Po moim wpisie na temat przypadłości stolicus adhesio podex, dokuczającej pani Kierzkowskiej, zostałem przez tłumaczkę Annę Piątkowską pouczony na Branżowym Forum Tłumaczy, że krytykę wyrażam niewłaściwy stylem, gdyż powinienem pisać tak:
Pani prezes, zamiast znaleźć sposób osiągnięcia celu, ogranicza swoje działania do automatycznego powtarzania tego, co wcześniej nie dawało żadnych efektów. Niestety, automatyzm nie jest cechą pożądaną u człowieka myślącego, który szuka rozwiązań zamiast latami walić głową w mur, w dodatku w tym samym miejscu.
Po opanowaniu ziewnięcia muszę przyznać Piątkowskiej rację, do Kierzkowskiej ten drętwy styl może trafić, bo sama posługuje się jeszcze gorszym. Niemniej jednak dbałość Piątkowskiej o to, by pani prezes nie urazić, mogłaby okazać się niewystarczająca, ludzie wielcy, a Danuta Kierzkowska niewątpliwie wielką jest, bywają przeczuleni na swoim punkcie. Na przyszłość będę więc pisał tak:
Pani Prezes, będąc wybitną tłumaczką, chyba nie dopilnowała, że sprawa stawek dla tłumaczy przysięgłych nie została od blisko ośmiu lat ruszona z miejsca. Nie mamy pretensji do Pani Prezes wybitnej tłumaczki, zresztą jakie my maluczcy, moglibyśmy mieć pretensje do Pani Prezes, która założyła tak Wspaniałą Organizację i przewodzi jej ponad dwie dekady, a mamy nadzieję, że przewodzić dalej będzie, ale któryś z podwładnych pewnie zawalił i trzeba go przywołać do porządku, żeby nie walił głową swoją inteligentną w mur, tylko nową strategię opracował, na co wybitnej Pani Prezes z pewną taką nieśmiałością zwracamy uwagę, chociażby z tego względu, że składka, którą z radością płacimy na TEPIS, jest realnie wyższa, bo my zarabiamy coraz mniej i niedługo nie będzie nas stać, żeby utrzymywać tą Wspaniałą Organizację, jaką jest TEPIS, niech żyje po wsze czasy i Pani Prezes razem z nim.
Powodem, dla którego nie wolno mi wyrażać dosadnie krytyki, jest – zdaniem Piątkowskiej – okoliczność, żem „pisarzem, tłumaczem literackim i przysięgłym”. Tak sobie ze zdumieniem popatrzyłem, jaką to szychą nie wiadomo kiedy się stałem, i zacząłem się zastanawiać, czego to jeszcze mi nie wolno. Może po dupie podrapać się nie wypada, bo jak to tak, żeby ręka, którą zdania powieści pisałem, mistrzów przekładałem, pieczątkę na dokumencie urzędowym przystawiam, miała styczność z tak nieszlachetną częścią ciała. Albo nie daj Boże żeby się jakaś „cholera” albo co gorsza „kurwa” wymsknęła, bo jak tu mięsem rzucać, kiedy taka Piątkowska uważa, że ty się człowieku na pomnik powinieneś szykować. A potem sobie pomyślałem, jak to dobrze, że nie grozi mi zostanie papieżem, bo temu to pewnie nawet stolec niezręcznie oddawać. No bo jak to tak, żeby namiestnik Pana Boga na ziemi zwyczajnie s r y w a ł?
Dalej od Piątkowskiej poszła Marta Potiuk, która w imieniu Kierzkowskiej zagroziła mi pozwem o ochronę dóbr osobistych. Myślałem, że za tabliczki klinowe (choć przecież podkreślają tylko staż i doświadczenie wybitnej tłumaczki Kierzkowskiej), ale nie, okazuje się, że zszargałem opinię pani prezes, porównując ją do Putina. Tymczasem szargać nie wolno, bo „skoro pani prezes jest już od iks lat na to stanowisko wybierana, jak przypuszczam, demokratycznie, to nie da się zaprzeczyć, że cieszy się w zawodowym środowisku, a przynajmniej w tej jego części, która na nią głosuje, dobrą opinią”. Pomijając kwestię, że niekoniecznie trzeba zgadzać się z podziwiającymi szaty cesarza, to przecież Władimir Putin też jest na swoje stanowisko wybierany demokratycznie, więc niby dlaczego porównanie miałoby jej uwłaczać? Czy demokracja w Rosji jest gorsza od tej TEPIS-owskiej? Ja bym się tam upierał, że nawet lepsza, bo Putin ma nad sobą konstytucję, której nie waży się wprost łamać, a która przewiduje ograniczenie liczby kadencji na danym stanowisku. To takie rozwiązanie zapobiegające między innymi klientelizmowi. Nie chcę oczywiście twierdzić, że w TEPIS-ie jakikolwiek klientelizm albo nepotyzm występuje. To na przykład, że właściciel wydawnictwa Translegis, które wydaje publikacje TEPIS-u, nazywa się Maciej Kierzkowski, jest zapewne tylko przypadkową zbieżnością nazwisk. Pani prezes Kierzkowska wygrywa regularnie co trzy lata wybory i pełni funkcję prezesa ósmą kadencję, bo jest zwyczajnie najlepsza. Żeby jednak była pewność, że wybory wygra najlepszy, statut TEPIS-u daje prawo do kandydowania na prezesa wyłącznie członkom władz TEPIS-u. Czy któryś z nich odważył się wystąpić przeciwko pani prezes, ryzykując, że jak nie wygra, to może polecieć ze swojego stołka, nie wiadomo, bo sprawozdań z wyborów na stronie TEPIS-u nie sposób znaleźć. Ale może ja źle szukam, więc jeśli ktoś znalazł, to proszę o wskazanie, bo bardzo jestem ciekaw, ilu pani prezes miewa kontrkandydatów, czy w ogóle miewa (ze statutu wynika, że wcale nie musi) i jaki procent głosów dostaje czy też jest wybierana przez aklamację. Bo na razie wygląda na to, że nawet w betonowym PZPN-ie była większa demokracja, mógł przyjść człowiek z zewnątrz i wygrać, tymczasem Kierzkowska najwyraźniej ma szanse, by tkwić na swoim stołku aż do śmierci. A nawet dłużej, jak pewien buddyjski lama, który po zgonie jeszcze trzy dni siedział wyprostowany i medytował, a dopiero potem się przewrócił.
