sobota, 19 lutego 2011

Lem

W komentarzach do recenzji „Wizji lokalnej” na blogu Kochajmy książki zszokowany odkryłem tłumek zrażonych do Lema. Zrażonych, bo musieli go czytać w szkole, zanim jeszcze do Lema dorośli. Tych polonistów (bo to chyba poloniści o tym decydują), którzy wprowadzili jego książki jako lekturę w podstawówce, należałoby pociągnąć do odpowiedzialności za sabotaż i podstępne niszczenie polskiej literatury. Lem jest dla dojrzałych czytelników i powinien być jak alkohol w Stanach, dozwolony od 21 lat.

Sam sięgnąłem po Lema w ósmej klasie podstawówki, nie był wtedy jeszcze lekturą, po prostu stał na półce w domu. Było to jakieś opowiadanie, z którego nic nie zrozumiałem. Nie zraziłem się, bo zupełnie mi wówczas nie przeszkadzało, że nie wiem, co czytam. Dzielnie docierałem do ostatniej strony, po czym taki za trudny dla mnie autor szedł wprawdzie na dłuższy czas w odstawkę, ale nie żywiłem doń żadnej awersji i zawsze następował moment, że do niego wracałem. A kiedy wróciłem do Lema, to wsiąkłem. Potem, gdy przeczytałem większość tego, co napisał, chciałem sięgnąć po innych autorów science fiction, bo wydawało mi się, że tak jak w przypadku kryminałów będzie ich wielu i piszących podobnie, i z dużą przykrością odkryłem, że Lem jest absolutnie wyjątkowy i nie mam już co czytać. Inni autorzy, z wyraźnym wysiłkiem wymyślający rzeczywistość przyszłych tysiącleci, dumni z każdego wynalazku, który wykoncypowali, wypadali bardzo blado na tle Lema tworzącego zaawansowane technologie jakby od niechcenia. I podczas gdy Lem wykorzystywał tę scenerię, żeby coś powiedzieć o człowieku, dla tamtych była dekoracją do westernowych wydarzeń.

Jako zagorzały wielbiciel Lema nie mogłem oczywiście przeoczyć „Awantur na tle powszechnego ciążenia”, ale żałuję, że po te synowskie wspominki sięgnąłem. Lem jawi się w nich jako ciapowaty niezguła nie bardzo mający pojęcie, co się wokół niego dzieje. Przestudiowałem recenzje i wiem, że tylko ja taki obraz Lema z tej książki wyniosłem, więc pewnie niesłusznie, ale wyniosłem i mleko się rozlało. I kiedy już myślałem, że przesłoni mi jego twórczość, z radością odkryłem, że nie wszystko Lema przeczytałem. Umknął mi „Obłok Magellana”. I teraz celebruję tę powieść, „polemizując” z „Awanturami”: „Nie zauważył, że żona siedziała w samochodzie? I co z tego? Przecież t y l e widział!”

3 komentarze:

  1. Skoro Lem jest o 21 roku życia to ja muszę jeszcze poczekać dwa lata... Ale jest to autor obowiązkowy do przeczytania. :)


    A w ogóle to bardzo się cieszę, że natrafiłam na Pana bloga, bo właśnie przeczytałam "Niepełnych", napisałam u siebie recenzję tej książki (caaaaaały dzień ją czytałam!) i bardzo mnie uradowało, że jej autor prowadzi bloga.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tam do licha, rzeczywiście Lem przez to, że jest w lekturach, jest tak znienawidzony? Czytałam "Niezwyciężonego" w tym samym okresie, gdy na tapecie był May i Cooper, Lem zdawał mi się lepszy, niż te wszystkie westernowo-przygodowe pozycje. No ale co kto lubi, wiadomo...
    Książkę Tomasza Lema też czytałam, obraz Stanisława Lema też wyniosłam, swój odrębny, zupełnie inny niż prezentowany powyżej. Tutaj
    Ale twórczości mi nie przesłonił, jakiś czas temu chyba nauczyłam się oddzielać autora od jego dzieła. Nie całkowicie oczywiście, ale na tyle, by jakieś animozje do osoby nie przesłaniały mi jakości utworu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli bardzo różny odbiór "Awantur". One byłyby świetne jako fragment pełnej biografii, ale na taką biografię jeszcze za wcześnie.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.