Witam! Nazywam się Adam Sobieski, napisałem kryminał i chciałem zapytać czy państwo chcą go wydać i ile by to kosztowało. Kryminał ma tytuł „Torowy zabójca”, to jest mój debiut, ale znajomi mówią, że nie można odgadnąć kto zabił i dlatego pomyślałem, że warto go wydać. Wszyscy co czytali mówią, że im się podobało. To jest o seryjnym mordercy, który morduje kobiety, ale zagadka jest bardzo ciekawa. Wysyłam 10 stron, bo wolę nie pokazywać całej dopóki się nie dowiem, czy państwo chcą wydać. Znajomy, który się zna ostrzegał mnie, że lepiej nie wysyłać całej książki. Ale cała ma 220 stron, 70 312 wyrazów i 461 406 znaki ze spacjami. Znalazłem, że takie dokładne informacje starczą żeby powiedzieć, ile trzeba zapłacić za wydanie. Zwracam się do państwa, bo znalazłem że państwo są dobrym wydawnictwem, które nie odrzuca debiutantów.
Czekam na odpowiedź czy państwo chcą wydać. Serdecznie pozdrawiam.
Adam Sobieski
To był mail, który wysłałem do dziewięciu wydawnictw ze współfinansowaniem, załączając poniższy bezsensowny, najeżony błędami fragment rzekomej powieści. Proszę zgadnąć, czy została przyjęta do wydania, a jeśli tak, to przez ile tych wydawnictw. Odpowiedź tutaj.
Aha, ponieważ niektórzy blogerzy na poważnie uznają grzebulaturę za literaturę i wystawiają jej pozytywne noty, to gdyby komuś chciało się w komentarzach wskazać, dlaczego tekst jest bez sensu i jakie błędy zawiera (przykładowe, bo wyliczenie wszystkich, z objaśnieniami zajęłoby więcej miejsca niż sam fragment), wyświadczyłby im przysługę.
Adam Sobieski
Torowy zabójca
Rozdział I
Komisaż Maciejewski nie był wyspany. Dlatego nie zrozumiał kiedy Kowalski powiedział do niego, że mają trupa.
– Jakiego trupa? – zdziwił się Maciejewski.
– Denata. Leży na torach w Lasku Włoszczowskim.
Lasek Włoszczowski to był park. Pojechali do tego parku. W parku była już ekipa, która się uwijała. Wszyscy technicy mieli białe kombinezony, kryminalistyka się rozwijała.
– Odciski palców – powiedział do nich komisaż. – I DNA.
– Tak, mamy – powiedział technik. – Odciski palców są tego seryjnego zabójcy. DNA też jego. To znowu on. Niestety.
– Niestey – powiedział komisaż. – Kto jest ofiarą?
– Męszczyzna – powiedział technik – Lat czterdzieści osiem, ale nie wiemy kto bo nie ma dowodu osobistego ani nikt go tu nie zna. W tym domku, co go znaleźliśmy też nic nie ma. Zagadkowe.
– Tak zagadkowe – przyznał komisaż.
Wiedział co technik myślał. Każda ofiara wcześniej miała przy sobie dowód osobisty. Jakby zabójcy nie przeszkadzało, że wiedzą kogo zabił. A tu jakby się ukrywał. Ale to nie było wszystko. Kowalski zauważył jeszcze jedną różnicę.
– Nie ma medalionu.
– Co?
– Z jego włosami. Każdej ofierze wkładał do medalionu swoje włosy. Dlatego mamy jego DNA.
– Masz rację.
Wrócili na komisariat. Na komisariacie był tłok.
– Poraszka – powiedział Kowalski.
– Tak – przyznał komisaż. – Co o tym myślisz? To może być on?
– A co ty myślisz? Że podżucono jego DNA?
– Dlaczego nie. Teraz wystarczy papierosa wziąść albo szklanke z której pił.
– Czyli może nie on. Szkoda. Już myślałem, że go mamy.
Kowalski włąnczył muzykę. Najbardziej lubił pop i rocka ale też Dodę.
– Jak on znowu zamorduje taką podobną do Dody, to się załamię.
Komisaż nie odpowiedział. Myślał. Musieli go dopaść, żeby nie było za późno. Dopaść i zamknąć w więzieniu. Szkoda, że nie było kary śmierci. Maciejewski najlepiej posłałby go na powieszenie. To już była szósta ofiara. Sześć ofiar, wszystkie uduszone w parku Włoszczowskim. Wszystkie leżały na torach. Dlaczego na torach? Tego nie wiedzieli. Ale prasa nazywała go torowym zabójcą. Przypomniał sobie, że musi pójść na konferencję prasową. Nie chciał tam iść, nie lubił dziennikarzy, zlatywali się jak muchy do dżemu kiedy kogoś zabito, a gdzie szacunek dla zwłok. A potem musiał pójść do domu do tej kobiety, z którą się nieopacznie ożenił i teraz nie mógł się z tego małżeństwa uwolnić. Żeby ten seryjny zabójca zabił jego żonę, to by się ucieszył, ale on zabijał tylko ładne kobiety takie jak Doda. Szkoda że Doda wybierała piłkaży, a nie komisaży policji.
– Mam raport z sekcji – przerwał te nie wesołe rozważania komisaża Kowalski. Kowalski miał prawie dwa metry i brązowe włosy. Komisaż zazdrościł mu wzrostu, bo sam był niski. Ale włosów nie chociaż sam był łysy.
– Super – Ucieszył się komisaż. – Co w niej pisze?
– Że samobójstwo było upozorowane. Naprawdę zginął od strzału. Kula weszła pod łopatką, ale żadna broń nie pasuje. Śmierć na miejscu.
– To źle. Jakby przeżył mogliśmy mieć świadka.
Kowalski pokiwał głową, że komisaż ma rację a potem podniósł na niego wzrok.
– Musimy złapać drania.
Tego dnia pojechali do domu. Komisaż do żony a Kowalski pod miasto. Samochód mu się zepsuł, więc jechał pociągiem. W pociągu starał się rozwiązać zagadkę ale nie miał pamięci wzrokowej i jak nie widział miejsca zabójstwa, to nie umiał sobie poradzić, a pociąg nie przejeżdżał przez park Włoszczowski.
