostu seks jest niewygodny.
zatrzymując spojrzenie na czerwonych paznokciach u stóp, które wzniesione na przezroczystych platformach zapraszały na ucztę cielesnych przyjemności.
Wzniesiony na platformach mętnego stylu autor zaprasza na ucztę duchowych nieprzyjemności.
Przestąpiłem próg i… straciłem panowanie nad sobą. Zamiast się przywitać, padłem na kolana, zniżyłem głowę i zacząłem lizać nieosłonięte butami palce. Robiłem to łapczywie. Mój umysł ogarniała pewność, że tak właśnie musi być, że jest to obowiązek, który mam za zadanie bezwzględnie wypełnić.
Nasz umysł ogarnia pewność, że tak wcale nie musi być, że pisanie książek to nie jest obowiązek, który autor ma za zadanie bezwzględnie wypełnić
– Ty napalony samcze! – uraczyła mnie niewybrednym epitetem
Słownictwo do tego stopnia niewybredne, że tylko wśród kiboli takie można usłyszeć: „Podejdź, napalony samcze, a przyj… ci kastetem”.
i wylała zawartość kieliszka wprost na moją świeżo ogoloną głowę.
Przeszła jej ochota i chciała go ochłodzić? Chyba się nie udało:
Nie dość, że zdopingowała mnie tym do jeszcze większego oddania,to zacząłem mimowolnie sapać i mruczeć jak jaskiniowiec.
A nam się wydawało, że jaskiniowcy nie sapią ani nie mruczą, tylko krzyczą „jabadabadu!”.
Po chwilach adoracji,
czyli sapania i mruczenia…
wstałem i wziąłem ją na ręce. (…) niosłem swoją boginię do sypialni, a pomagał mi w tym popęd i choćbym miał ją tak nieść na sto metrów przez płotki, dałbym radę, trzymałem bowiem ucieleśnienie kobiecości.
To byłaby ciekawa dyscyplina: 100 metrów przez płotki panów wspomaganych popędem z ucieleśnieniem kobiecości na rękach.
W pomieszczeniu panował półmrok. Czerwone, upięte kotary zasłaniały okno. Zawieszone na wytapetowanych na różowo ścianach lampki kinkietowe (...)
Akcja dzieje się w dawnym burdelu.
Położyłem ją na wielkim łóżku z baldachimem i rozchyliłem uda.
Technika szwankuje, uda rozchylamy kobiecie.
Poddała się ochoczo i już za chwilę piłem ze źródła.
A z tego źródła to czego można się napić?
Było gorące. Pulsowało chucią. Degustowałem zachłannie. Szalałem z podniecenia. Nigdy przedtem żadna kobieta nie wezwała mnie przed oblicze waginy w tak bezpośredni i wulgarny sposób.
Nam tu ewidentnie brakuje przydawki. Wezwała przed marsowe oblicze waginy? Przed jaśniejące? Nie wolno zostawiać czytelnika w takiej niepewności co do oblicza!
To, co się działo, było spełnieniem fantazji, a odbywało się niczym według scenariusza filmu porno.
Też mamy wrażenie, że autor pisząc, spełnia swoje fantazje, ale z porno nie ma to nic wspólnego, porno nie służy do rozśmieszania ludzi.
Wielokrotnie marzyłem o tak ordynarnym i niewyszukanym zaaranżowaniu schadzki. Napalona rozpustnica zadzwoniła do mnie, kazała przyjechać i się posiąść.
Jasne, kazała się posiąść.
Autor onanizuje się tak przez 566 (!) stron, a niektórzy uznają tę żałosną grafomanię za literaturę i wystawiają szmirze pozytywne noty. Ludzie, czy wy naprawdę nie widzicie, co czytacie?!
A nawiązując do wpisu sprzed tygodnia, to szczerze jestem ciekaw, w jakich słowach WFW zachwaliła autorowi tekst, by nakłonić go do zostawienia u niej kasy (za 566 stron dość sporej). I ile policzyła mu za redakcję, której nie wykonała?
