sobota, 2 lipca 2011

Księży ekspert

Rozpoczął się proces Dody oskarżonej o obrazę uczuć religijnych za wypowiedź, że Biblię „spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”. Co na ten temat myślę, napisałem w artykule „Doda, Kościół i wolność słowa” (zamieszczam go ponownie poniżej). Z zeszłotygodniowej „Polityki” dowiedziałem się, że w sprawie jako biegły został powołany ksiądz. Najpierw się niewąsko przeraziłem i natychmiast ściągnąłem sobie najnowszą wersję naszej konstytucji, ale nadal widniało tam, że „wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe.” Sądów kościelnych nie dopisano, inkwizycji (jeszcze) nie przywrócono, nazwy kraju na Polska Rzeczpospolita Katolicka nie zmieniono. W tej sytuacji nie rozumiem, jak sąd (powszechny) może powoływać w sprawie o obrazę uczuć religijnych katolików katolickiego księdza na biegłego. Przecież ksiądz z definicji jest nieobiektywny, do swojej religii musi mieć stosunek emocjonalny. Jak osoba zaangażowana po jednej ze stron może być biegłym, skoro biegły to niezależny ekspert? Czy jedyna rola, w jakiej mógłby na takim procesie wystąpić duchowny, nie jest rolą świadka oskarżenia? Dlaczego w miejsce księdza nie powołano religioznawcy?

Ksiądz uznał (to ci niespodzianka), że Doda faktycznie obraziła, bo „rozumienie charakteru autorstwa Biblii jako teandryczny, czyli bosko-ludzki, umieszcza słowa: jakiś napruty winem i palący jakieś zioła w bezpośredniej relacji do Autora, którym jest Bóg (...)”.

Jeśli Dorota Rabczewska zostanie na podstawie powyższej opinii skazana, to poważnie rozważę emigrację do Czech, bo najwyraźniej tylko tam polscy ateiści mogą czuć się bezpiecznie. Z tej opinii wynika bowiem tyle, że każdy obywatel RP (a może jednak PRK) ma obowiązek wiedzieć, że katolicy wierzą, że Biblię napisał Bóg. Mało tego. Nie tylko ma wiedzieć (państwo dba, żeby wiedział, nauczając jedynie słusznej religii w szkołach), ale też ma to przekonanie uwzględniać w swoich wypowiedziach, traktując je jako naukowy, obiektywnie stwierdzony fakt. Oceniając autorów tekstów biblijnych i opierając się przy tym co do ich tożsamości na ustaleniach historyków, powinien – choćby był racjonalistą w każdym calu (a Doda deklaruje się jako niewierząca) – traktować jako fakt historyczny przekonanie katolików – żadnym materialnym dowodem niepoparte – że ich Bóg napisał im ich świętą księgę.

Idąc tym tropem, gdyby przepis o obrazie uczuć religijnych był stosowany zgodnie z jego literą, a nie służył głównie do szykanowania artystów, którzy podpadli katolickim oszołomom w rodzaju Ryszarda Nowaka, obywatel RP miałby obowiązek znać i traktować na równi z obiektywną wiedzą przekonania członków wszystkich Kościołów i wyznań w Polsce. Tych w ministerialnym rejestrze widnieje prawie 180, a że rejestracja jest nieobowiązkowa, pewnie będzie ich więcej.

Jako ateista jestem członkiem Kościoła Latającego Potwora Spaghetti (niezarejestrowanego). Ponieważ w naszym wyznaniu niebagatelną rolę odgrywają piraci, świętą księgą jest „Wyspa skarbów”. Księdza, który zechce oświadczyć, że nie uznaje „Wyspy skarbów” za podstawowe źródło wiedzy o świecie, bo „ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty laudanum i palący opium”, zamierzam oskarżyć o obrazę uczuć religijnych. Bo co z tego, że Stevenson rzeczywiście jechał na opium, kiedy przytaczanie tego faktu mnie, jako wyznawcę pastafarianizmu, obraża. I będę wtedy, powołując się na precedens z procesu Dody, domagał się, by jako biegłego w sprawie powołano pastafariańskiego kapłana, który stwierdzi, że autorem (sorry: Autorem) „Wyspy skarbów” „ze względu na teandryczny charakter jej autorstwa” jest Latający Potwór Spaghetti, a tym samym ksiądz imputował Jego Makaronowej Doskonałości zażywanie narkotyków.