Ale, zgodnie z tytułem wpisu, posypuję głowę popiołem, przepraszam i obiecuję więcej pani Kierzkowskiej do Putina nie porównywać. Będę ją porównywał do Wałęsy. Chociaż może nie, bo odczyta to jako aluzję, że z polszczyzną jest na bakier, i też mnie pozwie. W takim razie do Jana Pawła II. Kurczę, też nie bardzo. Niby autorytet niekwestionowany, ale przecież żadnych dywizji nie miał, a Kierzkowska ma legion członków TEPIS-u, z którymi dzielnie szturmuje twierdzę Ministerstwa Sprawiedliwości. To może do Napoleona? Pozew jak w banku, bo to zwykły cienias, który dał się zesłać na Świętą Helenę, a żelaznej pani Kierzkowskiej żadne Waterloo nie jest w stanie złamać. Wiem! Pani Kierzkowska jest tak wyjątkowa, że z nikim da się jej porównać, każde porównanie będzie jej uwłaczało.
Idźmy dalej. Nie tylko porównałem prezes Kierzkowską do Putina, ale zrobiłem to „z użyciem metafory z dość bezpośrednią aluzją do pewnej części ciała”. Nie mam wprawdzie bladego pojęcia, o jaką metaforę, aluzję i część ciała Marcie Potiuk chodzi, ale w celi będę miał pewnie sporo czasu, żeby to rozgryźć. Pisałem o dwóch częściach ciała, głowie i pośladkach. Określenia „pewna część ciała” do głowy raczej się nie stosuje, zwykle mówca ma na myśli dolne partie. Czyli pewnie podpadłem, pisząc, że „u nas mistrzów takiego ułożenia półdupków, by przyssać się do stołka na amen, multum”. Proszę, Wysoki Sądzie, o zwrócenie uwagi, że słowo „mistrz” ma niezwykle pozytywne konotacje i złagodzenie wyroku. Ale teraz nie wiem. Czy pani Kierzkowska siedzi inną częścią ciała niż zwykli śmiertelnicy? W związku z tym, kiedy zarzuca się jej zespolenie ze stołkiem, nie wolno robić metaforycznych aluzji, że posiada pośladki? Bo to przywódca duchowy polskich tłumaczy przysięgłych, a przywódcy duchowi nie srywają? W porządku, kajam się, odszczekuję, że prezes Kierzkowska przyssała się w wyniku prymitywnych procesów fizycznych, prezes Kierzkowska przyssała się duchowo, siłą swojej woli.
A żeby w pełni okazać swoją skruchę, chcę podpowiedzieć akolitom pani prezes, że zamiast mordować się z procesem o naruszenie dóbr osobistych, lepiej zawiadomić prokuraturę o obrazie uczuć religijnych. Skoro prezes od iks lat wygrywa wybory, choć jest kompletnie nieudolna, oznacza to, że jest przedmiotem kultu i ślepej wiary, więc pod ten paragraf to podpada, a że chętnie z niego w Polsce skazują, to i szanse na wygraną większe.
Będę niezmiernie wdzięczna za zapoznanie się z dyskusją, z której treścią Pan tak emocjonalnie się nie zgadza, do końca. Nie wierzę bowiem, żeby człowiek, dla którego pisanie, a więc i czytanie, to praca zawodowa, nie był w stanie zrozumieć tego, co z niej jasno wynika. Czyli tego, że prezes Kierzkowskiej nie reprezentuję, a tym samym nie mam upoważnienia do grożenia w jej imieniu pozwem o ochronę dóbr osobistych. Natomiast, owszem, nie będę się wypierać, że forma, w jakiej skrytykował Pan jej działania, nie podoba mi się. Podobnie jak forma, w jakiej krytykuje Pan to, co na BFT przeczytał Pan lub co streścił Panu ktoś, kto ma dostęp do części otwartej dla użytkowników zalogowanych. I dziwię się tym bardziej, że autor przekładów i książek, bloger, osoba publiczna, której dzieła podlegają zwykłej literackiej krytyce, na krytykę swojego publicznego wpisu zareagował tak emocjonalnie i osobiście.
OdpowiedzUsuńZawsze reaguję emocjonalnie i osobiście. Artyści już tak mają, że nie są do końca zrównoważeni.
