sobota, 5 lutego 2011

Szanowny Panie Autorze!

Mam na imię Marika i ostatnimi czasy czytałam Pana książkę pt. „Niepełni”. Jestem oburzona.

Tak zaczynał się e-mail od gimnazjalistki, która ostro (ale nie niegrzecznie) objechała mnie, że zakończenie powieści nie wypadło po jej myśli. Bura wprawiła mnie w znakomity humor, bo to jest po prostu cudowne, kiedy czytelnik do tego stopnia przeżywa książkę, że ma ochotę udusić autora.

Gdy uczciłem to lampką wina, zastanowiło mnie, dlaczego gimnazjalistka czyta „Niepełnych”. Książka jest zdecydowanie za trudna na ten wiek, owszem, nie w warstwie fabularnej, ale żeby coś więcej z niej wynieść, trzeba mieć za sobą trochę życiowych doświadczeń i to niekoniecznie tych najlepszych. W kolejnym mailu Marika sama wyjaśniła mi zagadkę, okazało się, że „Niepełni” są – fanfary! - lekturą w wojewódzkim konkursie polonistycznym.

Tego niewątpliwego sukcesu (minusy związane ze statusem lektury pozwolę sobie tu pominąć) nic na początku nie zapowiadało. Przeciwnie. O książce nie zająknęła się żadna ogólnopolska gazeta, co dla autora rozpieszczonego po debiucie zainteresowaniem „Rzeczpospolitej”, „Newsweeka”, „Życia Warszawy” i „Przeglądu” było dosyć przykre. Pocieszyłem się, że przyczyną braku prasowych recenzji jest zapewne lansowanie przez wydawnictwo książki jako harlequina, przez co poważni krytycy w ogóle nie biorą jej do ręki. Został Internet, ale tu też nie było dobrze. Kiedy zobaczyłem pierwszą recenzję, o mało mnie szlag nie trafił. Nie dlatego, że była negatywna - jednym książka będzie się podobała, innym nie i jeśli autor nie jest w stanie przyjąć tego do wiadomości, to skończy z wrzodami żołądka – tylko dlatego, że jej autorka ujawniała jeden z kluczowych faktów w powieści. Zwrot akcji, przełom podkreślony nowym rozdziałem, zaskakujące wydarzenie stawiające całą dotychczasową fabułę w nowym świetle recenzentka ujawniała z niefrasobliwością krytyków imbecyli zdradzających, jaki ostatecznie los spotkał Kurta Wallandera. Wysłałem do niej maila z pretensjami, że nie ma prawa pozbawiać innych przyjemności z lektury i pisać tak, jakby już wszyscy książkę znali. Że jest to powieść, przy której czytelnik zadaje sobie pytanie „co będzie dalej?”, a nie tylko „dlaczego tak się stało?” i opowiadanie mu przełomowego wydarzenia fabuły jest niedopuszczalne. Recenzentka odpisała mi, że… nie przeprosi mnie za negatywną opinię o książce. I w Merlinie, w którym na szczęście opublikowała tylko fragment tej recenzji, wystawiając mi dwie gwiazdki, dołożyła jeszcze raz ten sam fragment tym razem już tylko z jedną gwiazdką. Zachciało mi się dyskutować z idiotką, to miałem za swoje.

Ponieważ dział handlowy wydawnictwa zakończył swoje działania promocyjne na dołożeniu mi podtytułu (o tej sprawie pisałem tu i tu), musiałem sam zakręcić się wokół propagowania „Niepełnych”. Przypomniałem sobie Matyldę, która zrecenzowała tłumaczoną przeze mnie Sztukę bycia Elą Johanny Nilsson, wykazując ogromną empatię dla tytułowej bohaterki. Świadczyło to o wrażliwości pozwalającej wczuć się również w losy Edyty i Jacka, bo obie książki są adresowane do tego samego czytelnika. Co z kolei dawało szansę na pozytywną recenzję, bo złe opinie o dobrych książkach biorą się przecież stąd, że recenzentowi obce są doświadczenia bohaterów i brakuje mu wyobraźni, by tę lukę zapełnić. A ja byłem przekonany, że napisałem dobrą książkę. Zapytałem więc Matyldę, czy nie zechciałaby się z nią zapoznać. Przyjęła propozycję bez większego entuzjazmu i książka trochę się u niej przeleżała, ale kiedy w końcu wzięła ją do ręki, to… Zresztą proszę samemu przeczytać.

I Matylda chyba odczarowała to początkowe fatum, bo nagle z czeluści Internetu zaczęły wyłaniać się wypowiedzi świadczące o tym, że powieść jest czytana, że się podoba, że wywołuje emocje:
„na Niepełnych kolejka w bibliotece długa”, „kolonie przesiedziałam nad książką, bo nie mogłam się oderwać”, „przeryczałam scenę jak…”. I pojawiły się kolejne pozytywne recenzje, a ostatnia zaledwie przed paroma dniami na blogu Życiowa pasja bibliofila. Niezwykle trafna i wnikliwa, co pozwoliło mi się cieszyć pochwałami, bo w innym przypadku moja uciążliwa samoświadomość wystawiłaby głowę i rzekła: „Co szczerzysz zęby, baranie? przecież kadzą ci za coś, czego nie napisałeś.”

