Z jednogwiazdkowej opinii na temat „Niepełnych” w serwisie „Lubimy czytać”: „Autor wplata w treść swoje antypolskie poglądy polityczne. Według mnie książka obraża Polaków”.
Kilkanaście procent wyborców nie potrafiło poprawnie zagłosować, kiedy jako kartę do głosowania otrzymało broszurkę. Politycy debatują, jak doprowadzić do tego, by w następnych wyborach te osoby zdołały oddać ważny głos. Byłoby to działanie na szkodę państwa. Ktoś, kto nie jest w stanie zorientować się, że broszurka z podaną czytelnie na każdej stronie nazwą innego komitetu wyborczego, stanowi jedną kartę, nie powinien decydować o tym, kto będzie rządził. Nikt nie wyłącza myślenia, wchodząc do lokalu wyborczego, a kto nie potrafi myśleć, nie powinien mieć prawa głosu. Wszystkim kartom należy nadać formę broszurek, a przed przystąpieniem do głosowania sprawdzać na wariografie, czy wyborca wierzy w zamach w Smoleńsku, i wykluczać go z głosowania, jeśli wierzy. To jest wyraz moich antypolskich poglądów.
Panowie Dolecki i Godhand zaślinili się z radości, że przyłapali mnie na udawaniu kandydatki na self-publisherkę na forum Weryfikatorium. Przeprowadzili nawet dowód: Dolecki wykrył, że grafomanka pisze stylem podobnym do tego, którego użyłem, korespondując z pseudowydawnictwami jako Adam Sobieski, bo tak samo często używa słowa „mówi”, i robi te same błędy, bo zamiast „rz” pisze „ż”. A Godhand wskazał, że zdaniem ni mniej, ni więcej tylko takiego autorytetu jak Paweł Pollak, po popełnianych błędach można rozpoznać piszącego. Radość panów Doleckiego i Godhanda byłaby mniejsza, gdyby przy tej analizie stylów włączyli myślenie i zadali sobie pytanie, czy przypadkiem to nie ja w swej prowokacji oddałem charakterystyczny dla grafomanów sposób wysławiania się. I drugie – kluczowe – co miałbym zdemaskować, udając self-publisherkę na forum, na którym self-publishing jest konsekwentnie odradzany. Ale oczywiście myślenie jest zajęciem trudnym i niewdzięcznym. Ciekawe, czy panowie Dolecki i Godhand też wzięli broszurkę za zbiór kart do głosowania?
Rozwiązanie quizu, jak zareaguje self-publisherka Luiza Dobrzyńska na mój wpis, demaskujący jej kłamstwa, dowodzący, że oczernia innych, i polemizujący z jej przekonaniem, jakoby była pisarką. Prawidłowa odpowiedź „c”, zareagowała milczeniem. Dla gorliwej katoliczki – jak sama się deklaruje – przyłapanie jej na posługiwaniu się kłamstwami i wymierzaniu ciosów poniżej pasa, zamiast nadstawiania drugiego policzka, nie stanowi problemu i powodu do przeprosin czy refleksji nad sobą, dla gorliwej katoliczki problem stanowi, że jawny gej został wybrany prezydentem miasta. Czyli polski katolicyzm w normie. I ta uwaga też jest wyrazem moich antypolskich poglądów.
Osoby pozbawione polotu biorą się za pisanie książek, szkoda, że nie biorą się te, które piszą świetnie. Na szczęście się przymierzają: O tym, że postanowiłam zrobić oszałamiającę karierę jako pisarka. Oczywiście należy wyrazić oburzenie z powodu antypolskiej tezy sformułowanej w tym wpisie, jakoby polskie autorki były kiepskawe. Podobnie jak z powodu antypolskiego poglądu, przebijającego z wpisu Gra w durnia na blogu prowadzonym przez sędziego, że polski wymiar sprawiedliwości nie działa jak należy.
