Na swoim blogu Piotr Lipiński przedstawił historię wydania e-booka pt. „Piąta Komenda”. Historia trafiła również na blog Świat Czytników i do „Gazety Wyborczej”. Lipińskiego do zainteresowania się książką elektroniczną skłonili piraci, którzy ukradli jego tekst i udostępnili go w złodziejskim serwisie. I niestety ten fakt jest przedstawiany niemal jako coś pozytywnego (co znalazło wyraz choćby w tytule w Świecie Czytników: „Piąta Komenda”, czyli jak piraci mogą nakłonić do wydania e-booka). Autor książki wyraźnie prezentuje postawę: nic wielkiego się nie stało, a w sumie wyszło mi to na dobre. Postawę bardzo szkodliwą, bo to woda na młyn piratów, nie zdziwię się, kiedy w kolejnej dyskusji o prawach autorskich, ktoś zamieści link do jego artykułu, wskazując, że piractwo nie jest wcale takie złe i samym autorom nie przeszkadza. Jak Lipiński nie chce ścigać złodziei, jego sprawa, ale nie powinien bagatelizować złodziejstwa i utrudniać walki z piractwem innym. Zwłaszcza że ta walka - przynajmniej w Polsce - jest dopiero na etapie uświadamiania, że piractwo nie jest niczym innym, jak zwykłą kradzieżą. Oczywiście, z rzeczy złych mogą wyniknąć dobre. Mogło się na przykład zdarzyć, że złodzieje ukradliby Lipińskiemu nie tekst, tylko meble. Może by się nawet ucieszył, bo dawno chciał je wymienić, ale nie mógł się zebrać, a teraz już musiałby pójść do sklepu. Może dzięki temu zapoznałby się z najnowszymi trendami w meblarstwie i miałby ładniejsze, wygodniej urządzone mieszkanie. Ale czy z tego wypływałaby konkluzja, że okradanie mieszkań nie jest procederem tak całkowicie zasługującym na potępienie?
Historia Lipińskiego obala dwa mity, którymi poplecznicy piractwa starają się je usprawiedliwiać. Pierwszy brzmi, że przyczyną są zbyt wysokie ceny książek, a drugi, że nie powoduje ono wcale wielkich szkód, bo tak naprawdę ściągający książki za darmo wcale ich nie czytają, tylko zapełniają sobie dyski na zapas i nawet nie patrzą czym. Nieprawda, skoro złodzieje pojawili się na blogu Lipińskiego, żeby ukradzioną książkę opatrzyć sobie okładką. Doskonale wiedzieli, co ukradli i chcieli mieć, że tak powiem, komplet. Autor to spostrzegł i zaproponował uiszczenie niskiej opłaty za zalegalizowanie książki. Nie zapłacił mu nikt. Ani jedna osoba. Proszę więc nie mówić, że piractwo jest spowodowane przez zbyt wysokie ceny. Jest to prawdą tylko w tym sensie, że dla złodzieja każda cena wyższa niż zero złotych jest zbyt wysoka.