PS. Mam problem z wołaczem od „samiec”. Tutaj jest podane, że „samcu”. Mój słownik (Szymczak) odsyła do wzoru deklinacyjnego, który podaje, że albo tak jak w miejscowniku (stróżu), albo przez dodanie końcówki „e” (chłopcze). A bliżej „samcowi” do „chłopca” niż do „stróża”. Jak to wygląda w innych słownikach?
"Zresztą i tak nie byłbym w stanie wycedzić słowa, bo kompletnie mnie zatkało. Poznana zeszłego wieczoru kobieta proponowała mi seks! Zrobiło mi się gorąco, a serce zaczęło walić jak szalone.
OdpowiedzUsuńOpóźniona reakcja, bo propozycja dotarła do niego, kiedy ją zwerbalizował. Tylko dlaczego wcześniej go zatkało? "
Nie rozumiem Pana komentarza, to nie on zwerbalizował propozycję, tylko ona. Wszystko tu OK.
Ta druga reakcja jest w opisie spóźniona. Skoro go zatkało, znaczy, że propozycję usłyszał i zrozumiał, a więc natychmiast powinno mu się zrobić gorąco, a nie dopiero po przekazaniu tej informacji czytelnikowi.
UsuńA ja jeszcze dodam, że to nie tylko nielogiczne językowo, ale i niefizjologiczne. Reakcje fizjologiczne są szybsze niż rekcje emocjonalne, a jedne i drugie niż procesy myślowe. A zatem najpierw zareagowało ciało bohatera (chociaż chyba powinnam napisać "bochatera"), a później jego "piękny umysł".
UsuńChryste Panie! To była jazda z poślizgiem. Ha, ha ha... Pollak ma rację. ujemna skala, którą do kawałków tej prozy przyłożyłem, jest zbyt krótka. To już nie kicz. Niżej leży szmira. Ale ta proza jeszcze nie ma swej klasyfikacji. Jak ją ocenić? jeż
OdpowiedzUsuńTo ja jednak wolę Adama Sobieskiego. Przynajmniej jest śmieszny.
OdpowiedzUsuńCzytając Pana recenzje uśmiałam się. Na siłę w każdym słowie, zdaniu doszukuje się Pan błędu. :) Co do innych recenzji, które są pozytywne - każdemu podoba się co innego, każdy ma inny gust i to nie podlega ocenie. Skoro fragment skłonił Pana do napisania recenzji to oznacza że Żyjmy wiecznie! wzbudza emocje, o to chodzi w sztuce ;)
OdpowiedzUsuńZe stwierdzeniem, że doszukuję się błędów na siłę, nie da się polemizować. Proszę wskazać, który wytknięty przeze mnie błąd nie jest Pani zdaniem błędem.
UsuńTo nie jest kwestia gustu, czy ktoś pisze poprawnie, czy nie, tylko norm językowych. Blogerka, która nie dostrzega, że autor nie potrafi posługiwać się poprawną polszczyzną, kompromituje się jako recenzentka.
Grafomania nie jest sztuką, a wyśmiewanie grafomana nie ma nic wspólnego z tym, co się rozumie przez emocje wywołane lekturą.
O jaka rzeczowa odpowiedź... szkoda tylko, że Pan sam nie potrafi pisać zgodnie zasadami i normami. Chciał się Pan odegrać na wydawnictwie i doczepił się przeczytanego fragmentu. Skoro mianuje się Pan pisarzem, to proszę mi powiedzieć, jak Pan by się poczuł, gdyby ktoś ocenił Pana książkę na podstawie fragmentu? Być może, to Pan musi onanizować się 566 razy i rączka już boli i stąd takie uszczypliwe pisanie? Poświęciłam odrobinę czasu i poczytałam recenzje na temat Pańskich "dzieł"... Nim następnym razem zacznie się Pan pastwić nad treścią, której Pan nie jest w stanie pojąć, proszę poczytać opinie o swojej "twórczości".
UsuńStokrotka
A jakiś betonowy dziadzio zjechał książkę Olgi Tokarczuk, którą się aktualnie zachwycam. I co z tego?