Polski obywatel jako pracownik amerykańskiej firmy wziął łapówkę od Chińczyków (globalizacja), po czym nawiał do kraju i zgłosił się do prokuratury, że chce pójść siedzieć, ale w Polsce. Amerykanie zażądali ekstradycji, sąd odmówił, bo swoich obywateli nasze państwo wydaje tylko w wyjątkowych wypadkach. Wyższa instancja nakazała jednak sprawę zbadać ponownie. Przepisy mówią, że jeśli łapówkarz doniesie na siebie, a prokuratura nie wiedziała wcześniej, że łapówkarz, może on uniknąć kary. A to zaniepokoiło sąd apelacyjny: „Sąd I instancji musi zatem rozważyć, czy donos na samego siebie nie spowoduje, że Wojciech M. mógłby uniknąć w Polsce kary”. Innymi słowy, przepis daje możliwość uniknięcia kary, ale korzystanie z niego z taką intencją należy tłumaczyć na niekorzyść oskarżonego. Paragraf 22.
Przeniosłem numer telefonu do Plusa. Został wyłączony w starej sieci, a nie został włączony w nowej. Na pretensje, że miało to być skoordynowane, pracownik infolinii wyjaśnił, że jest weekend, a w weekend Plus nie włącza (później wyszło na jaw, że weekendy w Plusie obejmują też poniedziałki). Udzielanie odpowiedzi na pytania inne niż zadane jest dość typowe dla konsultantów na różnych infoliniach. Kwestia, czy kryterium przyjęcia jest IQ poniżej 90, czy udają oni głupszych, niż są. Potem się okazało, że szeregu usług dodatkowych nie da się wyłączyć za pomocą SMS-ów, chociaż miało się dać. Przy czym Plus nie od razu to ujawniał. SMS: „Wyłącz usługę Na Cholerę Mi Ta Usługa”. Odpowiedź: „Potwierdź, że chcesz wyłączyć usługę Na Cholerę Ci Ta Usługa”. „Potwierdzam”. „Nie da się wyłączyć usługi. Zadzwoń na infolinię”. Jeśli chcesz siku, wciśnij jeden. Jeśli chcesz kupę, wciśnij dwa. Jeśli nie znasz polskiego, wciśnij trzy. Nie wciskaj, do cholery, zera, jeśli chcesz się połączyć z konsultantem, zaczekaj, aż ci powiemy, że masz wcisnąć zero. Muzyczka. „Dlaczego nie mogę wyłączyć usługi SMS-em, chociaż jest powiedziane, że mogę wyłączyć SMS-em?”. „Zaraz panu wyłączę”. Muzyczka. Do jasnej Anielki, nie pytałem, kiedy pani mi wyłączy, tylko dlaczego nie mogę wyłączyć. A potem dowiedziałem się, że za dialogi na cztery nogi z konsultantami i wysłuchiwanie muzyczki płacę. Bo Plus bierze kasę od klientów za dzwonienie na infolinię. Á propos płacenia Plus przysłał mi fakturę. Anarchistą nie jestem i swoje rachunki reguluję, ale nie za usługi, które z racji przeniesienia numeru przez trzy miesiące miałem mieć za darmo. No to znowu infolinia (płatna, siku, kupa, muzyczka) i składanie reklamacji (z jakiś kwadrans). A kiedy się okazało, że nie muszę płacić faktury, to na wyświetlaczu telefonu pokazał się komunikat: „Tylko numery alarmowe”. W sumie logiczne: nie ma płatności, nie ma usługi.
Jesteś niezadowolony z francuskiego Orange albo niemieckiego T-Mobile? Przenieś się do polskiego Plusa, dowiesz się, jak wygląda prawdziwe dziadostwo.
Broszurka była od zawsze, gdy były listy. Także w wyborach do parlamentu europejskiego w tym roku. I w każdych czy prawie każdych sejmowych. Nie wiem kim trzeba, od tej intelektualnej strony być, nie wiem jak potwornie zapatrzonym w mądry wrzask mądrych ekspertów mądrej telewizji TVN24 trzeba być, by uwierzyć, że największa w dziejach różnica między exipt-poll a podanymi wynikami "to wina broszurki".
OdpowiedzUsuń...tak, tak wiem, nie słucha pan bezmyślnie mądrych ekspertów mądrej telewizji TVN24, sam pan wymyślił, że to wina broszurki.
/ABC
"Dolecki wykrył, że grafomanka pisze stylem podobnym do tego, którego użyłem, korespondując z pseudowydawnictwami jako Adam Sobieski [...]"