6 komentarzy:

  1. No cóż śmiech na sali... A jednocześnie rozpacz...
    Ta wolność słowa ma się tak samo w sprawie tego chłopaka, który założył stronę z wpadkami naszego kochanego prezydenta i do domu wpadła mu policja... Oczywiście został aresztowany.
    Jak coś to ja dołączam się do ewentualnego pozwu w sprawie Latającego Potwora Spaghetti ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Albo w sprawie obrażonych strażników miejskich w Płocku. Policjanci nachodzą ludzi o siódmej rano i tłumaczą się, że to ich normalne godziny pracy. Wziąwszy pod uwagę, że policja pracuje 24 godziny na dobę, równie dobrze mogliby przychodzić o trzeciej w nocy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście dopuszczasz możliwość, ża katolik, ale nie duchowny, może być biegłym, sędzią czy prokuratorem?

    OdpowiedzUsuń
  4. Po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że w takiej sprawie sędzia nie może być katolikiem. Jedno z dwojga: albo sędzia katolik czuje się słowami Dody obrażony, czyli staje po stronie oskarżenia, albo nie czuje się obrażony, czyli z góry zakłada jej niewinność, bo słowa muszą być obiektywnie obraźliwe, a nie tylko dla części katolików. Paragraf 22, bo tak czy tak będzie stronniczy. Podobnie z biegłym. Prokurator może, a nawet ma obowiązek być stronniczy, więc jego to ograniczenie by nie dotyczyło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Idąc Twoim tokiem rozumowania, sędzia nie powinien być również ateistą, gdyż może się trafić jeden z tych wyjątkowo "ciętych" na kler, a wtedy wynik sprawy jest w zasadzie przesądzony. Mógłby się nadać "cięty" na obu muzułmanin, byle nie lubił ich w stosunku 50/50. Tylko czy istnieje jakaś obiektywna metoda oceny? A proces terrorysty z Al-Kaidy? Wtedy muzułmanin odpada. Jakby tego wszystkiego było mało, to przecież Konstytucja nie dopuszcza dyskryminacji ze względu na wyznawaną religię. To oznacza, że sędzią może być katolik, muzułmanin i ateista. W zależności od stopnia przejawianego fundamentalizmu, wynik rozprawy będzie w każdym z przypadków różny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jest to pójście tokiem mojego rozumowania. Sędziego katolika słowa Dody mogą obrażać lub nie, trzeciej możliwości nie ma. Czyli z definicji będzie stronniczy. Dla sędziego innego wyznania (w którym Biblia nie jest księgą świętą) lub ateisty słowa Dody są obojętne, więc teoretycznie spełnia wymóg obiektywizmu. Owszem, może być cięty na kler i w praktyce okazać się stronniczy, ale takie ryzyko występuje w przypadku każdego sędziego i każdej grupy społecznej. Sędzia może być cięty na piekarzy, urzędników skarbowych albo piosenkarki. Jeśli da wyraz temu na procesie, pokaże po prostu, że nie ma kwalifikacji na sędziego. Analogia z sędzią muzułmaninem sądzącym terrorystę z Al-Kaidy jest o tyle nietrafna, że terrorysta staje przed sądem zwykle za mordowanie ludzi i ocena dowodów, czy oskarżony popełnił morderstwo, nie ma nic wspólnego z subiektywnymi odczuciami sędziego. Co innego, gdyby wśród ofiar był krewny sędziego, wtedy ten zostałby z procesu wyłączony. Zakaz dyskryminacji ze względu na przekonania religijne nie oznacza, że w tej konkretnej sprawie nie można wyłączyć sędziego katolika z orzekania. Wartością nadrzędną jest tu prawo stron do obiektywnego procesu, a sędzia katolik go im nie gwarantuje. Sędziów wyłącza się na przykład z powodów rodzinnych i nie jest to naruszenie ich konstytucyjnych praw do życia rodzinnego.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.