Autor bloga Galeria Kongo zamieścił recenzję książki „Gdzie mól i rdza”. Wszedłem, przeczytałem, przyjąłem do wiadomości, że uważa powieść za złą, i miałem właśnie zamknąć okno przeglądarki, kiedy pojawił się komentarz niejakiej Koczowniczki.
Znam tylko "Niepełnych" tego autora. Wrażenia miałam mieszane. Niektóre partie książki uważam za bardzo dobre, inne za niedopracowane albo przydługie. W jednym z fragmentów niewidomy od urodzenia bohater myśli tak: "Staram się zorientować, czy poza ptakami mam w zasięgu wzroku inne zwierzęta". A przecież człowiek niewidomy od urodzenia, nie mający wzroku nie może ocenić, co znajduje się w zasięgu jego wzroku. Szkoda, że pan Pollak nie dopracował tej powieści.
Cofnijmy się trochę w czasie. Koczowniczka zamieściła recenzję „Niepełnych” na swoim blogu. Dość krytyczną, ale na krytyczne recenzje reaguję po prostu zamknięciem okna przeglądarki, a po godzinie nie pamiętam, co w nich było. Tutaj nie zamknąłem, bo Koczowniczka robiła właśnie to, co w komentarzu powyżej: pokazywała mnie jako idiotę, który albo nie wie, że niewidomy nie widzi, albo zapomina, że ma niewidomego bohatera. Do tego myliła sporo faktów z powieści. Zastanawiałem się, co z tym fantem począć. Nie uśmiechała mi się dyskusja z osobą, która stosowała następującą logikę: „Również starszy brat Jacka nie budzi sympatii (…) Choć jest lekarzem (…) źle wyraża się o szkole dla niewidomych w Laskach” (proszę mi wyjaśnić, dlaczego o lekarzu źle świadczy to, że ma niepochlebną opinię o Laskach). Z doświadczenia wiedziałem też, że dyskusja z blogerem, który nie potrafi z sensem napisać o książce, jest bezcelowa. Uwag autora tak czy tak nie przyjmie do wiadomości, a będzie zarzucał mu, że czepia się o negatywną recenzję (taki zarzut potrafią postawić nawet blogerzy, którzy napisali recenzję pozytywną (sic!), kiedy zwraca im się uwagę, że na przykład nie powinni ujawniać zwrotów akcji). Postanowiłem przełknąć tę gorzką pigułkę i machnąć na wpis Koczowniczki ręką.
Półtora miesiąca później natknąłem się na recenzję innej mojej książki. Niemile zaskoczony zobaczyłem, że Koczowniczka dzieli się pod nią swoimi odkrywczymi przemyśleniami, jak to nie wiem, że ślepy nie może mieć nic w zasięgu wzroku. Uznałem, że w tej sytuacji nie mam wyboru, skoro panienka zamierza łazić po internecie i prezentować mnie jako półgłówka. Na dodatek bez szans na sprostowanie, bo skoro recenzja dotyczyła innej książki niż „Niepełni”, to jej autor nie miał możliwości wskazania Koczowniczce, że bzdury pisze, że w powieści jest wytłumaczone, dlaczego Jacek posługuje się takimi pojęciami jak „zasięg wzroku”. Zamieściłem więc na jej blogu wyjaśniający komentarz, możliwie suchy i rzeczowy (a i tak został oceniony, że nie podoba mi się krytyka). Tak, jak się spodziewałem, do Koczowniczki nic z tych wyjaśnień nie dotarło, ale miałem nadzieję, że powstrzyma ją sam fakt, że bronię swoich rozwiązań. Przez jakiś czas wydawało się, że cel osiągnąłem, ale nie, skoro teraz znowu wyskoczyła ze swoim, tradycyjnym już, komentarzem. Odpisałem jej:
Szanowna Pani Koczowniczko, wyjaśniłem Pani, dlaczego Jacek używa pojęć będących w przypadku osoby niewidomej pozornie bez sensu. To wyjaśnienie zostało zresztą expressis verbis zawarte w powieści. Jacek robi to świadomie, jest to wyraz niezgody na ograniczanie jego świata z racji tego, że jest niewidomy. Dlatego mówi „patrzę”, „widzę”, posługuje się nazwami kolorów. Byłbym więc wdzięczny, gdyby przestała Pani pod każdą recenzją mojej książki zamieszczać komentarz dowodzący, że jestem półgłówkiem, który podczas pisania albo zapomina, że ma niewidomego bohatera, albo nie wie, że niewidomy nie widzi.
Koczowniczka odpowiedziała: Ależ po co te nerwy, przecież czytelnik ma prawo skrytykować te elementy książki, które wydały mu się niedopracowane i kiepskie. A wyjaśnienie, którego Pan udzielił, nie trafiło mi niestety do przekonania. Osoba niewidoma od urodzenia nie może wiedzieć, co to jest zasięg wzroku! Nigdy nie twierdziłam, że jest Pan półgłówkiem (zawsze trzymam się zasady: krytykujemy książkę, ale nie autora) i nie pisałam źle o całej Pana książce. Użyłam słów: "niektóre partie książki uważam za bardzo dobre, inne za niedopracowane albo przydługie". Pana książka wywarła na mnie duże wrażenie i gdyby nie kilka potknięć i słabizn, można by ją zaliczyć do najlepszych polskich powieści ostatnich lat.
No i proszę mi powiedzieć, jak dyskutować z wtórną analfabetką, która na twierdzenie, że z jej oceny _wynika_, że autor jest półgłówkiem, odpowiada, że wcale go tak nie nazwała, a na zarzut pomijania wyjaśnienia zawartego w powieści, że niewidomi pojęć związanych ze wzrokiem używają, chociaż nie widzą, tłumaczy się, że wcale nie napisała źle o całej książce. Uznałem, że trzeba dyskusję pociągnąć, żeby raz na zawsze zamknąć ten temat:
Gdzie Pani w moim komentarzu dopatrzyła się nerwów? Choć nerwy byłyby uzasadnione, bo z Panią to się rozmawia jak właśnie ze ślepym o kolorach. Tu nie ma co trafiać Pani do przekonania, bo Pani nie krytykuje mojej koncepcji bohatera, tylko przemyślaną, świadomie zastosowaną i jednoznacznie w powieści zakreśloną koncepcję Pani przedstawia jako wynik niedoróbki, braku logiki i nieuwagi autora. Przy czym taka niedoróbka i nieuwaga byłyby możliwe tylko w przypadku autora półgłówka, więc jako takiego mnie Pani pokazuje (oczywiście że nie formułując takiego twierdzenia wprost). A osoba niewidoma od urodzenia doskonale może wiedzieć, co to jest zasięg wzroku, bo człowiek jest w stanie rozumowo pojąć, na czym polegają i jak przebiegają zjawiska, których nie widział na własne oczy ani nie przeżył.