Pod wpisem na blogu Świat Czytników wywiązała się dyskusja o piractwie, w której znowu próbowano usprawiedliwiać ten - nazywajmy rzecz po imieniu - złodziejski proceder, ale że dzielnie odpór piratom dał Artur Boratczuk, nie będę się już do tego odnosił. Jedna tylko kwestia: w dyskusji podnoszono, że przestępstwo popełnia udostępniający ukradziony plik, a nie ten, kto go pobiera. Na gruncie prawa autorskiego tak rzeczywiście jest, zgodnie z artykułem 116 ustawy o prawie autorskim, jeśli ktoś rozpowszechnia utwór nie mając do tego uprawnień, podlega karze do dwóch lub trzech lat pozbawienia wolności. Do dwóch, jeśli nie ma z tego korzyści (czyli nieodpłatne udostępnianie też jest zabronione), do trzech, jeśli na tym zarabia. W kodeksie karnym (art. 292) jest jednak opisane takie przestępstwo, jak paserstwo nieumyślne: "Kto rzecz, o której na podstawie towarzyszących okoliczności powinien i może przypuszczać, że została uzyskana za pomocą czynu zabronionego, nabywa lub pomaga do jej zbycia albo tę rzecz przyjmuje lub pomaga do jej ukrycia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Czyli jeśli kupimy za 10 tys. samochód wart 50 tys., a okaże się, że pochodził z kradzieży, możemy odpowiadać z tego artykułu. Nie wiedzieliśmy, że samochód był kradziony, ale z powodu zbyt niskiej ceny powinniśmy powziąć takie podejrzenie. O istnieniu tego przestępstwa dowiedziałem się, kiedy tłumaczyłem dokumenty związane z kradzieżami ubrań w szwedzkich sklepach. Złodziej wpadł przy którejś tam kradzieży i miał w samochodzie - jak podejrzewali śledczy, ale czego nie potrafili mu udowodnić - rzeczy ukradzione wcześniej. Sam złodziej twierdził, że nabył je na dworcu od przygodnego znajomego za okazyjną cenę. I podał tę niską cenę, żeby uwiarygodnić swoją bajeczkę, że przecież nikt nie zrezygnuje z okazji do tak taniego zakupu. Szwedzki sąd wziął jego zeznania za dobrą monetę i na ich podstawie skazał go właśnie za paserstwo nieumyślne. Jak widać, kiedy się kłamie, żeby zataić jedno przestępstwo, trzeba uważać, żeby nie przyznać się do innego.
Wróćmy jednak do piratów. Chyba nikt z pobierających pliki z Chomikuj nie ma wątpliwości, że nie są one tam udostępnione legalnie, więc ściąganie ich będzie przynajmniej paserstwem nieumyślnym, bo nie trzeba rzeczy „uzyskanej za pomocą czynu zabronionego” kupować, wystarczy ją przyjmować. Choć muszę przyznać, że zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem, że niektórzy poważnie traktują klauzulę, jaką złodzieje opatrują nielegalne pliki, że zgodnie z polskim prawem utwór chroniony można pobrać na 24 godziny, a potem należy go wykasować. Nie ma żadnej ustawy, która by na coś takiego zezwalała. Jeśli ktoś nie posiada majątkowych praw do utworu albo stosownej licencji od twórcy, nie ma prawa udostępniać jego utworu innym nawet na pięć minut.
PS. W związku z powtarzającymi się pytaniami, kiedy będzie nowe wydanie poradnika „Jak wydać książkę”, informuję, że za jakiś miesiąc. W tej chwili trwa konkurs na okładkę, więc jeśli ktoś chce spróbować sił, to zapraszam. Proszę zwrócić uwagę na słowo „niesztampową” w ogłoszeniu, bo znowu dominują propozycje z leżącą przy maszynie do pisania książką.
w ramach polemiki polecam ten artykuł: http://wyborcza.pl/1,118283,11012251,Cala_Polska_to_zlodzieje_i_piraci_.html
OdpowiedzUsuńJakieś 200 lat temu cech drukarzy wymógł na koronie brytyjskiej prawa do druku (Copyright) tylko dla siebie, tak by drukarze z poza cechu nie mogli z nimi konkurować... Po dziś dzień ciągnie się to za nami i nawet inteligentni ludzie nie pukają się w czoło gdy ktoś kopiowanie nazywa kradzieżą. Jest Pan autorem? To ma Pan niezbywalne prawo do bycia autorem danego dzieła, każdy kto będzie chciał się pod Pana podszyć bądź użyć nawet części pana pracy bez podania źródła powinien zostać ukarany jako oszust którym jest. Ale dopóki niczego nie wyniesie z pana domu to NIE jest złodziejem.
