Poradnik Jak wydać książkę sprzedaję m.in. przez Allegro. Przy czym trzykrotnie (w opisie aukcji, na stronie O mnie i w wiadomości dla kupującego) podaję, że nie ma możliwości odbioru osobistego. Ale mógłbym to sobie napisać i dziesięć razy, niemal każdy kupujący z Wrocławia owo zastrzeżenie ignoruje. Pół biedy jeśli zwraca się z prośbą, żeby w ramach wyjątku, większość po prostu mnie informuje, że mieszka we Wrocławiu (jakbym zastrzeżenie poczynił dla mieszkańców Gdańska czy Krakowa) i w związku z tym odbierze osobiście. Odmowa wywołuje w najlepszym razie łagodne oburzenie i pouczenie, że to w trosce o mój czas (kupujący oczywiście nie zauważa tego, że marnuje mój czas, przysyłając mi zbędną korespondencję i zmuszając do odpisywania), a jeden z mniej delikatnych bez ogródek oświadczył mi, że jestem chory, skoro wolę iść na pocztę, niż spotkać się z nim na pętli, gdzie mam bliżej. Co ciekawe, to oburzenie jest czysto bezinteresowne, bo książkę wysyłam gratis, czyli nie ma oszczędności na kosztach wysyłki, pośpiech też nie gra roli, gdyż kupujący potrafi się zgłosić z taką prośbą po tygodniu, gdy kto inny zdążył w tym czasie dokonać przelewu i odebrać przesyłkę.
Ta sytuacja pokazuje dwie cechy Polaków: ignorowanie wszelkich niepasujących im obostrzeń oraz całkowitą niechęć do zastanawiania się nad motywacjami innych. Bo nie trzeba wielkiej inteligencji, żeby domyślić się, dlaczego książkę wolę wysłać. Nadaję sporo przesyłek (nie tylko związanych z Allegro), więc na pocztę tak czy tak w miarę często muszę chodzić, a mniej czasu zabierze mi dołączenie kolejnej przesyłki do kilku innych niż organizowanie odrębnego spotkania. Nie muszę też urządzać specjalnego pakowania, bo poradnik regularnie się sprzedaje, więc zwykle pakuję za jednym zamachem z dziesięć egzemplarzy, a potem tylko wpisuję na kopercie adres. Ale nawet gdyby pakowanie było czasochłonne, to pakuję, kiedy sobie zaplanuję, a nie odrywam się od komputera (co wytrąca mnie z rytmu pisania czy tłumaczenia), kiedy ktoś raczy przyjść po książkę. Bo w Polsce nie da się umówić na konkretną godzinę. Większość traktuje umówioną godzinę jako czysto orientacyjną z marginesem plus minus trzydzieści minut, jeśli nie więcej. Gdybym się umówił z kupującym na pętli, to stałbym tam pewnie jak ciołek i na niego czekał, nie wiedząc, co się dzieje, bo spóźnialscy jeszcze nie odkryli, że komórki można użyć do poinformowania o spóźnieniu. A gdybym zgłosił pretensje o spóźnienie, wysłuchałbym dziesiątek, zresztą całkowicie wiarygodnych, usprawiedliwień.
Bo nie wiem, czy zauważyliście, że ludzie dzielą się na tych, którzy po prostu robią to, czego się podjęli i na tych, którym na przeszkodzie w zrobieniu tego, czego się podjęli, stają wszelkie możliwe nieszczęścia i zdarzenia losowe. Jakby się akurat na tę część ludzkości uwzięły. I taki naznaczony ma zawsze absolutnie przekonujące wyjaśnienie, że absolutnie obiektywne czynniki uniemożliwiły mu po raz kolejny dotrzymania własnych zobowiązań.
Panie Pawle, a może właśnie w ten sposób (przez brak możliwości odbioru osobistego Poradnika) stracił Pan ogromną szansę na spotkanie ponętnej, długonogiej blondynki, przyszłego Vladimira Nabokova w spódnicy? Kto wie, jaka to piękność może oczekiwać pewnego dnia na pętli...
OdpowiedzUsuńA wiadomo to tak do końca w jakich okolicznościach Salman Rushdie poznał swoją (teraz już byłą) żonę, Padmę?
http://ll-media.tmz.com/2007/07/02/0702_padma_salman_fm-1.jpg
Chociaż z drugiej strony, gdyby na pętli czaiła się Elfriede Jelinek, to najpewniej zmykałbym, gdzie pieprz rośnie...
Nagabywałem Pana ostatnio na zwierzenia dotyczące życiowego wyboru filologii szwedzkiej... A ja już teraz wszystko rozumiem!
Pisał Pan niedawno:
"(...) Jestem zimnolubny i jak patrzę na zapowiedzi, że nasz klimat na stałe ma przerodzić się w śródziemnomorski, to mam ochotę wyemigrować na Alaskę (...)";
a dziś:
"(...) w Polsce nie da się umówić na konkretną godzinę. Większość traktuje umówioną godzinę jako czysto orientacyjną z marginesem plus minus trzydzieści minut, jeśli nie więcej (...)".
Pan po prostu najwidoczniej nie lubi "południowych" klimatów :(( Hiszpania czy Argentyna to zdecydowanie nie dla Pana :(
Mam nadzieję, że za Cortazara pod jednym z poprzednich wpisów Pan mnie nie "zabanuje" na blogowym forum :((
To nie tyle cecha Polaków (choć jest coś na rzeczy..), ale podczytując ostatnio literaturę kliniczną z zaburzeń osobowości - to..klasyczne objawy wielu jednostek. pozdrawiam M
OdpowiedzUsuń