sobota, 8 października 2011

Półkobiety

Pewien czas temu „Wyborcza” opisała (niestety, nie mogę odnaleźć tego artykułu), jak w jakiejś gminie burmistrz czy wójt zatrudnił chyba w charakterze asystentki młodą dziewczynę, co oburzyło jej konkurentkę, kobietę o dwadzieścia lat i kilogramów starszą. Oburzona zarzuciła wójtowi, że ten nie przestrzega parytetów. Niezbyt rozgarnięty dziennikarz zgodził się z tym zarzutem i odpytywał samorządowca z łamania ustawy kwotowej, choć z listami wyborczymi nie miało to nic wspólnego, a nawet gdyby miało, to zatrudniona jako żywo była kobietą.

Opisana sytuacja to klasyczny przykład, jak partyjne doły zapominają albo nie zdają sobie sprawy, że intencje, z jakimi liderzy podejmują różne działania, trzeba ukrywać i mydlić „ciemnemu ludowi” oczy. Tak zwane feministki (dlaczego tak zwane, patrz tutaj) wywalczyły dla swego środowiska politycznego pod płaszczykiem walki o równouprawnienie parytetowy przywilej. „Feministka” w terenie wie, co się jej należy, ale zaślepia ją pazerność na stanowiska albo nie jest na tyle inteligentna, by tę pazerność opakować w oficjalnie głoszoną przez własne ugrupowanie ideologię.

Sprawa nie byłaby warta komentowania (dlatego nie zachowałem sobie artykułu), gdyby nie zaskakujące przyznanie się czołowej przedstawicielki czy raczej nieformalnej przywódczyni tak zwanych feministek, że ten cały parytet dla kobiet to jest pic na wodę, fotomontaż, a tak naprawdę chodzi o to, żeby do władzy doszły krewne i znajome króliczki. Otóż Magdalena Środa w artykule pt. Wilk, owca i kwoty zarzuciła partiom politycznym, że obchodzą ustawę kwotową. Jak obchodzą? Czy na przykład wymuszają na kobietach, które znalazły się na listach, rezygnację z kandydowania? Nie. Obchodzą, bo wystawiły kobiety „młode, piękne, które nie mają w polityce nic do powiedzenia. (...) nie będą samodzielne, nie wychylą się, a na pewno nie będą interesowały się problematyką równości, solidaryzmu, emancypacji czy – nie daj Boże – feminizmu!” O ile mi wiadomo, ustawa nakazuje zapewnić na listach wyborczych 35% miejsc kobietom, a nie kobietom, które mają takie same poglądy jak Magdalena Środa. Czy osoba płci żeńskiej, młoda, piękna przestaje być kobietą, bo nie interesuje się problematyką równości i solidaryzmu? Czym więc jest? Półkobietą? Przedstawicielką czwartej płci? Zauważmy przy tym, że gdyby jakikolwiek mężczyzna z faktu, że dana kandydatka jest młoda i ładna, ośmielił się wysnuć wniosek, że jest głupia („nie mają nic do powiedzenia”) i na pewno chodzi na męskim pasku („nie będą samodzielne”), niemłode i nieładne feministki rozszarpałyby go na strzępy.

Innym przykładem nierespektowania parytetów, jaki przytacza Środa, jest zastąpienie Wandy Nowickiej „młodą działaczką SLD”, bo Nowicka jest „bardziej samodzielna i zaprawiona w politycznych bojach, a więc mniej posłuszna przywództwu”. Skoro Nowicka jest taka zaprawiona w politycznych bojach, to jakim cudem przegrała konkurencję o miejsce na liście z młodą działaczką SLD? To pytanie odnosi się tylko do wywodu Środy, bo fakty są takie, że Nowicka sama zrezygnowała, gdyż nie dostała tak wysokiego miejsca, jakie chciała dostać. A że nie dostała, nie miało żadnego związku z jej płcią, tylko z brakiem przynależności do SLD. Nie ma nic dziwnego w tym, że partia plasuje wyżej swoich członków niż kandydatów z próbujących podczepić się pod nią organizacji. Podobny los spotkał Biedronia.