Pani wyjaśnienia, że nie napisała Pani źle o całej mojej książce, świadczą o tym, że Pani kompletnie nie rozumie, o co mam pretensje. Nie zastanawia Pani, dlaczego odniosłem się do Pani komentarza, ale ani słowem do powyższej negatywnej recenzji? Jeśli zechce mnie Pani zjechać za koncepcję bohatera, proszę bardzo, to jest Pani święte prawo. Ale jeśli w powieści bohater deklaruje, że kolory są częścią jego świata, bo on nie jest gorszy od widzących, i mówi, że podoba mu się seledynowa farba na ścianach jego pokoju, co jest właśnie wyrazem tego buntu przeciwko niepełnosprawności, a Pani daje wyrwany z kontekstu cytat, że niewidomy mówi, że podoba mu się seledynowy kolor, i komentuje, że autor się pomylił, był nielogiczny i to niedoróbka, bo niewidomy nie może zobaczyć kolorów, to jest to niedopuszczalne fałszowanie albo kompletne niezrozumienie materiału, który Pani ocenia.
Nie widzą państwo tego komentarza w dyskusji pod recenzją? Bo Marlow, czyli ten pan Kongo, go nie dopuścił. W komentarzu nie ma obraźliwych słów, jest rzeczowa polemika, czyli na blogu pana Kongo mamy do czynienia z cenzurą w najlepszym komunistycznym stylu. Po prostu pan Kongo decyduje, kto może prezentować argumenty. Podobnie arbitralnie decyduje, kto może krytykować:
Raz, drugi, trzeci można przeczytać tego rodzaju teksty (mowa o napiętnowaniu grafomanii przez Pawła Pollaka) ale bez przesady. W końcu książki piszą, wydają i czytają dorośli ludzie i każdy decyduje co zrobić z własnymi pieniędzmi i czasem. Ciągłe strzykanie jadem nie tylko, że robi się niesmaczne ale co gorsza jest nudne.
Dla mnie nudne są blogi poświęcone żegludze śródlądowej. Nie przypominam sobie jednak, bym z tego powodu zgłaszał ich autorom pretensje, że nie powinni o żegludze śródlądowej pisać. Po prostu tych blogów nie czytam.
Pan Kongo ma niejakie kłopoty z wyrażaniem myśli, bo nie bardzo wiadomo, jak fakt, że książki piszą, wydają i czytają dorośli ludzie, przekłada się na to, że krytyczne teksty można zamieścić góra trzykrotnie, stosuje interpunkcję godną Kałaskowej (w powyższej wypowiedzi brakuje pięciu przecinków), ale interesujące jest co innego. Poszukałem sobie na blogu pana Kongo i bez trudu znalazłem na nim więcej niż trzy bardzo krytyczne recenzje, w tym wyśmiewanie powieści Katarzyny Michalak i Katarzyny Enerlich, które pan Kongo ma za grafomanki, choć piszą o niebo lepiej od omawianych przeze mnie autorów. Ale oczywiście pan Kongo uprawia krytykę literacką, a ja „strzykam jadem”. Albo hipokryzja godna podziwu, albo nieumiejętność oceny tekstów. I niezła ignorancja, bo regularne komentowanie twórczości grafomanów jest praktykowane nawet w poważnych periodykach literackich (vide np. rubryka „Koktajl z maku” w „Lampie”) i nikt rozsądny nie nazywa tego „strzykaniem jadem”. W tym komentarzu zresztą pan Kongo ujawnił to, co w recenzji jako tako starał się maskować, że jest do mnie uprzedzony. Ale jeszcze ciekawszy jest jego następny komentarz:
Zastanawiało mnie, jakim cudem doświadczeni policjanci nie odróżniają bełtu do kuszy od strzały z łuku.
Nie ma w powieści takiej sytuacji, by policjanci wzięli bełt do kuszy za strzałę z łuku albo odwrotnie. Na dodatek nie chodzi tu o jakieś pojedyncze, epizodyczne zdarzenie, a o kwestię, która pojawia się w kilku miejscach, w związku z czym trudno ją przeoczyć czy źle zrozumieć. Skoro pan Kongo mimo to nie załapał, że policjanci żadnego bełtu do kuszy nie widzieli, to znaczy, że jest wtórnym analfabetą, który nie rozumie, co czyta (w tej sytuacji nie dziwi solidarność z Koczowniczką i niedopuszczanie komentarzy pokazujących jej intelektualne braki). Albo załapał i świadomie kłamie, przypisując mi wymyślone przez siebie błędy, bo bardzo mu zależy, żeby udowodnić, że jestem nieudolnym autorem (który w związku z tym nie powinien strzykać jadem na grafomanów). Za tą drugą wersją przemawiałby następujący passus z recenzji:
(…) trudno zrozumieć czemu Autor tak dużo miejsca poświęcił jego znajomemu, dziennikarzowi lokalnej gazety, bo ani opis panujących w niej stosunków opartych na molestowaniu seksualnym ani jego jazda porsche na basen, by pozostać tylko przy tych przykładach, nawet się nie ociera o rozwiązanie zagadki kryminalnej.
To zdanie jest bardzo zgrabną manipulacją. Rzeczywiście stosunki w redakcji ani wyjazd na basen nie wiążą się bezpośrednio z rozwiązaniem zagadki, czyli pan Kongo napisał prawdę, ale przemilczał, że Kuriata bierze aktywny udział w śledztwie, ten udział jest wynikiem wykonywanego przez niego zawodu (a zatem opisy pracy redakcji są zasadne), a jego teorie są dla tego śledztwa kluczowe. Chyba że pan Kongo rzeczywiście tego wszystkiego nie zauważył. W sumie skoro jeden wtórny analfabeta może przeczytać książkę i nie pojąć, że niewidomy wcale nie widzi kolorów, tylko o nich mówi, to dlaczego drugi nie miałby przeoczyć, że policjantowi ktoś w sposób znaczący w śledztwie pomaga?