UsuńTak intensywnie usiłowała Pani doszukać się w moim poście, gdzie to mogłem naruszyć dobra osobiste pani Kierzkowskiej, że hiperbola, że grozi mi Pani pozwem w jej imieniu była uzasadniona, choć oczywiście formalnie nie jest to zgodne ze stanem faktycznym. W tym punkcie przepraszam i prostuję. Ale podtrzymuję, że rzecznik Kierzkowskiej albo ona sama nie powstydziłby się takich absurdalnych analiz, jakie Pani przeprowadziła, te absurdy wykazałem, ale merytorycznie się Pani do nich nie odnosi. Zapytam więc wprost: Jak porównanie do polityka, który nie jest zbrodniczym dyktatorem, może naruszać czyjekolwiek dobra osobiste? Że porównanie nie było pochlebne, to inna sprawa, tylko że jeśli niepochlebnych porównań dokonywać nie wolno, to pozostaje kadzenie.
Ad przeprosin: dziękuję ((tylko nie wiem, komu, Panu czy Pana "szwagrowi" /patrz: odpowiedź na jeden z postów niżej/) za zapoznanie się z dyskusją, bo jednak widać, że brak wiedzy zaciemnia, a wiedza rozjaśnia obraz.
UsuńAd absurdalnych analiz: nie wiem, czy pani Kierzkowska by się ich powstydziła czy nie, gdyż, jak już Panu, jak sądzę, na pewno wiadomo, do grona jej akolitów nie należę. Poza tym nie uważam, że odnoszenie się merytorycznie do Pana tutejszych wywodów posłuży czemuś więcej poza biciem piany czy że jest to mój obowiązek. Z moim pełnym stanowiskiem odnośnie do Pana wpisu, który zapoczątkował całą polemikę, ma Pan okazję zapoznać się, więc nie przypuszczam, żeby nie odróżniał Pan w nim elementów pro od contra (chyba że faktycznie Pana ewentualny researcher tego nie potrafi, ale to już problem doboru kadry, które, jak widać, decydują o wszystkim).
Co zaś do artystów, to rozumiem tęsknotę do prawa do okazywania niezrównoważenia emocjonalnego (umiarkowanie zwanego humorami, a mniej umiarkowanie - fochaniem się), tyle, że nie każdego, kto tak się zachowuje, automatycznie czyni to artystą, niezależnie od tego, jak sam bardzo by chciał.
Zgadzam się w pełni z pańską opinią na temat pani Prezes i doceniam zarówno celność, jak inteligentną wredotę, w jaką ubrał Pan swój wpis. Szkoda tylko, że nie odniósł się Pan do swoich polemistów z BFT na BFT. Byłoby jeszcze ciekawiej.
OdpowiedzUsuńŚledziłam dyskusję na BFT, jako stały użytkownik tego forum, i jestem zdziwiona tonem Pana wypowiedzi. Nie odniosłam wrażenia, jakoby ktoś z uczestników tamtej dyskusji Pana pouczał, czy też groził pozwem. Niektóre osoby cenią Pana za ostre pióro, inne krytykowały formę, a jeszcze kto inny zastanawiał się nad samym mechanizmem pozwu o dobra osobiste, ale bardziej w kontekście uwarunkowań prawnych.
OdpowiedzUsuńMagdalena Macińska
Błąd Panie Pawle, Miłościwie Panująca nie jest jak Putin...Ona jest jak Lenin: w tepisowskim mauzoleum królować będzie jeszcze pół wieku po śmierci. Tylko że w przeciwieństwie do podwładnych Lenina, jej podwładni zmiany jakiejkolwiek nie odczują, sądząc po żywotności jej dotychczasowych działań.
OdpowiedzUsuńLubię Pana...Ale to wynoszenie informacji z zamkniętego podforum jest - mówiąc delikatnie - niefajne. Szkoda, że nie wziął Pan udziału w tamtej dyskusji. Mam jednak wrażenie, że zna Pan tylko jej fragmenty, dlatego poczuł się Pan zaatakowany.
OdpowiedzUsuńNie widzę nic nagannego w tym, że do dyskusji na temat mojego postu odnoszę się w tym samym miejscu, w którym ten post był zamieszczony. Natomiast za niefajne uważam, że krytycy, zamiast wystąpić z otwartą przyłbicą, chowają się na zamkniętym forum.
UsuńOd dawna czytam Pana bloga i przeważnie się z Panem zgadzam. Nie przeszkadza mi też ostre pióro i nazywanie rzeczy po imieniu. Ale w tym wpisie zwyczajnie mija się Pan z prawdą. Być może zna Pan rozmowę na BFT tylko z drugiej ręki, tego nie wiem, ale nikt tam Pana nie atakował. Jedna osoba wyraziła swoją negatywną opinię o stylu Pana wypowiedzi - jej święte prawo. Zasugerowała, że za takie słowa p. Prezes może Pana podać do sądu. Potem kilka osób zdumiało się, że niby na jakiej podstawie, i nastąpiła dyskusja, jak ewentualny proces mógłby wyglądać. Pan przedstawił to w zupełnie innym świetle i, niestety, obraził kilka osób.