Twierdzenie, że wystawienie kobiety młodszej, mniej samodzielnej i bardziej posłusznej przywództwu jest obchodzeniem ustawy kwotowej, średnio pasuje do oficjalnego uzasadnienia, jakie przedstawiały feministki, forsując parytety: a mianowicie, że miało to zapewnić większy udział kobiet w życiu publicznym. Bo nawet wystawienie kobiety całkowicie niesamodzielnej i ślepo posłusznej przywództwu, ba, uważającej, że miejsce kobiet jest w kuchni przy dzieciach, a mężczyźni są od zarabiania pieniędzy i polityki, byłoby zgodne nie tylko z literą, ale i z duchem tej ustawy. Po pretensjach Środy widać więc wyraźnie, że wcale nie chodziło o większy udział kobiet, tylko o większy udział feministek. Tak zwanych feministek. Bo trudno zakładać, żeby „młoda działaczka SLD” miała antyfeministyczne poglądy. Środa zdaje sobie z tego sprawę, więc wystawienie „młodej działaczki” aż tak bardzo jej nie boli jak wystawianie przez PiS tradycyjnie myślących kandydatek. I się o nią upomina, krytykując Napieralskiego, że przed „młodą działaczką” dał na liście Kalisza i Balickiego. Napieralski pewnie mocno się zdziwił, kiedy przeczytał, co nim kierowało: „partia musi odtworzyć patriarchalną hegemonię, której kobiety (i młode, i stare) nie powinny zaszkodzić”. Wziąwszy pod uwagę dorobek polityczny, znaczenie i charyzmę Kalisza i Balickiego, niewiele jest osób (w tym również mężczyzn), które mogłyby ich przeskoczyć, a na pewno nie są to działaczki/działacze bez wyrobionych nazwisk, więc interpretacja, jaką dorabia do tego Środa, pokazuje jej zaślepienie. W sposób typowy dla fanatyka (sorry: fanatyczki) wszędzie widzi dyskryminację kobiet, w czym dzielnie sekundują jej inne tzw. feministki. Znieczulenie przy porodzie nie jest refundowane? Dyskryminacja kobiet! To, że na geriatrii brakuje łóżek, nie jest dyskryminacją starych ludzi, tylko wynika z niedofinansowania opieki zdrowotnej, to, że na endoprotezę czeka się kilka lat, nie jest dyskryminacją kulawych, po prostu NFZ skąpi, to, że osoby chore na cukrzycę nie mogą się doprosić lepszej insuliny, nie jest dyskryminacją diabetyków, tylko ze składek zabrakło, ale brak refundacji znieczulenia przy porodzie jest dyskryminacją kobiet. Co ciekawe, w dyskryminacji bierze udział kobieta, bo Ewa Kopacz jako minister zdrowia ma przecież w tej kwestii coś do powiedzenia, ale rozumiemy, że Ewa Kopacz jest taką samą półkobietą jak te „młode i piękne”, więc nie można brać jej pod uwagę i dyskryminują „patriarchalni hegemoni”.

Pretensje, że Jarosław Kaczyński nie umieścił na listach PiS-u feministek, pokazują też, że jak każdy fanatyk pani profesor powoli traci umiejętność rzeczowej oceny zachodzących zjawisk i zdarzeń. Partie tworzą ludzie o podobnych poglądach, a PiS w sprawie równouprawnienia kobiet (i nie tylko) ma poglądy archaiczne, domaganie się, żeby z jego list startowały kobiety, które będą podważać linię partii, jest co najmniej kuriozalne. Równie dobrze można by się domagać, żeby etatystyczne i homofobiczne PiS wzięło na swoje listy kandydatów wskazanych przez Leszka Balcerowicza albo Roberta Biedronia. Byłoby to zakwestionowanie zasad funkcjonowania partii politycznych i prawa obywateli do zrzeszania się wokół takich poglądów, jakie reprezentują i o jakie chcą walczyć. Do tego dochodzi okoliczność, już nie taka w demokracji normalna, że w PiS obowiązuje kult Jarosława Kaczyńskiego. Kto myśli inaczej niż prezes i daje temu wyraz, wylatuje. Wyleciał Dorn, Ujazdowski, Zalewski. Ktoś, kto powiedziałby, że był to przejaw dyskryminacji mężczyzn, tylko by się ośmieszył. Tak samo ośmiesza się feministka, która twierdzi, że Jarosław Kaczyński dyskryminuje kobiety, bo nie rezygnuje ze swojego sposobu zarządzania partią i nie przestaje otaczać się klakierami. Jarosław Kaczyński zachowałby się identycznie, gdyby wprowadzono parytety dla niepełnosprawnych (ciekawe czemu nie ma), wziąłby na listy tych, którzy będą go słuchać, i tylko jakiś skrajnie zacietrzewiony kuternoga mógłby utrzymywać, że Kaczyński obchodzi zapis ustawy, bo wziął na listy głuchych, którzy akurat mają od kuternogi odmienne poglądy i nie zamierzają realizować jego interesów.

Proponuję, żeby wyjść naprzeciw postulatom profesor Środy et consortes. Zrezygnujmy z półśrodków w postaci parytetów, skoro partie nie rozumieją, czego tak zwane feministki od nich chcą, a jeśli rozumieją, to nie zamierzają się do tego stosować. Zlikwidujmy ten idiotyczny demokratyczny system, w którym o tym, kto zasiada w parlamencie decyduje społeczeństwo, skoro połowa tego społeczeństwa nie pojmuje, że ma wybierać nie wedle kwalifikacji, poglądów i dokonań kandydata, tylko kierować się jego płcią. Postuluję, żeby do konstytucji wprowadzić urząd papieżycy, który dożywotnio obejmie Magdalena Środa, i przyznać jej prawo do wskazywania połowy składu parlamentu. Wtedy będziemy mieli pewność, że w Sejmie zasiądą w należnej liczbie kobiety z prawdziwego zdarzenia, a nie żadne aniołki, paprotki, młode, piękne czy inne podgatunki kobiet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.