poniedziałek, 21 listopada 2011

Między nami dyplomatami

Wreszcie ma się ukazać mój następny kryminał pt. „Gdzie mól i rdza”, tym razem rozgrywający się współcześnie we Wrocławiu (do pierwszego morderstwa dochodzi na ulicy Wrońskiego). Na stronie wydawnictwa pojawiła się już zapowiedź (na styczeń), a tak będzie wyglądała okładka:



W zamyśle miała to być pierwsza część całej serii, w której śledztwa prowadzi komisarz Marek Przygodny przy wydatnej pomocy dziennikarza (i przyjaciela) Jerzego Kuriaty. Na kontynuację nie mam jednak specjalnie siły, bo jestem zniechęcony niesłychanie długim szukaniem wydawcy i oszustwami ze strony tych, z którymi przyszło mi współpracować. Drugą część mam rozgrzebaną, więc pewnie ją skończę, ale jeśli wszystko będzie wyglądało tak jak dotychczas, to do trzeciej nie będę miał motywacji.

A wyglądało na przykład tak:
Kryminałem zainteresowało się wydawnictwo Magnetowid. Bardzo się zainteresowało, bo odpowiedziało błyskawicznie – po kilku tygodniach – i jeszcze przeprosiło, że musiałem długo czekać na odpowiedź. Tymczasem normalnie czeka się przynajmniej kilka miesięcy, jeśli w ogóle odpowiedź przychodzi, bo zwykle wydawnictwa nie raczą odpowiadać. Magnetowid nie jest zresztą wyjątkiem, posłałem im wcześniej „Niepełnych” i mnie olali, a wtedy nie widzieli bynajmniej powodu, by za olewanie przepraszać.

Bardzo miła pani Teodora z wydawnictwa Magnetowid oceniła, że kryminał ma niezwykle misternie i logicznie skonstruowaną intrygę, zaproponowała całkiem przyzwoite warunki i zażądała zmiany tytułu.

Z tytułem było tak, że długo nie miałem żadnego (dla odmiany, pisząc „Kanalię” i „Niepełnych” od tytułu niejako wychodziłem). Powoli zanosiło się na to, że będę wybierał między „Komisarz Przygodny na tropie” a „Jeśli dzisiaj jest wtorek, to mamy morderstwo”. Ale w końcu krzyknąłem „eureka”, tyle że bez wyskakiwania z wanny, bo posiadam jedynie prysznic. Tytuł „Gdzie mól i rdza” nie tylko był oryginalny, ale porządkował mi wątki, okazywał się szkieletem, na którym oparła się cała struktura powieści. Odpisałem więc przemiłej pani Teodorze, że zmiana tytułu nie wchodzi w grę, tej powieści pod żadnym innym nie wydam (w sumie jedyny tytuł, na którego zmianę bym się zgodził, to było „Między prawem a sprawiedliwością”, ale akurat tego nikt mi nie chciał zmieniać).

Przesympatyczna pani Teodora przyznała, że tytuł ma ścisły związek z akcją, ale poinformowała mnie, że jakaś Zosia czy Henia z działu handlowego uważa, że książka pod tym tytułem się nie sprzeda. A co za tym idzie, powinienem go zmienić, bo pani Zosia czy Henia „się zna”. I pani Teodora zaproponowała swój tytuł. Jaki, podać nie mogę, bo z miejsca ujawniał on połowę intrygi, ale gdyby Szekspir chciał wydać w Magnetowidzie „Romea i Julię”, zażądano by od niego, by nadał dramatowi tytuł „Tragicznie zakończona miłość kochanków z Werony”. Poza kompetencjami pani Zosi czy Heni do zmiany tytułu miało przekonać mnie też oświadczenie pani Teodory, że „zgodnie z prawem i zwyczajem o tytule decyduje wydawca”.

Przeurocza pani Teodora, chociaż miała przed sobą trzysta stron maszynopisu, z którego – jak sama przyznała – jasno wynikało, że potrafię logicznie myśleć, nie wiadomo dlaczego założyła, że tę umiejętność zatracę podczas negocjacji. No bo gdybym nawet nie znał prawa i nie wiedział, że twierdzenie, jakoby o tytule decydował wydawca, jest ordynarnym kłamstwem, to musiałbym sobie postawić pytanie: dlaczego wydawca usiłuje mnie przekonać do zmiany tytułu, jeśli nie musi się na mnie oglądać?

