poniedziałek, 27 lutego 2012

O jabłkach, prostych zakupach i bezrobotnych

Wpis O piractwie raz jeszcze najwyraźniej został zareklamowany na Chomikuj, bo nagle zaroiło się pod nim od komentarzy piratów, którzy piractwa wprawdzie nie popierają, ale. Z tego „ale” dowiedziałem się na przykład, że mam prawo podpisać utwór własnym nazwiskiem, natomiast jeśli ktoś korzysta z niego nielegalnie, to mnie nie okrada, bo nic mi z domu nie wyniósł. Ustawa zapewnia mi osobiste i majątkowe prawa do utworu, ale jesteśmy w Polsce i o tym, co jest prawem, decyduje sobie każdy z osobna, więc w tej sytuacji powinienem podjąć chyba łaskawcę za nogi, że przynajmniej zostawił mi te osobiste. No bo mógłby przecież oświadczyć, że talent dostałem od Boga, tworzę na chwałę Bożą i nie ma żadnego powodu, bym w sposób egocentryczny, nielicujący z pokorą, jaka powinna cechować twórcę, zamieszczał na okładce książki swoje nazwisko.

Interesująca jest też nowa definicja kradzieży. Sadownik zbiera jabłka, idzie na targ je sprzedać, część mu ukradziono. Sorry, nie ukradziono, bo nikt mu z domu nic nie wyniósł. Poza tym wszystkich i tak by nie sprzedał, musiałby je wyrzucić, bo by mu zgniły. Nie można więc twierdzić, że wskutek niekradzieży poniósł jakieś straty. Należy też wskazać, że niezłodzieje to ci sami, którzy część jabłek kupili. Na więcej nie było ich stać, bo za mało zarabiają, a jabłka są za drogie, ale zrobili sadownikowi łaskę, że coś od niego kupili, więc resztę mogą dokraść. To znaczy nie dokraść, tylko zjeść za darmo. To nie jest kradzież. A przecież potrzebują witamin. Konstytucja gwarantuje im ochronę zdrowia, a brak witamin może skończyć się szkorbutem.

Piraci stawiają wymóg, że książka ma być w rozsądnej cenie, a zakup wygodny. Nie wiadomo, ile to jest rozsądna cena, skoro pięć złotych za książkę, które zawołał sobie Lipiński, okazało się nierozsądne, nie wiadomo, na czym miałaby polegać wygoda, skoro wystarczyło dokonać przelewu na podany numer konta (chyba że to kłopotliwe i Lipiński miał się po te pięć złotych pofatygować osobiście). Deklaracja, że kiedy rzeczywiście będzie tanio i wygodnie, to przestaną kraść, też jakoś nie pada. A mnie się przypomniało, jak kupowałem sobie samochód, i zadumałem się nad własną głupotą. Zakup był bowiem bardzo kłopotliwy, musiałem pojechać do salonu na drugi koniec miasta i czekać trzy miesiące na dostarczenie egzemplarza z fabryki. O cenie - wyjątkowo nierozsądnej (zarówno całości, jak i poszczególnych elementów dodatkowego wyposażenia) - nie wspomnę. Musiałem wziąć kredyt, a z części tego wyposażenia zrezygnować. Głupio uznałem, że mam tylko trzy możliwości: zaakceptować warunki sprzedawcy, skoro zależy mi na samochodzie akurat tej marki, pójść do konkurencji, gdzie samochód byłby od ręki i tańszy, albo jeździć rowerem. A tymczasem wystarczyło zejść pod blok i w dwie, trzy minuty ukraść sąsiadowi furę.

Muszę powiedzieć, że przypadła mi też do gustu koncepcja piratów, że jeśli mam do tego odpowiednie narzędzia i mogę to jakoś usprawiedliwić, wolno mi korzystać z cudzej pracy za darmo, nie pytając zainteresowanego o zgodę. To rozwiązuje problem mojego zapuszczonego ogródka. Na wynajęcie ogrodnika mnie nie stać, bo nie zarabiam tyle co Niemiec czy Amerykanin, a ogrodnicy słono sobie za skopanie takiego ogródka liczą. Na dodatek są uciążliwi, bo albo nie przychodzą o umówionej godzinie, albo przychodzą pijani. W tej sytuacji postanowiłem, że ogródek skopie mi jakiś bezrobotny. Oczywiście nie na prośbę, tylko na rozkaz podparty wycelowaną w niego lufą pistoletu. Należy wskazać, że w czasach przed wynalezieniem pistoletu nie miałbym możliwości, żeby go zmusić, grożąc mu na przykład nożem. Mam dwie lewe ręce i na kilometr byłoby widać, że tym nożem prędzej zrobię krzywdę sobie niż jemu. Pistolet to co innego. Owszem, nie jestem zwolennikiem zmuszania ludzi, żeby robili coś wbrew swej woli, ale nie przesadzajmy. Wolność jednostki to wymysł naszych czasów, pańszczyznę i niewolnictwo zniesiono ledwie sto pięćdziesiąt lat temu. Poza tym takiemu bezrobotnemu wyjdzie na dobre, że się trochę porusza, zamiast leżeć na kanapie przed telewizorem. Telewizja ogłupia, a ruch to zdrowie. No i może dzięki mnie znajdzie pracę. Bo kiedy sąsiad zobaczy, jak ładnie skopał mi ogródek, może go zatrudni. A nawet jeśli nie zatrudni, tylko wpadnie na ten sam pomysł, bo pieniądze musiał przeznaczyć na nowy samochód (stary mu ukradli), to przecież praktyka, jakiej nabierze bezrobotny, też jest nie do pogardzenia. Wpisze sobie do CV. Kolejną korzyścią jest to, że okolica będzie ładnie wyglądała, bo co tu dużo mówić, syf, jaki panuje w ogródku moim i sąsiada, woła o pomstę do nieba. Należy też docenić pracę, jaką wykonałem ja. Przecież nie mogłem się położyć z książką w ręku, tylko musiałem bezrobotnego pilnować, bo inaczej by mi nawiał. W sytuacji więc, gdy wszyscy odnieśli korzyści, ogólnie zrobiło się przyjemniej i nikt nie poniósł strat (bezrobotny i tak nie ma pracy, więc w czasie kopania ogródka gdzie indziej by nie zarobił), tylko jakiś dinozaur nierozumiejący nowych czasów mógłby twierdzić, że bezrobotnemu za wykonaną pracę wypadałoby zapłacić.

PS. Jedyna rozsądna polemika z moim wpisem przyszła na prywatny adres, respondent zanegował koncepcję, że ściąganie nielegalnych utworów z Chomikuj jest paserstwem nieumyślnym: „Art. 278 kk mówi o cudzej rzeczy. Tutaj z pewności pojęcie rzeczy należy rozumieć w kontekście znanym z Kodeksu Cywilnego. Art. 45 kc mówi, iż rzeczami w rozumieniu kc są tylko przedmioty materialne”. Z żalem, bo koncepcja mi się spodobała, ale muszę przyznać mu rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.