Następnego dnia nie mieli przełomu. Komisaż myślał, że może trzeba umożyć sprawę. Ale przyszła na komisariat kobieta.
– Pani go zna?
– To mój mąż.
Komisaż podrapał się po włosach. Coś mu nie pasowało. Nie wiedział co. Ale potem sobie przypomniał że męszczyzna miał czterdzieści osiem lat a ta kobieta była bardzo młoda. Może udawała żonę?
– Żona? – zapytał podejrzanie.
– Żona. Pan pewnie myśli, że jestem za młoda – odgadła, co myślał bo była bardzo inteligentna. – Druga żona. Tamta była stara.
Komisaż pomyślał, że jego żona też jest stara i że jak ta kobieta nie ma teraz męża, to mógłby się z nią ożenić, ale nie pozwalała mu etyka. Maciejewski był z tego dumny, że miał wysoką moralność.
– Myśli pani, że ona go zabiła?
– Nie wiem, ale jak ją dla mnie rzucił to mu groziła.
Komisaż miał motyw. Motyw to było 50 procent złapania zabójcy, drugie 50 był dowód, że był na miejscu zbrodni, a trzecie że miał możliwość zabicia. Czyli Maciejewskiemu do złapania mordercy jeszcze dwie trzecie brakowało. Na razie był na początku drogi. Westchnął.
– Kto po nim dziedziczy? – wtrącił się niespodziewanie Kowalski.
– Ja.
Maciejewski uświadomił sobie, że przez ten nagły zwrot motyw też przepadł. Bo spadkobiercy zawsze mieli motyw. Czyli musiał podejrzewać obie żony. A może miał jeszcze kochankę. Wtedy jako motyw wchodziłaby zazdrość. Zazdrość i pieniądze są najczęściej. Myślał czy zapytać żonę o kochankę, ale zrezygnował. Mogła nie wiedzieć albo się nie przyznać.
– Dziękujemy pani. Proszę nie wyjeżdżać z miasta.
Kowalski uśmiechnął się obleśnie.
– Ładna dupa. Chciałbym ją przelecieć.
Maciejewski nie lubił, kiedy Kowalski tak mówił, ale nic się nie dało na to poradzić, bo Kowalski był kobieciarz. Postanowił zmienić temat:
– Co myślisz?
– Chyba jest niewinna. Kiedy ją zapytałem o ten spadek miała w rękach husteczkę, ale jej nie ścisnęła, nic nerwowo nie zrobiła. Nie, nie kłamała, po tylu latach w policji poznaję to lepiej niż wartograf.
Ale wykrywacz kłamstw nie mógł być dowodem w sądzie.
Ciężka sprawa, pomyślał Maciejewski ale nic nie powiedział. Ale wieczorem poszedł do knajpy na spotkanie z informatorem. Informatorem był Włodek. Miał spruchniałe zęby i dlatego nazywano go Bezzębny, to taka ironia była, bo zęby jeszcze miał, tylko spruchniałe. Maciejewski wsadził go do więzienia za sutenerstwo czyli za dawanie klientom prostytutek, którym zabierał połowę kasy. Prostytucja była legalna, ale sutenerstwo nie i dlatego wszystkie burdele w mieście nazywały się agencjami towarzyskimi, ale policjanci wiedzieli, że to przykrywka. Zwłaszcza Kowalski, który do tych agencji chodził. Maciejewski sam nigdy by nie poszedł do prostytutki nawet jak jego żona była taka gruba i stara.
Cześć przywitał się Włodek czyli Bezzębny, który usiadł plecami do ściany żeby widzieć drzwi. Odkąd siedział w więzieniu nigdy się do nikogo nie obracał tyłem, ale nie chciał powiedzieć dlaczego, musiał mieć jakieś strasznie traumatyczne przeżycie.
– Dzień dobry. Maciejewski powiedział dzień dobry bo chciał przypomnieć Bezzębnemu, że ma do niego mówić pan a nie ty, ale Bezzębny to ignorował.
– Mam dla ciebie super info ale musisz mi zapłacić.
– Wiesz, że za informacje nie płacę. Mogę cię zapuszkować.
– Przecież nic nie zrobiłem.
– Każdy coś zrobił.
Taką Maciejewski miał filozofię, która już nieraz go uratował.
– No dobra. Ten torowy zabójca jest niewinny.
Maciejewski był zdumiony. Tak zdumiony że walnął ręką w stół aż pociekło piwo z ich kufli.
– Jak to niewinny? Zabił sześć osób a teraz może siódmą!
Bezzębny się skulił jakby się przestraszył i wytarł rękawem plamę z piwa.
– Ale ja mówię teraz o tej siódmej. To nie on. To naśladowca, który go wrabia. Dlatego podłożył jego odciski palców i DNA. To fałszywy trop.
Komisaż musiał pochwalić Kowalskiego że przewidział podżucenie DNA.
– A kto to jest?
Bezzębny nachylił się komisażowi do ucha i wyszeptał nazwisko.
– Kurwa mać.
Maciejewski aż zaklął chociaż nigdy nie przeklinał, nie lubił jak policjanci przeklinali. Potem był stereotyp, że w policji wszyscy klną i piją a tak wcale nie było, on na przykład był abstynentem. To był znany dziennikarz sportowy, specjalizujący się w piłce nożnej. A że teraz był mundial, to ciągle był w telewizji. Tyle że nie było Polaków jak zwykle. Kiedyś to były czasy, rozmarzył się Maciejewski, Górski, Wagner, Lubański, Szarmach, Lato, Boniek, a nie ta chałastra teraz, która nie była w stanie kopnąć dobrze piłki. Ale żeby dziennikarz był mordercą? Może bezzębny był nie informatorem, tylko dezinformatorem. Ale jaki byłby jego motyw?
Komisaż pomyślał, że musi porozmawiać z dziennikarzem, tylko nie wiedział jak. Taki sławny komentator był celebrytą, chociaż czasami powiedział coś śmiesznego przy komentowaniu na przykład, że Szurkowski był cudownym dzieckiem dwóch pedałów. A do celebryty niełatwo było się dostać. Nie była to wprawdzie królowa angielska, ale jednak. Trzeba będzie poprosić Kowalskiego o pomoc, on był dobry w radzeniu sobie z czymś takim.
