sobota, 17 września 2011

Pirożyńskie Maryjanny

Po tym jak polskim feministkom podpadł Hjalmar Söderberg powieścią wydaną w 1912 roku, bo opisał ówczesne społeczeństwo i nie wziął pod uwagę przemyśleń Lizy Marklund i Magdaleny Środy, to, że i ja podpadnę, miałem jak w banku. Nie zawiodłem się, wrocławska bibliotekarka Irena Brojek wzięła na tapet (sic!) „Niepełnych” i oskarżyła mnie o „przebijający z kart powieści antyfeminizm” (cała recenzja tutaj). Bo „wszystkie występujące w niej kobiety są głupie albo bardzo głupie”. Hm. No to spójrzmy. Główna bohaterka czyta na potęgę i to nie tylko dlatego, że jako osoba samotna, rzadko wychodząca z domu ma dużo wolnego czasu, pochłaniała książki również przed wypadkiem, kiedy jeszcze, jak to młoda dziewczyna, prowadziła intensywne życie towarzyskie. Edyta preferuje przy tym takie autorki jak Janko czy Tokarczuk, a z pewnej sytuacji, którą przeżył Jacek, możemy domyślić się, że nie jest miłośniczką Coelho. Wiadomo jednak, że czytanie, zwłaszcza poważnej literatury, prowadzi prostą drogą do odmóżdżenia, bibliotekarki wiedzą o tym najlepiej, codziennie widują tych głupich albo bardzo głupich ludzi pożyczających książki. Idźmy dalej. Bratowa Jacka jest lekarką. Trudno o wyrazistszy dowód głupoty tej kobiety, przecież niskie IQ jest warunkiem przyjęcia na studia medyczne, członkowie Mensy odpadają w przedbiegach. A do końcowych egzaminów docierają już tylko naprawdę nieprzeciętni idioci. Jakby tych dowodów na antyfeminizm autora było mało, to ukoronowaniem niech będzie Anka, tworząca z Jackiem i jeszcze dwoma kolegami zespół informatyków w firmie programistycznej. Powiedzieć o kobiecie, która wybiera karierę informatyka, że jest bezdennie głupia, to eufemizm, bo naprawdę bystra i inteligentna kobieta zamiast konkurować z mężczyznami, wykorzystuje ich, łapie bogatego męża i żyje na jego koszt.

Powieść antyfeministyczna oczernia kobiety, a wybiela mężczyzn i moja to kryterium spełnia. „Mężczyźni zaś, w zdecydowanej większości, są wrażliwi, mądrzy i opiekuńczy, a jeśli robią coś niewłaściwego, to z powodu złej kobiety”. Opis „wrażliwi, mądrzy i opiekuńczy” pasuje do dwóch mężczyzn w książce: do Jacka i ojca Edyty. Ten robiący „coś niewłaściwego” to przyjaciel Jacka, Romek. Dwóch w stosunku do jednego to jest sto procent więcej, czyli niewątpliwie „zdecydowana większość”. „Coś niewłaściwego” polega na tym, że Romek traktuje kobiety wyłącznie jako obiekty seksualne, do tego stopnia, że nawet ich imiona uznaje za mało istotne plakietki. „Coś niewłaściwego” pasuje jednak znacznie lepiej do tezy, że obraz mężczyzn w książce jest wyidealizowany, niż epitet „prymitywny samiec”. No i - jakżeby inaczej w powieści antyfeministycznej - źródłem zła i tak jest kobieta. Bo Romek jest rozwodnikiem, a jego eks-małżonka to „megiera”. Wiemy o tym wprawdzie tylko od niego, ale dlaczego męski szowinista miałby niepochlebnie wyrażać się o swojej eks-żonie, gdyby nie była to szczera prawda? Przecież po rozstaniu ludzie na ogół postrzegają swojego dawnego partnera przez różowe okulary.

Ponieważ Brojek nie znalazła w powieści uzasadnienia dla wygłaszanych przez siebie arcypiramidalnych bzdur, poszukała go sobie gdzie indziej: „Może nie uwierzyłabym w swoje odczucia, gdybym nie przeczytała jednego z wpisów na blogu autora. Potwierdził nim moją opinię”. Chodzi zapewne o wpis Parytetowe przywileje, w którym sprzeciwiałem się parytetom dla kobiet na listach wyborczych i w zarządach firm. Dowód nie do obalenia, bo przecież jeśli ktoś protestuje przeciwko bombardowaniu Strefy Gazy przez Izrael, jest antysemitą, jeśli nie zgadza się z papieską wizją świata, jest antyklerykałem, a jeśli pasjonuje się Ligą Mistrzów zamiast Tour de France, antycyklistą. Mając tak ustawionego przeciwnika, recenzentka wyprowadza ostateczny cios, przy którym to, co Adamek zainkasował od Kliczki, należy uznać za muśnięcia: „Kolejny mężczyzna bojący się, że faktyczne równouprawnienie obnaży jego słabość?” Buch, autor leży na deskach.