OdpowiedzUsuńZacznę podobnie jak mój przedpiśca: od dawna czytam Pańskiego bloga i przeważnie się z Panem zgadzam, zwłaszcza przy wpisach na tematy okołotłumaczeniowe i diagnozujące sytuację w środowisku. Co do Pańskiego ostrego pióra, to nieco mi ono przeszkadza, nie dlatego, by raniło moją delikatną duszę, ale dlatego, że wybierając zbyt obcesową formę wypowiedzi, moim zdaniem, szkodzi Pan "sprawie". Czytelnik skupia się na tym, jak Pan pisze, a dopiero później, gdy opadną emocje, pochyla się nad tym, co wynika z Pańskich słów. Przekonanych to nie szokuje aż tak bardzo, gorzej z nieprzekonanymi, którzy mogą przez to z dystansem potraktować poruszane przez Pana tematy. Problemem rzeczywistym są natomiast oponenci, którzy, przeczytawszy bezpardonowe ataki, po prostu stracą ochotę do dyskusji, wychodząc ze słusznego poniekąd założenia, że lepiej nie narażać się na ciosy.
OdpowiedzUsuńTym razem Pański tekst jest po prostu nieelegancki. I to naprawdę najdelikatniejsze słowo, którym mogę go określić. Zacytował Pan publicznie wypowiedzi z zamkniętego forum, starając się przy okazji zdyskredytować osoby krytykujące formę Pańskich wypowiedzi. Od lat znam obie Pana oponentki i nie sądzę, by miał Pan jakiekolwiek prawo, by je tak potraktować. Do tego albo Pan nie doczytał, albo nie zrozumiał. Szanując Pańską inteligencję, wolę obstawić pierwszy wariant.
Całokształt bardzo rozczarowuje. Szkoda, bo zmarnował Pan cholernie ważny temat.
Ciekawa jestem, dlaczego pan Pollak uznał za stosowne publikować na ogólnie dostępnym blogu odpowiedź na to, co ogólnie dostępne nie jest. Innymi słowy, dlaczego nie przestrzega zasady poufności (nawet jeśli dotyczy ona szerokiej grupy osób), która było nie było jest podstawą funkcjonowania tłumacza, szczególnie przysięgłego; podważa w ten sposób swoją wiarygodność, ale to już jego problem. To po pierwsze. Po drugie, dlaczego nie ma tyle odwagi cywilnej, żeby dyskutować tam, gdzie dyskusja miała miejsce. Po trzecie, dlaczego wyraża się o mnie pogardliwie (per "Piątkowska" - w sumie komuna skończyła się dość dawno temu i obecnie taki sposób zwracania się do kogokolwiek jest uważany za obraźliwy, ale może p. Pollak nie zauważył...).
OdpowiedzUsuńSzkoda, dotychczas z przyjemnością tu zaglądałam, teraz nie mogę już traktować wpisów z wcześniejszym zaufaniem (jak choćby te o problemach z sądami), ponieważ już nie mogę przyjmować założenia o bezstronności autora.
Anna Piątkowska
Pan Pollak, szanowna Pani, zawsze wypowiada się w miejscach ogólnie dostępnych, a nie zamkniętych, gdyż nie robi różnicy między tym, co mówi prywatnie a publicznie, w przeciwieństwie do niektórych, którzy swoją krytykę odważają się wygłaszać tylko w zamkniętym gronie.
UsuńTajemnice, szanowna Pani, obowiązują tych, którzy zobligowali się ich przestrzegać, a nie osoby postronne, a ja uczestnikiem BFT nie jestem. Poza tym w przytoczonych cytatach nie ma nic, co wiązałoby się z jakąkolwiek tajemnicą zawodową. I wreszcie, tłumacz przysięgły jest zobowiązany do zachowania w tajemnicy okoliczności, które poznał w związku z wykonywanym tłumaczeniem, a Pani krytyka mojego stylu z pewnością taką okolicznością nie jest. Proszę łaskawie przemyśleć zarzuty, zanim Pani zechce następnym razem podważać moją wiarygodność jako przysięgłego.
Komentując czyjś tekst, można używać samego nazwiska autora. Nie tylko można, lecz wręcz jest to powszechnie przyjęte, proszę sobie przeczytać parę recenzji. Ale skoro jest Pani taką specjalistką od savoir-vivre’u, to powinna Pani wiedzieć, że w trzeciej osobie zwracamy się wyłącznie do służących, a jako żywo nie przypominam sobie, bym się najmował do Pani na służbę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"Komentując czyjś tekst, można używać samego nazwiska autora. Nie tylko można, lecz wręcz jest to powszechnie przyjęte"
UsuńSamo nazwisko może jest przyjęte. Gorzej pisanie per "taka Piątkowska". Tego już dobre wychowanie raczej nie przewiduje.
Ale pan sam pisze o A. Piątkowksiej w trzeciej osobie. Czyżby najął ją pan do służby?
UsuńPanie Pawle, widzę, że ma Pan problem w formą wypowiedzi, wyjaśnię: otóż moja była ogólnym podsumowaniem, nieadresowanym w szczególności do nikogo. I Pan znowu (vide mój post poniżej do niezidentyfikowanej p. Magdy) bierze do siebie to, co nie jest adresowane bezpośrednio do Pana.
UsuńNastępnie, widzę, że nie ma sensu tłumaczyć Panu, że publiczne głoszenie wszystkiego, co ma się do powiedzenia, nie jest wyrazem jakiejkolwiek odwagi, oraz że publiczne wyciąganie tego, co się usłyszało w zamkniętym gronie, świadczy o braku umiejętności trzymania języka za zębami, co jest - i przy tym będę obstawać - podstawową cechą tłumacza. Jak Pan nie podpisze klientowi zobowiązania do poufności, to opowiada Pan szczegóły rozmów w kawiarni?
Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że w całym tym flejmie chodzi tylko o podniesienie bloga w rankingach i ogólną reklamę.
Anna Piątkowska
Rafał Lisowski: No proszę, stary znajomek z pl.hum.polszczyzna. Widzę, panie Rafale, że nadal nie pozbył się Pan nawyku wygłaszania w charakterze argumentów pozbawionych uzasadnienia tez. Słownik języka polskiego, słowo „taki”, trzecie znaczenie: „Wyraz o charakterze ekspresywnym, towarzyszący innym wyrazom, uwydatniający zwykle intensywność, wielkie nasilenie tego, co one wyrażają”. Jeden z przykładów: „Takiemu Kowalskiemu wszystko łatwo przychodzi”. Kwalifikatora „obraźliwe” nie widzę.
UsuńAnna Piątkowska: Pytania „dlaczego pan Pollak” zadane na moim prywatnym blogu są „ogólnym podsumowaniem, nieadresowanym w szczególności do nikogo”? Oskarżanie mnie o tchórzostwo i naruszanie tajemnicy zawodowej niesłusznie biorę do siebie, bo to nie było „adresowane bezpośrednio” do mnie? To przyznaję, mam problem z formą wypowiedzi. Z Pani formą wypowiedzi.
publiczne wyciąganie tego, co się usłyszało w zamkniętym gronie, świadczy o braku umiejętności trzymania języka za zębami, co jest - i przy tym będę obstawać - podstawową cechą tłumacza
No to jeszcze raz, szanowna Pani, bo widzę, że ma Pani kłopot z rozumieniem pisanego tekstu, co - przy tym będę obstawać - powinno być podstawową umiejętnością tłumacza: nie usłyszałem niczego w zamkniętym gronie, bo do tego grona nie należę.
W ramach wprawki, jeśli mogę, spróbuję sformułować tezę niepozbawioną uzasadnienia, oby z powodzeniem: Biada tłumaczowi, który o niuansach języka wie tyle, co wyczytał w słowniku. Mam nadzieję, że wszyscy tutaj zgodzimy się z tą myślą. Umówmy się roboczo, że to takie zawodowe memento ot, bez związku z niniejszą dyskusją.
UsuńAha, zapomniałem, że Pan nie uznaje słowników. Co mnie bawiło, kiedy miałem do czynienia z hobbystą na pl.hum.polszczyzna, ale skoro został Pan tłumaczem literatury, to jako czytelnikowi przestaje mi być do śmiechu. I oczywiście, że bez związku z dyskusją. Dyskusji Państwo nie podejmują. Po co zresztą? Nie odróżniają Państwo wyśmiania tekstu od wyśmiania osoby (w przypadku ludzi pracujących z językiem rzecz co najmniej dziwna), ale Państwo wiedzą swoje. Pan Pollak obraził panią Piątkowską. Nie potrafią Państwo tego wykazać, ale po co? Dogmatów się nie udowadnia. Z pełną kulturą informujemy pana Pollaka, że jest chamem, a kiedy pan Pollak prosi o przytoczenie cytatów uzasadniających zarzut, to – nadal z pełną kulturą – zabieramy dupę w troki, nie próbując zarzutu udowodnić. Takiemu chamowi jak ja wydaje się, że jak komuś stawia się zarzut, którego nie potrafi się udowodnić, to się za niego przeprasza, ale co ja tam – skończony cham – wiem o kulturze. To akurat Pana nie dotyczy, Pan zarzut uzasadnił. Słowo „taki” w połączeniu z nazwiskiem jest obraźliwe. Słownik mówi wprawdzie coś innego, ale tłumacz wiedzy o niuansach językowych nie powinien czerpać ze słowników. Powinien ją czerpać od Rafała Lisowskiego. Mógłbym jakiś telefon do Pana prosić, jak następnym razem będę pisał, to się upewnię, czy nie używam obraźliwych wyrazów. I tak się cieszę, że teraz użyłem tylko jednego. Bo przecież mógł Pan uznać, że słowo „tłumaczka” jest obraźliwe. Słownik wprawdzie uznaje je za neutralne, ale kiedy dwie osoby mają różną opinię na temat wydźwięku słowa i jedną z tych osób jest Rafał Lisowski, to spór rozstrzyga nie słownik, tylko wyczucie językowe Rafała Lisowskiego.
UsuńDoświadczony tłumacz nie może nie wiedzieć, co to takiego pragmatyka językowa. Nawet jeśli nie zna tego terminu, to z pewnością czuje to instynktownie i orientuje się, że słownik milczy na ten temat. Skoro uwagi komentujących okazują się nieprzekonujące, proponowałbym raczej - mówię całkiem poważnie - spytać o opinię językoznawcę, najlepiej prezentując mu cały tekst, bo do tego typu oceny niezbędny jest kontekst (z czego zresztą tłumacz z pewnością również zdaje sobie sprawę). Nie wiem, czy nie wykraczałoby to poza zakres działalności np. Poradni Językowej PWN, ale nie zaszkodzi spróbować.
UsuńNotabene radzę nie zapominać, że wyczucie językowe jest nieocenionym skarbem dobrego tłumacza. Jako jedna z niewielu rzeczy odróżnia go od tłumacza słabego - słownikami mogą dysponować jednakowymi. Jeśli zaś chodzi o moje tłumaczenia, to odsyłam do tychże - muszą się bronić same.