UsuńJestem starej daty, a za moich czasów to pisarze kształtowali normy i zasady języka literackiego... Pisarze, a nie grafomani.
Zamiast wskazać, jakie błędy wedle pani niesłusznie Saddlerowi wytknąłem, stwierdza pani, że piszę niepoprawnie po polsku. Też bez uzasadnienia. Pani tezy są mało warte, skoro nie potrafi ich pani podeprzeć argumentami. Jakby to pani unaocznić? Jeśli napiszę, że pani robi błędy językowe, to będzie to gołosłowna teza. Jeśli napiszę, że pani robi błędy językowe, bo używa zwrotu „recenzja na temat dzieła”, choć – jak podaje słownik poprawnej polszczyzny – powinno być „recenzja dzieła”, to będzie to teza wsparta argumentem.
UsuńKsiążki rzeczywiście nie można ocenić po fragmencie, natomiast do rozpoznania grafomana fragment w zupełności wystarcza.
Nie widzę związku między recenzjami moich książek a poziomem tekstu Saddlera. Czy mogłaby mi pani wyjaśnić, na czym polega? Czy negatywna recenzja mojej powieści skutkuje tym, że zwrot „zmierzyć kogoś od góry do dołu” staje się poprawnie zastosowanym frazeologizmem? A co, jeśli później powstaną cztery pozytywne recenzje? Zwrot będzie błędny w 80%, a poprawny w 20%?
PS. Czytelników pewnie dziwi, dlaczego rozmawiam na poziomie kloaki („argument” o bolącej rączce), zamiast komentarz po prostu skasować. No cóż. Już wiem, jak grafomani i ich poplecznicy reagują na krytykę, więc skoro dobrowolnie do tej kloaki wchodzę, to i krzywić się nie bardzo wypada.
Oj tam, oj tam. Pewnie nigdy nie został Pan wezwany przed oblicze waginy w taki sposób, w jaki opisuje to A. Saddler, i dlatego nie wczuł się Pan w tę głębię :-D
UsuńPrzyznam szczerze, iż bawi mnie pana zajadlosc :) To doprawdy urocze na swój sposób. Nie ma takiego człowieka, który ma prawo oczerniac innych i o to mi tylko chodziło. Niestety nie potrafi pan tego pojąć. Szkoda. Jest pan nieuprzejmy i opryskiwy ale mam nadzieje, iż kiedyś ta zajadlosc przestanie pana trafić. Stokrotka
UsuńCzy mogę prosić o tłumaczenie frazy "zajadłość przestanie pana trafić" na polski?
UsuńWskoczyła mi literówka. Jestem człowiekiem i mam prawo do błędów - miało być "trawić".
UsuńStokrotka
Zaskakująco dużo pani tych błędów robi. Powiedziałbym, że tyle co Saddler. Przypadkowa zbieżność?
UsuńJak to nie ma człowieka, który ma prawo oczerniać innych? Przecież pani ma takie prawo. W swoich krótkich komentarzach zdołała mi pani zarzucić czepianie się Saddlera, odgrywanie się na wydawnictwie, niepoprawną polszczyznę, nierzeczowość, zajadłość, nieuprzejmość i opryskliwość. Rzuca tak sobie pani obelgami, nie troszcząc się o jakiekolwiek uzasadnienie, mimo że do pani aroganckich komentarzy mam anielską cierpliwość i zamiast anonima wykasować, o takie uzasadnienie się dopraszam.
Oczywiście nie ma sensu wnikać, dlaczego analiza czyjegoś tekstu miałaby być oczernianiem, bo nie będąc w stanie odpowiedzieć, przypuści pani kolejny osobisty atak. Onanizm już mieliśmy, co tam ma pani jeszcze w repertuarze: że mi z gęby z śmierdzi czy że zabijam chrześcijańskie dzieci, żeby przerobić je na macę?
Mój słownik poprawnej polszczyzny (Markowski) podaje odmianę z końcówką "u". Ciekawe, co by Stiller powiedział.