I rzeczywiście, dwa dni później komisaż Maciejewski zadzwonił do drzwi willi na Bałutach. Willa była bardzo elegancka, bogato zdobiona, musiała strasznie dużo kosztować, ale na pewno dziennikarz dużo zarabiał. Maciejewski westchnął, że chciałby dużo zarabiać, ciągle niemiał pieniędzy, nawet buty zaczęły mu przeciekać, a na nowe nie było go stać. Tak, to miał być pojedynek nędzarza z bogaczem, ale Goliat nieraz wygrywał z Dawidem.
Dziennikarz otworzył, był wyższy niż się wydawał w telewizji, ale to dlatego, że rozmawiał z jeszcze wyższymi koszykażami. Nie spodziewał się go i zamrugał oczami, ale zaraz się opanował i przybrał maskę. Komisaż już wiedział, że nie pójdzie mu łatwo.
– Dzień dobru, komisaż Maciejewski z komendy wojewódzkiej. Chciałbym zamienić z panem kilka słów.
– W jakiej sprawie? – wąskie oczy dziennikarza jeszcze się zmrużyły, wyglądał jak hiena szykująca się do ataku na ofiarę. Albo Maciejewskiemu tak się skojarzyło bo uważał dziennikarzy za hieny.
Maciejewski postanowił od razu przejść do ataku.
– W sprawie zabójstwa w Lasku Włoszczowskim?
– Lasek Włoszczowski? Gdzie to jest?
Maciejewski pogratulował sobie w duszy. To był pierwszy błąd. Dziennikarz udawał. Każdy wiedział gdzie jest Lasek Włoszczowski. Ale odpowiedział jakby nigdy nic.
– Koło wiaduktu kolejowego. Znaleźliśmy tam kolejne zwłoki torowego zabójcy.
– Kogo?
Maciejewski pomyślał, że dziennikarz udaje, ale potem zobaczył w jego oczach, że naprawdę nie wie. No tak, to był młody człowiek, mógł mieć najwyżej trzydzieści lat, a to było to pokolenie, co interesowało się tylko swoją działką i niczym innym. Wiedza ogólna zanikała, erudytów było mało, nikt już nie oglądał „Miliarda w rozumie” tylko wszyscy jakieś głupie teleturnieje, w których nic nie trzeba było wiedzieć.
– Seryjny zabójca, która zostawia zwłoki na torach. Na kolejowych jak teraz albo na tramwajowych.
– Aha. A co ja mam z tym wspólnego?
– Niech mi pan powie.
Przez sekundę mierzyli się wzrokiem. Potem dziennikarz spuścił wzrok. Maciejewski wtedy zobaczył, że miał długie rzęsy. Może był gejem. Seryjni zabójcy często mieli jakieś zaburzenia seksualne. Chociaż Maciejewski był pod tym względem postępowy i uważał, że geje powinni dostać swoje prawa, może adopcję dzieci nie, ale przeciwko związkom partnerskim Maciejewski nic nie miał.
– Wolałbym nie rozmawiać tak na zewnątrz.
– O przepraszam, zapraszam w moje skromne progi. Czym chata bogata.
Maciejewski usiłował się zoriętować, czy mieszka tu druga osoba, a jeśli mieszka, czy jest to mężczyzna czy kobieta, chociaż oczywiście nic to nie mówiło, mógł być brat albo matka.
– Proszę usiąść.
Maciejewski usiadł, ale nie zdjął płaszcza. To dawało mu dystans do przesłuchiwanego.
– Co pan robił wczoraj między dwudziestą a dwudziestą drugą?
– Pyta mnie pan o moje alibi? – dziennikarz udawał oburzonego.
– Wszystkich pytam o alibi – wywinął się komisaż. – Każdego musimy sprawdzić, to rutynowe pytanie.
– Komentowałem mecz.
– Jaki?
– Legia-Widzew.
Odpowiedź padła tak szybko, że Maciejewski wiedział, że dziennikarz nie kłamie. Gdyby kłamał, musiałby się zastanowić. Ale postanowił się upewnić.
– Jaki był wynik?
– Dwa jeden dla Legii.
Odpowiedź też była szybka. Dziennikarz pamiętał. Albo sprytnie załatwił sobie alibi. Maciejewski zastanawiał się, jak to dało się obejść. Czy jednak alibi było prawdziwe a Bezzębny kłamał? Albo ktoś podpuścił Bezzębnego? Kto? Prawdziwy zabójca? Trzeba było zbadać otoczenie Bezzębnego. Maciejewski westchnął. Potwornie zagmatwana sprawa.
– Mamy informacje, że miał pan zatarg z zabitym.
To był blef, ale skuteczny.
– Informacje od kogo? – zjerzył się dziennikarz.
– Nieważne.
– Ważne, bo nieprawdziwe – pozbierał się dziennikarz.
– Czyli pan zaprzecza?
– Oczywiście, że zaprzeczam. Nie miałem z nim zatargu. W ogóle go nie znam.
To się zgadzało. Nie znaleźli żadnego powiązania między ofiarą a dziennikarzem. Ale seryjni zabójcy mordowali nie tych, których znali. Dlatego tak ciężko było ich złapać. Maciejewski podrapał się po włosach i myślał, jakie pytanie dalej zadać. Czasami miał trudności z wymyśleniem pytania. Wiedział, że nie był orłem, ale był solidnym rzemieślnikiem. Dlatego zawsze w końcu łapał zabójców. Tylko tego torowego wciąż nie mógł złapać. Postanowił, że jak go złapie, pójdzie na emeryturę. Jako ukoronowanie kariery. Może nawet jakąś nagrodę dostanie. Od komendanta stołecznego albo od samego prezydenta miasta. Należałaby mu się. Przez całą karierę nie dostał żadnej nagrody a naprawdę sobie zasłużył.
