sobota, 3 lipca 2010

Powieściowe miejsca akcji

W komentarzach do wpisu Gra słów pojawiło się życzenie, bym napisał coś o wrocławskiej dzielnicy Biskupin. Ponieważ odpowiedź mi się rozrosła, zamieszczam ją jako wpis. Ze mną jest tak, że tematy bardziej do mnie przychodzą, niż ich szukam. Na razie Biskupin pojawił się w kryminale, który teraz zacząłem pisać: starsza pani dostrzega dwoje nastolatków siedzących na ławce w alei przy Olszewskiego (tej przed ciągiem sklepów między pętlą tramwajową a pocztą), a ponieważ jej zdaniem za bardzo się przytulają, podchodzi do nich, żeby zwrócić im uwagę, że publicznie to nie wypada. Doznaje szoku, kiedy odkrywa, że chłopak i dziewczyna są martwi.

W oczekiwaniu na tę książkę można sięgnąć po „Niepełnych”, których akcja w znacznej mierze rozgrywa się na sąsiadującym z Biskupinem Sępolnie, gdzie na ulicy Kasprzaka mieszkają główni bohaterowie Jacek i Edyta. Pisząc „Niepełnych”, odwiedzałem z aparatem fotograficznym miejsca wspomniane w powieści, bo pamięcią fotograficzną Bozia mnie nie obdarzyła. Byłem oczywiście również na Kasprzaka i kiedy pstrykałem zdjęcia bramy, w której miała zamieszkiwać Edyta, zostałem zauważony przez jedną z lokatorek. Zaniepokojona, że fotografuję jej klatkę schodową, zapytała, dlaczego to robię. Wyjaśniłem, zgodnie z prawdą, że to do pisanej przeze mnie powieści. Podejrzewam, że uznała mnie za osobę niespełna rozumu i przyznam, że jestem bardzo ciekaw, czy książka wpadła tej pani w ręce i czy skojarzyła ją z owym podejrzanym typem kręcącym się w jej okolicy dwa lata wcześniej. Tak to, niestety, długo trwa, „Niepełnych” skończyłem pisać na przełomie lutego i marca 2008 r., ukazali się w listopadzie 2009.

Skorzystam też z okazji, żeby raz wreszcie wyjaśnić, że akcja „Kanalii” rozgrywa się w fikcyjnym polskim mieście. Wzorowałem się tu trochę na Nesserze, którego wówczas tłumaczyłem i którego bardzo cenię. Akcja „Sprawy Ewy Moreno” i „Karambolu” (i pozostałych książek z tej serii, niestety, na polski nie zostały przełożone) toczy się w całkowicie fikcyjnym Maardam. Nie ostrzegły mnie recenzje, w których uporczywie ten Maardam umieszczano w Holandii, no i miałem. Na stronie wydawnictwa przyszło mi przeczytać, że w „Kanalii” zwłoki młodej kobiety wyłowiono z Wisły, a narkomana zamordowano na Pradze. Autor tej notki (która do dziś straszy w Internecie) nie dość, że nie potrafił wyjść poza warszawski opłotek i przyjąć do wiadomości, że w Polsce są jeszcze inne miasta, to na dodatek z książką zapoznał się mocno nieuważnie. Bo raz policjanci ścigają złodziei uciekających trasą wylotową na Warszawę, a później morderca opowiada, że zniszczył komórkę, która posłużyła mu do przestępstwa, kładąc ją na torach pociągu jadącego do Warszawy. Czyli jeśli już dopatrywać się w „Kanalii” konkretnego miasta, to na sto procent nie jest nim stolica. Recenzent Wolnej Drogi udowodnił z kolei, że to Wrocław, pomijając w przeprowadzonym dowodzie obiekty, których we Wrocławiu nie ma, jak kino Bałtyk czy stare zoo. Te wziąłem z Poznania, gdzie studiowałem, a wspomniany antykwariat akurat z Krakowa, opisując zresztą autentyczną historię zakupu książki z odklejoną okładką.

PS. Na blogu 2lewastrona wyczaiłem kolejną nader pozytywną recenzję „Kanalii”.

4 komentarze:

  1. Turning Torso5 lipca 2010 12:47

    Panie Pawle,

    dziękuję za "biskupiński" wpis... Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko czekać na wspomniany kryminał, no i sięgnąć wreszcie po "Niepełnych" (chociaż szczerze przyznam, że fragment, który znalazłem kiedyś w Internecie niezbyt mnie do tego zachęcił, to raczej "nie moja" literatura)...

    Na Biskupinie sporo jest naprawdę literackich miejsc... Ot, choćby wspomniana przez Pana poczta na Olszewskiego... Zawsze kiedy zmuszony jestem np. nadać lub odebrać przesyłkę, jak żywe stają mi przed oczami sceny z "Kompleksu polskiego" T. Konwickiego - te kolejkowe przepychanki, niesnaski, dyskusje podniesionym głosem, utyskiwania, naprędce klecone, spontaniczne koalicje (przeciwko Poczcie Polskiej jako instytucji, przeciwko paniom w okienkach lub spryciarzom wpychającym się bez kolejki)...

    A może napisze Pan jeszcze na blogu - jeżeli oczywiście nie ma mi Pan za złe takiego nagabywania - o tym, jak to się stało, że został Pan tłumaczem literatury szwedzkiej? Wydaje mi się to dosyć nieoczywistym wyborem... Fascynował się Pan kinem skandynawskim? Przeżył Pan młodzieńczą wakacyjną miłość z mieszkanką - dajmy na to - Helsingborga? Zrobił na Panu wrażenie rozmach potopu szwedzkiego? A może zadecydował przypadek? Chyba w żadnym z czytanych przeze mnie wywiadów nie poruszał Pan tej kwestii...

    OdpowiedzUsuń
  2. No między innymi po to jest ten blog, by zapytać, jak kogoś interesują moje tłumaczeniowe czy pisarskie perypetie. Odpowiem na pytanie w kolejnym wpisie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam
    miło mi że recenzja się podobała, bo mnie książka bardzo :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No trudno, żeby autorowi nie podobała się pozytywna recenzja :-)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.