Jako pisarz muszę się oczywiście pogodzić z tym, że ktoś będzie negatywnie oceniał moje powieści. I godzę się. Bez słowa przyjmuję do wiadomości, że krytyk ma akcję mojej książki za statyczną i nudną, że uznaje powieść za słabą (sformułowania z recenzji Jane Doe), że zakończenie jest godne telenoweli (to o „Niepełnych”), że tamto, siamto i owamto jest w utworze nie tak, jak powinno. Muszę pogodzić się z tym, że o książkach chcą pisać osoby o tak wątpliwym intelekcie jak Koczowniczka albo o tak ograniczonym warsztacie krytycznoliterackim jak pan Kongo (np. uznawanie za błąd, że bohater ma syna, „który w powieści nie wypowiada ani jednego słowa, bo wyemigrował”, jakby każdy wspomniany członek rodziny bohatera musiał przemówić). Jeżeli pan Kongo chce uznawać za błąd coś, co błędem nie jest, jego sprawa, też nie komentuję. Ale jeśli wymyśla mi sytuacje, których w powieści nie ma, po to, by pokazać, że robię błędy, to tutaj moja zgoda się kończy. Tak samo jak w przypadku robienia ze mnie półgłówka, bo czytająca nie jest w stanie zrozumieć, co napisałem. Jest jakaś granica, której blogerom przekraczać nie wolno. Tą granicą jest rzetelne przytaczanie faktów z powieści, faktów, które komentują i na których podstawie oceniają książkę. Blogowanie to nie pogaduszki przy kawie, gdzie można wymienić się wrażeniami, nie przejmując się, czy dobrze pamięta się szczegóły. To publiczna ocena książki. A jeśli publicznie ocenia się czyjąś pracę, to najpierw rzetelnie należałoby wykonać własną. Trzeba sprawdzić przytaczane fakty i jeszcze upewnić się, czy dobrze się zrozumiało. Bo tego wymaga elementarna uczciwość, to jest kwestia szacunku dla cudzej pracy. Którą można skrytykować, ocenić negatywnie, ale której nie wypada lekceważyć.
I wreszcie nie podoba mi się, że moją pracę ocenia ktoś, kto chowa się za pseudonimem. Debatuję z jakąś Koczowniczką, z jakimś Marlowem. To nie jest realny człowiek. Realny człowiek ma imię i nazwisko. I powinien mieć odwagę je podać, jeśli bierze się za recenzowanie.
A teraz do wtórnych analfabetów, którzy przeczytają ten wpis i zechcą zarzucić mi, że mam pretensje o negatywne recenzje: przeczytaj wpis jeszcze raz, zastanów się, co mnie skłoniło do jego zamieszczenia (odpowiedź jest we wpisie, ale nie wprost), przeanalizuj zarzuty, jakie stawiam. Dalej uważasz, że zirytowały mnie negatywne recenzje? Umów się z Koczowniczką i panem Kongo na kawę, dogadacie się.
PS. Jeśli komentarz miałby dotyczyć treści „Gdzie mól i rdza”, proszę o pamiętanie, że to kryminał i ostrożne przytaczanie faktów. Jeśli w komentarzu będzie za dużo ujawnione, będę musiał niestety go skasować.
o tu tu jest megaciekawa i lepsza od recenzji Marlowa recenzja tego megaciekawego kryminału, która podoba się miłemu Panu Autorowi :)
OdpowiedzUsuńhttp://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2012/02/gdzie-mol-i-rdza-pawe-pollak.html
I czego w ten sposób, anonimie, dowiodłeś, że znalazłeś mój komentarz pod pozytywną recenzją? Że umiesz manipulować tak jak pan Kongo, bo zapomniałeś dodać, że pod kilkoma czy kilkunastoma innymi pozytywnymi moich komentarzy nie ma? I jakie tezy czy zarzuty z tego wpisu obala mój komentarz pod tamtą recenzją?
UsuńDałem na końcu passus, mający zniechęcić wtórnych analfabetów do komentowania, ale nie pomyślałem, że wtórny analfabeta przecież nie zrozumie, co piszę.
Usunęłam swoje wpisy z Pańskiego bloga, gdyż panuje tu niemiła atmosfera i grasują hejterzy. Pan wycina tylko te komentarze, które zdradzają treść Pana książek, wypowiedzi napastliwe zostawia. W takich warunkach nie da się rozsądnie rozmawiać. Żegnam.
UsuńPS. Spełniłam Pana prośbę i usunęłam ze swego bloga komentarz zdradzający zakończenie książki, zamieszczony przez Pana wielbicielkę.
To nie było zakończenie, tylko punkt zwrotny. Dziękuję, doceniam i szanuję, że wzniosła się Pani ponad swoje urazy i przyjęła argument, że takie spojlery szkodzą czytelnikom. Szkoda, że wycofała Pani swoje komentarze. Ale nie widzę powodu, by usuwać komentarze, w których nie ma obraźliwych słów, tylko dlatego, że argumenty są ostro sformułowane. Pani ton zresztą też do koncyliacyjnych nie należał. A dyskusja, nawet jeśli temperatura była wysoka, toczyła się przecież merytorycznie.
UsuńTak, to nie zakończenie, ale zwrot akcji, ma pan rację.
UsuńSzkoda, że wycofała Pani swoje komentarze.
Usunęłam wpisy, bo nie podobała mi się napastliwość niektórych osób.
A dyskusja (...) toczyła się przecież merytorycznie.
Naprawdę? W takim razie nie zauważył Pan chyba wpisów padającego deszczu.
Pani ton zresztą też do koncyliacyjnych nie należał.
Istotnie, mój ton też do pojednawczych nie należał, a to dlatego, że poczułam się atakowana. W atmosferze napastliwości trudno zachowywać się uprzejmie i skupić myśli, toteż zamiast zastanawiać się nad sednem dyskusji, pisałam byle co, aby tylko Pan się ode mnie odczepił. Teraz, kiedy emocje opadły, muszę przyznać, że w kwestii Jacka miał Pan rację. Wczoraj zajrzałam ponownie do książki, by znaleźć jakieś fragmenty świadczące o tym, że Pan zapomniał o niepełnosprawności Jacka, ale nic z tego, takich fragmentów nie ma. Kreacja Jacka jest bardzo spójna, informacje o tym, że Jacek tylko wyobraża sobie, że widzi, tkwią jak wół. Doszłam więc do wniosku, że z całą pewnością nie jest pan idiotą, który zapomina o tym, że niewidomy nie widzi.