Obserwowali go z samochodu, w którym strasznie się pocili. Od kilku dni był straszny upał, teraz też słońce waliło z nieba, a nie mieli klimatyzacji. W służbowych samochodach nie było a samochód komisaża ciągle nie był naprawiony. Musiał zrobić awanturę mechanikowi. I komendantowi, że kupił samochody bez klimatyzacji. Kto to widział, żeby polski policjant dusił się jak śledź w wodzie.
– Jest – zauważył go Kowalski.
– Gdzie? – komisaż nie był taki spostrzegawczy.
– Tam. Wychodzi z domu.
Rzeczywiście Bezzębny wyszedł z domu dziennikarza. To było podejrzane. Najpierw na niego doniusł, ateraz go odwiedzał. Musieli coś knuć. Jakby nie knuli dziennikarz nie rozmawiałby z kimś, kto na niego donosił.
Szli zresztą obok siebie jak koledzy od serca. Ktoś na nich czekał. Wsiedli do Volvo i pojechali z piskiem opon. Detektywi pojechali za nimi z wyłączonymi światłami, żeby się nie zdradzić, że ich śledzą. Śledzeni przejechali most nad Wisłą i zapuścili się w wąskie uliczki podejrzanej ulicy.
– Wiedziałem, że tu przyjadą – komisaż był dumny ze swojej dedukcji.
Ale zdumiał się, kiedy zobaczył kto wysiadł z samochodu. To była żona zamordowanego! Czyli miał słuszność, że od początku ją podejrzewał.
– Widziałeś to – zapytał Kowalskiego. Kowalski pokręcił głową. – Widziałem. Cholera.
– Tak, cholera.
Czekali co się będzie działo, ale oni trzej poszli na górę.
– Może będą uprawiać grupowy seks – zarechotał obleśnie Kowalski.
– Przestań to poważne zabójstwo, a ty myślisz o seksie.
– Każdy facet myśli o seksie. A z taką laską to już koniecznie. Lepsza nawet od Dody.
Ale czekali i nic się działo. Potem ta laska wybiegła z bramy cała zakrwawiona.
– Zarżnęli ją – przestraszył się Maciejewski. – Łap ją.
Wybiegli z samochodu ale nie mogli laski dogonić, to była adrenalina, uciekała aż niewytrenowany Maciejewski zgubił oddech, dopiero Kowalski ją dopadł i przewrócił na ziemię.
– Mam cię!
– Puszczaj gnoju!
Kowalski się zdziwił, że nazywa go gnojem. Dotąd miał powodzenie u kobiet i nigdy go nie obrażały. Więc założył jej kajdanki. Potem pomyślał, że kajdanki są fajne do seksu, ale była cała zakrwawiona. Kojarzyło mu się to z menstruacją.
Dobiegł do nich Maciejewski, cały zadyszany, na olimpiadzie w sprincie nie miałby żadnych szans. W maratonie zresztą też nie, może w biegach średnich.
– Czemu się pani z nimi spotkała?
– Z kim?
No tak zgrywała głupią. Jedni przestępcy często kryli drugich nawet jak dostali kulą albo nożem. Zawieźli ją na komisariat, ale dalej nie chciała nic powiedzieć, więc poszła na dołek. Bo komisaż myślał, że jak posiedzi to zmięknie. Ale nie zmiękła. Następnego dnia była tak samo twarda.
Nonsens pomyślał Maciejewski, ale nie wiedział do czego. Zwłaszcza że przyszedł komendant z pretensjami, że nie mają postępów w śledztwie. Polityczny dupek, pomyślał Maciejewski. Podlizywał się prokuratorowi, bo prokurator zawsze naciskał jak szły wybory, żeby zostać jeszcze raz wybrany. Demokracja, kurwa, powiedział Kowalski, który też słyszał komendanta. Najgorszy system, ale lepszego nie ma.
Postanowili zagrać vabank i przywieźli Bezzębnego i dziennikarza na konfrontację. Ale nic z tej konfrontacji nie wyszło i znaleźli się w ślepym korytarzu.
– Dalej nic nie mamy – powiedział Kowalski.
Maciejewski tylko smętnie pokiwał głową. Nie lubił przyznawać się do poraszki. Bo wierzył, że poraszka zawsze może odwrócić się w zwycięstwo. Taka była jego filozofia życia i przez tą filozofię wygrywał. I dlatego postanowił zakończyć swoje nieopaczne małżeństwo i powiedział żonie, że z nią zrywa. Rozpłakała sie, krzyczała, ale pozostał nieugięty. Z kobietami niestety trzeba twardo i dlatego się nie ugiął. Chociaż jego w środku też bolało przecież byli długo razem. Potem się zezłościła i powiedziała, że go oskubie, ale się nie zmartwił, bo nic nie miał. I nawet najlepszy adwokat by jej nie pomógł. Zresztą spisali intercyzę więc był zabezpieczony. Matka dobrze mu doradziła a śmieli się z niego, że jak słucha matki to jest maminsynek.
– Sprawa torowego zabójcy dalej nierozwiązana – mówił reporter. – Dlaczego policja nic nie robi, dlaczego naraża społeczeństwo na niebezpieczeństwo. Pytamy przechodniów czy czują się bezpiecznie.
Na ekranie pokazała się młoda blądynka. Od razu się Maciejewskiemu nie spodobała. Napewno nie była przechodniem tylko podstawioną aktorką. I rzeczywiście.
– Ja się wogle nie czuję bezpiecznie, bo jestem podobna do tych ofiar i boję się sama chodzić musi ze mną chodzić mój chłopak, z którym chodzę. Bardzo to nie szkodzi, bo on lubi ze mną chodzić, ale czasami jest za dużo szczególnie wtedy, jak chcemy go obgadać z przyjaciółką. Także uważam, że policja się nie wysila i powinna robić więcej.
Maciejewski zły rzucił pilotem w telewizor a potem go wyłączył i przeszedł do ponurych rozważań. Dlaczego nic mu się nie układało? Życie osobiste, śledztwo, nic, kompletnie nic. Jakby ktoś go zaczarował klątwą, powiedział nic ci się nie uda i to się spełniało. Nie chciał się porównywać z Kowalskim, ale Kowalski miał wszystko lepiej. To było niesprawiedliwe.
