Pętent - (clientus upierdlivicus) gatunek uciążliwego klienta, występuje głównie w dorzeczu Odry i Wisły, nazwa wywodzi się od polskiego „pętać się”. Atakuje tłumaczy i w zależności od odmiany może powodować białą gorączkę (p. całodobowiec) albo niegroźne lekkie rozbawienie (p. gawędziarz).
Pętent całodobowiec - umówioną godzinę spotkania traktuje jako orientacyjną plus minus pięć godzin. Dzwoni o dowolnej porze doby przez cały tydzień. Nie rozumie, że gdyby tłumacz chciał wstawać o piątej rano, to zatrudniłby się w fabryce, gdyby chciał pracować w niedziele, zostałby księdzem, a gdyby chciał odbierać telefony po dwudziestej drugiej, wziąłby etat w pogotowiu ratunkowym.
Pętent konserwatysta - nie uznaje wynalazku, jakim jest telefon. Usprawiedliwiając się, dlaczego pojawił się bez telefonicznego uprzedzenia, p. konserwatysta wyjaśnia często, że przyjechał „z daleka”. Trwają badania, czy w okolicy zwanej „z daleka” nie ma zasięgu, czy po prostu zagęszczenie p. konserwatysty jest tam większe. Za tym pierwszym wyjaśnieniem przemawiałby fakt, że p. konserwatysta dzwoni czasami do tłumacza z dworca i jest bardzo zdziwiony, że ten ma akurat wyjazdowe tłumaczenie za granicą („ale ja do pana przyjechałem!”).
Pętent arytmetyk - mając do przetłumaczenia np. zaświadczenie o zarobkach, informuje, że jest to „jedno zdanie”. Naukowcy nie są zgodni, czy niewidzenie niczego innego na dokumencie poza kluczową informacją jest problemem okulistycznym czy psychologicznym.
Pętent egocentryk - ma do przetłumaczenia pół strony, ale jest święcie przekonany, ze tłumacz żyje myślą o jego wizycie. Brak komitetu powitalnego znosi mężnie, ale wiadomość, że poza nim są jeszcze inni klienci i na te pół strony musi nieco zaczekać, należy mu podawać bardzo ostrożnie. Zauważono, że zależność między stopniem egocentryzmu a liczbą stron oddawanych do tłumaczenia jest odwrotnie proporcjonalna.
Pętent wężokieszeń - za nic nie zapłaci za ekspres, ale termin trzydniowy jest dla niego stanowczo za długi. Zdarza się, że p. wężokieszeń z bólem serca godzi się na te potwornie długie trzy dni, po czym nie odbiera tłumaczenia przez kilka miesięcy. P. wężokieszeń potrafi dowodzić, że adresów, liczb i nazw własnych tłumacz nie przekłada, więc nie powinien brać ich pod uwagę przy obliczaniu należności.
Pętent erudyta - informuje, że tłumaczenie jest łatwe. Uwaga! odmiana drażliwa. Nie proponować, żeby, skoro łatwe, przetłumaczył sobie sam. P. erudyta jako erudyta posiada wiedzę, że niektóre języki należą do tej samej rodziny i w związku z tym domaga się, żeby na przykład tłumacz hiszpańskiego wykonał mu przekład z portugalskiego, a tłumacz szwedzkiego przełożył norweski dokument. Wyjaśnienie, że tłumacz przysięgły, choćby znał wszystkie języki świata, może tłumaczyć tylko z tego, dla którego został ustanowiony, traktuje jako obstrukcję ze strony tłumacza i stąd część badaczy klasyfikuje go jako pododmianę pętenta tępego.
Pętent tępy - zwany też pętentem mózgowcem. Strona, choćby zadrukowana gęsto petitem, to dla niego strona i usłyszawszy, że ma zapłacić za trzy, czuje się oszukany. Wysłuchawszy wyjaśnienia, że płaci za ilość tekstu, a nie za liczbę stron, na których ten tekst został rozpisany, pyta: „To czemu mam płacić za trzy, kiedy tu jest jedna strona?” Podobnie poproszony o przedstawienie niestandardowego dokumentu do wyceny, z wyjaśnieniem, że trudno w ciemno ocenić, ile znajduje się tam tekstu, chce się najpierw dowiedzieć: „No ale ile będzie to kosztowało?”
Pętent wygodniś - oczekuje, zwłaszcza kiedy mieszka na drugim końcu miasta, że tłumacz przywiezie mu tłumaczenie. Należy pamiętać o liberii i srebrnej tacy.
Pętent szef - rzadki, ale można się na niego natknąć. Nie umawia się z tłumaczem, tylko wydaje polecenia, gdzie to tłumacz ma się stawić czy na kiedy przetłumaczyć. Mimo że rzadki, niechroniony. Bezwzględnie tępić.
