Na początek trochę wspomnień i anegdotek jeszcze z czasów licealnych. W XI LO (na Spółdzielczej we Wrocławiu, nadal zresztą istnieje) języka polskiego nauczała pani Dorota Nowińska. Nauczała tak, że dla szkolnego ludku istniały tylko dwa przedmioty: polski i reszta. Kiedy w naszej klasie postawiła pierwszą piątkę z odpowiedzi (wówczas najwyższa ocena), koleżanka, która ją dostała, zastygła w zdumieniu z otwartymi ustami, nie wierząc, że jest to możliwe. Ja pisać potrafiłem przecież i wówczas, ale wymarzona piątka z wypracowania pozostała poza moim zasięgiem, najwyżej cztery plus.
Jak to z ostrymi, wymagającymi nauczycielami bywa, w większości uczniowie Nowińskiej się bali, przeklinali dzień, w którym przyszła do jedenastki, ale docenili ją po skończeniu szkoły. Egzamin na studia dla tych, którzy zdawali na nim polski, był spacerkiem. Słaba trójka u Nowińskiej okazywała się mocną czwórką w oczach uniwersyteckich egzaminatorów. Byłem pełen wdzięczności dla Nowińskiej, kiedy słuchałem narzekań kontrkandydatów, że pyta się ich o książki, których nie tylko nie przeczytali, ale o których w ogóle nie wiedzieli, że są lekturami.
A nas Nowińska goniła do czytania. Zresztą w bardzo rozsądny sposób, każąc nam największe cegły czytać podczas wakacji, z uzasadnieniem, że w czasie roku szkolnego na takie „Nad Niemnem” ciężej będzie nam wygospodarować czas. I robiła nam sprawdziany ze znajomości lektur, tak dokładne i szczegółowe, że można się było na nich wyłożyć, nawet jeśli książkę się przeczytało. Kiedy więc mieliśmy test ze znajomości „Lalki”, postanowiliśmy wywiedzieć się o pytania u kolegów z równoległej klasy, którzy pisali go dwie godziny wcześniej. Mając pytania, siedliśmy do wertowania powieści, oczywiście przerwy nie starczyło, więc wykorzystaliśmy też lekcję poprzedzającą polski, był to akurat rosyjski. Profesor Misiejuk, wcześniej podobno surowy belfer, za naszych czasów już niegroźny, zirytowany tym, że na każdej ławce widzi grube tomiszcze i bynajmniej nie jest to Dostojewski, próbował nas postraszyć:
- Ja chyba powiem pani Nowińskiej, żeby wam jakiś sprawdzian zrobiła.
- No właśnie mamy, panie profesorze, sprawdzian i dlatego musimy się przygotować.
Osobiście się nie przygotowywałem, bo „Lalki” jak rzadko której lektury nie zdążyłem przeczytać (byłem dopiero na początku) i uznałem, że nie ma co oszukiwać. W teście znalazło się jednak pytanie, co do którego byłem pewien, że znam odpowiedź: na jakim instrumencie grał Rzecki? Z dumą wpisałem „skrzypce”, bo to była taka moja honorowa bramka w przegranym meczu. Lufa nie sprawiła mi takiej przykrości, jak przekreślone te „skrzypce” i napisane czerwonym atramentem „gitara!”
No i teraz do tej tytułowej książki do wygrania. Mam dwa trudne pytania, takie właśnie, jakie wymyśliłaby pani Nowińska, odnoszące się do treści moich dwóch poprzednich książek:
1. W którym roku rozgrywa się akcja „Kanalii”?
2. Jak ma na imię tata Edyty, głównej bohaterki „Niepełnych”?
Kto odpowie najtrafniej na oba pytania, wygra egzemplarz Między prawem a sprawiedliwością, oczywiście z autografem, no chyba że zwycięzca nie będzie chciał, żeby mu autor mazał po książce :-) Jeśli nikt nie odpowie na oba pytania, wystarczy odpowiedź na jedno (czyli jest sens próbować, nawet jeśli ktoś zna tylko jedną książkę). W razie równorzędnych poprawnych odpowiedzi nagrodę rozlosuję. Odpowiedzi proszę przesyłać mailem albo w komentarzach (nie zostaną opublikowane). Termin do poniedziałku 20 grudnia do północy. W konkursie nie mogą brać udziału osoby, które otrzymały egzemplarz recenzencki „Między prawem a sprawiedliwością”.
Zawsze frustrują mnie konkursy książkowe, z których z góry rezygnuję, ponieważ pytania dotyczą treści książki przeze mnie jeszcze nieczytanej. I koło się zamyka. Nie odpowiem, bo nie czytałam, nie przeczytam, bo nie odpowiedziałam. Wiem, że zawsze można poszukać odpowiedzi w Internecie lub popytać znajomych, ale odkąd przekonałam się, że na końcu tych poszukiwań znam całą treść, to zaczynam się zastanawiać - po co czytać? - skoro już wszystko wiem i... z gotowymi odpowiedziami rezygnuję z udziału. Tutaj też mogę wzdychnąć smętnie, a szkoda, bo czytałam wiele dobrych opinii.;( Jest jedna korzyść - lżej mi.:D
OdpowiedzUsuń