Zadzwoniła komórka. Musiał ją poszukać, bo nie wiedział gdzie dzwoni, ale po sygnale doszedł.
– Halo?
– To ja.
– Kto? – nie poznał go po głosie.
– Kowalski. Znowu mamy trupa. Nie zgadnie pan gdzie.
– Na torach.
– Tak, ale w wesołym miasteczku. W zamku strachu.
– Już jadę.
Sezon już się skończył i miasteczko było już zamknięte, dlatego odrazu się zorientowali, że trup już dłużej leżał, tylko nikt go nie odkrył. Pewnie to było czwarte morderstwo, a nie piąte, jeszcze przed tym męszczyzną z Parku Włoszczowskiego. Musieli zatkać nosy bo strasznie śmierdział. Patolog też zakrywał chociaż miał doświadczenie. Czasami mordercy zaskakiwali nawet tych doświadczonych. Patolog był kobietą i ofiara też.
– Jak zginęła? – zapytał komisaż, ale patolog nic nie powiedział. Powiedział że da odpowiedź dopiero po sekcji zwłok. Komisaż tego nie lubił, ale nie mógł nic poradzić. Nie mógł kobiety zmuszać. Wiedział że patolog była waleczna feministka i nie pozwalała sobie dmuchać w zupę.
– Chociaż ogólnie – poprosił.
– Cztery ciosy nożem. Wszystkie w serce. Nóż sprężynowy, ale nietypowa klinga. Coś wam to mówi?
Nic nie mówiło. Ale czwarta ofiara i cztery ciosy nożem to było zastanawiające. Maciejewski rozejrzał się, ale zobaczył tylko jadącego w jego stronę świecącego kościotrupa. Krzyknął z przestrachu.
– Haha – zaśmiał się Kowalski, który uruchomił kościotrupa.
Maciejewskiemu nie podobało się, że Kowalski się wygłupia na miejscu zbrodni, ale go nie skrytykował. Nie chciał zadrażniać stosunków w pracy. A był za mało asertywny żeby powiedzieć to tak, żeby Kowalski się nie obraził. Albo żeby nie powiedział, że niema poczucia humoru. Miał poczucie humoru. Zawsze jak opowiadał dowcipy przy wódce, to wszyscy się śmieli. Gdzie te czasy. Westchnął i popatrzył z powrotem na martwą kobietę. Tym razem brunetka. Nie pasowała do shematu. No i nie uduszona, tylko nożem. I nie w parku Włoszczowskim, tylko w wesołym miasteczku. Ironia. Miasteczko wesołe, a człowiek smutny, bo martwy. Chociaż niby martwy nic nie czuje, ale na pewno nie cieszy się, że dalej nie żyje. Maciejewski znowu westchnął. Życie było do bani. To już mógł powiedzieć. Smutna taka refleksja jak ma się dopiero dwadzieścia pięć lat. Zawołał Kowalskiego, żeby przestał straszyć ludzi kościotrupem i mu pomógł. Zapytali techników o DNA i odciski palców.
– Ma odciski palców na ciele – powiedział technik.
– Ktoś ją dotykał? – zapytał komisaż.
– Obmacywał – zaśmiał się Kowalski.
Maciejewski chciał go upomnieć, ale technik się zgodził.
– Tak, chyba się z kimś całowała. Jak weźmiemy DNA ze śliny, będziemy wiedzieli z kim.
– Zróbcie tak.
I tu czekała ich ogromna niespodzianka. Całowała sie z męszczyzną z parku Włoszczowskiego. To była ogromna sensacja. Mieli powiązanie między dwoma ofiarami, dotąd tego nie było. Ale nie wiedzieli, co ich łączyło. Romans, dłuższy związek, małżeństwo czy przygodny seks? Teraz dużo ludzi uprawiało przygodny seks, to było to rozluźnienie norm obyczajowych, co się nie podobało Maciejewskiemu. Nie był jakoś specjalnie katolikiem, ale mu się nie podobało.
Męszczyzna pracował w wesołym miasteczku, ale nie w zamku strachów, tylko na stszelnicy, gdzie podawał karabiny, ale to jednak wyjaśniało, dlaczego znaleźli ją w miasteczku, na pewno się tu dla niepoznaki spotykali.
Śledztwo posuwało się do przodu.
Zabawny pomysł, obstawiam, że odpowiedziało osiem wydawnictw, bo jedno jeszcze nie zdążyło :)
OdpowiedzUsuńTylko jedna uwaga: mimo wszystko jazda po nazwisku jest niska, panie Pawle. Ściślej, chodzi mi o tę grzebulaturę. Niby skojarzenie zabawne, ale jednak tanie. Nie lepiej po prostu wymienić nazwisko?
Do stworzenia terminu „grzebulatura” zainspirowało mnie pojęcie „kaplatrystyka” (po niemiecku: Kaplatristik), jakim czytelnicy ochrzcili twórczość czołowej niemieckiej grafomanki Simone Kaplan. Zdziwiony tymi pretensjami, bo przecież określenia wywodzące się od nazwisk są czymś powszechnym (także w przypadku zjawisk negatywnych, np. falandyzacja), poszukałem, czy ktoś uznał stworzenie terminu „kaplatrystyka” za niestosowne. Nie znalazłem. No, ale my stoimy wyżej moralnie od Niemców.
UsuńTo nie jest tak, że tekst posłałem przed tygodniem, dałem „wydawnictwom” wystarczająco dużo czasu na odpowiedź. Ale notuję głos, że praktycznie wszystkie chciały wydać. Ktoś może typuje, że jednak wszystkie odrzuciły tekst?
Nie chce mi się czytać całości, ale trudno nie dostrzec błędów ortograficznych, przy czym to akurat nie powinno wpływać na decyzję odnośnie wydania książki:) Wszak pisarze to ludzie i błędy popełniają. Zabawa chyba nie do końca jest wymierna, bo teksty podlegają obróbce. A trudno uznać, żeby w Pana tekście nie było potencjału nawet jeśli starał się Pan aby było inaczej ;) Ważne żeby nie dać sobie w "zupę" dmuchać;)
OdpowiedzUsuń"bo teksty podlegają obróbce"
UsuńSkąd ta naiwność :-)?
