piątek, 15 lutego 2013

Wznowienie „Kanalii”

A niejako premiera, bo książka ukazuje się bez zmian wprowadzonych samowolnie przez niekumatego i niedouczonego redaktora z pierwszego wydawnictwa. Z tego względu zarówno na swojej stronie, jak i w kolumnie informacyjnej na blogu zamieszczam nową okładkę, traktując obecne wydanie jako to właściwe. I bardzo proszę, by przy ewentualnych wznowieniach po mojej śmierci opierać się na nim, a nie na tym, co wydrukowały [autocenzura] z Santorskiego/Czarnej Owcy.

Dotąd wypowiadałem się o wydawcach krytycznie i trudno, żebym wypowiadał się inaczej, skoro polskie wydawnictwa w przeważającej mierze tworzą i pracują w nich ludzie o mentalności sprzedawców gwoździ. Dla których pisarz jest uciążliwym malkontentem, jeśli nie godzi się na to, by redaktor nieodróżniający „skrupić się” od „skupić się” (autentyczny przypadek z mojej książki) dowolnie przerabiał mu tekst do spółki z działem handlowym, bo tworzący go ludzie nie potrafią sprzedać tego, co autor napisze, więc to, co napisał, dopasowują do tego, co potrafią sprzedać.

Teraz jednak będę chwalił. Skoro jest za co, to chwalę. Zacznijmy od tych redaktorskich ingerencji. Oficynka redakcję oczywiście robi. Ale nie zmienia autorowi tekstu po korekcie autorskiej bez pytania go o zgodę. Niby powszechnie aprobowana norma, ale jednak w praktyce tak rzadko stosowana, że zasługuje na pochwałę (inna sprawa, że skoro trzeba chwalić za przestrzeganie prawa i dobrego obyczaju, to jest bardzo źle). Kolejny punkt to okładka. Przed wydaniem dostałem do akceptacji. Nie do wglądu, jak w Santorskim i Prószyńskim, tylko do akceptacji. Okładka mi się nie podobała, sugerowała, że „Kanalia” jest z tej samej serii co „Gdzie mól i rdza”, wykorzystany motyw nie był dla powieści kluczowy, a kolorystyka (to już subiektywna ocena) nie przyciągała wzroku. Pomyślałem sobie, że znowu wyjdę na malkontenta, ale trudno, napisałem do Oficynki, że mi się nie podoba, i wyliczyłem swoje zastrzeżenia. Taki sprzeciw w przypadku innych wydawnictw skutkuje w najlepszym razie łagodną perswazją, by sprzeciw jednak wycofać, bo już na przykład są plakaty (wydrukowane przed pokazaniem pisarzowi okładki, ostatecznie dlaczego tego pana miałoby obchodzić, co na niej będzie), albo w ogóle wskazaniem, że w tej kwestii zgodnie z umową decyduje wydawca, czyli przypomnieniem autorowi, gdzie jego miejsce i kto tu rządzi. Odpowiedź z Oficynki? „Nie ma sprawy, pisarzowi okładka musi się podobać, pracujemy nad nową”. Można? Można.

I wreszcie rzecz od strony finansowej największego kalibru. Wznowienie niebestsellera to na rynku nakierowanym wyłącznie na nowości trudne, a nawet bardzo trudne przedsięwzięcie. A Oficynka nie jest bogatym wydawnictwem i pewnie pieniądze wydane na „Kanalię” mogłaby zainwestować korzystniej. Ale dominuje myślenie obce np. Santorskiemu/Czarnej Owcy, która nie chciała wydać „Niepełnych”: mamy autora, którego uznajemy za bardzo dobrego, to w niego inwestujemy, nawet jeśli oceniamy, że w przypadku tej konkretnej książki zysk będzie mniejszy.

A ja się z tego wznowienia bardzo cieszę, „Kanalia” to dla mnie, obok „Niepełnych”, najważniejsza powieść w mojej twórczości, nie przypadkiem nie rozszerzałem nagłówka tego bloga, kiedy ukazywały się kolejne moje książki.

Fragment „Kanalii” (początek) jest na tej stronie internetowej, o reakcjach na pierwsze wydanie pisałem tutaj. Nowe wydanie trafiło do księgarń dzisiaj, przez Internet książkę można nabyć m.in. w księgarni Zbrodni w Bibliotece.

3 komentarze:

  1. Chciałam kupić "Kanalię" w Amazonie, ale gucio - "artykuł jest sprawdzany, ponieważ wystąpił problem z jego opisem, treścią lub formatem książki" - cokolwiek to znaczy:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Kanalii” w Amazonie już nie ma, trudno, żebym robił wydawnictwu konkurencję i niezależnie sprzedawał książkę. To, co wisi, to jest wcześniejsza wersja zablokowana z racji „niesłusznego” języka. Niestety, mimo że ją też usunąłem, nadal jest widoczna właśnie z komentarzem, że artykuł jest sprawdzany, choć nic takiego nie ma miejsca. Z tego, co się zorientowałem, więcej polskich tytułów tak wisi (a więc zapewne w innych „niesłusznych” językach też), dezorientując czytelników.
      Pani Agnieszko, dlaczego nie poprosi Pani Oficynki o egzemplarz recenzencki? recenzowała Pani „Gdzie mól i rdza”, więc nie powinno być problemu.

      Usuń
    2. Jest to jakiś pomysł:-)

      Chciałam tak po "europejsku" jednym kliknięciem i legalnie nabyć książkę polskiego autora w Amazonie, ale widać wymagania nadal mam zbyt duże...

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.