poniedziałek, 16 września 2013

Ile religii w religii

Pamiętają państwo Pomarańczową Alternatywę? I bezradność milicjantów? Kiedy młodzian krzyczał „precz z komuną”, a w ręce trzymał kamień, waliło się go pałą i świat był prosty. Kiedy jednak rozdawał papier toaletowy w państwowe święto, to chociaż wiadomo było, że jaja sobie robi, pałą nie dało się przywalić, bo przecież deklaratywnie komunę popierał. Żeby go zamknąć, trzeba było znaleźć jakiś pretekst.

Wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti złożyli wniosek o zarejestrowanie ich Kościoła. I urzędnicy państwowi zdurnieli jak ci PRL-owscy milicjanci. Bo w Polsce jest oficjalnie równość wyznań i każdy może sobie zarejestrować taki Kościół, jaki chce. Ale co zrobić z ludźmi, którzy drą sobie łacha z religii chrześcijańskiej? Będącej przecież – tu urzędnicy nie mają wątpliwości – de facto religią państwową? Zarejestrować nie można, bo wścieknie się Dziwisz z Rydzykiem i Terlikowskim, a jak ta trójca święta się wścieknie, to wściekną się i politycy i w ministerstwie polecą głowy.

W ustroju niesocjalistycznym młodzian rozdający papier toaletowy nie podnosi nikomu ciśnienia, bo papier toaletowy można normalnie kupić w sklepach, nie ma więc wymowy politycznej. W państwie, w którym religia rzeczywiście byłaby prywatną sprawą obywateli i w którym Kościoły (a w praktyce jeden Kościół) nie miałyby specjalnych przywilejów, rejestracja wyznań nie byłaby do niczego potrzebna. Gdyby nie było rejestracji, nie trzeba by teraz kombinować, co zrobić z prześmiewcami, którzy postanowili parodię religii zarejestrować jako religię.

Urzędnicy, w poszukiwaniu pretekstu do wydania decyzji odmownej, postanowili wystąpić o opinię biegłych, czy kult Latającego Potwora Spaghetti rzeczywiście jest religią. Dowcip polega na tym, że działanie urzędników jest całkowicie bezprawne. Procedurę rejestracji Kościołów i związków wyznaniowych reguluje ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. Wyznawcy jakiejś religii (musi być ich co najmniej setka) muszą złożyć wniosek, opisać, w co wierzą i jak wyglądają ich ceremonie religijne, oraz udzielić urzędnikom szereg informacji natury organizacyjnej. Urzędnicy mogą poprosić o wyjaśnienia, jeśli czegoś we wniosku nie rozumieją, bądź zwrócić się do organu państwowego, by sprawdził, czy wnioskodawca w jakiejś kwestii nie łże. W tym konkretnym przypadku rozumiem, że ministerstwo mogłoby zapytać wyznawców Latającego Potwora Spaghetti, czy w ramach swoich obrzędów spożywają makaron w formie nitek czy muszelek, a potem poprosić Państwową Inspekcję Handlową o informację, czy w miejscach gęsto zamieszkanych przez wyznawców Potwora rzeczywiście makaron schodzi lepiej od ziemniaków. I gdyby wyszło, że oficjalnie czczą makaron, a zażerają się ziemniakami, można by rejestracji odmówić (ale nie wykreślić z rejestru post factum, po rejestracji już nikogo nie obchodzi, że wyznawcy jakiejś religii co innego mówią, a co innego robią).

Odmówić wpisu do rejestru można też, jeśli wniosek ma braki formalne lub „zawiera postanowienia pozostające w sprzeczności z przepisami ustaw chroniącymi bezpieczeństwo i porządek publiczny, zdrowie, moralność publiczną, władzę rodzicielską albo podstawowe prawa i wolności innych osób”. Natomiast żaden punkt ustawy nie zezwala urzędnikom na sprawdzanie, czy zgłaszane wyznanie jest „prawdziwą” religią, i uzależnianie od tego decyzji o wpisie do rejestru.

Ale jesteśmy w Polsce, urzędnicy nie działają zgodnie z ustawą, tylko zgodnie z politycznym zapotrzebowaniem, więc wystąpili o wspomnianą ekspertyzę do naukowców z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Jeśli chodzi o podejście do nauki, to w Polsce ukształtowały się dwa nurty, którym patronują odpowiednio Mikołaj Kopernik i Benedykt Chmielowski. Religioznawcy z Jagiellonki należą do tego drugiego i w ekspertyzie piszą: „Samo parodiowanie nie jest niczym nagannym ani zakazanym, ale w tym wypadku widać, iż jest to podstawowy cel rozważanej tu grupy”. Widać, dowodu nie trzeba, podobnie jak nie trzeba opisywać konia. Poza niezbożnym celem naukowcy wskazali na wątpliwość zasadniczą: „Czy jest możliwe, aby jakaś grupa ludzi w miarę rozsądnych i w miarę wykształconych w sposób poważny traktowała tezę, iż w rzeczywistości istnieje Latający Potwór Spaghetti, który stworzył wszechświat, jest wszechmogący i wszechwiedzący?”. Muszę powiedzieć, że moja ateistyczna dusza aż kwiknęła z zachwytu na ten argument i zapytała: „Czy jest możliwe, aby jakaś grupa ludzi w miarę rozsądnych i w miarę wykształconych w sposób poważny traktowała tezę, iż w rzeczywistości istnieje Bóg o imieniu Jahwe, który stworzył wszechświat, jest wszechmogący i wszechwiedzący?”.

Koniec końców naukowcy, również wiedzący, skąd wieje wiatr, dokonali wygibasu i orzekli, że prywatnie i indywidualnie kult Latającego Potwora Spaghetti jest religią, bo każdy może sobie wierzyć w takie absurdy, jakie chce, ale oficjalnie i urzędowo nie, bo będzie miało to „konsekwencje prawne”. Czyli „naukowcy” przestraszyli się konsekwencji i orzekli, że stan faktyczny jest taki, by z niego te przerażające konsekwencje nie wynikły. Można powiedzieć, że posłużyli się techniką stawiania wozu przed koniem. A koń jaki jest, każdy widzi.

Mając w ręku legalną ekspertyzę, urzędnicy wydali nielegalną decyzję, że Kościoła Latającego Potwora Spaghetti nie zarejestrują. Nielegalną, bo poza już wspomnianym bezprawiem w ocenianiu, czy dany zbiór wyobrażeń jest religią, czy nie, ustawa nie wprowadza rozróżnienia między prywatnym a urzędowym aspektem religii.

Wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti nie poddali się i zakwestionowali odmowę (z całym procesem rejestracji i poszczególnymi dokumentami można zapoznać się na ich stronie), na co ministerstwo z takim zapałem odesłało ich do sądu, że równie dobrze mogłoby wprost napisać, że zdaje sobie sprawę z bezprawności własnej decyzji, ale tym gorącym kartoflem zajmować się nie będzie, niech odium za wpis do rejestru spadnie na sąd. W swoich odwołaniach wyznawcy Potwora używają jednak, moim zdaniem, niewłaściwych argumentów. Starają się udowodnić (kulając się przy tym oczywiście ze śmiechu), że ich kult jest prawdziwą religią, tymczasem powinni walczyć o to, by urzędnicy albo sąd przyznali, że w ogóle nie podlega to ocenie organu rejestrującego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.