Ponieważ zapowiadałem nowego Przygodnego na kwiecień, kwiecień zbliża się do końca, Przygodnego nie ma, dostaję zapytania, co z nim. Niestety, jest poślizg, nowa data premiery została wyznaczona na 22 maja. Ale wydawnictwo zapewnia, że dalszej obsuwy nie będzie, bo na dwudziestego drugiego jest już zaplanowane spotkanie autorskie (we Wrocławiu, w bibliotece na Grabiszyńskiej) powiązane właśnie z premierą „Zbyt krótkiego szczęścia”.
Książka jest już złożona (będzie miała 442 strony), mam jeszcze dostać tekst do ostatecznej akceptacji, potem pójdzie do druku. Na razie mozolimy się nad blurbem, rozglądamy się też, czy jakaś sława nie chciałaby zarekomendować książki, więc jeśli ktoś z państwa jest sławny, czytał „Gdzie mól i rdza” i mu się podobało, to proszę się zgłaszać :-)
Posiadacze „Gdzie mól i rdza” spojrzeli może, że „Zbyt krótkie szczęście” ma być dłuższe, ale to złudzenie spowodowane tym, że „Mól” został wydrukowany małą czcionką. Generalnie, składając książkę, można ją tak ścieśnić albo rozdąć, że liczba stron często nie niesie żadnej informacji o faktycznej objętości powieści (ostatnio w modzie jest rozdymanie). Jak grube są więc moje książki? Obiektywną miarą są arkusze (jeden arkusz to 40 000 znaków), ale to przelicznik dla światka wydawniczego, dla przeciętnego czytelnika raczej kłopotliwy, więcej powie mu liczba słów.
Najcieńsze jest „Między prawem a sprawiedliwością”, które ma tych słów około 70 000. Taka książka bez ścieśniania i rozdymania powinna mieć 300 stron, miała 378. Druga w kolejności „Kanalia” jest ciut większa, 73 000 słów, pierwsze wydanie miało 256 stron, drugie 400. „Gdzie mól i rdza” liczy sobie prawie 96 000 słów, co powinno dać 400 stron, łamacz zmieścił się na 382. Najbardziej rozpisałem się przy „Niepełnych”, przekraczając magiczną setkę, wyszło 102 000 słów. W tym przypadku 424 wydrukowanych stron odpowiada niemal dokładnie tej modelowej książce. Gdzie jest w tym wszystkim „Zbyt krótkie szczęście”? Dokładnie pośrodku. Ma trochę ponad 80 000 słów.
Zacząłem pisać kolejną książkę – na razie nie ujawnię jaką, choć nawet tytuł już mam – i przez dwa dni napisałem dokładnie 2149 słów. Zakładając, że objętościowo wyjdzie jak ta ostatnia, do końca zostało niecałe 78 tysięcy słów. Wydaje się, że to tylko 78 dni, ale choć zdarzało się mi się napisać jednego dnia nawet 1700 słów, to jednak znaczniej częściej ta liczba oscyluje wokół pięciuset. Oczywiście to jest dopiero pierwsza wersja, wymagająca ponownego przeczytania, niekiedy tylko doszlifowania, ale często przerobienia lub dopisania całych fragmentów. Wziąwszy pod uwagę, że nie pisze się każdego dnia, bo zwykle pisarz ma inne obowiązki, a i odpocząć potrzebuje, stanie się jasne, że tworzenie literatury to nie jest zajęcie dla niecierpliwych i chcących od razu widzieć rezultat.
I jeszcze o tym, że będzie mnie można spotkać w dwóch miejscach. 2 maja w piątek w Parku Miejskim w Strzelinie odbędzie się Piknik Rodzinny, będący finałem akcji charytatywnej na rzecz chorej Ani Kuczery, i gdzieś tam przy jakimś stoliku będę ze swoimi książkami. Początek pikniku o godz. 15.00. Też o godzinie piętnastej, ale w czwartek ósmego maja będę miał spotkanie autorskie w bibliotece w miejscowości Gać.
Domyślam się, że ciebie wydają jeszcze normalnie, bo jednemu z moich znajomych odpisali coś takiego: "Wracając do meritum - miesiąc temu dostałam odpowiedź z Oficynki. Ze względu na objętość mojego "dziecka", a także fakt, iż nie do końca wpasowuje się ono w profil wydawniczy, zaproponowano mi wydanie ze współfinansowaniem. Nie znam się na tym kompletnie, więc nie mogę stwierdzić, czy ta kwota to dużo, czy mało. Powiem tylko, że jest w moim zasięgu, a jestem na początkowym etapie studiów i wciąż na utrzymaniu rodziców."
OdpowiedzUsuńCzyżby na rynku było coraz mniej normalnych wydawców?
Władysław
Oczywiście, że normalnie, z zaliczką i ze wszystkim
UsuńUwaga! Spotkanie w Gaci zostało przełożone na piątek 16 maja na godz. 16.30
OdpowiedzUsuń