Mam na oku dwie szwedzkie powieści, które chciałbym przełożyć. Nie chce mi się jednak szukać wydawcy w sposób tradycyjny, zwłaszcza że – skoro nie proponuję kryminałów – szanse na znalezienie takowego są niewielkie. Decyduję się więc na formę blogowego ogłoszenia, które ma tę zaletę, że będzie wisiało stale, a mnie się nigdzie nie śpieszy. Może natrafi na nie jakiś mały albo nowy wydawca, zainteresowany jeszcze literaturą, a nie książką jako przedmiotem, który można opylić, a czy to będzie książka, puszka farby czy pietruszka, to w gruncie rzeczy wszystko mu jedno. Tak więc jestem otwarty na propozycje od osób, które chcą wystartować z działalnością wydawniczą, ale – uwaga – dobre chęci nie wystarczą, jakiś kapitał trzeba mieć. Największą pozycją w kosztorysie jest druk (wydanie samego e-booka nie wchodzi w grę), potem koszt tłumaczenia. Moje honorarium może w części lub nawet w całości zostać pokryte z grantu od Szwedzkiej Rady Kultury, ale o grant można się starać dopiero po zakupieniu praw do książki i zawarciu z umowy z tłumaczem i trzeba być przygotowanym na sytuację, że się go nie dostanie. Szanse na jego otrzymanie są jednak bardzo wysokie, na piętnaście książek, które przełożyłem, były chyba tylko dwie odmowy (a Rada Kultury ma na wspieranie przekładów ze szwedzkiego większy budżet niż wcześniej przyznający to dofinansowanie Instytut Szwedzki). Raz czy dwa wydawca zrezygnował ze starania się o grant, uznając, że na kryminał i tak go nie dostanie. Zakup praw autorskich od Szwedów to stosunkowo niska kwota (ale na to nie ma możliwości uzyskania dotacji). Ze swej strony deklaruję pomoc w przeprowadzeniu całej procedury wydawniczej, trochę się na tym znam :-), więc jeśli ktoś zachomikował jakieś zaskórniaki, marzy mu się wydawanie książek, a nie bardzo wie, jak się za to zabrać, ma okazję, by nabrać doświadczenia. Oczywiście musi pamiętać o dwóch zasadach: że wchodząc do biznesu, a zwłaszcza do biznesu wydawniczego, nie pytamy się, ile można zarobić, tylko ile można stracić, i że jak jeden wspólnik ma doświadczenie, a drugi pieniądze, to potem jest odwrotnie :-)
Jakie książki proponuję? Pierwsza to powieść Cariny Rydberg „Ten kto ostrzy wilków kły” (Den som vässar vargars tänder). Tytuł – rewelacyjny – to zmodyfikowany cytat z „Mariny” T.S. Eliota (Those who sharpen the tooth of the dog). Rydberg, podobnie jak w powieści „Za krawędzią nocy”, głównymi bohaterami czyni bliźniaków, brata i siostrę, a głównym tematem niezdrowe relacje między nimi i w całej rodzinie. „Za krawędzią” to jednak książka w dużej mierze humorystyczna, tymczasem w „Ten kto ostrzy” humoru ani na jotę (co w żadnym przypadku nie można uznać za wadę), powieść jest mroczna, przerażająca, makabryczna, ale to nie makabreska horrorów, wampirów i tego rodzaju bzdetów, tylko chorej natury człowieka. Rydberg pokazuje zło w czystej postaci. Kiedy w gronie tłumaczy dyskutowaliśmy o twórczości Rydberg, doszliśmy do wniosku, że ma ona coś z głową, ale chwała Bogu, bo dzięki temu pisze rewelacyjne powieści.
Przechodząc od prozy literackiej do prozy branży wydawniczej: publikacja tej książki może otworzyć przestrzeń do wznowienia „Za krawędzią nocy”. Poprzedni wydawca stracił już prawa do mojego przekładu.
