poniedziałek, 18 czerwca 2012

O narządów używaniu

Przerzucając kanały, natrafiłem na „Kropkę nad i” z udziałem Kazimiery Szczuki i Tomasza Terlikowskiego. Moniki Olejnik nie oglądam, odkąd spostrzegłem, że nie słucha albo nie rozumie, co odpowiada jej rozmówca, tylko atakuje go wcześniej przygotowanymi pytaniami, często w świetle poprzedniej wypowiedzi nie bardzo mającymi już sens (proszę porównać, jak bez agresji, za to celnie punktuje polityków Konrad Piasecki). Tym razem jednak się zatrzymałem, gdyż starcie skrajnej feministki z religijnym fundamentalistą mogło być interesujące. Akurat rozmawiali o homoseksualizmie, dyskusję zdecydowanie wygrywał Terlikowski, bo choć prezentował poglądy rodem ze średniowiecza, opakowane tylko w polityczną poprawność, to Szczuka nie potrafiła ich obalić. Nawet tak błyskotliwej myśli, że homoseksualiści używają narządów płciowych „nie do tego, do czego są przeznaczone” (cytuję z pamięci).

Jak mniemam, zdaniem Terlikowskiego narządy płciowe przeznaczone są do robienia dzieci. I dlatego antykoncepcja jest zła, bo parka hetero, stosując antykoncepcję, też nie używa swoich narządów zgodnie z ich – boskim – przeznaczeniem. W takim razie nie trzyma się kupy, że Kościół dopuszcza kalendarzyk, bo przecież, kiedy redaktor Terlikowski sypia ze swoją małżonką w dni niepłodne, to też nie używa jej ani swoich narządów zgodnie z ich przeznaczeniem. Ba, można powiedzieć, że używa ich w sposób równie heretycki (nie heterycki) jak homosie. Dla przyjemności albo dla okazania miłości.

Teza, że należy używać narządów zgodnie z boskim zamysłem, jest niewątpliwie godna uwagi. Na przykład żołądek służy nam do tego, by napełniać go pokarmem. Jak wiadomo, żeby przeżyć, musimy jeść. Ale nie wszystko. Takie ciasteczko niekoniecznie, bo nie tylko zbędne, lecz także niezdrowe. Cukier grozi cukrzycą, tłuszcz otyłością. Obfita twarz redaktora Terlikowskiego, wyraźnie anoreksją niezagrożonego, powiedziała mi jednak, że redaktor nierzadko lubi po ciasteczko sięgnąć. Dla czystej przyjemności. Ale jak rozumiem, rozgrzesza go, że owo ciasteczko to zwykle – ortodoksyjnie – papieska kremówka.

Interesująca jest funkcja wątroby. Otóż, jak wiadomo, wątroba służy do zatrzymywania trucizn. Oczyszcza organizm po zatruciu, np. alkoholem. A skoro Bóg nas w ten narząd wyposażył i alkohol powstaje w naturalnym procesie fermentacji, niewylewanie za kołnierz jest zgodne z boskim zamysłem. To by wyjaśniało, dlaczego papież Marcin IV wołał „Ergo bibamus!”, a tylu księży idzie za jego wezwaniem.

Podążając za myślą podaną przez redaktora Terlikowskiego, warto się zastanowić, do czego zostały stworzone ręce. Na pewno do pracy i do modlitwy, a nie do podszczypywania dziewcząt czy dłubania w nosie. Tu jednak ktoś mógłby słusznie zapytać, dlaczego w takim razie palce tak idealnie pasują do dziurek. Do tych w nosie i u dziewcząt.

Albo takie nogi. Niewątpliwie służą do chodzenia. Nie do latania. Jakby Pan Bóg chciał, żeby człowiek latał, wyposażyłby go w skrzydła. Technicznie rzecz wykonalna, skrzydła mają przecież anioły. Ale nie wyposażył. Nie stworzył też pegaza, a żaden latający ptak nie jest na tyle duży, by go dosiąść. Wniosek: Pan Bóg nie chciał, żeby człowiek latał. A jednak redaktor Terlikowski wsiada do samolotu i nie krzyczy, że latanie to grzech.

Pytanie teraz, dlaczego rzecz niestworzoną przez Boga – mimo że nienaturalna – Terlikowski akceptuje, a homoseksualizm odrzuca z argumentem, że nienaturalny, choć to właśnie Pan Bóg stworzył homoseksualistów. Podobnie jak i redaktora Terlikowskiego. A przecież to, że akurat miał wtedy gorszy dzień (każdemu się zdarza), wcale nie uprawnia homoseksualistów do żądania, by redaktor Terlikowski zachowywał się tak, jak oni uważają, że powinien się zachowywać.

1 komentarz:

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.