Przecztałem właśnie pana quasi-recenzje o mojej wybitnej powieści i wogle sie dziwie, że ty bezmózga kreaturo umisz czytać, bo inni blogerzy zobaczyli czym się trzeba zachwycać a ty nie. Jak można tak hejtować i obrzucać pisaża błotem, kiedy się nie ma pojęcia o pisaniu recenzji tylko się stosuje chwyty poniżej pasa. Cały ten cytat jest zmanipulowany, bo tam nie stoi że „Ludzie wsiadali i wysiadali do tramwajów i autobusów", tylko „Ludzie wsiadali i wysiadali do tramwajów i trolejbusów”. Czy ty wypierdku kozie z pod ogona wogle wiesz, co to jest trolejbus?!!! To jest tło historyczne! I nic z akcji nie zrozumiałeś! Tam jest wojna! A na wojnie ludzie szczelają. I się zaszczeliwują. Więc to jest logiczne, że nikt nie przeżył. Jak ja cie za tą quasi-recenzję zaszczelę, to też nie przeżyjesz, debilu jeden! I wogle jak śmiesz się na mnie mścić? Kup sobie psa i na nim się mścij, a w internecie to ludzie czytają te twoje flaki na wierzchu bo pisaniem tego nazwać nie można! To jest żałosne! Ordynarne!! Chaniebne!!! Czy ty wszawy palancie wesz, że ja za tą powieść polskiego nobla dostałem? To znaczy pierwszą nagrodę w portalu granice. Co żiri się nie zna a ty kutasie złamany może sie znasz?! Czytelnicy mi pisza że im sie strasznie podoba, sto tysiecy kupili, a ty jesteś mondrzejszy niż sto tysięcy?! I teraz jak nie będą przez ciebie kupować to cie pozwe do sądu, bo straciłem zaufanie jako pisaż! Jak dostaniesz wyrok to odechce ci sie pisania takich kłamiących paszkwili!
E-maile takie jak powyżej (wszelkie podobieństwa do prawdziwych e-maili, wysyłanych przez tak zwanych niezależnych autorów do blogerów, przypadkowe) są efektem choroby o dość skomplikowanej nazwie: Agresja Lub Ekstremalna Kurwica Spowodowana Acefalią Niedouczonych Debili Epatujących Recenzjami. Choroba dotyka głównie self-publisherów i grafomanów. Dotąd nie było na nią lekarstwa i w zasadzie dalej nie ma, ale że słynę ze swojej wynalazczej inwencji, skonstruowałem Specjalny Ochronny Wyłącznik Agresji, w skrócie… ożeż, ku… no, dobra, skrótu nie używamy. Wyłącznik składa się z obudowy i dwóch długich rur i zapobiega wysłaniu tego rodzaju maila do adresata, co pozwala self-publisherowi uniknąć kompromitacji i ośmieszenia się. Wynalazek ma, niestety, jedną wadę, wymaga pomocy drugiej osoby, ale będę go doskonalił, i mam nadzieję, że w przyszłości będzie to Samoczynny Ochronny Wyłącznik Agresji, w skrócie… ku… skrót cały czas taki sam.