Dostrzegł(a) Pan(i) tylko błędy ortograficzne? I jeśli ten tekst ma potencjał, to jaki nie będzie miał? Złożony z wymieszanych bez ładu i składu wyrazów?
UsuńSpokojnie, napisałam że nie chce mi się czytać całości, tylko przeskanowałam wzrokiem :) Oczywiście, że tekst jest bez sensu (wezwana do tablicy przeczytałam) mój ulubiony fragment dotyczy motywu i procentów:) Jestem b. ciekawa wyników:)
UsuńTo mnie Pani uprzedziła, bo właśnie chciałem zamieścić wezwanie, żeby zredagowała Pani pierwszy fragment i udowodniła, że z tym tekstem rzeczywiście da się coś zrobić. (I jeśli ktoś chciałby stawiać taką tezę, że ten tekst jest redagowalny, to od razu z takim dowodem poproszę.)
Usuń:)
UsuńTytułem ciekawostki, pojawiła się taka teza, ale gdzie indziej:
Usuń"Ta akcja jest totalnie bez sensu, w ciemno mogę powiedzieć, że odpowiedź przyszła jeszcze tego samego dnia, na dodatek pozytywna. No i pan P. chyba naprawdę nigdy nie widział nieredagowalnego i niekorygowalnego tekstu. Akurat błędy interpunkcyjne, ortograficzne i powtórzenia są dość łatwe do naprawienia".
No to prosimy autora tej opinii o zredagowanie i skorygowanie tego tekstu.
UsuńBłędy interpunkcyjne i ortograficzne być może (choć ja bym się nie podjęła korekty z uwagi na ich zrzucającą z krzesła liczbę), natomiast trudno poprawić niekonsekwencje fabularne (akcja dzieje się raz w Łodzi, raz w jakimś nieokreślonym mieście nad Wisłą, raz nie wiadomo, gdzie), dziwaczne pomysły typu "sprawcy nie przeszkadzało, że wiedzą, kogo zabił" i zwyczajne brednie w rodzaju "podrzucenia DNA" (sprawca pewnie je przyniósł zawinięte w chusteczkę, żeby się nie pobrudziło). Tekst jest tak kuriozalny, że gdybym nie wiedziała o jego prowokacyjnym charakterze, podrzuciłabym go pewnej analizatorni, której prace regularnie czytam. Taka krótka prezentacja grzechów głównych (pobocznych też) wannabe pisarzy.
UsuńTo Wisła nie przepływa przez Łódź? Cholera :-)
UsuńBudzi to podejrzenia co do przynależności państwowej Łodzi, bo - jak wiadomo - płynie Wisła, płynie po polskiej krainie, a skoro przez Łódź nie płynie, znaczy, Łódź to nie polska kraina.
UsuńRozumiem, że z tym DNA chodzi Pani o sformułowanie, bo można podrzucić przedmiot, na którym są ślady biologiczne zawierające DNA, ale ponieważ jest to kwestia dialogowa, skrótu myślowego nie ma się co czepiać. Gorzej, że autor nie podaje, jaki ślad biologiczny znaleziono (krew, sperma, ślina?) ani jakim cudem technik od razu wiedział, do kogo należy DNA. Ponadto konkluzja, że podrzucone, jest wzięta z powietrza i wbrew logice, bo obciążanie seryjnego zabójcy morderstwem, które nie pasuje do schematu, nie bardzo ma sens. Do tego jeśli na miejscu są odciski palców zabójcy (również bez informacji gdzie konkretnie i skąd to od razu wiadomo), a tych się nie da podrzucić, to przemawia to raczej za tym, że był tam osobiście.
UsuńNo i policjanci nie formułują wniosku, który z ich konkluzji wynika, że skoro ktoś podrzucił DNA, to po pierwsze wie, kim ten zabójca jest, a po drugie ma do niego dostęp, i jest to jakiś trop.
I tak można by długo, wyczerpująca analiza tego tekstu zajęłaby pewnie ze sto stron :-)
Great minds think alike :). Wszystko, o czym Pan wspomina, przyszło mi do głowy (technik musiał mieć w oczach całe laboratorium biologiczne, skoro z miejsca wiedział, czyje to podrzucone DNA; a skoro podrzucone, to zabójca musiał a) wiedzieć, kim jest "torowy" i b) mieć z nim kontakt na tyle bliski, żeby móc pobrać od niego jakąś wydzielinę; trudno też zrozumieć, dlaczego o zabójstwo mężczyzny z miejsca podejrzewa się kogoś, kto do tej pory wyprawiał na łono Abrahama tylko kobiety i to - jak wynika z tekstu - pasujące do określonego rysopisu), ale nie chciałam rozdymać mojego komentarza (robię to teraz :)). Co do przedmiotu z wydzieliną zawierającą DNA, to musiałaby ona być pobrana od rzeczywistego mordercy niemal jednocześnie z zabójstwem (trudne do zrobienia, ale teoretycznie możliwe), bo inaczej jej stan mógłby się nie zgadzać ze stanem zwłok (gdyby na przykład nieboszczyk był nieboszczykiem od kilku godzin, a wyschnięcie płynu ustrojowego i tym podobne parametry wskazywałyby na pobranie go przed kilkoma dniami; z tym, że nie jestem fachowcem od badania śladów biologicznych, mogę się mylić. Cudowne jest też "pobieranie DNA ze śliny" i stwierdzenie na tej podstawie, że "się z kimś całowała". Tą samą metodą laboratorium w oku. I przy jednoczesnym braku słowa o jakimś wymazie z pochwy pod kątem spermy, bo jak się znajduje zwłoki kobiety zmarłej w niewiadomych okolicznościach, to gwałt jest, zdaje się, jedną z pierwszych hipotez). No, i gdyby chodziło o przedmiot z nośnikiem DNA, to narrator koniecznie powinien wspomnieć, co to za przedmiot, a policja - zbadać go starannie, bo jeżeli należy do "torowego" (a skoro ma na sobie jego ślady, to jest to bardzo możliwe), to może mocno pchnąć naprzód śledztwo w jego sprawie. Są jeszcze kwestie prawne i elementarna logika (taka na przykład jazda bez świateł, żeby "się nie zdradzać, że ich śledzą". W środku dnia. Dawno się tak nie uśmiałam). Ale cóż, nie jestem pisażem, więc może mój umysł nie nadąża za wielkością tfurcy wiekopomnego dzieła ;). I (a nawet zwłaszcza) jemu podobnych.