Przedtem źle zrozumiałam książkę i nawet nie pamiętam, dlaczego. Może dlatego, że inaczej czyta się w piątek, a inaczej we środę :)
Wzniosła się Pani ponad swoje urazy
Żadnej urazy do Pana z mojej strony nie ma. Pozłościłam się przez kilka dni na ten wpis, ale już mi przeszło, teraz ta historia mnie śmieszy. Nie dziwię się, że Pan się rozgniewał, sama jestem sobie winna ;)
Ktoś swojego bloga promuje? ;)
OdpowiedzUsuńSzacunek do pracy innych - pewnie. Sprawdzanie faktów - ważne. Ale odnosząc się wyłącznie do wrażenia jakie ten post na mnie robi, biorąc pod uwagę, że pisze Pan jako krytykowany Autor - takie sprzeczki jakoś takie bez klasy się wydają. Nie lepiej zupełnie zignorować?
OdpowiedzUsuńA może, wziąwszy pod uwagę, że to nie muzyka, zamiast odbierać tekst wrażeniowo, będzie go pan odbierał zgodnie z jego treścią?
UsuńPanienka to potoczne określenie prostytutki. Nie dziwi mnie już, że blogerka czuje się obrażona. Aga z Bloga Kulturalnego (ta od chwalenia Grzybuły) może dziękowałaby panu za darmową reklamę, ale ludzie panie Pawle są różni. Nawet jak ta blogerka nie zrozumiała dobrze koncepcji książki to i tak nie miał pan prawa wyskakiwać z wulgarnym słownictwem. I jeszcze majl z pogróżkami napisany przez osobę, do której zwraca się pan w sposób bardzo uprzejmy...
UsuńJa bym za to pozwała pana do sądu.
Tym razem się nie podpiszę ale bywam często na pana blogu.
słowo "panienka" akurat w moich kręgach używane jest jako określenie młodej dziewczyny w wieku gimnazjalno-licealnym i absolutnie nie ma pejoratywnego odcienia, ale widocznie wszystko zależy od tego, w jakim środowisku kto się obraca. zasadniczo potocznym określeniem prostytutki jest "dziwka", a to, że "panienka" się szanownej pani również tak kojarzy, to już nie autora wina. nie mówiąc, że różne rzeczy można określeniu "panienka" zarzucić - że w tym kontekście mogło zabrzmieć protekcjonalne na przykład - ale nazwanie go "wulgarnym słownictwem" jest, najdelikatniej mówiąc, grubą nadinterpretacją.
Usuń„Panienka” ma jeszcze kilka innych znaczeń, wybieranie obraźliwego, którego ewidentnie nie miałem na myśli i na które kontekst też nie wskazuje, żeby przypisać mi winę, świadczy o, powiedzmy, złej woli, żeby nie użyć określenia z zaproponowanej przez panią sfery.
UsuńNo to niech mnie pani pozwie za to, że nie jestem niegrzeczny wobec osoby wysyłającej maile, z którymi ja nie mam nic wspólnego. Myślę, że w odpowiedzi na pozew może się pani spodziewać ludzi w białych kitlach z takim wdziankiem dla pani o bardzo długich rękawach.
A ja uważam, że Autor ma prawo się bronić, gdy stawiane są mu zarzuty nieprawdziwe. Gdyby autor bloga napisał coś w stylu "rozwiązanie zaproponowane przez Pawła Pollaka nie przekonało mnie, jest naciągane, niewiarygodne, itd., itp..." , to nie byłoby sprawy. Tutaj jednak naszemu gospodarzowi zarzuca się popełnienie błędu, którego nie popełnił. Wiadomo, że takie informacje idą w świat i żyją własnym życiem, więc chęć zduszenia plotki w zarodku jest w pełni zrozumiała.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńdroga koczowniczko, to, że nie rozumiesz najprostszych figur retorycznych - a to z zasięgiem wzroku u niewidomego to taka figura retoryczna właśnie, środek dość często przez pisarzy stosowany - to wina albo twojego polonisty, albo twojego wrodzonego braku zdolności rozumienia pewnych literackich zabiegów. czytanie wierszy w tym przypadku sobie daruj, tam się aż roi od podobnych nieścisłości. a taki oksymoron, na przykład, mógłby cie przyprawić o spazmy albo zapaść.
Usuńa kwestii dowodu przeczytania książki, którym wedle ciebie musi być link do recenzji - wystaw sobie, że są ludzie, którzy czytają książki DLA PRZYJEMNOŚCI, a nie dla fejmu i lansu. i tacy ludzie, no nie uwierzysz, po prostu czytają książkę I JUŻ. jak mają ochotę to porozmawiają o niej ze znajomymi przy kawie czy winie, ale nie smarują recenzji na blogaskach. niebywałe, prawda?
w kwestii tego, kto tu czego nie zrozumiał, pozwolę sobie przytoczyć cytat z twojego komęciczka:
Usuń"A krytykowany przeze mnie fragment powieści brzmi następująco: "Staram się zorientować, czy poza ptakami MAM W ZASIĘGU WZROKU inne zwierzęta". To zdanie jest sformułowane nieprawidłowo, autor źle dobrał słowa. Gdyby napisał: "Zastanawiam się, czy gdybym widział, miałabym w zasięgu wzroku inne zwierzęta oprócz ptaków", nikt by się do utworzonego przez niego zdania nie czepiał."
a teraz postaram się uzupełnić to, czego ewidentnie zaniedbał twój polonista:
zdanie, którego się czepiasz, jest WYPOWIEDZĄ BOHATERA. skoncentruj się i powtórz za mną: WYPOWIEDŹ BOHATERA. bohaterowie mają to do siebie, że mogą mówić/myśleć gwarą, bełkotliwie, niespójnie, niegramatycznie czy jak jeszcze zechcą, gdyż jest to kwestia cech, jakie postaci nadał autor. więc bohater, nawet niewidomy, wypowiadający się w pierwszej osobie, ma prawo się zastanawiać CO MA W ZASIĘGU WZROKU. te brednie, które wypisujesz, miałyby jakiekolwiek zastosowanie, gdyby to była NARRACJA TRZECIOOSOBOWA i gdyby zdanie było w mowie zależnej. co to jest narracja trzecioosobowa i mowa zależna to już sobie sama doczytaj. tak czy inaczej swoim komentarzem dowiodłaś, że masz haniebne braki w wiedzy teoretycznej - tak haniebne, że do czasu nadrobienia zaległości na tym polu raczej daruj sobie recenzowanie książek, żeby się nie kompromitować.