Jak korzystać z tego wynalazku? Wyłącznik uruchamia któryś z domowników, zaalarmowany objawami choroby. Są to: próba pobiegnięcia dokądś mimo tkwienia przy komputerze, bordowy kolor twarzy, nabrzmiałe żyły na czole, dym wydobywający się z uszu lub owłosienia głowowego, wulgaryzmy rzucane w stronę monitora (w świetle pozostałych symptomów zespół Tourette’a można wykluczyć), w przerwie między wulgaryzmami sapnięcia, chrząknięcia, świsty lub gwizdy, generalnie jakieś dźwięki, w bardziej zaawansowanym stadium może się pojawić piana wokół ust. Do tego tempo uderzania w klawiaturę pozwalające napisać w miesiąc nie trzy powieści, lecz trzydzieści. Wtedy należy podejść, wziąć jedną rękę chorego i wsunąć ją w rurę Specjalnego Ochronnego Wyłącznika Agresji. Nie powinien protestować, gdyż druga ręka do redagowania maila mu wystarczy. Ale żeby pozwolił na włożenie tej drugiej do drugiej rury, trzeba go jakoś od mailowania oderwać. Dobrym pretekstem jest otwarcie strony, na której miałaby znajdować się entuzjastyczna recenzja jego książki. Na pewno w taki bajer uwierzy i zanim się zorientuje, że krytyk roznosi jego dzieło w puch, będzie miał obie ręce w Wyłączniku. Ale jeśli jego wściekłość okaże się tak silna, że nie skusi go nawet pochwalna recenzja, wówczas trzeba w pierwszej rurze zrobić otwór na dłoń, by dalej mógł klepać w klawiaturę. Bez obaw, konstrukcja Specjalnego Ochronnego Wyłącznika Agresji jest tak pomyślana, że otwór w żaden sposób nie obniży funkcjonalności urządzenia. Dzięki zastosowanym rozwiązaniom obudowa Wyłącznika automatycznie przylgnie do tułowia chorego i wtedy obie rury należy zespolić ze sobą za jego plecami, uniemożliwiając mu nie tylko wysłanie, lecz także napisanie czegokolwiek. Z tego względu Specjalny Ochronny Wyłącznik Agresji można stosować również profilaktycznie, żeby nie dopuścić do powstania powieści, która padnie pastwą krytyków. W tej funkcji bardziej adekwatną nazwą będzie: Grafomanii Niszczyciel Interwencyjny Oraz Tępiciel Kalectwa Intelektualnego Lokalnie Efektywnie Reagujący, w skrócie GNIOT KILER.
Piękne. :D Choć miałem nadzieję, że to nie ręce wkłada się w rury, a raczej rury w... no, na pewno są jakieś miejsca, w które można taką rurę wsadzić. Albo i dwie.
OdpowiedzUsuńIstnieje ryzyko, że lud piszący miast i przysiółków uzna, iż działa pan jako Dobrowolny Upowszechniacz Porządku Absolutnego, a może nawet nawymyśla panu od
OdpowiedzUsuńIndiotów.
Nad konstrukcją Gniot Kilera to bym jeszcze popracował. Znając wielu opętanych Aleksandrem stwierdzam, że gotowi są dyktować lub posługiwać się palcami u stóp.
Jak się grafoman zaweźmie to i nosem wystuka...Na to nie ma mocnych.
OdpowiedzUsuńChomik
Albo z ołówkiem w buzi napisze. Tyle że mu wtedy tempo spadnie do jednej miesięcznie.
UsuńTo już Nike jak w banku!
OdpowiedzUsuńChomik
Nike jest passé. Teraz liczą się Granice.pl. Zwłaszcza pierwsze miejsca w kategorii „najlepszy romans na wiosnę” i „najlepszy horror paranormalny na jesień”.
UsuńTrochę nie na temat, ale nie mogłam się powstrzymać. Czyżby kolejne wydawnictwo zeszło na psy?
OdpowiedzUsuńhttp://www.granice.pl/kultura,frapujaca-inicjatywa-grupy-pwn-8211;-dolacz-do-rozpisani-pl-i-wydaj-ksiazke-w-2016-roku,6620
Aż mi się przykro zrobiło, bo onegdaj coś tam u nich wydawałam, ale wtedy to oni mi za publikację zapłacili, a nie ja im :)
Ale rozpisani.pl przecież od samego początku było promowane jako wydawnictwo z modelu vanity, tak że jestem szczerze zaskoczony, że faktycznie wydałaś coś u nich (na pewno właśnie poprzez rozpisanych?) na normalnych zasadach rynkowych...