Cudowny sposób argumentacji. Ja nie potrafię udowodnić zarzutu, ale niech pan się zgłosi do językoznawcy, on panu udowodni. Tę metodę należałoby wykorzystać w sądach, przecież to jest znakomite remedium na odciążenie wymiaru sprawiedliwości (powinien Pan zostać doradcą Gowina) : „Oskarżony, nie potrafimy wam udowodnić winy, ale wiemy, że jesteście winni, więc znajdźcie sobie jakiegoś biegłego, który tę waszą winę wam wykaże”.
UsuńI oczywiście nadal pełna kultura, zamiast wykazywania swoich racji, druga sugestia, że jestem fatalnym tłumaczem.
Propozycję konsultacji z ekspertem należy traktować jako alternatywę dla skorzystania ze słownika, nieprzydatnego w sytuacji konieczności oceny wydźwięku wypowiedzi w kontekście. O ile słownik uznajemy za wyrocznię w kwestii - nomen omen - słownikowego znaczenia, o tyle w tym przypadku wyrocznią może być jedynie żywy fachowiec. W miarę możliwości bezstronny, stąd sugestia zwrócenia się do osoby niezaangażowanej w niniejszą dyskusję, gdyż wkraczamy w sferę interpretacji. Takowa - nawet jeśli trafna - może się okazać nieprzekonująca z ust jednej ze stron sporu.
UsuńNawiasem mówiąc, warto zaznaczyć, że ta metoda rzeczywiście jest na co dzień wykorzystywana w sądach, gdzie powołuje się niezależnych biegłych, aby przedstawili fachową opinię. Ponieważ jednak internet to nie sąd, a komentujący to nie oskarżyciele, ewentualną ciekawość każdy musi zaspokoić we własnym zakresie.
Przy okazji: moje komentarze w niniejszym wątku na temat wiedzy i zdolności przydatnych w przekładzie są sformułowane w sposób ogólny - jako dygresja do zasadniczego tematu - więc trudno uznać, abym w ten sposób osądzał jakość warsztatu konkretnych tłumaczy, zwłaszcza takich, których pracy nie miałem okazji poznać.
Ja naprawdę nie wiem. Czy ja piszę po chińsku? Pan mi stawia zarzut, że mój tekst obraża Piątkowską. Skoro Pan mi stawia zarzut, to na Panu spoczywa obowiązek udowodnienia zarzutu. Propozycja, żebym sobie Pański zarzut udowodnił, zasięgając opinii niezależnego eksperta, jest takim samym idiotyzmem, jak to, żeby oskarżony w sądzie sam sobie udowodnił winę, bo prokurator sobie nie radzi.
UsuńOczywiście, że Pańskie uwagi mają charakter ogólny, choć raczej zamiast, a nie obok tematu, i w tym kontekście absolutnie nikt nie odniesie ich do mnie. Jakoś trudno oprzec się wrażeniu, że widzi Pan tylko taki kontekst, jaki Panu akurat pasuje.
Uczestnicy internetowej dyskusji na blogu nie są w sądzie, więc nie mają obowiązku niczego sobie udowadniać, a ponadto mają za dużo lat, żeby się wzajemnie wychowywać. Stąd sami uznają, co jest warte argumentowania ad nauseam, a co nie. W tym drugim przypadku nieusatysfakcjonowani kontrdyskutanci muszą sobie radzić sami, o ile mają taką wolę. A jeśli nie czują takiej potrzeby, mają prawo pozostać nieprzekonani.
Usuńhistoryczna chwila
OdpowiedzUsuńPan Paweł (nie po raz pierwszy zresztą) jak się to mówi, pojechał po bandzie, niemniej nie rozumiem jednej rzeczy: autor, jeśli dobrze rozumiem kolejność, jako pierwszy na swoim - otwartym dla wszystkich - blogu w poprzednim poście opisał problem, o który, jak mniemam toczy się spór, nie pod nim jednak ukazały się komentarze oponentów, a na zamkniętym forum, dlatego brak odwagi cywilnej równie dobrze można zarzucic np. pani Annie, bo i Pani nie dyskutowała tam gdzie temat został do dyskusji wywołany, czyli pod wpisem na blogu, a szkoda, ja BFT nie czytuję, a temat jak sama Pani twierdzi "cholernie ważny" jest.
OdpowiedzUsuńA co do meritum, tłumaczem przysięgłym nie jestem, ale po sporadycznym kontakcie z TEPISEM muszę się zgodzić, że to muzeum, od którego oczekiwanie działania w jakiejkolwiek sprawie po prostu nie ma sensu, to TEPIS "marnuje cholernie ważne tematy" , a nie czyjś wpis na blogu...
pozdrawiam serdecznie
Magda
Sytuacja 1: Pan Paweł został zaproszony na imieniny do pana X. Wśród gości wywiązała się rozmowa na temat znanej ze swych kontrowersyjnych poglądów i zachowań pani Y. Zainspirowany ową dyskusją Pan Paweł, postanowił dać upust swym odczuciom na swoim publicznym blogu i zebrał za to nawet kilka pochwał od czytelników.
UsuńSytuacja 2: Pan Paweł nie poszedł na imieniny do pana X. Był tam jednak jego szwagier. Szwagier zdał mu relację z imprezy, ze szczególnym uwzględnieniem rozmów na temat pani Y i dostępnego dla wszystkich wpisu na blogu Pana Pawła, jakie toczyły się na balkonie, gdzie część gości wyszła na papierosa, oraz w kuchni, gdzie inna grupa zgromadziła się w celu dyskretnego zutylizowania resztek sałatki. Pan Paweł, zbulwersowany relacją szwagra postanowił odnieść się krytycznie do treści tych rozmów, piętnując ich uczestników po nazwisku, choć są to osoby zupełnie mu nieznane.