Drogi anonimie, dziękuję za te cenne porady! Skoro, jak twierdzisz, brakuje mi wiedzy, będę musiała się podszkolić. Kolejne książki Pana Pawła już czekają na moim stoliku, bo to one posłużą mi do ćwiczeń :D
UsuńTo przypomina opowieść A.Ziemiańskiego, którego czytelnicy skrytykowali za umieszczenie w powieści bodajże armaty -że nielogiczne, że taka akurat armata nie może istnieć, bzdura, autor się nie zna.Tylko, że to była armata, która się bohaterowi śniła..
OdpowiedzUsuńWymaganie myślenia i czytania ze zrozumieniem jest chyba niestety, przesadnym wymaganiem..
Chomik
Z bardzo wieloma rzeczami o których Pan pisze na tym blogu się zgadzam, ale z jednym nie mogę. Uważam, że Katarzynie Michalak obrywa się jak najbardziej słusznie. Nie będę się sprzeczać, że Grzebuły, Sowy i inne takie piszą jeszcze gorzej, bo Michalak redaktor poprawił co nieco, a im nie, natomiast dla mnie i jedno i drugie to dno literatury. Uważam że książki Katarzyny Michalak (czytałam "Mistrza" i "Bezdomną" właśnie po to, by sprawdzić, czy to jest tak złe, jak się mówi) są pełne błędów logicznych, obrzydliwe i szkodliwe społecznie, nie warto ich bronić. Enerlich też dla mnie to tandeta, ale tu już można mówić, że przynajmniej pisze poprawnie, komuś może się podobać...
OdpowiedzUsuńAle ja przecież nie napisałem, że autor bloga krytykuje Michalak niesłusznie, tylko wskazałem na stosowanie przez niego podwójnych standardów moralnych: w jego przypadku wyśmiewanie grafomana to uprawniona krytyka literacka, w moim „strzykanie jadem”.
UsuńI nie bronię Michalak, wskazuję jedynie, że jeśli Michalak jest na dnie, to Grzebuła, Kałaska itd. trzy metry pod nim. To, że Michalak ma redaktora, nie jest argumentem. Po pierwsze materiał wyjściowy jest jednak lepszy, żadne wydawnictwo nie będzie nawet rozważało możliwości poprawiania tekstów Grzebuły czy Kałaski, a po drugie za tekst odpowiada zawsze autor, więc jeśli nie widzi potrzeby wykonania redakcji, to obciąża to jego konto. Tłumaczenie „ten pan ma gorszy produkt, bo nie przestrzega standardów”, nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
I prosiłbym o niepisanie o ww. autorach z użyciem liczby mnogiej nazwisk, to deprecjonujące.
Chyba w końcu zaczynam rozumieć Panie Pawle, dlaczego pisze pan te wszystkie recenzje grafomańskich powieści zamiast jak już wielu sugerowało dać spobie spokój i zająć się porządną literaturą.
OdpowiedzUsuńTo, wyjaśnij mi, anonimie, co rozumiesz, i dlaczego kogokolwiek ma obchodzić, że jakiś anonim coś rozumie.
UsuńTak, anonimowe, doskonale sformułowane uwagi są bezcenne:D:D:D:D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie widzę w tym komentarzu porównań do Grzebuły. Apel wtórnej analfabetki, żeby ze zrozumieniem czytać jej komentarze, jest rozczulający. Wskazówki, jak powinienem formułować zdania w powieści, żeby było dobrze, bezcenne. Niemożność pojęcia, że jest różnica między obdarzaniem innych pogardliwym słowem, a zaliczaniem do tej grupy również siebie, zadziwiająca.
UsuńNie, Koczowniczka to nie Grzebuła. Grzebuła nie ma w ogóle z tą sprawą nic wspólnego, więc proszę ją zostawić. W swoim komentarzu na blogu Koczowniczki ujawnia Pani fakty z powieści, których nie powinna Pani ujawniać. Doceniam Pani zapał w mojej obronie, ale ten Pani komentarz szkodzi książce bardziej niż cała recenzja Koczowniczki, bo informuje czytelnika o czymś, o czym nie powinien wiedzieć przed lekturą.
UsuńPotwierdza się, że Kongo to cenzor pierwszej wody.
Żadnych maili do Koczowniczki nie wysyłałem, ani z groźbami, ani z prośbami, ta pani bezczelnie kłamie. Zamieściłem na jej blogu komentarz, prostujący jej kłamstwo, zobaczymy, czy go zostawi, czy usunie. I wcale nie jestem za tym, żeby te recenzje zostały usunięte. Czytelnicy mają prawo zapoznać się również z niepochlebnymi opiniami o książce. Natomiast jestem za tym, żeby usunęła Pani stamtąd komentarz ze spoilerem.
Dziewczę drogie, jeśli już się o kimś wypowiadasz, to przyswój w końcu to, jak brzmi i odmienia się nazwisko tej osoby. M: Grzebuła; D: Grzebuły itd.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"A krytykowany przeze mnie fragment powieści brzmi następująco: "Staram się zorientować, czy poza ptakami MAM W ZASIĘGU WZROKU inne zwierzęta". To zdanie jest sformułowane nieprawidłowo, autor źle dobrał słowa. Gdyby napisał: "Zastanawiam się, czy gdybym widział, miałabym w zasięgu wzroku inne zwierzęta oprócz ptaków", nikt by się do utworzonego przez niego zdania nie czepiał. A skoro użył złych słów, niech ma pretensje do siebie, a nie do dociekliwych czytelników. "
UsuńJeśli doprze zrozumiałem Pana Pawła używanie przez bohatera takich zwrotów jest przejawem niezgody / buntu na to, że jest niewidomy. Zastanawiam się jak, w tym świetle, wyglądałaby niezgoda bohatera skoro, po poprawce, sam by przypominał sobie w myślach o tym, że jednak nie widzi. Co to byłby za bunt na ograniczenia świata gdy samemu się podkreśla owe ograniczenia?