UsuńChyba sprawdzają się przewidywania pana Pawła - prawdziwe wydawnictwa stwierdziły, że na grafomanach też można zarobić, więc zarabiają, bo zysk über alles. Niedługo dojdzie do tego, że żeby wydać cokolwiek, trzeba będzie zapłacić, a prawdziwa literatura zejdzie do drugiego obiegu.
UsuńNo tak, tyle że na zachodzie self-publishing to już jest norma - u nas nadal zadziwia i niektórych szokuje. Gratuluję serdecznie wszystkim autorom wydawanym przez wydawnictwa, ale również gratuluję tym, którzy są pewni swojego i w siebie inwestują i nie boją się wydać coś własnym nakładem. A to, że rozpisani.pl to część PWN to świadczy, że warto się tym zainteresować, skoro nawet konkretne wydawnictwa w to idą. Jak dla mnie wydawanie własnym nakładem, czy przez wydawnictwo to będzie taka samoa dyskusja jak i książka, czy e-book. Ostatecznie liczy się sama treść.
Usuń@Jack Slay
OdpowiedzUsuńNie, nie. Nie przez rozpisanych, tylko przez PWN. (rozpisani.pl należą do grupy wydawniczej PWN i PWN firmuje to własnym logo).
I to mnie właśnie bulwersuje - kiedyś PWN to była marka, ich książki można było kupować w ciemno, a teraz schodzą do poziomu Psychoskoku i innych takich.
Jak ktoś sobie ceni/cenił pozycje z PWN to będzie nadal je kupować, nie widzę w ogóle problemu, że PWN skupia się teraz również na self-publisherach, ma odrębną do tego markę: rozpisani.pl. Akurat sam znam osoby wydające ksiażki własnym nakładem i wcale nie uważam, żeby byli gorszymi autorami, to nie kto płaci za nakład świadczy o dobrym, kreatywnym autorze.
UsuńDrodzy Państwo, to trochę dyskusja o tym, kto ma decydować, co jest dobre, a co nie. Moim zdaniem, ostateczna weryfikacja należy do czytelnika. Przykład bardzo bliski: czy platformy blogerskie blokują blogi o wątpliwej jakości (czy to tematycznie, czy językowo)? Nie. Te blogi po prostu nie są czytane. Dzięki takim firmom, jak Psychoskok, Poligraf, Rozpisani czy WGW, albo wiele mniejszych graczy, mamy po prostu większą różnorodność. Wiadomo, że dla nich to pomysł na zarabianie, ale nie przesadzajmy. Moim zdaniem, w porównaniu z samodzielnie wydawanymi ebookami, które każdy, bez żadnej korekty, może dziś wpuścić do internetu, te firmy robią akurat dla debiutantów dobrą robotę. Uważasz, że selfpublishingowe książki to śmieci? Nie kupuj, nie czytaj, nie rekomenduj. Ciekawe tylko, czy każdy z nas zawsze się zorientuje, czy czyta książkę wydaną przez selfpublishera? Tak, czy inaczej, dostęp do rynku wydawniczego jest dziś tak prosty, że tradycyjny model przestaje być tym jedynym. Ludzi aspirujących do miana pisarza będzie przybywać.
OdpowiedzUsuńO poprawności języka i logice konstrukcji akcji decyduje czytelnik? Demokracja master level. A że "tradycyjny model przestaje być tym jedynym", a "ludzi aspirujących przybywa", to się zgadzamy. Różnimy się tylko w rozumieniu konsekwencji tych tragicznych zjawisk.