Sytuacja 3: Pan Paweł stał na sąsiednim balkonie, nadstawiając ucha...ale to niemożliwe, bo tam nie ma sąsiedniego balkonu.
Pani Magdo, proszę wytężyć wzrok i spróbować znaleźć różnice miedzy tymi trzema obrazkami.
Pozdrawiam
/nazwisko i adres znane redakcji/
Branżowe Forum Tłumaczy nie jest zamknięte. Każdy czynny zawodowo tłumacz może się na nim zarejestrować pod swoimi personaliami i mieć dostęp do wszystkich jego zasobów, od dyskusji merytorycznych związanych z wykonywaniem profesji po rozmowy o charakterze czysto rozrywkowym. Zarzucanie zatem, że ktoś komentuje wpisy z otwartego bloga na zamkniętym forum, co ma oznaczać, że brak mu odwagi cywilnej, jest ciut nietrafne. Takie już jest zbójeckie prawo, że kto coś pisze publicznie, musi się liczyć z komentarzami co do tego, co napisał - czy to na jakimś forum, czy na przykład na imieninach u cioci, czyli w miejscu zdecydowanie dla blogera zamkniętym.
UsuńPani Magdo, kimkolwiek Pani jest: dyskutowanie o tym, co jest publiczne, może odbywać się prywatnie, inaczej nie można by dyskutować o polityce przy piwie.
UsuńPo drugie, QED, lepiej krytykować wpisy na tym blogu w miejscu zamkniętym, gdyż autor nie odróżnia krytyki ad rem od krytyki ad personam, i tę pierwszą uznaje za tożsamą z tą drugą, i reaguje atakiem ad personam.
Po trzecie, Pani Magdo, sugeruję przeczytanie wcześniejszych wpisów ze szczególnym zwróceniem uwagi na autora, przypisuje mi Pani cudzą wypowiedź.
Anna Piątkowska
Mój wpis odnosił się do części Pani wypowiedzi: "Po drugie, dlaczego nie ma tyle odwagi cywilnej, żeby dyskutować tam, gdzie dyskusja miała miejsce."
UsuńZa błąd w ostatnim zdaniu przepraszam Pani Anno (kimkolwiek Pani jest).
Magda
Branżowe Forum Tłumaczy nie jest zamknięte. Każdy czynny zawodowo tłumacz może się na nim zarejestrować pod swoimi personaliami i mieć dostęp do wszystkich jego zasobów
UsuńTo jest akurat nieprawda. Swego czasu chciałem się tam zarejestrować i zarządzające tym forum biuro tłumaczeń mnie nie wpuściło.
Takie już jest zbójeckie prawo, że kto coś pisze publicznie, musi się liczyć z komentarzami co do tego, co napisał
Aha. A ten, co komentuje podlega jakiejś ochronie, że do jego komentarzy już nie wolno się odnosić?
czy to na jakimś forum, czy na przykład na imieninach u cioci, czyli w miejscu zdecydowanie dla blogera zamkniętym
Tylko że żadne wypowiedzi na forum ani tym bardziej na imieninach u cioci nie są chronione tajemnicą państwową. Jeśli miejsce nieszczelnie zamknięte, to nikt nie ma obowiązku, ani moralnego, ani prawnego, zachowywać w tajemnicy informacji, które stamtąd wyciekły.
lepiej krytykować wpisy na tym blogu w miejscu zamkniętym, gdyż autor nie odróżnia krytyki ad rem od krytyki ad personam, i tę pierwszą uznaje za tożsamą z tą drugą, i reaguje atakiem ad personam.
No to prześledźmy dyskusję. Pani Piątkowska krytykuje styl mojej wypowiedzi, twierdząc, że „pisarz, tłumacz literacki i przysięgły” nie powinien się takim posługiwać. Argument ściśle ad rem, jak widać, pani Piątkowska wskazuje niedostatki stylu, do osoby autora w ogóle się nie odnosząc. Odpowiadam, pokazując, że styl krytyki zaproponowany przez panią Piątkowską jest do bani, a to, jaki zawód wykonuję, nie może ograniczać mnie w doborze środków wyrazu. Modelowy wręcz przykład ataku na krytyka, czyli argument ad personam. Pani Piątkowska dyskusji na ten temat nie podejmuje, gdyż jak ognia wystrzega się atakowania oponenta, i w ramach rzeczowej polemiki zarzuca mu brak odwagi cywilnej i sugeruje, że nie przestrzega on tajemnicy zawodowej, czyli stara się go zdyskredytować jako osobę pozbawioną kwalifikacji do wykonywania zawodu tłumacza przysięgłego. A że są to argumenty ściśle ad rem, potwierdza okoliczność, że esteci, tak wrażliwi na brak elegancji i obrażanie innych, nie widzą potrzeby zabierania głosu.
Pan Pollak: Branżowe Forum Tłumaczy nie jest zamknięte. Każdy czynny zawodowo tłumacz może się na nim zarejestrować pod swoimi personaliami i mieć dostęp do wszystkich jego zasobów
UsuńTo jest akurat nieprawda. Swego czasu chciałem się tam zarejestrować i zarządzające tym forum biuro tłumaczeń mnie nie wpuściło.