UsuńDochodzę do wniosku, że sto stron analizy to byłoby mało :-) Pewnie wyszłyby też błędy, o których w ogóle nie pomyślałem. Napisałem to na chybcika, niewiele się nad tym zastanawiając.
UsuńTaka analiza - odpowiednio napisana - mogłaby sama w sobie być hiciorem ;).
UsuńJaki był cel te ,,akcji"
OdpowiedzUsuńCelem tej akcji było oczywiście ustalenie, czy wanną da się polecieć na Księżyc.
UsuńA w wyniku ustalania pojawiły się głosy, że polski pilot to i na drzwiach od stodoły poleci... :-)
UsuńWanną da się polecieć do Londynu. Papcio Chmiel wymyślił kiedyś wannolot w tym celu.
UsuńCel tej akcji jest doprawdy zagadkowy.
Usuń- Tak zagadkowy - przyznałby komisaż Maciejewski.
Tekst ma jeden zasadniczy błąd - zapisy dialogów... Są zbyt poprawne ;-)
OdpowiedzUsuńCzy to jest głos za tym, że prowokacja została zdemaskowana?
UsuńChyba ma Pan zbyt wiele wolnego czasu. A może to misja? W każdym razie trąci fanatyzmem. Jazdy po nazwisku nawet nie skomentuję. Książki wydawane w self publishingu w nakładzie 100 sztuk nie są groźne, bo nie docierają do odbiorcy. Chała wydawana w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy przez znane wydawnictwa - to jest dopiero zagrożenie!
OdpowiedzUsuńA ja się uśmiałam. Fakt, błędy utrudniają czytanie, ale Panie Pawle, czytając to mało co nie spadłam z krzesła. Gdybym była wydawcą odrzuciłabym z miejsca, ale jako pastisz tekst jest świetny:) Pozdrawiam, Pana Fanka:)
OdpowiedzUsuńO rany, mam coś z oczami, bo przez dłuższą chwilę szukałem, jakiego Franka Pani pozdrawia.
UsuńA to nie jest żaden pastisz, tylko poważny utwór kandydata na pisaża, więc proszę się z niego nie naśmiewać.
Też przeczytałem "Franka" i to trzy razy !
UsuńProponuję zainwestować w eksperyment i wydać ze "współfinansowaniem", bo należałoby jeszcze przetestować wiarygodność blogerów. Ciekawe, jakie będą recenzje?
OdpowiedzUsuńZnam naście pewnych namiarów, którym na 100% będą zachwycone, że mogą objąć książkę patronatem.
UsuńInstytut Książki mógłby rzeczywiście dać grant na ten cel, wydawnictwa ze współfinansowaniem są już istotnym elementem rynku książki, sprawdzenie, do jakiego stopnia są gotowe zaśmiecać polską literaturę, leży w interesie czytelników.
UsuńCuuudooo! Że też ja tak nie potrafię... Wydawnictwa powinny się o ten tekst bić, bo tak radosnego rechotu nawet Chmielewska nie wywołuje. Czy można liczyć na ciąg dalszy? Stawiam na Tolka... znaczy, na to, że wszystkie zaczepione domy wydawnicze rzuciły się na perełkę z entuzjazmem.
OdpowiedzUsuńPewnie, że można liczyć na więcej. Jeśli pan Adam zostanie wydany i poczuje się pisarzem, to już żadna krytyka nie powstrzyma go przed produkcją dalszych tekstów.
UsuńŁomatko! Niepotrzebnie piłam dziś kawę...
OdpowiedzUsuńJeżeli się okaże, że jakieś normalne wydawnictwo chciałoby to wydać - pies drapał tę ortografię i interpunkcję - to (teraz muszę sięgnąć po naprawdę straszna groźbę) sama zacznę pisać kryminały, o!
Paweł, za dobrze to napisałeś, za grzecznie, za poprawnie. Grafoman faszeruje tekst skomplikowanymi konstrukcjami, fantazyjnymi porównaniami, długawymi opisami itd To i tak jest przyzwoity fragment tekstu.
OdpowiedzUsuńczytelnicy rzondajom dalszego ciongu powieści! Kto zabijał? Czy komisaż uTORuje sobie droge do glorji zwycienstwa?
OdpowiedzUsuńZa duzo powtorzen .. np. "boję się sama chodzić musi ze mną chodzić mój chłopak, z którym chodzę. Bardzo to nie szkodzi, bo on lubi ze mną chodzić" niekiedy brakuje znakow interpunkcyjnych ..
OdpowiedzUsuńCzytałabym! Piękne! Wszystkie możliwe błędy popełnione, chyba się zakochałam <3
OdpowiedzUsuńWe mnie czy w komisażu Maciejewskim? :-)
Usuń"Ironia. Miasteczko wesołe, a człowiek smutny, bo martwy."
OdpowiedzUsuńUpajam się pięknem tego fragmentu <3
Swoją drogą, z chęcią przeczytałabym ciąg dalszy przygód komisaża, czy można liczyć na kontynuację na blogu? :)
I jeszcze jedno - czy komisaż Maciejewski ma coś wspólnego z komisarzem Maciejewskim Marcina Wrońskiego?
Całość tekstu niestrawna, ale stwierdzenie: "Miasteczko wesołe, a człowiek smutny, bo martwy." jest świetne.
UsuńPani żartuje z tym dalszym ciągiem, prawda? A obaj komisarze mają tyle wspólnego, że pan Adam nie miał pomysłu na nazwisko bohatera i zaczerpnął z czytanego kryminału.
