piątek, 16 września 2016

Czarna wdowa – w odcinkach (6)

Paweł Pollak

PERFEKCJONISTA

ze zbioru „Czarna wdowa”

odc. 2 (ostatni)


– Co?!
– Chcę rozwodu.
– Dlaczego?!
– Bo cię nie kocham.
– Co to za powód?
Przez chwilę rozważał, czy sięgnąć po ten argument, i uznał, że nic nie stoi na przeszkodzie. Nie był jednym z tych mężów, którzy znajdowali sobie kochankę, ale musieli ukrywać ją przed żoną, bo tak naprawdę nie chcieli niczego w swoim małżeństwie zmieniać.
– Mam zamiar ożenić się z inną.
– Co?! Z kim?!
– Nieważne.
– Co nieważne?! Jakaś szmata rozbija mi udane małżeństwo, a ty mi mówisz, że nieważne, co to za szmata?!
Pomyślał, że gdyby nie zadzwonił do Samanthy, nigdy by się nie dowiedział, że stanowili z Eleanore udane małżeństwo.
– Bo jest to bez znaczenia.
– A co ona takiego ma, czego ja nie mam?!
W duchu poczynił złośliwe spostrzeżenie, że długo by wymieniać, a zacząć trzeba by było od pytania odwrotnego, czego Samantha nie miała: masy kilogramów. Po namyśle powiedział jednak:
– Interesuje się mną. I tym, co robię. Kiedy pokazałem jej moje modele, zaciekawiły ją, posłu…
– Co?! Ta dziwka była w moim domu?! Jak śmiesz ją tu przyprowadzać? Nie dostaniesz żadnego rozwodu, wybij to sobie z głowy! Jeśli chcesz, możesz z gołą dupą wynieść się w tej chwili do tej kurwy, ale wiedz, że wniosę o takie alimenty, że się do końca życia nie wypłacisz, domu ci też nie dam, a ta zdzira niech uważa, żeby mi nie weszła pod oczy, bo ją zatłukę. Poczekaj zresztą, nie będziesz się gził z jakąś szmatą i narażał mnie na pośmiewisko, już ja o to zadbam!
Przez następne dni nie wiedział, co ma począć. Takiego rozwoju wypadków nie przewidział. Największą trudność stanowiło dla niego zebranie się na odwagę, by odbyć tę rozmowę. Przymierzał się do niej kilka razy i tchórzył. Wydawało mu się, że kiedy pokona barierę własnego strachu, reszta pójdzie już gładko. Owszem, spodziewał się krzyków, płaczu, żalów, ale nie odmowy. W ogóle nie pomyślał, że taka odmowa jest możliwa: jedna strona chce się rozwieść, druga przecież siłą jej nie zatrzyma. I zatrzymać rzeczywiście go nie mogła, ale zatruć mu życie, uczynić z rozwodu piekło zdecydowanie tak. Cień Eleanore będzie nad nim wisiał, niszcząc urok chwil spędzanych z Samanthą, pieniądze, zamiast na prezenty dla ukochanej, na wspólne wyjazdy, będą szły na adwokatów.
I powoli dojrzewała w nim myśl, że problem da się rozwiązać inaczej. Skoro ponownie ożenić się może tylko rozwodnik albo wdowiec, a rozwód nie wchodzi w grę… Myśl, którą najpierw odrzucił jako absurdalną. Ale wróciła. Przy pierwszym powrocie spotkał ją ten sam los. Ale przy drugim zaczął się łamać, rozważać za i przeciw. Argumentów przeciw było więcej, brzmiały rozsądniej, obaliły te za. Nie na długo jednak. Bo myśl nie dawała się odepchnąć i za każdym razem jakby przedstawiał ją ktoś bardziej przekonujący, lepiej zorientowany, bieglejszy w sztuce dyskusji. I w końcu pytanie brzmiało nie „czy”, tylko „jak”.
Szukając na nie odpowiedzi, podsłuchał rozmowę telefoniczną Eleanore z jakąś jej powiernicą.
– Skurwysyn znalazł sobie dziwkę. I wyobraź sobie, że sprowadził ją do nas do domu. Nie, chyba się tu nie gzili, jeszcze by tego brakowało, pokazywał jej te swoje łajby i dlatego, że chciała to badziewie oglądać, postanowił się z nią, kretyn, ożenić. Ale po moim trupie, a te jego łajby to mu porozbijam. – Co ty, ukatrupiłby mnie na miejscu, on je kocha nawet chyba bardziej niż tę dziwkę. Nie, we wtorek, kiedy niby będę na spotkaniu w parafii, wie, że od lat żadnego nie opuściłam, ale zostanę w domu, porozwalam wszystko, jakby było włamanie, i te jego cholerne łajby też.
Nie tylko wiedział, jak ma ją zabić, lecz także nabrał przekonania, że powziął jedyną słuszną decyzję.
Szykując pułapkę, starał się przewidzieć pytania policji i przygotowywał sobie odpowiedzi. Doszedł do wniosku, że tak długo, jak się da, najlepiej mówić prawdę.
