Tytułowe sformułowanie pochodzi z listu protestacyjnego arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia, ale duchowny wyjątkowo nie zajmuje się seksem ani prokreacją, tylko - co należy uznać za miłą odmianę - muzyką. I protestuje przeciwko zasiadaniu Nergala w jury programu „The Voice of Poland”, co ma być „głębokim zaburzeniem stosunku (...) Spółki [TVP] do misji społecznej”, bo „nie może iść komercja przed dbałością o tkankę życia społecznego”. Dbałością o tkankę języka polskiego arcybiskup głowy sobie nie zaprząta. Równie uroczą polszczyzną posługuje się biskup Wiesław Mering, który uznał, że zatrudnienie Nergala „bije wszelkie granice przyzwoitości”, choć granice się przekracza, a bije rekordy (wtedy nieprzyzwoitości). „Dla wielu Obywateli Polski Chrystus, Jego Ewangelia, Dziedzictwo Chrześcijańskie – są wartościami tak ważnymi, że nie mogą brać udziału w podtrzymywaniu działalności programów telewizyjnych, które do tych wartości odnoszą się z pogardą i szyderstwem”. Wartości biorące udział i podtrzymujące działalność, ale nie wprost, tylko przez to, że są atakowane. I biskupi dziwią się, że ludzie ich nie słuchają. Nadąż człowieku za takim wywodem, kiedy nie jest na piśmie, tylko spływa z ambony.
Mering zagroził, że wezwie do akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa i niepłacenia abonamentu, bo „dla mnie najistotniejszym zastrzeżeniem jest, że ja zostaję zmuszony do utrzymywania z moich pieniędzy kogoś, kogo poglądy są mi całkowicie obce, co więcej, kto otwarcie odnosi się z pogardą do ludzi wierzących, a więc i do mnie, do Kościoła i bluźni przeciw mojemu Bogu!” Ja zostaję, moje pieniądze (nie przypadkiem wiernych, którzy położyli je na tacę?), do mnie odnosi się z pogardą (Kościół i Bóg na dalszych miejscach w charakterystycznej kolejności). Ale trzeba docenić uczciwość tej wypowiedzi, że sam Nergal biskupowi aż tak bardzo nie przeszkadza, najgorsze jest, że za pracę w jury dostanie wynagrodzenie z abonamentu płaconego przez biskupa. O ile ten rzeczywiście go płaci. Wziąwszy pod uwagę, że mało kto jeszcze to robi, z chęcią zobaczyłbym skan książeczki albo potwierdzenie przelewów, powiedzmy za ostatnie pół roku. W samą deklarację nie wierzę, bo księża deklarują jeszcze parę rzeczy (np. niewywyższanie się nad innych czy niegonienie za dobrami materialnymi), których wcale nie przestrzegają. Chciałbym również od biskupa Meringa dowiedzieć się, dlaczego z kolei Nergal ma być zmuszony do utrzymywania ze swoich pieniędzy kogoś, kogo poglądy są mu całkowicie obce, co więcej, kto otwarcie odnosi się z pogardą do ludzi niewierzących, a więc i do niego.
Abstrahując jednak od nierozumienia idei podatku (abonament na TVP jest de facto podatkiem) i uderzania w bogoojczyźniane tony, należy biskupom w sprawie Darskiego przyznać rację. Telewizja publiczna ma ustawowy obowiązek przestrzegać wartości chrześcijańskich i choć wprawdzie nie do końca wiadomo, czy tych deklarowanych (miłość bliźniego), czy tych stosowanych w codziennym życiu (bij pedała, ateusza, aborcjonistę), to nie ulega wątpliwości, że drący Biblię i nazywający Kościół zbrodniczą sektą Nergal krzewicielem wartości chrześcijańskich nie jest. Nawiasem mówiąc, złamania prawa można dopatrzeć się również w nazwie programu, bo zgodnie z ustawą o języku polskim podmiot publiczny, jakim jest telewizja, ma obowiązek dbać o polszczyznę, a trudno za taką dbałość uznać nadawanie programom angielskojęzycznych tytułów. Tłumaczenia TVP, że Adam Darski został wybrany na jurora ze względu na swoje kwalifikacje muzyczne, a nie satanistyczne, są równie wiarygodne co tłumaczenia złodzieja, który przyłapany na okradaniu wystawy, wyjaśnia, że zastał rozbitą szybę i chciał zabezpieczyć towar. Muzyków czy krytyków muzycznych w tym kraju nie brakuje, ale nie każdy wsławił się chodzeniem z Dodą, wygranym procesem o obrazę uczuć religijnych i nie każdy ma odwagę chlapnąć coś kontrowersyjnego, co przyciągnie widzów.
Atak biskupów na muzyka pokazuje, że należy wreszcie zlikwidować wszelkie przepisy, których celem jest umocnienie dominacji katolicyzmu. Inaczej sytuacje takie jak tutaj będą się powtarzać: prawo jest ignorowane, a telewizja publiczna, która powinna uczyć, że dura lex, sed lex, demonstruje społeczeństwu, że prawa można nie przestrzegać. Oczywiście przestrzeganie zapisu o propagowaniu wartości chrześcijańskich doprowadziłoby nas prostą drogą do państwa wyznaniowego, stąd postulat jak wyżej.
Biskupi w swoich protestach ustawiają się na czele Katolickiego Społeczeństwa, Katolickiego Narodu i milionów Katolików kochających Świętą Trójcę, czyli Jana Pawła II, Jezusa i Maryję. Jeśli stoi za nimi taki tłum, to co im przeszkadza Nergal w programie? Przecież każdy Prawdziwy Katolik na widok tego diabła wcielonego przełączy na telewizję Trwam i show zostanie zdjęty z anteny, bo sataniści, ateiści, heretycy i innowiercy, stanowiący wedle twierdzeń Kościoła nieistotny statystycznie odłamek polskiego społeczeństwa, nie zapewnią programowi wystarczającej oglądalności.
Głównym sprawcą konfliktu jest TVP, ale wcale nie dlatego, że zatrudniła Nergala, tylko dlatego, że nadaje komercyjny show. Zaproszenie Darskiego do jury było już tylko logicznym następstwem takiej polityki programowej. Tymczasem telewizja publiczna, zamiast konkurować ze stacjami prywatnymi o widza żądnego nieskomplikowanej rozrywki, powinna nadawać koncerty Filharmoników Wiedeńskich, relacje z Carnegie Hall czy z Opery Narodowej. We wpisie Książki a sznurek do snopowiązałek postulowałem odebranie telewizji prawa do nadawania reklam, ale doszedłem do wniosku, że to nie uzdrowi sytuacji. TVP bez reklam i tak będzie pompowała oglądalność w nadziei, że po filmie klasy B z odpowiednią dawką mordobicia spora część widzów z rozpędu obejrzy polityka, którego będzie chciała lansować rządząca akurat w telewizji partia. Zlikwidujmy fikcję, którą utrzymujemy od dwudziestu lat, bo te dwie dekady jednoznacznie dowiodły, że do posiadania telewizji publicznej nie dojrzeliśmy. Na razie jesteśmy na poziomie wieśniaka, który po przeprowadzce ze wsi do miasta uważa, że wanna służy do trzymania w niej kur. Jak za jakieś pół wieku mentalnie dogonimy Brytyjczyków czy Niemców, wtedy zafundujemy sobie telewizję na poziomie BBC czy ARD. Finansowanie z pieniędzy podatników programów typu „The Voice of Poland” jest tych pieniędzy defraudacją, już bez względu na to, czy w jury zasiada Nergal, czy nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.