Drugą powieścią, chociaż pierwszą, jaką proponowałbym do wydania ze względu na niższy koszt (książka jest mniejsza objętościowo, a autorkę reprezentuje tańsza agencja), to „Letni walc” Viveki Lärn. Nad tytułem trzeba by jeszcze popracować, w oryginale nie ma lata, ów walc tańczony jest w Midsommar, czyli podczas święta związanego z letnim przesileniem słońca. Przełożenie go jednak jako „Walc Kupały” czy „Walc świętojański” nie wydaje się właściwe ze względu na konotacje słowiańskie w pierwszym przypadku i chrześcijańskie w drugim. Akcja powieści rozgrywa się na fikcyjnej wyspie Saltön u zachodniego wybrzeża Szwecji. Dla letników to nudne miejsce, tymczasem między mieszkańcami aż kipi, zachodzi szereg z jednej strony absurdalnych wydarzeń, z drugiej – także przez to, że wyspa jest mała i mieszkańcy muszą na siebie wpadać – jednak wcale nie nieprawdopodobnych. Całość skutkuje takim komizmem, że Szwecja na punkcie tej książki oszalała. Lärn napisała dalsze części, powstał serial telewizyjny. Przeczytałem jednak drugą część tej serii i doszedłem do wniosku, że jest słaba, że Lärn sama nie wie, jak za pierwszym razem udało jej się osiągnąć taki komiczny efekt i kiedy próbowała osiągnąć go świadomie, to jej nie wyszło. Z tego względu na tłumaczenie dalszych części się nie piszę, ale tej pierwszej zdecydowanie tak. Zarówno „Midsommarvals”, jak i „Ten kto ostrzy wilków kły” to książki, co do których po przewróceniu ostatniej strony nie miałem żadnych wątpliwości: chcę je przełożyć.
Kontakt w tej sprawie: pollak@szwedzka.pl
Witam Panie Pawle.
OdpowiedzUsuńSkoro ma Pan doświadczenie, to proszę napisać ile trzeba mieć, aby stracić? :-) Co prawda nie jestem zbytnie zainteresowany traceniem pieniędzy, ale moja ciekawość ile kosztują prawa w Szwecji, to już zupełnie inna sprawa ;-) Nie mówiąc już o usłudze tłumacza, bo cennik tłumacza brytyjskiego rozłożył mnie na deski ;-(
Polscy są dużo tańsi. Co do kwot za prawa, to nie chcę o nich publicznie dyskutować.
UsuńObiecuję, że wydam, jeśli tylko wygram w Lotto...
OdpowiedzUsuńMona
Poprzeglądałam sobie trochę Pana bloga i nie wierzę w to, co tu czytam. Rydberg napisała kolejną powieść z bohaterami bliźniętami i tematem niezdrowych relacji w rodzinie? Cóż za podobieństwo do „Za krawędzią nocy”! Założę się, że jest i wątek kazirodztwa, i na sto procent jakiś homoseksualista się pojawia...
OdpowiedzUsuńW kółko te same sytuacje, ten sam typ bohaterów. Nie jest to ani normalne, ani mądre i świadczy chyba o tym, że tej autorce brakuje wyobraźni. Czy Pan by napisał kolejną książkę o związku niewidomego chłopaka ze sparaliżowaną dziewczyną? Na pewno nie. Żaden rozsądny pisarz tak by się nie zachował.
A tytuł rzeczywiście rewelacyjny.
Wie Pani, kto przez całe życie słyszał, że nie ma wyobraźni? Tak przez Panią (i przeze mnie) ceniony Hjalmar Söderberg. Bo ciągle wracał do tych samych motywów („Gertruda” i „Niebłahe igraszki” są na przykład o tym samym). Tymczasem nie ma w tymi nic złego. Jeśli pisarza dane zagadnienie gnębi, nurtuje, to tworzy wariacje na jego temat. Powstają w ten sposób doskonałe książki, bo są wynikiem głębokich przemyśleń. „Za krawędzią nocy” jest bardzo dobre (wiem, że Pani się z tą opinią nie zgadza :-), „Ten kto ostrzy wilków kły” genialne. Bo autorka jest dojrzalsza, bo bazuje na poprzednich książkach, a jak człowiek poprawia, to osiąga lepszy rezultat, niż kiedy bierze się za coś nowego. A kategorią rozsądku to ja bym się przy pisarzach nie posługiwał. Każdy ma swoją ścieżkę. I proszę nie być tak przekonaną, że nie napisałbym drugiej powieści o kalekiej parze. Jeśli temat do mnie wróci, to napiszę.
Usuń