Powszechna Deklaracja Praw Człowieka mówi, że wszyscy ludzie są równi. Powszechną Deklarację Praw Człowieka ignoruje kilka państw europejskich z Wielką Brytanią na czele, uznając, że niektórzy z racji urodzenia są jednak uprzywilejowani. Uprzywilejowanie polega na tym, że podatnicy mają tych wybranych utrzymywać, ale wybranych przez los, a nie przez wyborców. Chociaż, przyznajmy, wybrańcem nie trzeba się urodzić, szary człowiek może nim zostać, jeśli zachęci członka rodziny wybranych, by złożył mu ofertę matrymonialną. Przyjęcie oferty nazywa się mezaliansem. Zarzut życia na koszt podatników też nie jest do końca poważny, małpy w zoo żyją na koszt podatników i nikt nie ma o to do nich pretensji. Zapewniają gawiedzi rozrywkę podobnie jak rodziny królewskie. Czy może być coś ciekawszego od szympansa obrzucającego kałem kolegę albo od skandali na dworze królewskim? Może być. Narodziny następcy brytyjskiego tronu. Co prawda, średnia długości życia królowych angielskich jest taka (Henryku, wróć!), że następca ma małe szanse dożyć wstąpienia na tron, ale jego narodzinami zajęła się nawet tak poważna audycja jak „Trzy strony świata”. W radiowej Trójce nie mają jednak doświadczenia w relacjonowaniu dupereli, więc poinformowali, że dziewięć miesięcy temu stacje radiowe i telewizyjne przerwały nadawanie programów, by obwieścić, że Kate jest w ciąży. Ponieważ dziecko właśnie miało przychodzić na świat, to jeśli dobrze zapamiętałem z lekcji biologii, dziewięć miesięcy temu stacje radiowe i telewizyjne mogły co najwyżej obwieścić, że Kate i ten jej królewicz, jak on się tam nazywa, odbyli stosunek.
Polska rodziny królewskiej już nie ma, choć polski patent na skończenie z monarchią trudno raczej rekomendować, ale też utrzymujemy arystokratów żyjących na koszt podatników: książąt Kościoła. Różnica polega na tym, że Wielka Brytania jest monarchią oficjalnie, więc rodzinę królewską można finansować w majestacie prawa, Polska krajem katolickim jest nieformalnie i trzeba kombinować. Na przykład prezydent Gdańska zrobił arcybiskupowi Głodziowi prezent w postaci działki. Żeby zatuszować, że rozdaje klechom mienie podatników, nazwał to sprzedażą za jeden procent wartości pod warunkiem przeznaczenia działki „na cele sakralne”. Arcybiskup założył na działce hodowlę danieli, ale wredni dziennikarze odkryli, że pan Jezus jeździł na osiołku, a nie na danielu. Czy miasto odebrało działkę? Nie, bo metropolita dostawił figurkę Matki Boskiej. Teraz daniele srają pod świętą figurką, czyli cel sakralny został osiągnięty.
Wydawałoby się, że media zajmujące się rodziną królewską są uprzywilejowane, bo najsmakowitsze skandale wiążą się z seksem, tymczasem w Kościele obowiązuje celibat. Na szczęście księża kierują się zdrową zasadą, że nakazy i zakazy są dla wiernych, a nie dla nich, więc prasa ma o czym pisać. I tak szczegółowo relacjonowany konflikt między proboszczem Lemańskim a arcybiskupem Hoserem nabrał rumieńców, kiedy ten pierwszy zarzucił drugiemu niestosowne zachowanie, a cytując szkockiego kardynała dobierającego się do kleryków, zasugerował, że Hoser zainteresował się jego penisem. Ks. Lemański jak rasowy PR-owiec pozwolił prasie snuć domysły, zanim sprostował, że był to inny rodzaj zainteresowania, niż wszystkim się wydawało. Hosera zainteresował bowiem nie tyle penis ks. Lemańskiego, co jego część, a konkretnie napletek. A jeszcze konkretniej: ewentualny brak owego. Strach pomyśleć, o czym pisaliby polscy dziennikarze pozbawieni rodziny królewskiej, gdyby księża zajmowali się dysputami teologicznymi.
PS. Kuria zarzuciła ks. Lemańskiemu, że „ukazywał Kościół, jako środowisko gwałcicieli, pedofilów, hipokrytów, zdzierców i pijaków”. Jak powiada Pismo: „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.