Przed wojną redemptorysta (proszę nie kojarzyć) Marian Pirożyński opublikował poradnik „Co czytać”. O poradniku pewnie nikt by dziś nie pamiętał, gdyby w dwóch genialnych tekstach nie rozprawił się z nim Tadeusz Boy-Żeleński. Ksiądz Pirożyński wszystkie przeczytane przez siebie książki oceniał pod jednym kątem: czy w powieści się całują albo nie daj Boże uprawiają seks i te klasyfikował jako nieodpowiednie dla młodzieży, pozostałe, z opisami morderstw, oszustw, a nawet apostazji uważał za „moralnie obojętne”. Obecnie duchowni książkami się nie interesują, tylko telewizją, a polszczyzna listów protestacyjnych przeciwko zasiadaniu Nergala w jury muzycznego show pokazuje, że literaturę dawno przestali czytać. W miejsce księży polską krytykę literacką obsiadły feministki, które na wzór ojca Pirożyńskiego wertują powieści w poszukiwaniu niecnych fragmentów, przy czym grzechem nie jest już opis sceny miłosnej, tylko negatywnie pokazana kobieta albo pozytywnie przedstawiony mężczyzna. Znalazłszy coś takiego na kartach powieści, oburzone krytyczki obwieszczają: antyfeminista!

Co ma więc zrobić biedny pisarz, który chciałby znaleźć uznanie w oczach tego opiniotwórczego gremium? Pochlebna recenzja w „Wysokich Obcasach” to gwarantowana dobra sprzedaż, ale autor antyfeminista nie może na nią liczyć, „jeśli krytyczny tyłek wyroczni w Delfach języczkiem po pośladkach nie przeciągnie”, żeby zacytować znawcę. Parę wskazówek, jak krytyka płci żeńskiej połechtać, można w recenzjach powieści mojej i Söderberga znaleźć. I tak kobieca bohaterka, by odpowiednio została podkreślona jej inteligencja, powinna być co najmniej fizykiem jądrowym (przepraszam: fizyczką jądrową) z najmarniej dwoma Noblami na koncie. Oczywiście nie mogą być to właśnie Noble, bo natychmiast zostaniemy oskarżeni, że promujemy osiągnięcia wrednego mężczyzny, który dokonanie takiej liczby wynalazków zawdzięcza wyłącznie temu, że nie dopuszczał, by dokonały ich kobiety. Musimy wymyślić fikcyjną nagrodę, na przykład Curie. Ryzykujemy co prawda, że krytyczki odczytają to jako przytyk, że mężczyzna w rzeczywistości nagrodę ufundował, a kobieta nie i oskarżą nas o imputowanie Marii Skłodowskiej-Curie skąpstwa, ale nikt nie powiedział, że podlizywanie się feministkom to łatwy kawałek chleba. Jeśli będziemy opisywać perypetie uczuciowe fizyczki jądrowej, musimy mieć na uwadze, że nigdy, przenigdy nie może ona krzywdzić mężczyzn. Kobiety krzywdzące mężczyzn w przyrodzie nie występują, kobiety są generalnie dobre, kochane i do rany przyłóż, a wszystko inne to propaganda pisarzy antyfeministów. No i pamiętajmy, że jeśli zechcemy dać scenę, jak mężczyzna przynosi tej kobiecie prezent, to nie dlatego, że ona jest taka kochana, tylko dlatego, że ją wcześniej pobił i chce na nowo wkupić się w jej łaski.