AMR: Najwidoczniej nie zadał Pan sobie trudu, by zapoznać się z regulaminem, który wymaga loginów imiennych. Lub raczej nie przeczytał Pan czerwonego napisu na samej górze strony startowej, precyzujący ten wymóg dla osób zbyt zajętych lub leniwych, by kliknąć w link prowadzący do regulaminu. To nic nadzwyczajnego, jest w Pan dość licznym gronie niedoszłych nowych użytkowników usuwanych z powodu uchybień regulaminowych. Proszę spróbować z imieniem i nazwiskiem. Powinno się udać.
PS. Proszę mój powyższy wpis traktować wyłącznie w kategoriach informacyjnych.
[i]To jest akurat nieprawda. Swego czasu chciałem się tam zarejestrować i zarządzające tym forum biuro tłumaczeń mnie nie wpuściło.[/i]
UsuńMusiało to być bardzo odległe "swego czasu", gdyż od ponad dwóch lat to ja, a nie żadne biuro tłumaczeń jestem właścicielką forum, a prawie od początków jego istnienia, czyli od 2006 roku - jednym z jego administratorów. Wpuszczamy wszystkich, którzy zarejestrują się pod własnym imieniem i nazwiskiem i nie przypominam sobie, ani nie widzę żadnego powodu, dla którego Pana rejestracja mogłaby zostać odrzucona.
Tak, to było dawno temu. Zgłosiłem się pod własnym nazwiskiem, zgłoszenie i monit pozostały bez odpowiedzi. Kontrolnie wpisałem fikcyjne nazwisko (wtedy chyba jeszcze było można), przeszło bez problemu. No to zrezygnowałem. Nie wypowiadam się pod nickami i nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. A powód nieprzyjęcia był oczywisty: nigdy nie kryłem się ze swoją negatywną opinią o roli biur tłumaczeń.
UsuńP.P.>Tak, to było dawno temu.
UsuńMFT: A może chociaż w przybliżeniu pamięta Pan, kiedy to było? Rok? Zakres dat? Tak mnie Pan zaintrygował, że chętnie sprawdzę logi administratorów, żeby znaleźć przyczynę odmowy aktywowania konta.
P.P. >Zgłosiłem się pod własnym nazwiskiem, zgłoszenie i monit pozostały bez odpowiedzi. Kontrolnie wpisałem fikcyjne nazwisko (wtedy chyba jeszcze było można), przeszło bez problemu.
MFT: Jedynym powodem, jaki w tej chwili przychodzi mi do głowy mógł być fakt, że wcześniej ktoś już zarejestrował się pod Pana nazwiskiem.
P.P.> A powód nieprzyjęcia był oczywisty: nigdy nie kryłem się ze swoją negatywną opinią o roli biur tłumaczeń.
Ależ Panie Pawle, BFT, między innymi właśnie temu służy, żeby nie kryć się z negatywnymi opiniami na temat biur tłumaczeń i po to od samego początku istnieje dział Wywiadownia z 956 wątkami i 7237 postami na temat różnych biur i biurek. Żadne z nieuczciwych biur, w tym biuro reprezentowane niegdyś przez poprzedniego właściciela BFT nie zostało objęte szczególną ochroną. Jest to największe w sieci i chyba najbardziej rzetelne źródło informacji o BT, pełniące rolę "systemu wczesnego ostrzegania", dzięki któremu niejeden tłumacz uniknął wpakowania się na minę, czy zdołał wyegzekwować swoje należności. Zapewniam Pana, że wazelina występuje tam w ilościach śladowych.:)
Naprawdę nie pamiętam, kiedy to było. A biur nie dzielę na dobre i złe, uważam, że z samej definicji to pasożytniczy twór.
UsuńW pełni podzielam Pana nielubienie, ale z biurami jest trochę jak z ZUSem. Prawie nikt ich nie lubi, jednak wielu uważa, ze jest to ręka, która karmi (a przypadku ZUSu - nakarmi na starość) i z tego powodu nie należy jej za bardzo podgryzać. Nic bardziej błędnego, czego dowodem jest rzeczona Wywiadownia.
UsuńAle my tu o innych (po)tworach mieliśmy rozmawiać, n'est-ce pas? ;)
Pani Magdo, widzę, że Pani nie rozumie: mnie można zidentyfikować, natomiast Magd w samej Polsce jest tyle, że podpisywanie się tylko imieniem jest w praktyce zachowaniem całkowitej anonimowości. Czy teraz Pani rozumie moje zastrzeżenie "kimkolwiek Pani jest"?
UsuńAnna Piątkowska
Do pozostałej wycieczki z BFT, oczywiście niezainteresowanej statutem TEPIS-u i dożywotnią funkcją Kierzkowskiej: jak Państwo sformułują konkretne zarzuty i wskażą np. w którym to miejscu moje oponentki obrażam, a nie tylko wyrażą swoje ogólne etyczno-estetyczne oburzenie i obrzydzenie, to odpowiem.
OdpowiedzUsuńUwaga do usuniętego komentarza: Dziękuję za miłe słowa, ale zasada, że komentarze anonimowe muszą być ściśle merytoryczne, dotyczy również komentarzy pozytywnych. A zwłaszcza w tej dyskusji, gdzie taki komentarz wygląda, jakbym sam go sobie napisał.
OdpowiedzUsuń