Jeśli jakiś tłumacz zamorduje pisarza, motywem będzie z pewnością gra słów stosowana przez tego drugiego. Najbardziej zagrożonym polskim autorem jest niewątpliwie Zbigniew Kruszyński. Była wiosna i owady pracowały w pocie czółek (opowiadanie „Spotkanie z Marią” z tomu „Powrót Aleksandra”). Proszę to przetłumaczyć, nie gubiąc smaczku. A u Kruszyńskiego takie perełki pojawiają się co rusz. Nawiasem mówiąc, proza Kruszyńskiego winna być lekturą obowiązkową dla wszystkich adeptów pisarstwa, żeby naocznie przekonali się, jak plastycznym tworzywem jest język.
Tłumaczenie gry słów jest zadaniem niewdzięcznym, po pierwsze trudne, trzeba się nagimnastykować, po drugie, zgrabnie wykonane, dla czytelnika jest niedostrzegalne, więc tłumacz pochwał nie zbierze. A rozwiązanie stosowane kiedyś, przypis, że tego nie da się przetłumaczyć, nie przystaje do dzisiejszych standardów.
W „Sztuce bycia Elą” Johanny Nilsson, którą przełożyłem, 6-letnia Klara indaguje Elę:
- Z iloma chłopakami się całowałaś?
- Nie wiem. Może z dziesięcioma. Nie, raczej bliżej piętnastu.
- A z kim całowałaś się ostatnim razem?
- Z Pontusem - mówię po chwili zastanowienia.
- Kto to jest?
- Taki jeden bi.
Pontusa Ela poznała na imprezie, kiedy jednak chciał ją zabrać do siebie, wymówiła się, że w domu czeka na nią jej chłopak, na co Pontus zareagował propozycją, by ten do nich dołączył. Tyle że Ela wcale nie ma chłopaka, w domu czekał na nią pies, buldog imieniem Wąchacz.
W oryginale Klara dziwi się:
- Bi? Ale przecież pszczoły żądlą. Umieją też całować?
- Niektóre.
„Bi” to po szwedzku również pszczoła i tak to rozumie Klara, dla której seksualny kontekst jest oczywiście nieczytelny. Jak sobie z tym poradziłem? Odniosłem się do rozmowy, jaka odbywa się między Elą i jej mamą następnego dnia po owej imprezie:
- Wyglądasz na zmęczoną - mówi mama, kiedy próbuję stłumić kolejne ziewnięcie. - Nie wysypiasz się?
- Wysypiam się. Tylko wczoraj wyszłam trochę potańczyć.
- Aha? Wspaniale. Poznałaś kogoś?
Tak, biseksualistę, który chciał przespać się ze mną i Wąchaczem.
- Nie, nikogo ciekawego.
Owa ironiczna konkluzja na temat zamiarów Pontusa pozwoliła mi na następujące przełożenie dialogu z Klarą:
- A z kim całowałaś się ostatnim razem?
- Z Pontusem - mówię po chwili zastanowienia.
- Kto to jest?
- Taki jeden zoofil.
- To jakieś zwierzę? Zwierzęta też umieją całować?
- Niektóre.
Jestem pewna, że pańskie tłumaczenie będzie rewelacyjne! Zawsze dziwią mnie pomyłki tłumaczy w telewizji bądź też nieporadność na imprezach, które - wydawałoby się - wymagają poważnego podejścia do pracy. Niejeden niedoceniany zrobiłby lepiej...
OdpowiedzUsuń"Sztuka bycia Elą" jest już opublikowana, ukazała się nakładem wydawnictwa Replika
OdpowiedzUsuńPanie Pawle,
OdpowiedzUsuńproszę wybaczyć off topic, ale...
Chciałem po prostu pogratulować bloga!
Jako sąsiad z Biskupina na pewno będę tu często zaglądał!
Właśnie, a może napisze Pan coś ciekawego w tym miejscu o naszej dzielnicy... Przecież nie samą literaturą i polityką człowiek żyje ;)
Pozdrawiam!
Dziękuję, w kwestii Biskupina proszę spojrzeć na nowy wpis.
OdpowiedzUsuńTak, bo sześciolatka rozumie, kim jest zoofil i natychmiast kojarzy to ze zwierzętami. Poza tym małe dziecko z pewnością nie zdziwiłoby się, że zwierzęta potrafią całować, bo przecież ile razy mówimy, że piesek dał buziaka (oczywiście nie pomyślimy tego o pszczołach). Przekombinowane i do tego z pewnością wzbudzi konsternację czytelnika. O wiele lepiej byłoby dać po prostu przypis. Dobry tłumacz umie też czasem po prostu sobie odpuścić i nie kombinować jak koń pod górę.
OdpowiedzUsuńSześciolatka właśnie nie wie, kto to jest zoofil, pierwszy człon kojarzy się jej ze zwierzęciem i dlatego pyta. Mam wątpliwości, czy dziecko, które żyje na ulicy, a nie przy rodzinie z psem, słyszało, że pies daje buziaka, ale nawet jeśli, to pytanie o rzeczy, które się wie, nie jest ani w przypadku dzieci, ani w przypadku dorosłych czymś niezwykłym. A dawanie przypisów przy grze słów nie odpowiada dzisiejszym standardom translatorskim.
Usuń