Z niezrozumiałych dla mnie względów „Wyborcza”, generalnie gazeta prezentująca rozsądek i wysoki poziom dziennikarstwa, poruszając swój ulubiony temat, emerytur, spada gdzieś do poziomu „Faktu”.
I tak ostatnio na pierwszej stronie uderzyła na alarm, że oszuści emerytalni wzbogacą się na starość o 200 tysięcy złotych. 200 tysięcy nie w kij dmuchał, więc przekręt niewąski. Państwo też dużo straci („Tylko 5 tys. takich spryciarzy kosztować może budżet miliard”), toteż podatnicy winni się oburzyć. W każdym razie ci, którzy są idiotami albo nie przeczytali artykułu do końca i nie dowiedzieli się, że chodzi o miliard w ciągu dwudziestu lat. Bo „przekręt” polega na tym, że dany „oszust” będzie dostawał przez 20 lat osiemset złotych emerytury, płacąc rolniczą, a więc zaniżoną składkę emerytalną.
Można się domyślić, jakby zareagowała „Gazeta”, gdyby „Fakt” nagle ogłosił: „Skandal! Dziennikarze ‘Wyborczej’ zarabiają po milion złotych!”, a w tekście wyjaśnił, że chodzi mu o zarobki w ciągu dwudziestu lat. Witold Gadomski zrobiłby wykład, że tak liczyć nie można, Dominika Wielowieyska pochyliłaby się z troską nad indolencją kolegów z „Faktu”, a Michał Ogórek by ją wyśmiał.
Dokonujący „przekrętu” opisanego przez „Wyborczą” (zakupu ziemi, by formalnie uzyskać status rolnika) to po części przedsiębiorcy, którzy zamiast ZUS wolą płacić KRUS, po części pracujący na czarno oraz na umowy o dzieło. W przypadku pierwszych państwo nic nie straci, bo i tak będzie im musiało wypłacić po 800 zł emerytury. Tyle że za niższą składkę. Kto tu jest nieuczciwy? Czy przedsiębiorca, który spełnia formalne (choć nie faktyczne, do tego zaraz przejdę) warunki, by płacić niższą składkę, czy państwo, które od jednego obywatela bierze tysiąc złotych składki, a od drugiego sto, by potem obu wypłacić identyczną emeryturę? W przypadku tych, którzy na emeryturę sobie nie odłożą, trudno też mówić o realnych stratach dla budżetu. Przecież ci ludzie na starość pójdą po zasiłek do opieki społecznej (to też pieniądze podatników), a wcale niewykluczona jest taka sytuacja, że będzie to tak potężna grupa, że politycy będą musieli się z nią liczyć i uchwalić jakiś rodzaj świadczenia emerytalnego dla tych, którzy na normalną emeryturę nie odłożyli. Poza tym dlaczego oszustami nazywa się ludzi, którzy nie płacąc żadnych składek, znajdują sobie rozwiązanie, by te składki płacić? W jaki sposób oszukują? Płacenie państwu legalnych składek, żeby dostać przewidziane prawem – w zamian za te składki – świadczenie, jest oszustwem? „Wyborcza” na okrągło woła, że ludzie powinni płacić składki emerytalne, bo inaczej na starość nie będą mieli z czego żyć, a jak niektórzy tymi nawoływaniami się przejęli i bulą, dzięki czemu budżet ma więcej na wypłatę obecnych emerytur, to wtedy nazywa ich oszustami.
Przekrętu „Gazeta” dopatruje się w tym, że ludzie kupują ziemię, ale wcale jej nie uprawiają, chociaż powinni to robić, by mogli płacić składki jako rolnicy. Ale urzędnicy nie sprawdzają, czy ziemia jest uprawiana. „Wyborcza” nie wnika, dlaczego urzędnicy nie wypełniają swoich zadań, nie zastanawia się, ilu rolników, korzystając z tego braku kontroli, zaprzestało upraw, ale z KRUS-u się nie wyrejestrowało, nie, „Wyborczą” boli, że ludzie przestają płacić haracz na ZUS.
O socjalizmie mówiło się, że to taki ustrój, który polega na zwalczaniu swoich własnych patologii. Socjalizm dawno temu upadł, ale tradycja pozostała i w Polsce zajmujemy się zwalczaniem problemów, które by nie istniały, gdyby nie chore rozwiązania. Z jednej strony tworzy się jakąś kastę uprzywilejowanych, która płaci groszowe składki, z drugiej strony narzuca się reszcie społeczeństwa składki przekraczające rozsądny poziom, a potem podnosi się raban, że ludzie starają się znaleźć wśród tych uprzywilejowanych. Żeby ich ścigać, należałoby wydać (czytaj: wyrzucić w błoto) pieniądze na urzędników. Tymczasem rozwiązanie jest banalnie proste, jedna składka i jedna emerytura dla wszystkich rozwiązałaby wszystkie problemy, ale akurat przeciwko temu rozwiązaniu „Wyborcza” gorąco protestuje.
Panie Pawle, gazeta nie bez kozery zwana Wybiórczą pamflety tego rodzaju zamieszcza zwykle wtedy, gdy rząd chce komuś odebrać jakieś przywileje. W celu urobienia opinii publicznej puszcza się wtedy serię gorzkich żali pod hasłem: dlaczego jedne to majo, a drugie to nie? Niedawno przez łamy tego dziennika przetoczyła się burza na temat Karty Nauczyciela, którą, rzecz jasna, należy w tej chwiluni zlikwidować, bo do czego to podobne, żeby nauczyciel miał wakacje? Zgłaszający te pretensje wydają się nie zauważać, że jeżeli nauczyciel nie będzie mieć wakacji, to ich dzieci też nie, bo żeby belfer miał co robić, w szkole muszą być uczniowie. Ci sami rozżaleni nie widzą nic niewłaściwego w tym, że ich dzieci po wystawieniu końcowych ocen przestają chodzić do szkoły. Takich niekonsekwencji mogłabym wymienić jeszcze co najmniej kilka. Schemat jest ten sam co w przypadku opisanym przez Pana: wskazujemy palcem winnego wszystkich nieszczęść tego biednego kraju i wielkim głosem domagamy się zabrania bogatym i rozdania biednym, nie martwiąc się, że wygadujemy brednie i nie próbując nadać naszym wywodom nawet pozorów spójności i konsekwencji, bo ciemny lud i tak to kupi (że zacytuję klasyka), a potem z wdzięcznością powita ukaz odbierający podłym wyzyskiwaczom możliwość dalszego żerowania na nieszczęsnym narodzie. Słupki poparcia wzrosną, co od początku było naszym zamiarem, a wytresowana odpowiednio opinia społeczna słowem nie zapyta o likwidację przyczyn patologii, zadowalając się nieudolnymi próbami tuszowania jej objawów.
OdpowiedzUsuń