W kwietniu media poświęciły sporo uwagi dwóm tematom: katastrofie Smoleńskiej i nauczaniu historii. Rozłącznie, bo na pozór nie mają ze sobą nic wspólnego. Rocznicę tragicznego lotu zdominowało oburzenie komentatorów (tych antypisowskich oczywiście), że Jarosław Kaczyński przestał ograniczać się do sugerowania zamachu i powiedział wprost, że Ruscy mu braciszka ukatrupili. Tą teorią już się zajmowałem, więc drugi raz wykpiwać jej nie będę, nie zamierzam się też dołączać do chóru oburzonych na Kaczyńskiego. Problemem nie jest bowiem prezes PIS-u, tylko to, że ma się do kogo zwracać: 18% Polaków wierzy w zamach. Jakby 18% wierzyło, że Lech Kaczyński mógł dzięki swym nadnaturalnym zdolnościom wysiąść z samolotu przed katastrofą, ale się poświęcił, żeby nie opuszczać małżonki i współtowarzyszy niedoli, to Jarosław wtedy te bzdety opowiadałby na wiecach i pisał petycje do Watykanu, żeby Lecha kanonizowali. Bo Kaczyński, jak znakomita większość polityków, mówi to, co chcą usłyszeć ci, których głosy ma szanse pozyskać. Ot, taki rodzaj politycznej prostytucji uprawianej przez wszystkich od prawa do lewa. I Kaczyńskiemu wcale osądu nie zaburza miłość do brata. Jak mu ociec derektor opluli bratową, udawał, że deszcz spadł, bo rodzinne uczucia musiały ustąpić przed polityczną kalkulacją, że uniesienie się honorem nijak się nie opłaci. I taką samą kalkulacją jest głoszenie teorii zamachu, bo przecież Kaczyński nie jest świrem jak Macierewicz, żeby w nią wierzyć. Innymi słowy, gdyby trzeba było wsiąść do samolotu i polecieć na spotkanie z brzozą dla udowodnienia tezy, że tupolewy koszą brzózki jak źdźbła trawy i wychodzą z tego bez szwanku, Macierewicz by wsiadł, a Kaczyński nie (swoją drogą, prosimy o przeprowadzenie takiego eksperymentu).
Pytanie, które więc trzeba sobie stawiać, brzmi, nie dlaczego Kaczyński przestał owijać w bawełnę, tylko dlaczego mamy w Polsce aż 18% Macierewiczów. Blisko siedem milionów (!) ludzi wierzy w bzdurną teorię, której nie potwierdzają żadne poszlaki, o dowodach nie mówiąc, którą zebrane dowody obalają, która wreszcie – jeśli nie daje się wiary dowodom – nie ma sensu, bo Lech Kaczyński na reelekcję nie miał żadnych szans, a nie morduje się przeciwników, którzy politycznie i tak są trupami. Parę odpowiedzi padło i najwyraźniej uznano je za wystarczające, bo nikt tematu nie drąży. Jedno z wyjaśnień brzmi, że to ludzie prości, starsi, niewykształceni, sfrustrowani rzeczywistością. Po pierwsze, nie tylko, młodych na Krakowskim Przedmieściu nie brakło, w telewizji wypowiadał się niejeden oszołom z magisterskim tytułem, a po drugie, dlaczego podeszły wiek, brak studiów i niezadowolenie z życia mają wyłączać zdroworozsądkowe myślenie? Inni komentatorzy bagatelizują, że wszędzie są zwolennicy teorii spiskowych i wszędzie ludzie wierzą w nonsensy. W Stanach jest nawet Towarzystwo Płaskiej Ziemi. W porządku, tylko właśnie chodzi o to, że przekonanych, że ziemia jest płaska, a zdjęcia z kosmosu to mistyfikacja, są trzy tysiące, a Polaków wierzących w absurd tego samego kalibru siedem milionów. Blisko jedna piąta narodu! Czy ten naród jest jakoś biologicznie wadliwy, jakieś synapsy nie zaskakują jak należy, coś w naszym DNA się schrzaniło?
Nie wykluczam odpowiedzi pozytywnej, ale dopóki nie zostanie potwierdzona badaniem mózgu Antoniego Macierewicza, mam inne wytłumaczenie. Sami sobie gotujemy ten pasztet, wypuszczając ze szkół ludzi, którzy nie potrafią myśleć, nie umieją połączyć przyczyny ze skutkiem, przeprowadzić racjonalnej analizy danego zdarzenia czy zjawiska. A próby wprowadzenia nowoczesnej edukacji, jak właśnie w przypadku nowego programu z historii, napotykają zaciekły opór. Uczeń dalej ma bezmyślnie wkuwać, kiedy było powstanie warszawskie, jak przebiegało i dowiadywać się, jacy to jego dziadowie byli mężni i waleczni. Nie daj Boże, żeby zamiast odpytywać go z dat, które w każdej chwili może sobie sprawdzić w internecie, przedyskutować z nim, czy to męstwo i bohaterstwo miały sens. Bo to byłby zamach na patriotyzm. I opuszcza taki absolwent szkolne mury, wiedząc, że Rosjanie i Niemcy to nasi odwieczni wrogowie, wiedząc, że Polacy są dzielni i skrzywdzeni, to co ma myśleć, kiedy słyszy, że w Rosji spadł polski samolot? Przecież nikt go nie nauczył analizowania docierających do niego informacji.
A można. Swego czasu, ucząc w szkole niemieckiego, miałem klasę, której wychowawczyni, polonistka, machnęła ręką na program. Zamiast „Trenów” dała dzieciakom do czytania współczesne książki (czyli dla nich ciekawe i zrozumiałe) i nie dyktowała im do zeszytów, co autor miał na myśli, tylko z nimi debatowała, pozwalając im samodzielnie dochodzić do wniosków, niekoniecznie do tych założonych przez autorów podręczników (tych lektur zresztą podręczniki nie omawiały). Efekt? Była to jedyna klasa, która, kiedy miała o coś pretensje, potrafiła podjąć rzeczową dyskusję. Umieli przedstawić swoje stanowisko, zrozumieć stanowisko drugiej strony, wysłuchać argumentów i rzeczowo na nie odpowiedzieć. I co najciekawsze, nie byli to wcale tzw. zdolni uczniowie, powiedziałbym nawet, że poniżej przeciętnej.
Jestem przekonany, że z tych uczniów – wówczas trzynastolatków – dzisiaj w teorię zamachu wierzy jeden, góra dwóch, czyli właśnie w normie. I z nimi mógłbym tezy mojego wpisu przedyskutować. Gdybym zamieścił go na jakimś forum, dowiedziałbym się, że napisałem, że Polacy są biologicznie wybrakowanym narodem. I najpierw musiałbym wtórnym analfabetom, których produkują nasze szkoły, tłumaczyć, co rzeczywiście napisałem, a i tak do wielu by nie dotarło. Problemu nie dałoby się omówić, a jak problemu nie da się omówić, to się go nie zdefiniuje ani nie rozwiąże. To znaczy, można rozwiązać, mając większość, tylko że wtedy mniejszość wychodzi na ulice, bo nie rozumie, co się dzieje. A dużej mniejszości nie trzeba wiele świeżej krwi, by stała się większością. I kiedy ten dopływ świeżej krwi nastąpi, znowu, zamiast się mierzyć z wyzwaniami współczesnego świata, będziemy odbudowywać zakisły XIX-wieczny, za to patriotyczny zaścianek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.