Współpraca z wydawnictwem, które na dzień dobry próbuje oszukać autora, niezbyt mi się uśmiechała, ale w tym momencie miałem już za sobą parę odmów, więc zacisnąłem zęby i grzecznie odpisałem, że mimo opinii pani Zosi czy Heni pozostaję przy swoim, jeśli wydawnictwo chce książkę, proszę uprzejmie, ale pod tytułem „Gdzie mól i rdza”, inaczej wycofuję propozycję i dziękuję za poświęcony mi czas.

Przemiłą panią Teodorę, która najwyraźniej spodziewała się, że ulegnę, że wydanie będzie dla mnie nadrzędne kosztem dowolnych ustępstw, i która najwyraźniej na książkę bardzo liczyła, szlag trafił. Cieniutka pozłota ogłady spłynęła do rynsztoka i pani Teodora oświadczyła, że bardzo dobrze, że wycofuję propozycję, bo Magnetowid nie ma ochoty wydawać książek autora, który jest pozbawionym kultury chamem i upartym osłem odrzucającym wszystkie sugestie wydawnictwa.

Co do sugestii sprawa była oczywista: wydawnictwo zgłosiło jedną (zmiana tytułu), tę jedną odrzuciłem, czyli rzeczywiście wszystkie, nie trzeba kończyć matematyki, żeby wiedzieć, że jeden z jednego to jest 100%. Nie wiedziałem natomiast, dlaczego jestem chamem. Sprawdziłem, czy przypadkiem nie napisałem pani Teodorze, co sobie o niej pomyślałem, kiedy próbowała mnie okantować, bo czasami mnie nosi i mówię ludziom szczerze, co o nich myślę. Ale nie, korespondencja była w pełni dyplomatyczna. I o to poszło. Okazało się, że chamem jestem dlatego, że odpisując na kolejne maile, zrezygnowałem już ze wstępów typu „Szanowna Pani”, czego zdaniem pani Teodory nie miałem prawa zrobić, bo to była „oficjalna korespondencja”. W tej „oficjalnej korespondencji” pani Teodora posługiwała się od drugiego maila formą „panie Pawle”, oszukiwanie ludzi nie jest dla niej przejawem braku kultury, brakiem kultury jest niezachowanie w mailach standardów korespondencji dyplomatycznej.

29 komentarzy:

  1. Pana wszystkie puenty mnie, że tak powiem rozkładają mnie totalnie :) A tytuł bardzo mi się podoba, w takim pozostaje nam czekać na książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo i z tego wszystkiego z tej spontaniczności wkradł się chochlik klawiaturowy i "mnie" pojawiło się dwa razy.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka również mi się podoba, bo ja lubię proste rzeczy, klasyczne. I na pewno oryginalna, ale mnie osobiście bardzo intryguje ten mózg:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie osobiście również, żeby nie było:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tu nie tyle chodzi o mózg, co brak włosów, ale to już odsyłam do książki :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. A i pewnie przeczytam, bo jest Wrocław w tle. Co prawda już się z niego wyprowadziłam, ale dalej jest w zasięgu ręki, więc będę mogła zwiedzić ulice gdzie miały miejsce zbrodnie:) Bo przyznam szczerze trochę tęsknie za tym miastem.

    OdpowiedzUsuń
  7. To tym bardziej muszę, bo ten brak włosów mnie zainteresował:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Okładka bardzo mi się podoba - intrygująca, w jakiś sposób renesansowa w moim odczuciu. Nie czytałam dotąd żadnej Pana książki, więc postaram się to nadrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  9. No jak to tak, tyle już napisałem :-) Ale zaczęcie od "Mola" nie jest złym pomysłem, to najlżejsza z moich książek, rozrywka jest na pierwszym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję nowej książki! Okładka znacznie lepsza od ostatniej:)

    OdpowiedzUsuń
  11. I tytuł, i okładka są fajne, słusznie się Pan uparł, powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję.
    Ania: Okładka też mi się dużo bardziej podoba, poprzednio było dobrze na etapie pokazanego mi projektu, ale do druku poszedł znacznie ciemniejszy i wyszło nieciekawie.