UsuńDział PR czuwa. To nie jest dyskusja o tym, kto ma decydować, co dobre, a co nie, bo nikt nie postuluje ani objęcia vanity press zakazem, ani ustanowienia urzędu, który kontrolowałby jakość tych tekstów. Czytelnikiem jest każdy czytający tekst, ale, jak rozumiem, uznawane ma być tylko zdanie tych, którzy błędów nie widzą? Blogerzy piszą na własne konto, czytelnik ma świadomość, że teksty nie są selekcjonowane, sprawdzane ani poprawiane. Mając książkę wydaną przez wydawnictwo, czytelnik zakłada, że została ona zweryfikowana przez fachowców. Stąd vanity press to zwykłe oszustwo, przy owych samodzielnie wydanych e-bookach z wszelkimi możliwymi błędami sprawa jest postawiona przynajmniej uczciwie. Dzięki tym pseudowydawnictwom mamy różnorodność? Kiedy do lodówki wstawimy zgniłe jedzenie, też będziemy mieć różnorodność. Jakoś nikt nie wstawia.
Usuń„Moim zdaniem (…) te firmy robią akurat dla debiutantów dobrą robotę”.
„Moje zdanie” ma jakąś wagę tylko wówczas, kiedy wiadomo, kto je formułuje, anonimowe jest bezwartościowe. Do tego powyższe jest tezą, a że prawdziwość tej tezy nie została udowodniona argumentami, pozwolę sobie również nie przytaczać argumentów ją obalających.
A z tego, że tradycyjny model przestaje być jedynym, bynajmniej nie wynika, że trzeba akceptować wszystkie patologie, jakie się w związku z tym pojawiają. A branie pieniędzy od grafomana za publikowanie jego wypocin, ogłaszanie go pisarzem i wciskanie tych śmieci czytelnikowi jako rzekomo wydanych przez wydawnictwo, to patologia pierwszej wody.
Ta "dobra robota dla debiutantów" w wykonaniu biznesów POD (bo to przecież nie wydawnictwa) to zapewne uwolnienie ich od nadmiaru gotówki bezużytecznie leżącej w bieliźniarce.
Usuńczytelnik nie musi decydować o poprawności języka i logice, ale o TRESCI. Gdy książka jest po prostu DOBRA, to czyta się ją z zapartym tchem, zarywa noc i ma depresje, gdy się skończy. I czytelnika nie interesuje, czy autor jest self-publisherem, czy nie. To, ze powstają strony takie jak rozpisani.pl nikogo nie powinno bulwersować, a raczej powinniśmy to przyjąć jako rzecz naturalna. Kolejny sposób na publikacje.
UsuńWygląda na to, że w osobie La Gaby i anonima z 12.28 i 14.36 (dlaczego mam wrażenie, że autorem tych trzech wpisów jest jeden człowiek?) blog pana Pawła zaszczycił dział reklamy rozpisanych. I treść, i forma bardzo selfpubliszerskie.
UsuńEwidentnie. Nie ma co podejmować dyskusji, bo państwo PR-owcy nie chcą dyskutować, tylko przekazać swojej grupie docelowej, czyli inteligentnym inaczej grafomanom, że to będzie okej, jak PWN/Rozpisani uwolnią ich od nadmiaru gotówki, dając im ułudę wydania książki. I rzeczywiście jest to przykre, że marka PWN upada tak nisko.
UsuńSwoją drogą, PWN musi nędznie płacić, skoro pan czy pani PR-owiec nie potrafi tak się włączyć w dyskusję, by się nie zdemaskować.
UsuńMoże dostaje prowizję od liczby zwerbowanych noblistów in spe?
Usuń:-)
UsuńSkąd w Autorze bloga tak wrogie nastawienie do vanity press? Czy ma Pan jakieś złe doświadczenia z tym związane? Czy chodzi wyłącznie o subiektywną ocenę wpływu tego zjawiska na poziom literatury w Polsce i na świecie?
UsuńNapisał Pan książkę pt. "Jak wydać książkę". Nie czytałem, ale domyślam się, że temat Pan zgłębił i publikacja opisuje różne modele i możliwości wydawnicze. Czy książka zawiera wskazówki dla debiutantów, czy pokazuje raczej możliwości wydania i sprzedaży książek przed doświadczonych pisarzy, który dotychczas wydawali swoją twórczość wyłącznie przez wydawnictwa.