OdpowiedzUsuńPanie Pawle,
jako Adam Sobieski pisał Pan celowo źle, grafomańsko, ale to był sztucznie zły styl. W podobny sposób pisał na Weryfikatorium Dark Angel - z błędami i nienaturalnie. Druga osoba, krzysiekpl, również pisał nienaturalnie, najwięcej postów zamieścił w temacie założonym przez DarkAngel, próbował ponadto odwrócić uwagę forumowiczów od mojej sugestii, że to Pan skrywa się pod tym anielskim nickiem. Zresztą krzysiekpl do tej pory nie odniósł się do całej historii, pomimo iż napisałem o niej na forum. Moje przypuszczenia nie były zatem bezpodstawne, jednak o pewności nie mogło być mowy.
"I drugie – kluczowe – co miałbym zdemaskować, udając self-publisherkę na forum, na którym self-publishing jest konsekwentnie odradzany."
Prowokacja stanowiłaby świetny przykład tego, że w miejscu, w którym pojawia się wydawnicza przynęta - niedoświadczony autor deklarujący gotowość wyłożenia sporych pieniędzy - szybko pojawiają się drapieżniki, wydawcy (mniej lub bardziej pseudo); przyjrzenie się takiej sytuacji i jej konsekwencjom byłoby niewątpliwie pouczające, przede wszystkim dla młodych autorów, którzy również byliby gotowi zapłacić.
Kończąc, przepraszam Pana za to, w czym się pomyliłem.
Marcin Dolecki
No właśnie, przy eurowyborach jakoś nikt nie sarkał na książeczki. Chyba że coś mi umknęło, co jest o tyle możliwe, że miałem wtedy trudne sprawy osobiste, przez które media śledziłem mocno pobieżnie. A co do obecnych fałszerstw... cóż, jeśli nawet na serio założymy, że 30 - 40 procent narodu jest na tyle głupie, żeby nie poradzić sobie z broszurą, to już wyparowanie kilku tysięcy kart albo zero głosów na kandydata, na którego ponoć głosowała przynajmniej jedna osoba - a o takich kwiatkach też przecież słyszeliśmy - raczej trudno zbyć pobłażliwym wzruszeniem ramion. Jako żywo przypomina się schyłkowy PRL. Byłem wtedy szczylkiem, ale pamiętam, że wybory traktowało się wówczas ze sporym przymrużeniem oka na zasadzie "i tak każdy wie, o co naprawdę chodzi". Coś czuję, że jesteśmy na najlepszej drodze do powtórki. Bo ile jeszcze bezczelnego plucia w pysk można znieść?
OdpowiedzUsuńNo ale przecież - wiadomo - Paweł Pollak wie lepiej :) Pocieszny fanfaron Komorowski plecie tylko o odmętach szaleństwa, dopiero Pollak przeprowadził iście druzgocącą analizę głupoty narodowej.
Panie Pawle, kilka postów temu napisałem, że cierpi Pan na obsesję. Podtrzymuję to. Tylko człowiek owładnięty obsesją poświęca tekst za tekstem - a tak jest u Pana od paru tygodni - walce z urojonymi demonami, zarówno tymi dybiącymi na niego samego, jak i hulającymi po ulicach.
Ale cóż... Pana blog, Pana prawo. Tak jak Pana prawem podszywać się, pod kogo Pan tam zechce, a Doleckiego - Pana demaskować. Na szczęście chyba jeszcze mamy demokrację. Może i coraz bardziej fasadową, ale... a zresztą.
Miłej zabawy.
Panie Pawle,
OdpowiedzUsuńPan się wypowiedział, ja się wypowiedziałem. Z mojej strony to wszystko w tej kwestii.
Byłoby nieetyczne, gdybym miał rozwinąć dyskusję tutaj, na Pana blogu, gdzie jestem gościem, zwłaszcza że to ja zacząłem tę sprawę. Rzecz dotyczy anonimowych wypowiedzi na forum.
Marcin Dolecki
Mnie całość sytuacji bawi.
OdpowiedzUsuńNie do końca rozumiem Pana oburzenie bo przecież taką akcję już Pan przeprowadził (a ja powtarzałem wielokrotnie, że była wartościowa).
Zrobiłem wywiad środowiskowy i moi znajomi oraz rodzina twierdzą, że się nie ślinię, aczkolwiek może to wynikać z sympatii do mojej osoby.
Natomiast oskarżenie o głupotę przyjmuję i obiecuję zbadać jego zasadność :)
A kto się bawi zapałkami czasem się parzy - co w tym przypadku tyczy się zarówno Marcina i mnie, jak i Pana.
Godhand