– Nie, niestety, nasze małżeństwo się nie ułożyło, miałem kochankę i chciałem się rozwieść. Nie, żona nie zgadzała się na rozwód, ale uważałem, że przekonanie jej to tylko kwestia czasu. Co by jej dało, że siedziałbym w domu, myśląc o innej? Zresztą wcale mnie nie kochała, zwyczajnie przyzwyczaiła się, że jestem, ale przecież ciągle na mnie wyklinała. Nie, nie wiem, dlaczego zeszła do garażu, nigdy tu nie przychodziła, to było moje królestwo, a tak w ogóle powinna być o tej porze na spotkaniu w parafii, opuszczała je tylko wtedy, gdy chorowała, to bardzo dziwne, że tam nie poszła. Może to ma jakiś związek z jej śmiercią? Bo rzeczywiście doprowadziłem prąd do tego modelu, ale przecież nie pod takim napięciem. Chciałem te statki trochę ożywić, wie pan, oświetlenie, działające wyrzutnie rakiet, takie bajery, żeby było zabawniej, jak komuś będę pokazywał kolekcję, bo niektórych ona nudziła. Eleanore właśnie uważała, że moje modele są nudne, nigdy ich nie oglądała ani nie dotykała, możecie sprawdzić, że na żadnych nie ma jej odcisków palców, a są właśnie na przykład odciski palców mojej dziewczyny. Więc to jest bardzo dziwne, może ten włamywacz ją zmusił, żeby zeszła na dół, zwiększył napięcie i kazał jej wziąć statek do ręki.
Możliwość oskarżenia nieistniejącego włamywacza zależała od tego, czy Eleanore najpierw zamierzała porozbijać sprzęty, czy jego kolekcję. Bo jeśli kolekcję, to miał problem. Brakło potencjalnego sprawcy. Co gorsza, prawdopodobieństwo, że zacznie od statków, było większe: modele uosabiały porzucającego ją męża i jako takie skupiały na sobie jej wściekłość. Pewnie dopiero później weźmie się za pozorowanie włamania.
To co? Twierdzić, że napięcie wzrosło wskutek wadliwego podłączenia? Po namyśle odrzucił takie rozwiązanie. Z dwóch powodów: po pierwsze, wszystko w nim się sprzeciwiało, żeby ogłaszać, że coś zrobił źle, skoro zawsze robił dobrze, a po drugie – i to przesądziło – mógłby zostać oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci. Wyrok wprawdzie dużo niższy niż za zabójstwo, ale też mu się nie uśmiechał.
Przez parę minut szukał sposobu, jak pokierować jej zachowaniem, żeby zaczęła od sprzętów, ale musiał przyznać – o czym z góry wiedział – że nie dysponuje takimi możliwościami. Uświadomił sobie jednak, że nic by mu to nie dało. Policja natychmiast rozpoznałaby, że włamanie zostało sfingowane. Eleanore nie była zawodowym złodziejem, poza tym nie planowała oszukać policji, tylko jego. Przewróciłaby pewnie parę krzeseł i rozbiła jakiś wazon. A przy sfingowanym włamaniu on stałby się pierwszym podejrzanym. Nie, nie stałby się, miał zaplanowane na cały ten dzień żelazne alibi. Czyli zostałoby przy tym, że włamanie upozorowała Eleanore. Tylko po co? Musiał mieć jakieś wyjaśnienie na wypadek, gdyby mimo wszystko zaczęła od sprzętów. Żeby go wrobić, zemścić się na mężu, który postanowił ją rzucić. Oczywiście nie z myślą, żeby oskarżyć go o włamanie, to nie miałoby sensu. Ale wszystko wskazuje na to, że później popełniła samobójstwo. Samobójstwo mające wyglądać na morderstwo. A mordercą miał być jej mąż, który nieudolnie usiłował zrzucić winę na włamywacza. Chciała się na nim zemścić, posyłając go za kratki.
Tak, ta teoria idealnie się nadawała, trzymała się kupy, także kiedy „włamywacza” nie było.
– Czy umiała się obchodzić z prądem? Oczywiście, że tak, nieraz pokazywałem jej, jak to funkcjonuje, człowiek lubi się dzielić swoją wiedzą z innymi.
Kiedy wszystkie modele były pod napięciem – później miał zamiar zdemontować instalację, zostawiając ją tylko przy tym, który Eleanore chwyci jako pierwszy, żeby walnąć nim o podłogę (na tę myśl aż się w nim zagotowało) – zainstalował kamerkę, żeby mieć podgląd na to, co się wydarzy, i przygotował radiowy wyłącznik napięcia. Nie widział potrzeby, by kiedy Eleanore padnie trupem, dalej ją smażyć. Uważał się za porządnego człowieka, okoliczności zmusiły go do zabójstwa, ale to nie oznaczało, że musiał zachowywać się jak jakiś perwersyjny sadysta i znęcać nad zwłokami swojej ofiary.
*
W Cheers zajął miejsce przy stoliku, dziękując Bogu, że nie jest Normanem Petersonem. Był to klient, który zawsze siadał na tym samym stołku przy barze, zdarzało mu się nawet wypraszać innych gości, i w jego przypadku barman zwróciłby uwagę na nietypowe zachowanie.