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że nie żartuję! Żaden kryminał mnie jeszcze tak nie rozbawił i myślę, że ciąg dalszy byłby równie zajmujący. ;)
UsuńBardzo zabawna ta "próbka tekstu". :-) Przeczytałam dla poprawy nastroju nad korektą, którą właśnie (szczęśliwie) kończę. Dziękuję! - HS
OdpowiedzUsuńZgadzam się też z komentarzami, że to jest napisane "za dobrze". Wszelkie błędy (czy to językowe, czy logiczne) są na poziomie szczegółów, ale sam tekst ma harmonijną strukturę. Dzięki temu dobrze się go czyta. Można też nie zauważyć tych drobnych błędów (może poza ortografią, ale wiadomo, że to jest detal), jeśli tylko tekst się przejrzy pobieżnie, bo w ten sposób zobaczy się właśnie tę harmonijną strukturę. Sama jestem anglistą i wiem, że nie umiałabym napisać tak źle, jak potrafią to zrobić moi studenci/uczniowie/itp. - HS
UsuńChyba wiem kto zabił - najbardziej podejrzana jest oczywiście żona Maciejewskiego. Ma kochanka więc pozbyła się z domu męża-gliniarza podsuwając mu sprawę absolutnie nie do rozwiązania...
OdpowiedzUsuń*
A już poważniej - genialna prowokacja.
Panie Pawle, dziękuję za fragment Torowego Zabójcy (Żywię gorąca nadzieję, iż będzie mi dane przeczytać całość!) Serdecznie się uśmiałem. Oraz za szczegółowe opisanie swojej akcje rozpoznawczo – prowokacyjnej. Nie rozumiem jedynie do końca Pana niepohamowanj furii przeciwko wynaciągawnictwom; Moje serce jest z Panem. Wydaje się jednak, że jeśli ktoś jest zdeterminowany wydać kilka tysięcy złotych, żeby tylko zobaczyć swoją książkę w formie papierowej, to nie ma sposobu żeby go, bądź ją, powstrzymać. Nic więc dziwnego, że pojawiają się sępy, pragnące wyrwać coś z tej padliny dla siebie. Jeśli chcemy dopomóc polskiej literaturze, może powinniśmy zacząć się jednoczyć przeciwko księgarzom i/lub hurtownikom żądającym 50 i więcej % marży od książki. Toż to przecież jest śmiech na sali. Ale wyłącznie pod warunkiem, że ktoś lubi czarny humor. Pozdrawiam. Michał Szymański.
OdpowiedzUsuńNie wiem, gdzie się Pan doczytał „niepohamowanej furii”, zapewniam, że krytykując tę formę wydania, jestem całkowicie spokojny. A jeśli ktoś jest mniej zdeterminowany, to być może taki test uratuje go przed utopieniem paru tysięcy.
UsuńTrafiłem tu absolutnie przez przypadek.
OdpowiedzUsuńTen tekst to komediowe złoto. Dziękuję.
Zachwyciły mnie dialogi, przy odrobinie pravy można by z tego ukręcić odcinek W-11 na poziomie.
OdpowiedzUsuńNa początek witam serdecznie wszystkich i szanownego Autora w szczególności.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez przypadek (przeznaczenie, jak kto woli), przeczytałam część postów, przy niektórych (dot. szerzącej się jak zaraza grafomanii) setnie się ubawiłam.
Gratuluję pomysłu na taką prowokację. Analizy całego fragmentu "powieści" bym się nie podjęła (brak mi kwalifikacji), ale pozwolę sobie przytoczyć kilka "perełek":
"Goliat nieraz wygrywał z Dawidem" - bo każdy wie, że w tym temacie Biblia coś kręci.
"wyglądał jak hiena szykująca się do ataku na ofiarę" - martwą, dodajmy.
"Maciejewski wtedy zobaczył, że miał długie rzęsy. Może był gejem" - jak ma długie rzęsy, to na pewno gej, nie może inaczej być.
"Potem ta laska wybiegła z bramy cała zakrwawiona.
– Zarżnęli ją – przestraszył się Maciejewski." - klasyczny motyw "zabili go i uciekł".
"Dotąd miał powodzenie u kobiet i nigdy go nie obrażały. Więc założył jej kajdanki." - jego ego ucierpiało, zatem należy się kara.
"Patolog też zakrywał chociaż miał doświadczenie. (...) Patolog był kobietą" - najwyraźniej już nie jest albo ma poważne zaburzenia płci (hermafrodyta?).
"No i nie uduszona, tylko nożem. I nie w parku Włoszczowskim, tylko w wesołym miasteczku." - niczym stary ruski dowcip: Nie wołgę, tylko rower. I nie dostał, tylko mu ukradli.
Podziwiam Pana za niesamowitą fantazję twórczą i determinację, której trzeba mieć co niemiara, by w podobnym stylu napisać tak obszerny fragment historii, która nawet trzyma się kupy. Domyślam się, jaką drogą przez mękę było pisanie tego - pogwałcenie wszelkich zasad poprawnej polszczyzny. Dziękuję za zapewnienie rozrywki na poziomie :)
Pozdrawiam gorąco i życzę dalszych sukcesów.
Dziękuję, także za analizę. Wbrew pozorom nie pisało się wcale tak źle.
Usuń"A potem musiał pójść do domu do tej kobiety, z którą się nieopacznie ożenił i teraz nie mógł się z tego małżeństwa uwolnić. Żeby ten seryjny zabójca zabił jego żonę, to by się ucieszył, ale on zabijał tylko ładne kobiety takie jak Doda. Szkoda że Doda wybierała piłkaży, a nie komisaży policji."
OdpowiedzUsuńJest 2 w nocy, a ja czytam coś takiego i jestem zachwycona. Dziękuję.
Ależ to jest naprawdę niezłe! :) Tak głupie, że aż śmieszne i być może przez to stałoby się hiciorem i byś pan kasę zarobił :) Nie wiem jak reszta, ale ja się uśmiałam konkretnie. Na pewno jest to dużo lepsze niż poprawne stylistycznie i gramatycznie bezpłciow romansidła. A np. taki polsatowski serial o Kiepskich, jakim zainteresowaniem się cieszy. Być może niektórzy z tych wydawnictw naprawdę w tym widzieli hita, bo napewno nijakie "to coś" nie jest :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam kilka akapitów i płaczę ze śmiechu, może te wydawnictwa wzięły tekst za komediowy ;) Hahahahhahaha :D :D!
OdpowiedzUsuń