11 komentarzy:

  1. Czytałam te recenzje i sama nabrałam ochoty, żeby się z książką zapoznać.
    I winszuję dobrych recenzji, to chyba takie kamyczki, te od lawiny - czego życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Pawle!

    Ja również biorę udział w konkursie języka polskiego. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła sięgnąć po "Niepełnych", gdyż słyszałam o tej książce wiele pozytywnych opinii. Jednak teraz, poszukując jej, zrozumiałam, dlaczego etap wojewódzki nazywany jest "najtrudniejszym". Myślę, że organizatorzy chcą zrobić z nas łowców, którzy powinni zacząć polować na określone okazy. Oczywiście, nie mogą być one pospolite! Są to wspaniałe gatunki, które ciężko zdobyć. Ale jeśli komuś się to uda, przeżyje niesamowitą przygodę, której już nigdy nie zapomni. Tak samo jest w przypadku lektur konkursowych - dobrano wspaniałe pozycje, jednak prawie niedostępne w bibliotekach. Tylko od nas zależy, w co się uzbroimy i jaką obierzemy taktykę, wybierając się na polowanie.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnes - Dziękuję, tylko proszę się nazbyt nie sugerować zachwytem, bo wtedy człowiek oczekuje za dużo i bywa rozczarowany

    Deline - Ale ja naprawdę nie mam wpływu na to, co kupują biblioteki. Jeśli już to Matylda :-)Jerzmanowicka biblioteka dała jako opis książki fragment jej recenzji. Ciekawe, czy to recenzja ich zachęciła do zakupu, czy potem znaleźli. Możliwe że to pierwsze, bo po co szukać innego opisu, niż ten z okładki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Osobiście bym Pana spoliczkowała gdyby dojść miało do konfrontacji, przez to zakończenie. Te fajansiarskie "opakowanie" przykuło mój wzrok od razu, dzięki tym którzy wbrew Panu zmienili oprawę, książkę przeczytałam. Dobry to znak. Nie omieszkam Panu wspomnieć, że tak nieprzemyślanego zakończenia jeszcze nie widziałam. To niby ma być moralitet? Wszystko się kończy, taka kara od losu, bo niby mało się bohaterka nacierpiała? Pańska bezczelność skrzywiła miliony czytelniczych psychik, bo to tak jakby Pan odebrał nam tlen. Treść do "konsumpcji" tak brutalnie odebrana nam sprzed nosa. Przedsmak triumfu, bo ona ma promyczek nadziei, a za chwilę musimy obejść się smakiem, bo to wszystko czysty fałsz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Powściągnij trochę języczek, młoda damo, nie zwracasz się do swojego kolegi.

    OdpowiedzUsuń
  8. A i owszem, zważam na ten fakt.

    OdpowiedzUsuń
  9. Brr, aż zabolało po oczach, nazywanie kobiety idiotką i proszenie o powściągiwanie języka jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Książka owszem, zachęca opisem z okładki i opiniami, ale również kończy się nie tak jak byśmy chcieli. To źle? Należy o to mieć pretensje? Już sama sytuacja, aż czasem "przesłodzona" bodzie nas i podszeptuje, że to zaraz się rozleci, tylko czekać aż stanie się coś niedobrego. W każdym razie ja takie podszepty słyszałam. Gdyby moja podświadomość nie miała racji ucieszyłabym się? Nie wiem. Była by to kolejna książka, którą owszem, przeczyta się w jeden wieczór, ale która niewiele w nasze życie wniesie. Zakończenie nieszablonowe (nurtuje mnie czy już zaczynając pisać wiedział Pan jak to się skończy ?), ale skłaniające do przemyśleń i sprawiające, że odkładając ją po przeczytaniu ostatnich stron nadal siedzi się w fotelu, a w głowie kłębią się myśli "co by było gdyby? jak pięknie tak kochać? co bym zrobiła na jej/jego miejscu..".
    Dziękuję Panu za tę książkę. Pochłaniając jedną za drugą rzadko któraś na chwilę mnie przy niej zatrzyma. A czy odebrała mi tlen, jak ktoś wcześniej napisał w opinii? Raczej wtłoczyła mi w płuca kolejną partię. Nie liczyłam na romans, nie ważne z jakim zakończeniem, więc może stąd mój brak rozczarowania. Ci którzy oczekują tego rodzaju lektury może nie powinni po nią sięgać ? Po "Gdzie mól i rdza" nawet trudno podejrzewać Pana o szablonowe kobiece czytadło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te refleksje. A odpowiadając na Pani pytanie: Tak, od pierwszych zdań książki wiedziałem, jakie będą ostatnie.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.