– Piwo?
– Piwo. I – podniósł głos, rozglądając się po lokalu, na szczęście było jeszcze w miarę pusto – runda dla wszystkich. Skończyłem dziś duży remont!
Chóralne podziękowanie nie zabrzmiało zbyt chóralnie właśnie ze względu na małą liczbę gości, ale to powinno wystarczyć, by zapamiętano, że o tej porze przesiadywał w barze i nie mógł mieć nic wspólnego ze śmiercią swojej żony. Liczył zwłaszcza na Petersona. Norm, pijący zwykle na kredyt (bar prowadził mu nawet osobny zeszyt, którego grubość była legendarna), pozostawiał we wdzięcznej pamięci każdego, kto zechciał postawić mu piwo.
Rozłożył netbooka, przekręcił go lekko w stronę ściany, by nikt przypadkiem nie rzucił okiem na ekran, a po uzyskaniu połączenia z internetem wszedł na stronę, gdzie wyświetlał się obraz z kamery w garażu.
– Serfujesz sobie? – zapytał barman, stawiając na podkładce pełny kufel.
Podniósł niespokojnie wzrok, ale z miny barmana wywnioskował, że ten szuka po prostu tematu do pogawędki.
– Ano trochę.
– Muszę pogonić moje dzieciaki, żeby nie grały tyle na komputerze, ja to biegałem po podwórku, a one ciągle wgapione w monitor.
– Pewnie, że to niezdrowe. Przepraszam – odebrał dzwoniącą komórkę. – Tak, kotku?
– Hej, wiem, że mieliśmy się dzisiaj nie spotykać, ale strasznie za tobą tęsknię. Gdzie jesteś?
– W domu – musiał skłamać, do baru pewnie chciałaby przyjść.
– Aha. Szkoda. Myślałam, że jednak będziemy mogli się zobaczyć.
– Dzisiaj za nic nie dam rady, ale – postanowił osłodzić jej rozłąkę – pracuję właśnie nad tym, żebyśmy mogli spotykać się częściej, a właściwie być ze sobą cały czas. – Uświadomił sobie z lekką zgrozą, że powiedział prawdę, kłamstwo dopiero miało paść: – Oświadczyłem Eleanore, że chcę rozwodu, i teraz wypełniam papiery.
Musiał ją mocno zaskoczyć, bo nic nie powiedziała. Dodał więc:
– To dlatego nie chciałem się spotkać. Wiedziałem, że czeka mnie ciężka przeprawa i będę nie w sosie.
– O rany, to mi rzeczywiście wynagrodziłeś… Jestem taka szczęśliwa!
Nie było to pytanie na telefon, ale po jej słowach wypadło z niego, zanim zdążył ugryźć się w język:
– Wyjdziesz za mnie?
Po drugiej stronie zapadła cisza i już się przestraszył, że ją zniechęcił, nie dbając o stosowną oprawę oświadczyn, jednak okazało się, że Samantha zamilkła z innego powodu:
– Na razie nie mogę. Mam przecież żałobę. Ale za dziesięć miesięcy chętnie wysłucham tego pytania jeszcze raz.
Nie za dziesięć, pomyślał. Za dwanaście. Bo ja też będę miał żałobę.
Spojrzał na ekran, ale w garażu nadal nic się nie działo. Dopiero kiedy wypił całe piwo – a pił bardzo wolno, musiał dzisiaj zachować jasny umysł – dostrzegł ruch. Tyle że ze złej strony. Eleanore powinna wejść drzwiami prowadzącymi na górę, tymczasem wchodziła od podjazdu. Owszem, wiedziała, że klucz od drzwiczek w bramie leży pod kamieniem, ale po co miałaby chodzić dookoła?
Zanim zdołał znaleźć odpowiedź na to pytanie, zobaczył, że wchodzącą nie jest Eleanore, tylko Samantha. Zmroziło go. Co ona tam robiła?
W tym momencie odebrał SMS-a. Sygnał powiedział mu, że od Samanthy. Nerwowo złapał aparat. „Jestem w garażu. Po tym, co mi powiedziałeś, nie mogłam się powstrzymać, żeby do ciebie nie przyjść. Kocham cię”.
Podświetlił opcję „oddzwoń”, żeby ją ostrzec, kazać jej uciekać, bo Eleanore nie dość, że tego wtorku jest w domu, to jeszcze ma zamiar zejść do garażu, kiedy uświadomił sobie, że Samancie grozi znacznie poważniejsze niebezpieczeństwo niż furia jego żony. Chwycił za nadajnik radiowy, żeby wyłączyć napięcie. Przełącznik gładko się przesunął, ale kontrolna dioda nie zgasła. Co, u licha? Trzęsącymi się rękami zsunął pokrywkę i zamarł. Przez dziesięć sekund nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył: źle połączył kable. Dziesięć zgubnych sekund. Bo kiedy ponownie sięgnął po komórkę, by ostrzec Samanthę, żeby za nic w świecie nie dotykała żadnego z modeli, druga dioda powiedziała mu, że natężenie prądu wzrosło do tysiąca dwustu miliamperów. Nie musiał sprawdzać na ekranie, żeby wiedzieć, przez czyje ciało ten prąd przepłynął.