Usuńhahaha serio? gratuluje pomyslowsci w takim razie. To chyba jakiś trend ostatnio na blogach, że jak już komus brakuje argumentow, to pozostaje jedynie „KTO CI ZA TO ZAPŁACIŁ?”. liczyłam na dyskusje na ciekawszym poziomie, ale chyba się cos argumenty skonczyly i pozostal jedyny, ulubiony , „ile Ci dali za ten wpis”. No coz panie autorze, ja chciałam tylko wyrazić swoja opinie, ale w takim razie wielkie DZIEKI za niezwykle mile przyjecie na swoim blogasku.
OdpowiedzUsuńWziąwszy pod uwagę, że mojego bloga blogaskiem nazywały już takie tuzy, jak Aleksander Sowa i Łukasz Migura, powstaje powoli taka mała Hall of Shame.
OdpowiedzUsuńA ja tak tutaj położę...
OdpowiedzUsuńhttp://zaczytani.pl/ksiazka/czekajac_na_przebudzenie,druk
...i próbkę twórczości tego pana (nie z tej książki akurat, ale nie sądzę, by styl wiele się różnił)
(Akcja toczy się w supernowoczesnym autobusie nocnym, który wymknął się spod kontroli i gna ulicami miasta nie pozwalając się zatrzymać)
- Hej, koleś! Co tu się u diabła dzieje?! Czy ten staruch siedzący za kółkiem chce nas wszystkich pozabijać?!
Projektant wykonał swymi rękoma uspokajający gest i odparł wzburzonemu nastolatkowi:
- Pohamuj się, młody. To nie jest wina naszego pilota. Ten supernowoczesny cud techniki wymknął się spod kontroli i właśnie próbujemy go poskromić…
Janek odwrócił się ponownie w stronę zmagającego się z pojazdem starszego jegomościa i rzekł do niego:
- Skoro hamulce tego wrednego demona nie działają, trzeba odciąć mu zapłon. Niech pan wyjmie kluczyki ze stacyjki.
(...)
Janek podjął zatem decyzję o natychmiastowym przystąpieniu do działania i zadał pozostałym pasażerom ostatnie, a zarazem bardzo istotne pytanie:
- Jak macie na imię, moi drodzy?
Jako pierwsza swoim nowym znajomym przedstawiła się klęcząca przy nieprzytomnym kierowcy staruszka:
- Ja nazywam się Elżbieta. Miło mi was poznać, chociaż faktem jest, iż do naszego spotkania doszło w wyjątkowo nieprzyjemnych dla nas okolicznościach…
Następnie swoją tożsamość zdradziła obdarzona zjawiskową urodą, nieśmiała kobieta:
- Ja mam na imię Anna. Wiem, że zabrzmi to niestosownie w obecnej chwili, ale cieszę się, że jesteście tutaj ze mną. Nie poradziłabym sobie sama w takiej kryzysowej sytuacji.
Stojący obok niej nastolatek zdążył już tymczasem uspokoić nieco targające nim emocje i powiedział skromnym głosem do swych towarzyszy niedoli:
- A ja jestem Michał. Kumple mówią na mnie Michael, bo gram w koszykówkę niemal tak dobrze, jak robił to słynny Jordan.
Jako ostatni swoje imię podał wybitnie uzdolniony projektant:
- Nazywam się Janek i wyciągnę nas stąd, Elżbieto, Anno oraz Michale. Musicie tylko mi w tym pomóc!
https://www.facebook.com/AndrzejLipskipisarz/?fref=nf
Wczoraj natknąłem się na taką oto ciekawą recenzję https://lebioda.wordpress.com/2015/12/19/uwaga-grafomania/
OdpowiedzUsuńJednak jeszcze ciekawsze są komentarze. Mniemam, że objawy, jakie możemy w niektórych z nich zaobserwować, wyglądają dziwnie znajomo :)
~ tomato