Że co? Że to będzie nierealistyczne, nieżyciowe, niestrawne, że to już nie literatura, tylko feminorealizm? Ale jakie pochwały zbierzemy. Liza Marklund nie potrafi sklecić sensownej akcji, w takim „Raju” nic się kupy nie trzyma, jej bohaterowie (w tym serbscy zbrodniarze wojenni) wzdychają co trzy strony (wzdychający w przerwie między gwałtem a morderstwem żołdak jest tak zwaną psychologicznie prawdziwą postacią), bo autorka nie ma innych pomysłów na ekspresję uczuć, pisze tak prymitywnym językiem, że tłumacze rwą sobie włosy z głowy, ale przez polskie krytyczki jest wychwalana pod niebiosa, bo prezentuje zdrowy feminizm: wszystko, co złe, to mężczyźni, z którymi muszą zmagać się przebojowe kobiety. Dla odmiany polskie autorki kryminałów są sekowane, bo co z tego, że prowadzą logicznie akcję, ciekawie zarysowują charaktery, piszą ładną polszczyzną, kiedy za cholerę nie chcą wleźć na barykady feminizmu. I o ile jeszcze pisarz „antyfeminista” może liczyć na stosunkowo łagodne potraktowanie, bo skoro mężczyzna to na pewno, jeśli chodzi o prawa kobiet, mentalnie jest na poziomie społeczności neandertalskiej i trudno czegoś od niego oczekiwać, o tyle pisarki mają przerąbane, bo zaprzańcom się nie wybacza. To, że idee feministyczne większości autorów i autorek nie obchodzą, podobnie jak nie obchodzą ich boje Murzynów o zniesienie niewolnictwa i segregacji rasowej i z tego powodu się do nich nie odnoszą, a nie dlatego, że są rasistami, do pań krytyczek nie dociera i najwyraźniej szans na dotarcie nie ma. Jak Marian Pirożyński nie rozumiał, że pisarze opisują miłość fizyczną, bo to część życia, a pisarze zawsze piszą o życiu, tak Pirożyńskie Maryjanny nie rozumieją, że literaturę tworzy się nie penisem ani waginą, tylko głową.

7 komentarzy:

  1. Nie wiem czy aż tak by mnie dotknęła wizja pisarza na temat kobiet. (Piszę ogólnie, gdyż "Niepełnych" nie czytałam). Pisarz może stworzyć w powieści świat jaki sobie zamarzy. Może to być opiekuńczy facet, kobieta nienawidząca mężczyzn lub facet niecierpiący kobiet. I jeśli jest to postać fikcyjna nic mi do tego. A jak życie pokazuje zawsze w społeczeństwie znajdzie się jakaś czarna owca, więc pisarz na swój sposób przedstawi rzeczywistość. Wiadomo,że chodzi o to, żeby nikogo nie obrażać, ale pokazanie zjawisk, nurtów, filozofii, które pojawiają się w społeczeństwie nie jest zbrodnią. Raczej nie obraziłabym się na pisarza, za głupią kobietę czy głupiego faceta. W końcu nie wszyscy są noblistami czy geniuszami. Pewnie jakby facet był zły, to by nikt na to nie zwrócił uwagi, bo przecież powszechnie wiadomo, że "facet to świnia". Niestety stereotypy gonią stereotypy. Dla mnie nie ma różnicy, każdy może być głupi czy mądry, zły czy dobry (niezależnie od płci). Z drugiej strony, to dobrze, że książka wzbudza emocje, nawet te skrajne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzieś spotkałam się z poglądem, że autorowi nie wypada komentować recenzji własnych książek.Widzę, że się Pan wyłamał:)
    Poza tym nie ma się czym przejmować. Recenzja tej Pani jest słabiutka zarówno językowo jak i merytorycznie. "Niepełnych " nie czytałam,ale jako czytelnik ze swojej daje autorom pełną swobodę tworzenia, nawet gdyby tam był antyfeminizm na co drugiej karcie. Jednocześnie daję recenzentom pełną swobodę krytyki i wyczytywania z Pana książek tego czego chcą.
    Poza tym ma Pan ogólnie rację. Moim zdaniem z głupiego feminizmu należy się tylko śmiać ( niezależnie od tego, że i feministki potrafią czasem powiedzieć coś mądrego)

    OdpowiedzUsuń
  3. Söderberg antyfeministą? Po przeczytaniu "Młodości Martina Bircka" wydawało mi się, że jest wręcz odwrotnie - bardzo mi się spodobał sposób, w jaki pisał o kobietach w tej powieści, a uważam się za feministkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszka: Przecież właśnie chodzi o to, że recenzentkę dotknęła wizja, której w książce nie ma.