Poza „Perfekcjonistą” zbiorek zawiera opowiadania kryminalne „Czarna wdowa”, „Plan dnia”, „Fair play” i „Czysta arytmetyka”. Książkę można nabyć w formie elektronicznej (mobi, epub i pdf), wpłacając 7,90 na mój rachunek w ING 52 1050 1575 1000 0092 0459 6432 albo przez PayPal na adres pollak[małpa]szwedzka z podaniem zwrotnego adresu mailowego, lub w księgarniach Wolne Ebooki, Legimi, Smashwords i Amazon (wersja dwujęzyczna angielsko-polska).

6 komentarzy:

  1. O nie! Tydzień temu czytałam pierwszą część i spodziewałam się innego zakończenia. :(

    „(...) okoliczności zmusiły go do zabójstwa” – z tym się nie zgodzę, nie uważam, by okoliczności zmusiły tę osobę do zrobienia tego, co zrobiła. Ja zresztą mało którego zabójcę usprawiedliwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała Pani własną koncepcję zakończenia? Jaką?

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że to on sam siebie usprawiedliwia. Przestępcy z reguły są do przestępstwa „zmuszeni”.

      Usuń
    3. Tak, sam siebie usprawiedliwia.
      Co do zakończenia. Myślałam, że zginie inna osoba, a nie moja ulubiona, i że na początku drugiej części dojdzie do zabójstwa, a potem pojawi się prokurator, który będzie próbował udowodnić sprawcy winę. Wymyślone przez Pana zakończenie jest prawdopodobne i logiczne, tylko że – poznawszy je – czytelnik będzie musiał szukać chusteczek.
      I jeszcze dodam, że za najładniejszy fragment opowiadania uważam rozmowę telefoniczną D. z S.

      Usuń
  2. Ja też myślałam, że inaczej się skończy. Dlatego mi się podobało. Lubię być zaskakiwana, a coraz rzadziej to się zdarza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę dziwne,że ta kobieta tak się pcha do domu,gdzie moze ja zaskoczyć żona.Ale czytało się dobrze. Znakomicie oddana niechęć do żony i jej złośliwość.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.