Monika P., która po katastrofie smoleńskiej napisała na fladze „ch... w d... Kaczorowi. Wierni Polacy” (artykuł), została skazana za zbezczeszczenie narodowego symbolu na pół roku więzienia w zawieszeniu i uwolniona od zarzutu obrażenia prezydenta, bo sąd uznał, że można ukarać jedynie za znieważenie urzędującego prezydenta, a Lech Kaczyński po śmierci już tej funkcji nie pełnił. Pozwolę sobie wyrazić opinię, że taki wyrok w kraju, w którym panuje (czy ma panować) wolność słowa, nie powinien zapaść. Monika P. powinna zostać uniewinniona, bo wykorzystała flagę, by dać wyraz swoim politycznym poglądom. Artykuł 54 Konstytucji RP mówi: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów (...)” Owszem, Konstytucja zapewnia również prawną ochronę symboli narodowych. Niby konflikt dwóch równorzędnych racji, tylko że przy rozpatrywaniu odpowiedzialności za dany czyn zawsze bierze się pod uwagę motywacje. Intencją Moniki P. nie było zbezczeszczenie flagi, tylko wyrażenie swojego oburzenia na zakłamanych rodaków. I pobudka powinna być rozstrzygająca w ocenie charakteru jej czynu i ustalaniu wymiaru kary. Czy Monika P. chcąc wyrazić swoje polityczne stanowisko i sprzeciwić się hipokryzji Polaków, dla których Lech Kaczyński stał się wybitnym mężem stanu w chwili, gdy jego samolot rozbił się o ziemię, mogła uniknąć sprofanowania flagi (bo że samo sprofanowanie nastąpiło, nie podlega dyskusji)? Teoretycznie tak. Mogła napisać to, co napisała, na murze albo dać na fladze łagodniejszy tekst typu „Drodzy rodacy, opamiętajcie się”. Tyle że siła ekspresji tego byłaby żadna. Nie pochwalam doboru słownictwa, nie lubię wulgaryzmów (tak, wiem, w ustach autora „Kanalii” brzmi to dziwnie), ale czy do takich wystąpień nie utorowali drogi maluczkim sami politycy? Poziom inwektyw, jakimi się obrzucają, jest taki, że ociera się o granicę dobrego smaku, zwykły obywatel, jeśli chce być usłyszany, musi ją przekraczać.
Czy są jakieś wątpliwości co do tego, że Monika P. chciała wyrazić swoje polityczne poglądy? Bo może tylko tak się tłumaczyła, żeby uniknąć kary? Otóż nie. Najpierw zeznała: „drażniła mnie ta żałoba. Irytowało mnie, że nagle wszyscy ludzie stali się wielkimi katolikami i patriotami, a wcześniej się tak nie zachowywali”, ale wyraźnie nie zdając sobie sprawy, że takie wyjaśnienie powinno uwolnić ją od odpowiedzialności karnej, zaczęła się tłumaczyć, że był to głupi żart. Czyli wymyślone jest to drugie usprawiedliwienie, a gdyby było prawdziwe, to dopiero wtedy powinna zostać ukarana, bo chociaż głupota nie jest karalna (czasami szkoda), to niektóre wynikłe z niej czyny już tak.
Przepis penalizujący obrażanie prezydenta powinien dawno zostać usunięty z naszego prawa, bo nie przystaje do standardów współczesnego demokratycznego państwa. Jeśli prezydent czuje się przez kogoś obrażony, niech wniesie pozew cywilny. Czy podobny los powinien spotkać zakaz bezczeszczenia flagi? Nie. Prawna ochrona symboli narodowych jest ze wszech miar słuszna. Przypadek właściwego zastosowania tego zakazu opisuje ten sam artykuł. Dwóch prymitywów uznało, że spalenie flagi, wytarzanie jej w błocie i wyrzucenie do śmietnika urozmaici im popijawę. W tym jednak przypadku prokurator był łagodny i zgodził się na dobrowolną karę i grzywnę. Jaką lekcję wyniesie z tego ta młoda dziewczyna: nie wychylaj się, bo pójdziesz siedzieć, w tym kraju nie ma pobłażania dla nieprawomyślnych poglądów, ale chlej, ile chcesz, jak narzygasz na orła, to najwyżej dostaniesz grzywnę?
W artykule relacjonującym wydanie wyroku jest informacja, że prokurator nie zgodził się, by Monika P. miała obrońcę z urzędu. Gdyby to prokurator decydował, kto ma prawo mieć obrońcę z urzędu, oznaczałoby to, że obowiązują u nas chińskie standardy prawne. Dziennikarz (jak często) nie zna się na tym, o czym pisze, do kpk nie zajrzał, coś zbyt skrótowo zanotował, źle to później odczytał i podaje w artykule informacje, które robią z nas drugie Chiny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.