OdpowiedzUsuńJa bym powiedziała "Samcze", bo "samcu" jest analogiczną formą jak wołacz przy odmianie samca zwierzęcego. Tak jak króli i królów. A zatem - gramatyka gramatyką, ale mamy jeszcze komponent stylistyczny i ja opowiadam się za formą "samcze".
OdpowiedzUsuńSiedzę i dumam nad tym "obliczem waginy". Jako kobieta czuję się dość zaniepokojona. Strach teraz się wykąpać...
OdpowiedzUsuńIntuicyjnie i z poczucia "wyczucia" również użyłabym formy "samcze".
OdpowiedzUsuńTo jest tak; żadnej korekty, autokorekty, tylko dawaj, wydajemy. Jakby ktoś nie czytał tego, co pisze.
OdpowiedzUsuń"Mieszkała w wolnostojącym, dwukondygnacyjnym domu z ogrodem.
OdpowiedzUsuńNarrator (i autor – tak samo mają na imię) podniecony, ale dom zauważył i opisał."
A czemu to błąd, że zauważył i opisał dom? Przynajmniej wiadomo, dokąd przenosi się akcja. Czy naprawdę mężczyźni w stanie podniecenia przestają zauważać nawet takie obiekty jak dom, który nie dość, że jest duży, to jeszcze stanowi cel, do którego zmierzają? o_O
To był komentarz ironiczny odnoszący się do szczegółowości tego opisu.
UsuńAle właśnie ten opis nie jest jakiś niesamowicie szczegółowy ;) Szczegółowy byłby, gdyby wyglądał tak: Mieszkała w wolnostojącym, dwukondygnacyjnym domu o fasadzie koloru łososiowego, dziesięciu oknach, balkoniku z kolumienkami i zdobieniach... (długa lista zdobień, których nie będę wymieniać, bo się nie znam na architekturze :D). Obok znajdował się zadbany ogród, w którym rosło dziesięć czerwonych tulipanów, dwadzieścia różowych róż i trzydzieści stokrotek. Trawnik przed domem był zadbany i równo przycięty... itd...
UsuńWtedy rzeczywiście opis byłby nadmiernie szczegółowy i wzbudzałby śmiech. W takim, jak zacytowany wyżej nadal nie dostrzegam niczego niewłaściwego.
Co do innych błędów podzielam Pańskie zdanie.
Widzę, że chce Pani na mnie wymusić, bym pisał „uwaga, ironia!”. Przecież to też ironia, że ten opis jest szczegółowy. O to właśnie chodzi, że on jest taki lakoniczny i taki w szkolnym stylu (na prawo od drzwi stał stół z krzesłami, po lewej tapczan itd.). Jakby autorowi w czasie przedstawiania zdarzeń przypomniało się, cholera, opisy trzeba dawać, ale nie miał do nich głowy, jeśli dana rzecz nie ma bezpośredniego związku z seksem. Opis powinien być bardziej rozbudowany (co nie znaczy barokowy) albo informacja o domu winna być zgrabniej wpleciona w tekst, a nie takim wrzuconym na doczepkę zdaniem.
UsuńAha, ok, ironia, rozumiem ;) Zazwyczaj nie mam problemu z jej rozumieniem :)
Usuńhttp://duzeka.pl/catalog_more/id/1111/zyjmy_wiecznie
OdpowiedzUsuńPolecam recenzję, a szczególnie zaczerpnięty z niej fragment: "Na tĄ książkĘ trzeba mieć po prostu nastrój i to nie byle jaki."
;)
Autorka Białego Pióra zachwala kolegę grafomana.
Usuńmoże trochę odgrzebuję staroć ale ja np. z premedytacją używam tej formy w mowie, chcąc zwrócić uwagę na dźwięczność końcówek. niestety „tę książkę” zwykle słyszę jako „te książke”, a przypuszczam że nie gubiono by ogonków w mowie gdyby rezultatem miałobyć „ta książke”. nie chcę nikogo bronić bo jeszcze nie spotkałem się ze zrozumieniem ; ) ale podaję to do namysłu
Usuń- Filip
Panie Pawle. Wyrazy szacunku! :)
OdpowiedzUsuńSebastian Chosiński