"PS. No i co z tego, że posługiwanie się przydomkiem "ślepak" nie jest w środowisku niewidomych rzadkością? A kiedy ja twierdziłam, że jest? Ja tylko napisałam w swojej recenzji: "O innych niewidomych myśli z pogardą i nazywa ich ślepakami". To jest charakterystyka postaci, a nie twierdzenie, że niewidomi nie posługują się słówkiem ślepak.""
Jeżeli niewidomi w swoim środowisku posługują się określeniem ślepak i nie jest to dla nich obraźliwe to zastanawia mnie skąd to przeświadczenie, że użycie tego słowa oznacza pogardę. Dlatego bo recenzentce wydaje się pogardliwe? To mogłoby być pogardliwe gdyby użyła tego określenia osoba widząca, a i to pod warunkiem, że użyła go w celu obrażenia kogoś, a nie tylko dlatego, że ma dużo niewidomych wśród znajomych i przejęła ich słownictwo. Nie mówiąc już o tym, że określenie ślepak dotyczy też samego bohatera skoro jest niewidomy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA jednocześnie z tą paralityczką się zszedł, wcześniej zaś starał się o niewidomą dziewczynę, co komplikuje ten czarno-biały obraz, który Pani albo fałszywie rysuje, albo fałszywie odbiera. „Niewidomy nie lubił samego siebie”. O to właśnie chodzi, że tego w recenzji Pani nie napisała. Napisała Pani, że gardzi innymi niewidomymi, bo nazywa ich ślepakami, a „zapomniała” dodać, że do tej grupy „pogardzanych” włącza też siebie. Wtedy jest zupełnie inny obraz. To jest minimum, które powinna Pani dostrzec, od osoby odbierającej powieść tak powierzchownie jak Pani nie wymagam już dostrzeżenia, że epitet „ślepak” wyraża w tym przypadku całą gamę emocji, a nie prostą pogardę.
UsuńPan Paweł, doskonale pani odpowiedział, ja tylko dodam, że z tego, że ktoś nie chce wiązać się z osobą niepełnosprawną nie wynika, że takimi osobami pogardza. Mogę pomyśleć o kilku przypadkach:
Usuń1. Ktoś nie chce się związać z osobą niepełnosprawną pod wpływem presji rodziny.
2. Ktoś chce mieć dobry seks i boi się, że z osobą niepełnosprawną seks w ogóle nie będzie w możliwy, albo że będzie gorszej jakości.
3. Ktoś boi się, że nie poradzi sobie z opieką nad osobą niepełnosprawną.
4. Ktoś sam jest niepełnosprawny i jest to przejaw jego buntu - on nie chce być traktowany jak ktoś gorszej kategorii i dlatego chce się związać ze zdrową kobietą, a nie być ograniczonym, z racji niepełnosprawności, do kobiet które także są niepełnosprawne.
Każdy z tych przypadków może skutkować niechęcią do wiązania się z osobą niepełnosprawną. Nie wynika z nich jednak pogarda dla tych osób. Te rzeczy są rozłączne. Można obawiać się / nie chcieć związać z osobą niepełnosprawną, a przy tym lubić je, mieć zrozumienie dla ich problemów. Ba, można się nawet w takiej osobie zakochać, a mimo to zrezygnować z tej miłości.
Kilka lat temu wspinalem sie na jeden z andyjskich szczytow z niewidomym Lukaszem.
OdpowiedzUsuńPo zakonczeniu wyprawy, pytany przez dziennikarzy Lukasz, o to czy wspinanie nie jest za trudne dla niego, odpowidzial - nie widze zadnych przeszkod.
Panie Pawle, niech Pan nadal pisze i krytykuje tych, co nie umieja pisac.
Przy obecnym zalewie ¨wytwarzanych¨ ksiazek czy tez filmow, wstepna selekcja moderatora jest bardzo pomocna.
Nie szkoda mi pieniedzy na zakup nowej ksiazki czy filmu, ale szkoda mi czasu na jej czytanie czy jego ogladanie.
Co do osob, typu Marlow czy Koczowniczka, to osoby typu licealista, do ktorego nie docieraja logiczne uwagi, bo on wie lepiej.
Nie Pana liga.
pozdrawiam,
Arek
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNapisała pani "Zarzuca mi Pan, że "bezczelnie kłamię" twierdząc, że dostałam od kogoś maila z wyzwiskami, po czym okazuje się, że owego maila wysłała Pana wielbicielka... Czysty obłęd."
UsuńPan Pollak odnosił się do tego co napisała padadeszcz:
"A ta druga napisała, że Pan wysyła do niej emajle z pogróżkamii i proźbami o usunięcie recenzji."
Z tej wypowiedzi wynika jakoby Pan Pollak napisał do Pani maila z pogróżkami i z żądaniem usunięcia recenzji, a że tego nie zrobił to miał pewne prawo zarzucić Pani kłamstwo. Mamy kilka możliwości:
a. padadeszcz skłamała w komentarzu o tym, że Pani twierdziła, że to Pan Pollak pisał do Pani maile z pogróżkami.
b. padadeszcz opacznie zrozumiała Pani odpowiedź i wysnuła wniosek o mailach Pana Pollaka.
c. nie zrozumiała Pani toczącej się dyskusji.
d. z premedytacją używa Pani manipulacji pisząc: "że dostałam od kogoś maila z wyzwiskami" doskonale wiedząc, że Pan Pollak odnosił się do twierdzenia jakoby to on sam pisał maile z pogróżkami.
e. odpowiedziała Pani padadeszcz, że to Pan Pollak wysyła Pani maile z pogróżkami i prośbą o usunięcie recenzji, a teraz kłamie Pani na ten temat, że to było od kogoś.
f. pisała Pani pod wpływem emocji i przeoczyła ten, istotny, szczegół.
Zakładam, że mamy do czynienia z ostatnim przypadkiem.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPrzecież niewidomy może sprawdzić co ma w zasięgu wzroku dotykiem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPani koczowniczko, dlaczego problem jest zawsze z cudzymi wypowiedziami, a nie Pani? Ja pisząc o sprawdzaniu zasięgu wzroku dotykiem chciałem zastosować Pani logikę z poprzednich wypowiedzi. Pani oponuje i pisze o sprawdzaniu zasięgu dotyku [sic] i słuchu. To teraz proszę zastosować swoją logikę do własnej wypowiedzi: Jeśli niewidomy nie może biegać za lisami żeby sprawdzić czy ma je w zasięgu wzroku, to jak ma sprawdzić dotykiem niezidentyfikowany hałas docierający z odległości kilometrów? Zasięg dotyku przemilczmy. Pozdrawiam.