    Książkowo: No właśnie nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w wydawnictwach uważają, że czytelnicy mają mózgi spod sztancy i czegoś oryginalniejszego nie będą w stanie zaakceptować.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z punktu widzenia potencjalnej czytelniczki: tytuł jest właśnie atutem. Jest intrygujący, oryginalny, zapada w pamięć - nie bardzo wiem, czego oczekiwała pani Henia czy Zosia, ale - jak już inni wspomnieli - słusznie się Pan uparł. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy "zasada dwóch płynów" została w książce zachowana? Bo jak nie, to nie czytam...

    OdpowiedzUsuń
  15. Z ciekawości chciałbym spytać: dlaczego, mając własne wydawnictwo, wybiera Pan opcję użerania się z innymi wydawcami?

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobre pytanie tez chciałbym wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie jest powiedziane, że właśnie od tej Pana książki zacznę:) Zobaczymy, która mi po prostu w ręce wpadnie;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Fraa: Pani Zosi i pani Teodorze, jeśli połączyć ich preferencje, najbardziej odpowiadałby pewnie tytuł „Dziewczyna, którą nad rozlewiskiem zamordował mężczyzna, który się uśmiechał”.

    Turning Torso: Zasada dwóch płynów nie została zachowana, ale czerwonego jest obficie, bo mi się liczba zaplanowanych trupów podwoiła, więc może jednak się Pan skusi :-)

    Anonimowy: Sprawy organizacyjne wydawnictwa pochłaniają masę czasu, a mnie średnio bawią, wolę pisać. Poza tym jako wydawca muszę użerać się z hurtownikiem, więc na jedno wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  19. Szkoda - nazwisko komisarza jednoznacznie wskazuje przecież na niechęć do stałych związków i rozrywkowe podejście do spraw damsko-męskich...

    No, ale przynajmniej okładka już nie wygląda jakby pracował nad nią grafik specjalnej troski (vide: "Między prawem a sprawiedliwością").

    By the way, czy wydawnictwo Magnetowid ma siedzibę na Górnym Śląsku? Bo pasuje mi trochę prawdziwa nazwa i profil wydawniczy...

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie powiem, przecież nie po to tak starannie kamufluję prawdziwe nazwy opisywanych wydawnictw, żeby potem ułatwiać odgadywanie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Do anonima, którego komentarz usunąłem: jak chcesz mnie o coś oskarżać, przedstaw jakieś inne dowody poza własnym wewnętrznym przekonaniem, że wszyscy stosują wobec siebie podobnie niskie standardy moralne jak ty.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ponieważ mam serdecznie dosyć odważnych inaczej anonimów, informuję, że wszelkie anonimowe komentarze nieodnoszące się ściśle i w sposób merytoryczny do tematyki postów będę kasował. Chcesz występować w roli moralnego autorytetu i mnie pouczać, to miej cywilną odwagę poinformować, kim jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  23. Taa, właśnie to jest odwaga cywilna ludzi. Zmieszać kogoś z błotem, najlepiej jako anonim. Obrażać mają odwagę, ale przedstawić się to już zabrakło pewności siebie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Paweł - już nie mogę się doczekać kolejnej Twojej książki
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  25. Faktycznie, warto było zacząć od tej książki :-)

    OdpowiedzUsuń
  26. Trafiłam tutaj z nowszej notki i nie potrafię zrozumiec wydawnictwa: tytuł jest ciekawy i w połączeniu z okładką robi klimat. Może problem polega na tym, że nie wygląda na pierwszy rzut oka na kryminał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem. Książkę z powodu tytułu odrzucił Magnetowid, okładka jest z Oficynki, która ostatecznie wydała książkę.

      Usuń
    2. Moja teoria upada. Szkoda, bo rozwijałam ją sobie i postawiłam tezę, że wydawnictwa lubią, gdy okładka i tytuł od razu zdradzają gatunek, poziom, a najlepiej też zakończenie, a wszystko nie spełniające tych kryteriów jest potencjalnie nieatrakcyjne. Dla wydawnictw.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.