    Ania: Zasada, że autor nie powinien komentować recenzji, jest mi znana, natomiast chętnie bym się dowiedział, z czego wynika. Bo na razie nie potrafię dostrzec innego uzasadnienia jak to, że ma chronić dobre samopoczucie nierozgarniętych krytyków. Poza tym proszę zwrócić uwagę, że do części będącej recenzją sensu stricto w ogóle się nie odnoszę, tylko do fragmentu, w którym recenzentka postanowiła dać wyraz swojej feministycznej obsesji i nieprawdziwie przedstawiła fakty z powieści, co dało jej asumpt do obrażania autora. Mój wpis nie jest więc komentarzem, tylko sprostowaniem. Tak samo bym sprostował, gdyby recenzentka napisała, że w powieści nie ma pozytywnej postaci Murzyna (w ogóle Murzynów nie ma) albo że Jacek opowiada antysemickie dowcipy (opowiada dowcip skierowany przeciwko antysemitom i rasistom, ale jak się przekręca fakty, to się przekręca) i wysnuła na tej podstawie wniosek, że jestem rasistą albo antysemitą. Określenie antyfeminista odbieram jako obraźliwe, bo obecnie żaden rozsądny, wykształcony człowiek pod tą szerokością geograficzną nie kwestionuje zasady, że kobiety muszą mieć te sama prawa co mężczyźni. A to, że uważam, że prof. Środa i jej zwolenniczki pod przykrywką walki o równe prawa biją się o specjalne przywileje dla własnego środowiska politycznego, nie czyni ze mnie przeciwnika równouprawnienia kobiet. Co do swobodnej interpretacji tekstu powieści, to też się do końca nie zgodzę. Owszem, każdy czyta przez pryzmat własnych doświadczeń i własnej wrażliwości, ale jednak dana książka jest o czymś konkretnym, a nie o czym innym i, mając swobodę interpretacji, nie można się do końca odrywać od tego, co autor napisał. Nie można powiedzieć, że „Przypadki Robinsona Crusoe” opowiadają o wyizolowaniu współczesnego człowieka ze społeczeństwa, bo to będzie bzdura. Albo że są manifestem homoseksualnym, skoro Defoe zapewnił Robinsonowi towarzystwo Piętaszka, a nie Piętaszki. Albo że powieścią antyfeministyczną, bo autor nie zachował na wyspie parytetów.

    Elenoir: Z Söderbergiem było tak, że z jednej strony opowiadał się za prawem kobiet do realizowania własnej seksualności, jak właśnie w „Młodości Martina Bircka”, czy za prawem do aborcji w „Doktorze Glasie”, a z drugiej strony sprzeciwiał się przyznaniu kobietom praw wyborczych (nawiasem mówiąc, jedyny przypadek, kiedy Söderberg nie wyprzedził swojej epoki, tylko okazał się skrajnym konserwatystą). Wątpię jednak, by recenzentka o tym wiedziała, argumenty przeciw zawarł w rzadko obecnie czytanej, niebeletrystycznej książce pt. „Niepokój serca”. Zresztą nawet z tego powodu ciężko nazwać go antyfeministą, bo abstrahuje się w ogóle od czasów, w których żył, no i właśnie pomija postulaty ze wspomnianych powieści. Pozytywny obraz kobiet mamy jeszcze na przykład w „Zabłąkaniach”, gdzie Söderberg wyraźnie nie darzy sympatią traktujących je przedmiotowo głównego bohatera, ale recenzentce przesłonił wszystko parszywy charakter Lydii z „Niebłahych igraszek”.

    OdpowiedzUsuń
  5. "traktującego je przedmiotowo" oczywiście

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie tym bardziej nie ogarniam, dlaczego aż tak bardzo recenzentkę poruszyła wizja, której nie ma. Nawet jeśli by była, to niech by sobie była. Jednakże muszę powiedzieć, że dzięki tej recenzji powstała ciekawa dyskusja.
    Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać książkę o tych "głupich kobietach i opiekuńczych mężczyznach".

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdarza się i mnie trafiać na różne panie Brojek, które zaprzyjaźniony mizogin nazywa "moherowymi podpaskami". Jednak wydaje mi się, że zaprzęganie do dawani im odporu talentu Autora to przesada. Ja radzę sobie prościej: ilekroć słyszę, że faceci są be a kobiety cacy, odpowiadam: "szanowna Pani, zechce Pani przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy spośród nas, mężczyzn, to od razu chamy i durnie. Niech sobie Pani wyobrazi, że jest wśród nas, facetów, pewna ilość osób przyzwoitych a nawet inteligentnych i szlachetnych."

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.