UsuńNie nazwałem Pani tchórzem, za panienkę przeprosiłem, podtrzymuję, że jest Pani wtórną analfabetką i osobą, z którą rozmawia się jak ze ślepym o kolorach.
UsuńNie twierdziłem, że kłamstwem jest, że dostała Pani maila, tylko że kłamstwem jest, że dostała go Pani ode mnie. Napisała Pani na swoim blogu: „A co mnie to obchodzi, że autorowi nie podoba się recenzja? Nie usunę jej, chociaż dostałam pełen wyzwisk mail z rozkazem usunięcia jej (…)”. Potem się wyjaśniło, że wcale Pani nie chciała twierdzić, że dostała maila ode mnie, ale tak z tego passusu wynika, a za to, że Pani nie potrafi jednoznacznie formułować swoich myśli, ja nie odpowiadam.
Nie proszę o usunięcie komentarza, „który mi się nie podoba”, tylko o usunięcie komentarza zawierającego spojler. Pani pokazuje w tym przypadku swoją ogromną małostkowość, bo chociaż panuje zgoda co do tego, że spojlerów należy unikać, to Pani wykorzystuje go do rozgrywki ze mną, szkodząc czytelnikom. Bo powiedzmy, że obrazi się Pani na Miłoszewskiego i ujawni na swoim blogu zakończenia wszystkich jego kryminałów. Komu Pani w ten sposób zaszkodzi? Miłoszewskiemu czy czytelnikom swojego bloga?
Cały Pana gniew wziął się stąd, że w swojej recenzji "Niepełnych" skrytykowałam zdanie: "Staram się zorientować, czy poza ptakami MAM W ZASIĘGU WZROKU inne zwierzęta".
Nie. Napisałem to kilka razy, ale do Pani nie dociera, więc nie wiem, po co mam pisać po raz kolejny, ale napiszę. Krytykować każde zdanie może Pani sobie do woli, mój gniew wziął się stąd, że kładzie je Pani na karb mojego zapominalstwa, a ja nie jestem idiotą, który zapomina o podstawowej cesze swojego bohatera. W książce jest wyjaśnione, skąd takie zdanie się wzięło, i wyjaśnienie jest czytelne dla każdego, kto nie jest wtórnym analfabetą. Jeśli uwzględniłaby Pani to wyjaśnienie i skrytykowała zdanie, wówczas nie ma sprawy.
Nawet jeżeli niewidomy teoretycznie wie, czym jest zasięg wzroku, to przecież i tak nie może sprawdzić, co w zasięgu wzroku ma.
Mnie opadają ręce, szczęka i wszystko, co może opaść. No oczywiście, że nie może. Ale przecież on tego realnie nie robi. W następnym zdaniu przyznaje zresztą, jakim zmysłem naprawdę się posługuje: „Nawet jeśli w pobliżu mnie uwija się wiewiórka czy przebiegnie jeleń, nie USŁYSZĘ ich”.
A jeżeli człowiek nie godzi się na to, że nie jest nietoperzem, to czy może od razu posługiwać się zmysłem echolokacji? Nie! Teoretycznie może wiedzieć, co to jest echolokacja, ale badać otoczenia za pomocą tego zmysłu nie potrafi".
Ponownie mi wszystko opadło. Jacek nie bada otoczenia za pomocą wzroku, ON TYLKO TAK MÓWI. A przykład z nietoperzem i echolokacją jest świetny, tyle że na poparcie mojego stanowiska: bo pokazuje, że człowiek wcale nie musi danego zmysłu mieć, by świetnie wiedzieć, jak ten zmysł funkcjonuje.
koczowniczka,
UsuńTutaj akurat nie było nic do niezrozumienia. W tym przypadku sytuacja była prosta. Padadeszcz poinformowała, że dostała od pani informację jakoby Pan Polak wysyłał do pani maila z pogróżkami i żądaniem usunięcia recenzji. Pan Pollak zweryfikował otrzymaną informację u samego źródła. Pani komentarz: „A co mnie to obchodzi, że autorowi nie podoba się recenzja? Nie usunę jej, chociaż dostałam pełen wyzwisk mail z rozkazem usunięcia jej (…)” potwierdzał słowa padadeszcz. W tej sytuacji zarzucenie pani kłamstwa nie było niczym niestosownym. Poza tym skoro, w międzyczasie, sytuacja się wyjaśniła to, tym bardziej nie rozumiem stawiania zarzutów z tego powodu.
Jeszcze odniosę się do tego zasięgu wzroku. Ludzie posiadają zdolność posługiwania się pojęciami abstrakcyjnymi. Niewidomy wie co to jest zasięg dotyku, wie też co to jest zasięg słuchu, dlaczego nie mógłby zrozumieć na czym polega zasięg wzroku? Niewidomi mówią obejrzałem film, a nie wysłuchałem film. Czy gdyby bohater mówił o obejrzeniu filmu miałaby pani takie same obiekcje jak do zasięgu wzroku?
PS. Szkoda, że skasowała pani komentarze. Miałem to szczęście, że przeczytałem je wcześniej i dlatego mogę na nie odpowiedzieć, niestety osoba która będzie chciała prześledzić dyskusję później dużo straci.
padadeszcz,
Proszę nie używać obraźliwych określeń w stosunku do koczowniczki. Pani koczowniczka nie jest analfabetką i Pan Polak też jej tak nie określił. Co więcej odpowiadając jej używa zwrotów grzecznościowych. Polemika Pana Pollaka miejscami bywa ostra, w Pani przypadku mam odczucie, że chodzi tylko o przywalenie epitetem, a biorąc pod uwagę wysłany mail to zastanawiam się czy nie jest Pani fanką pani Grzebuły, która pod pozorem obrony autora robi mu krecią robotę.
Uwaga Grzegorz kudybinski to kolejny nick analfabetki grzyb*!i Ma nazwisko na jaką literke? Na ... o tu was zastrzele.. na G! Analfabetka też jest z nazwiskiem na G choć już ukryla nazwisko to teraz znowu przybrala imie na G tylko że jako grzegorz i pisze teraz jako grzegorz.