OdpowiedzUsuńNie wziął Pan pod uwagę bardzo ważnej rzeczy - spiracona książka Pana Lipińskiego nie była już od bardzo dawna dostępna w druku i sprzedaży (poza drugim obiegiem). Jakiś anonimowy pirat poświęcił tydzień ze swojego życia na zeskanowanie jej, przeczytanie i poprawienie błędów oraz wrzucenie na chomika - udostępniając za darmo. Proste pytanie - czy w większym stopniu jest złodziejem nastawionym na zysk czy fanem literatury Lipińskiego chcącym się podzielić z innymi niedostępną już na rynku książką.
OdpowiedzUsuńI gdyby nie ta cała sytuacja to do dzisiaj trzeba by się przekopywać przez kiermasze książkowe i antykwariaty żeby ją dostać - a tak można legalnie ją kupić.
Pomijając kwestie finansowe i moralne, piractwo wymusza na wydawnictwach i autorach dostosowywanie się do nowej rzeczywistości i współczesnych technologii - gdyby nie to, dalej tkwili by w modelach biznesowych rodem sprzed 100 lat.
Piractwo komputerowe w dużej mierze jest odpowiedzią na braki w usługach. Osoby podrabiające perfumy czy ubrania robią to dla zysku. Osoby udostępniające za darmo książki czy filmy robią to, bo nie można legalnie, w rozsądnej cenie i co najważniejsze WYGODNIE dostać je w formie elektronicznej.
Proste porównanie - ściągnięcie ebooka z chomikuj.pl to jakieś 2-3 minuty
Ściągnięcie legalnego ebooka w polskiej księgarni (np. virtualo) to przynajmniej godzina pracy z ogarnięciem i zainstalowaniem Adobe DRM. No i książka elektroniczna kosztuje zazwyczaj tutaj więcej niż papierowa w grubej okładce.
Polecam do zastanowienia....
Nie popieram piractwa, ale ślepa i bezrefleksyjna walka z piractwem która jest promowana w tym tekście szkodzi bardziej interesom wydawców niż samo piractwo.
OdpowiedzUsuń"Największym wrogiem twórców treści kultury nie są piraci, lecz 62 proc. społeczeństwa, ograniczające swe uczestnictwo w kulturze do gapienia się w telewizor" - Piraci są bardziej kumaci, Edwin Bendyk w Polityka z 25 stycznia 2012 roku.
A tak na marginesie polecam cały tekst gdzie są zaprezentowane badania obrazujące całe zjawisko piractwa oraz wykluczenia.
W skrócie można to zaprezentować: "Cóż z tego, że nie będzie piractwa skoro nikt nie będzie chciał kupować dzieł twórców." Niestety rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż starają się ją przedstawić autorzy i firmy żerujące na tych autorach.
"Oczywiście, z rzeczy złych mogą wyniknąć dobre. Mogło się na przykład zdarzyć, że złodzieje ukradliby Lipińskiemu nie tekst, tylko meble. Może by się nawet ucieszył, bo dawno chciał je wymienić, ale nie mógł się zebrać, a teraz już musiałby pójść do sklepu. Może dzięki temu zapoznałby się z najnowszymi trendami w meblarstwie i miałby ładniejsze, wygodniej urządzone mieszkanie. Ale czy z tego wypływałaby konkluzja, że okradanie mieszkań nie jest procederem tak całkowicie zasługującym na potępienie?"
OdpowiedzUsuńPo pierwsze złe porównanie: co innego, gdyby wyniesienie mebli podało mu pomysł na zarabianie na meblach tak, czy inaczej. Przykłady trzeba stosować rozumnie, a nie dramatyzując na wyrost.
Po drugie książki są w Polsce za drogie: 40-50zł za książkę to dużo. I mniejsza o argumentację: nawet, jak nasłynnym zachodzie "jest drożej", to wiedz, że oni kupują z tego, co im zostaje, a zostaje im więcej bo waluta więcej warta, większe zarobki, więcej im zostaje po opłaceniu kredytu na mieszkanie i samochód (tak - średnio zarabiający Niemiec może wziąć kredyt na jedno i drugie, Polak nie).