W ramach akcji TOP10 blogerzy wskazują dziesięć powieści miłosnych, które im się najbardziej podobały. I ja się dołączę. Kolejność alfabetyczna, bo przydzielanie miejsc byłoby bluźnierstwem. Większość czytałem bardzo dawno temu, więc uwagi mogą mieć niewielki związek z treścią, piszę po prostu, jakie zostało wrażenie, co zachowało się w pamięci.
„Bóg rzeczy małych” Arundhati Roy - duszna atmosfera, zakazana miłość.
„Giaur” George Gordon Byron - czytałem i myślałem „Boże, ale to piękne”.
„Komu bije dzwon” Ernest Hemingway - niektórym dane były tylko trzy dni. Chociaż jak się czyta „Lalkę”, to widać, że aż trzy. No i ziemia się ruszyła.
„Lalka” Bolesław Prus - powieść o miłości niespełnionej też jest o miłości. Lepsza taka niż żadna?
„Między nami nic nie było” Adam Asnyk - często wierszem można powiedzieć więcej.
„Niebłahe igraszki” Hjalmar Söderberg - czy kobiety muszą być takie podłe?
„Pierwszy krok w chmurach” Marek Hłasko - intymna chwila.
„Poniedziałki z Fanny” Per Gunnar Evander - szare dni, szare życie, szarzy ludzie, miłość też szara, a jednak piękna.
„Romeo i Julia” William Szekspir - nie przypadkiem imiona symbole.
„Wichrowe wzgórza” Emily Brontë - pamiętam tylko, że mnie urzekła.
Jestem świeżo po lekturze Lalki - świetna książka! Właściwie żałuję, że jest lekturą szkolną, bo wielu ludzi zniechęca to do czytania ;) Zgadzam się również z umieszczeniem na liście Asnyka i Emily Bronte :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń"Wichrowe wzgórza" uwielbiam:)
OdpowiedzUsuń