poniedziałek, 23 stycznia 2012

Przed premierą

Żadnych opóźnień nie było i zgodnie z zapowiedzią w najbliższy piątek do księgarń trafi mój najnowszy kryminał pt. „Gdzie mól i rdza”, który ukazuje się nakładem wydawnictwa Oficynka. A już w sobotę odbędzie się pierwsze spotkanie autorskie poświęcone tej książce (w Matrasie na Świdnickiej we Wrocławiu o godz. 14.00). Poprowadzi je pani Agnieszka Lingas-Łoniewska, serdecznie zapraszamy.



Wydawnictwo w odróżnieniu od poprzedniego zapowiada, że zorganizuje spotkania również poza Wrocławiem. Książkę można też już zamawiać na stronach Zbrodni w Bibliotece. W sumie po nominalnej cenie (38 zł), bo jest 10-złotowy rabat i dokładnie tyle kosztuje wysyłka.

A rzeczony kryminał zaczyna się tak:

Napięta cięciwa drgała niedostrzegalnie przed wypuszczeniem śmiercionośnej strzały. Mężczyzna, którego miała zabić, wpatrywał się z rosnącym przerażeniem w grot. Szarpnął się. Nie chciał umierać. Jeszcze nie. Mówią, że kiedy człowiek się starzeje, godzi się z myślą o śmierci, ale to nieprawda. Może innych jego śmierć nie wzrusza, uważają, że swoje przeżył, ale stary czepia się życia tak samo jak młody, też oczekuje, że przyniesie mu w przyszłości coś, czego dotąd nie zaznał.

Szarpnięcie się nic nie dało. Sznur wpił się tylko dotkliwiej w przeguby dłoni i kostki nóg. Próbował się przewrócić, żeby zejść z linii strzału, ale fotel, do którego został przywiązany, był na to za stabilny. Może by się udało, gdyby zabójca posadził go na krześle...

Zabójca?! Dlaczego tak o nim myśli?! Przecież wciąż żyje. Może to tylko blef. Albo głupi kawał. Bardzo głupi kawał. Albo potworny eksperyment. Czytał gdzieś, że hitlerowcy tak eksperymentowali na Żydach. Wsadzali ofiarę do wanny, wiązali ręce z tyłu, przesuwali czymś ostrym po przegubach, sugerując przecięcie żył, po czym powoli wpuszczali do wody czerwoną farbę. I Żyd, choć cały i zdrowy, umierał.

Może ten łobuz bawi się w coś podobnego. Powiedział, że grot jest posmarowany kurarą, bo chce sprawdzić, jak zadziała taka odwrotność placebo. To stąd cały ten cyrk z wiązaniem i odwlekaniem strzału – żeby uwierzył w jego mordercze intencje, żeby naprawdę zaczął się bać. W rzeczywistości strzała nie wyrządzi mu najmniejszej krzywdy, tylko zadraśnie bez dalszych konsekwencji, żadna trucizna nie dostanie się do jego krwiobiegu. Tak, nie może dać się nabrać, bo wtedy umrze jak ten Żyd w wannie, po prostu ze strachu. Za wszelką cenę musi zachować spokój.

Wbrew temu postanowieniu z jego gardła wydobył się dziki krzyk o ratunek. Stłumiony natychmiast przez knebel wepchnięty do ust i zabezpieczony szeroką taśmą klejącą. Znowu się szarpnął, ale efekt był taki sam jak poprzednio.

Wbił wzrok w strzałę i zaczął się modlić; nie wiedział, czy do niej, czy do Boga – do Boga nie modlił się, odkąd trzydzieści lat temu zabrał mu córkę. Żeby chybiła, przeleciała obok niego, wbiła się w szafę za plecami. Modlitwa nie dodała mu otuchy, ale przypomniał sobie coś innego. Umierającemu człowiekowi przesuwają się przed oczami obrazy z jego życia. Gdyby rzeczywiście miał umrzeć, widziałby je teraz w miejsce tego grotu. To najlepszy dowód, że jeszcze nie wybiła jego godzina. Jeszcze będzie mu dane cieszyć się życiem!

I w chwili, gdy to pomyślał, zwolniona cięciwa wypuściła strzałę, świst przeciął powietrze. Mężczyzna poczuł ostry ból w okolicach przepony. Ze zdumieniem spojrzał na pręt zakończony piórami wystający z jego brzucha. Zdążył jeszcze tylko się napomnieć, że nie wolno mu uwierzyć, jakoby strzała niosła truciznę. Potem zwiotczały mu mięśnie, klatka piersiowa nie zdołała unieść się w oddechu i nie minęło pół minuty, jak się udusił.


Zabójcy będzie szukał komisarz Marek Przygodny z „cegielni”, czyli Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, a pomagał mu przy tym będzie cyniczny dziennikarz Jerzy Kuriata, zainteresowany bardziej zdobyciem sensacyjnego materiału niż ukaraniem mordercy. Swoją drogą, kiedy teraz przy korekcie autorskiej przypomniałem sobie (jak wspominałem, trochę trwało, zanim powieść znalazła wydawcę), co Kuriata wygaduje o kobietach, doszedłem do wniosku, że skoro feministki za powieść szowinistyczną uznały „Niepełnych”, to za odzywki Kuriaty mnie po prostu zabiją :-)

6 komentarzy:

  1. Czekam na książkę z niecierpliwością,szkoda,że spotkanie tak daleko od Warszawy.
    Przeczytałam w ostatnich dniach Pana książkę "Niepełnych" Wspaniała,wzruszająca bardzo autentyczna historia. Gratuluję. Najnowszą książkę na pewno przeczytam bo uwielbiam kryminały i jeżeli jest tak dobry jak "Kanalia" to już czuję się zachęcona.Zacytowany fragment brzmi obiecująco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest lepszy, bo się rozwijam :-)
    A tak na poważnie, chyba ciężko o porównanie, bo to bardzo różne powieści.
    Widzę, że szykuje Pani recenzję "Niepełnych".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie nazwałbym recenzją, raczej odczuciami,przemyśleniami które zostają po lekturze. Tak moja opinia już lada dzień na blogu.

      Usuń
  4. A dopiero Pan pisał, że znalazł wydawcę. A książka już się ukazuje. Strasznie szybko leci ten czas. W takim razie życzę wielu, wielu sprzedanych egzemplarzy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tak niemerytorycznie :) Pierwsze zdanie Twojej powieści idealnie nadaje się do ćwiczenia dykcji. :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.