Pętent gawędziarz - cierpi na słowotok. Czuje się nieswojo, jeśli nie opowie tłumaczowi swojego życiorysu albo szczegółowej historii związanej z dokumentami, które ma do przetłumaczenia. Jeśli jest to testament, należy się przygotować na opowieść, kto, kiedy i na co umarł, kogo w rodzinie nienawidził i dlaczego go wydziedziczył. Zasady savoir-vivre'u szczegółowo tego nie regulują, ale przyjmuje się, że można przerwać, kiedy p. gawędziarz dojdzie do relacji rodzinnych sprzed trzech pokoleń, bez ryzyka, że się obrazi.
Pętent aspirujący - do bycia tłumaczem. Informuje tegoż, że dokument przetłumaczyłby sobie sam, bo od lat mieszka za granicą („a pan tam w ogóle był?”), ale niestety nie ma pieczątki, którą wedle jego mniemania tłumacz zdobył pokątnie i dzięki układom, po cwaniacku wykorzystując dziwaczne przepisy, które, nie wiadomo dlaczego, nie honorują najlepszej szkoły translatorskiej, jaką jest londyński zmywak.
Pętent roztargniony - zwany też pętentem niezorganizowanym. Wysypuje tłumaczowi na stół tonę papierów, po czym zaczyna je powoli przeglądać i analizować, które z nich powinien dać do przetłumaczenia. Po wybraniu dwudziestu dokumentów i po usłyszeniu ceny przeistacza się w pętenta wężokieszeń i zaczyna przebierać, z czego może zrezygnować. Przeszkadza mu w tym stale dzwoniąca komórka, którą p. roztargniony odbiera i przez długie minuty konferuje.
Pętent niefilolog - język obcy to dla niego język obcy, dzwoni więc do tłumacza włoskiego, żeby podał mu namiary na tłumacza języka duńskiego.
Pętent nieśpieszny - zgłasza się o godzinie dziewiętnastej z dziesięcioma stronami do tłumaczenia, a zapytany, na kiedy je potrzebuje, odpowiada „nie śpieszy się, może być na jutro”. Na pytanie, na kiedy miałoby być tłumaczenie, gdyby się śpieszyło, nie zna odpowiedzi. Odmiana, która po wyewoluowaniu w pętenta śpiesznego, może przyczynić się do wynalezienia wehikułu czasu.
Uśmiałam się bardzo, ale niestety to szczera prawda. Kiedyś odbywałam praktyki w biurze tłumaczeń i przychodzi właśnie takie jeden z pętentów i mówi, że chce przetłumaczyć tekst na języki niderlandzki. Więc informuję, że tłumaczenie będzie za trzy dni, bo muszę dostarczyć tekst do tłumacza tegoż języka. Owy Pan z oburzeniem pyta: To pani tego nie może przetłumaczyć?
OdpowiedzUsuńI nie pozostało mi nic innego jak przemilczeć ten fakt, bo i tak by nie zrozumiał, że uprawnień takich nie miałam, i że nie wszystkie języki świata znam.
Właśnie klientka usiłowała zlecić mi tłumaczenie szwajcarskich dokumentów. Szwecja, Szwajcaria, same nazwy wskazują, że to praktycznie jedno i to samo.
OdpowiedzUsuń:) No tak, coś chyba w takim razie na lekcji geografii spałam. Może ta klientka pouczyłaby geografii w szkole?
OdpowiedzUsuńLudzie zadziwiają mnie bardzo.
Kiedyś pewien Pan przyszedł i krzyczał od progu, że on nie zapłaci kilka stówek za tłumaczenie (za plik kartek), bo on w normalnym biurze zapłaciłby 30zł. Na co odpowiedziałam,że tyle właśnie zapłacił, ale za stronę:)
Dorzuciłabym jeszcze pętenta ogólnikowego. Pętent ogólnikowy przychodzi z plikiem karteluszków i poleceniem: "pani przetłumaczy tylko najważniejsze". Na prośbę o wskazanie najważniejszego reaguje zdziwieniem - jak można od niego żądać, żeby wiedział, czego chce? Jest też pętent spięty (z miną mówiącą: "jezusiemaryjo, świat się kończy", dramatycznym gestem, ze słowami: "pani, tylko dokładnie, bo to ważne" wręcza wymiętolony świstek zawierający napisaną po niemiecku informację, że w tym roku robotnocy do zbioru kalafiorów będą potrzebni od 15 lipca). A, jeszcze pętent centuś odmawiający płacenia za spacje, bo jak to tak, za puste miejsce piniendzy się domagać? Podobno jeden kolega na takie dictum wydrukował dokument bez spacji i wręczył go centusiowi.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy ostatnio spotkana istota to podgatunek pętenta ogólnikowego, ale na zadane w trakcie rozmowy telefonicznej pytanie o rodzaj dokumentu, istota odpowiedziała "nooo, cyfry tam są..."
UsuńIza. S.
Oczywiście. Spacje wręczył centusiowi w oddzielnym pliku.
Usuń