UsuńA o mnie nie pisz bzdur bo przeprosilam pana Pawelka ! Kazdemu sie zdarzy zrobić błęda czyż nie?
Panienka to tak na nas mówi nauczyciel od chemi panienko pokaz prace domową.
Anonimie,
UsuńWyjaśnię pewne rzeczy bo najwyraźniej masz problemy z zrozumieniem niektórych pojęć. Analfabeta to człowiek który nie umie czytać. Koczowniczka bez dwu zdań posiada taką umiejętność. Pan Pollak użył w stosunku do niej określenia wtórna analfabetka. Jest to, jak napisał na innym blogu, "neutralne określenie osoby, która wprawdzie umie czytać, ale ma kłopoty z odbiorem przekazywanych treści." Czy dostrzegasz, anonimie, różnicę między określeniami analfabeta a wtórny analfabeta? Czy może jest to dla Ciebie za trudne?
"Uwaga Grzegorz kudybinski to kolejny nick analfabetki grzyb*!i Ma nazwisko na jaką literke? Na ... o tu was zastrzele.. na G!"
Drogi anonimie, najwyraźniej masz kłopoty z czytaniem (zabawne w przypadku osoby zarzucającej innym analfabetyzm) Nazwisko mam na literę K. W przeciwieństwie do ciebie, nie wstydzę / nie boję się używać własnego nazwiska. Zwykła kultura, a i ortografia, nakazują pisać je wielką literą. To, że tego nie robisz, używasz zwrotu analfabetka próbując obrazić dyskutanta (a i sprawa wcześniejszego maila) wskazuje na to, że pojęcie kultury osobistej jest ci zwyczajnie obce. Trzymaj się chociaż ortografii.
"Analfabetka też jest z nazwiskiem na G choć już ukryla nazwisko to teraz znowu przybrala imie na G tylko że jako grzegorz i pisze teraz jako grzegorz."
Anonimie, chyba nie przeczytałeś (analfabetyzm?) lub nie zauważyłeś (wtórny analfabetyzm?) że wszedłem w spór z koczowniczką. Będziesz więc musiał do swoich zarzutów dodać coś o rozdwojeniu jaźni.
"A o mnie nie pisz bzdur bo przeprosilam pana Pawelka ! Kazdemu sie zdarzy zrobić błęda czyż nie? "
Nie piszę bzdur. Nie zgadzam się jedynie z formą dyskusji jaką prezentujesz. Przeprosiny nie zmieniają tego, że wyświadczasz gospodarzowi niedźwiedzią przysługę (zastanawiam się tylko na ile jest to działanie celowe.) Błąd można zrobić, błęda dużo gorzej.
"Panienka to tak na nas mówi nauczyciel od chemi panienko pokaz prace domową. "
A to, to zupełnie nie wiem do czego się odnosi. Być może jest wynikiem wtórnego analfabetyzmu bądź przejawem grafomanii.
A ja tam się zgadzam z padadeszcz, że te Pańskie inicjały są cokolwiek podejrzane, a tłumaczenie, że nie nazwisko na G, tylko imię, cokolwiek spóźnione, bo już przecież został Pan zdemaskowany „choć już ukryla nazwisko to teraz znowu przybrala imie na G tylko że jako grzegorz i pisze teraz jako grzegorz”. Więc niech Pan nie robi zmyłki z tym rzekomym sporem z Koczowniczką, tylko się wytłumaczy z tych inicjałów ;-)
UsuńCóż mogę powiedzieć? Wprawnemu oku nic nie ujdzie uwadze. Skąd G to już wiadomo. Oczywistym jest, że K jest od koczowniczki, a moja wcześniejsza aktywność na blogu to tylko tak dla niepoznaki i na wszelki wypadek, gdyż nie wiadomo kogo i kiedy sobie Pan weźmie na celownik ;)
UsuńMamy tu do czynienia z sytuacją: z małej chmury wielki deszcz. Po co ten spór? Czy warto się kłócić o jakiś głupi zasięg wzroku? Przecież to taki drobiazg...
OdpowiedzUsuńSkoro Pan nie chciał, bym komentowała recenzje Pana książek, trzeba mnie było o tym poinformować. Na pewno przestałabym wpisywać komentarze, bo wcale nie pragnę, by ktoś się na mnie złościł i tworzył wpisy na mój temat.
No cóż, dla mnie to nie jest mała chmura, jeśli ktoś mnie pokazuje jako idiotę. I wezwałem przecież Panią, żeby przestała Pani zamieszczać te komentarze, więc proszę teraz nie robić z siebie poszkodowanej.
UsuńKoczowniczka ma rację. Kłóci się Pan o drobiazg. Radzę przemyśleć o co panu chodzi. Czy bardziej zależy Panu na byciu krytykiem, wtedy upieranie się przy swoim ma jakiś sens. Czy też chce Pan być autorem powieści, wtedy warto zdobywać sympatię swoich czytelników, odpuścić - czytelnik zawsze ma rację, nawet jak jej nie ma.
Usuńdrogi anonimowy, wyobraź sobie, że autorowi powieści może niekoniecznie zależeć na sympatii czytelniczki, która nie rozumie najprostszego zabiegu literackiego i która wiesza się z uporem maniaka na wyimaginowanych niespójnościach i nieścisłościach, usiłując udowodnić swoją rzekomą intelektualną wyższość nad twórcą. NIE, CZYTELNIK NIE ZAWSZE MA RACJĘ. a już na pewno nie ma jej pani koczowniczka. to, że jej braki w edukacji oraz rozdęte ego każą jej doszukiwać się błędu tam, gdzie go nie ma, jak najbardziej mogło zirytować autora i wywołać w nim potrzebę wyjaśnienia sprawy.
Usuńi co ma bycie krytykiem do faktu, że blogerka czepia się konstrukcji, której wymowy literackiej ewidentnie nie zrozumiała?
Anonimowo to proszę sobie udzielać dobrych rad na targu w Pcimiu Dolnym, a nie mnie. Czytelnik ma zawsze rację, bloger piszący o książkach nie.
UsuńWspółczuję takiej, hmm, fanki jak padadeszcz, panie Pollak. :/
OdpowiedzUsuń