poniedziałek, 2 maja 2016

Trochę o redagowaniu

Z bloga Koczowniczki dowiedziałem się, że Biblionetka narzuca autorom recenzji regulamin, według którego recenzje publikowane są w serwisie po naniesieniu poprawek przez redaktora, ale bez konsultacji z recenzentem, czy na te poprawki wyraża zgodę.

Zakładając, że autorka bloga i jej czytelnicy niespecjalnie orientują się w przepisach prawa autorskiego lub, co także możliwe, nie postrzegają się jako autorzy, których ta ustawa chroni, wskazałem w komentarzu, czysto informacyjnie, że Biblionetka łamie prawo. Pojawił się na to redaktor z kilkunastoletnim stażem, który oświecił mnie że jeśli w danym serwisie czy danej redakcji wprowadzono takie rozwiązanie, że korekty autorskiej u nich się nie przeprowadza, to – uwaga! – ustawa nie obowiązuje. Ustawa, dodajmy, korektę autorską expressis verbis nakazującą. Dla tych, którzy się nie orientują: korekta autorska (nie mylić ze zwykłą, polegającą na poprawieniu literówek), zwana fachowo nadzorem autorskim, to właśnie owe konsultacje z autorem tekstu, czy na wniesione poprawki wyraża zgodę. Chociaż „konsultacje” to złe słowo, gdyż konsultacje zakładają dyskusję i równość stron, a tu takiej dyskusji ani równości nie ma. Autor te poprawki, które uznaje za niezasadne albo które mu się zwyczajnie nie podobają, może odrzucić bez tłumaczenia się czy wyjaśniania redaktorowi czegokolwiek. Oczywiście, jeśli chce, może je z redaktorem dodatkowo omówić, dopytać, które ten uznaje za istotniejsze, a które mniej, jest to nawet wskazane, ale ostateczna decyzja, zgodnie z prawem, pozostaje w jego gestii.

Czego wspomniany redaktorzyna (bo to będzie właściwe słowo) nie wiedział i nie zamierzał przyjąć do wiadomości. Dyskusję z tym ignorantem, w której z braku argumentów usiłował na mnie przerzucić ciężar udowodnienia, że nie mam racji, mogą państwo prześledzić tutaj. I, niestety, tacy redaktorzy jak on nie są szczególnym wyjątkiem: zerowa wiedza, za to niewzruszone przekonanie o własnej racji i ograniczeniu umysłowym autora. Dodajmy do tego arogancję gazet, serwisów i wydawnictw, które nic sobie nie robią z obowiązującego prawa, i człowiek nierzadko ma okazję zobaczyć w druku swój pokancerowany tekst.

A zauważmy, że nawet w sytuacji, gdy redaktor jest kompetentny, z samej definicji redakcji wynika, że autor wszystkich poprawek nie przyjmie. Bo redakcja to nie tylko poprawienie ewidentnych błędów, ale też zaproponowanie lepszych sformułowań, a to, czy są lepsze, jest kwestią czysto subiektywną, względnie autor z takich czy innych względów będzie wolał pozostać przy swoich. Czasami redaktor może źle zrozumieć intencje autora albo zwyczajnie przeoczyć, że jego poprawka jest niezasadna, bo nikt nie jest doskonały. Bywa też i tak, że nie gra chemia między autorem a redaktorem. Redaktor obiektywnie poprawia tekst w sposób właściwy, ale autor odbiera zmiany jako niepasujące do jego utworu.

To wszystko w przypadku redaktorów kompetentnych, a przecież znacznie częściej ma się do czynienia z takimi, którzy reguły polszczyzny znają dość wybiórczo. Co więcej przy poprawianiu ani myślą sięgać do słowników, by upewnić się, że to autor się myli, a nie oni. I tak dowiadywałem się np. że mam pisać nazwy marek samochodów dużą literą albo imiesłowy z „nie” rozłącznie. Taki niekumaty redaktor jest naprawdę dużym nieszczęściem, bo, nie widząc błędów, a nie chcąc zostawić akapitu bez poprawek (żeby było widać, że pracował), poprawia tam, gdzie jest dobrze. Inni z kolei próbują pisać za autora. Poprawki w każdym zdaniu świadczą nie o tym, że autor nie potrafi pisać, tylko o tym, że redaktor nie rozumie, na czym polega redakcja.

Mam w ogóle wrażenie, że do tego zawodu trafiają ludzie, którzy nigdy nie powinni go wykonywać albo ze względów charakterologicznych, albo dlatego, że wykonują go z musu, a tak naprawdę sami chcieliby tworzyć. Ze względu na podrzędną rolę (podrzędną w sensie hierarchii, bo zawód redaktora jest szalenie potrzebny, a dobry redaktor to skarb) nie jest to zajęcie dla osób o rozbuchanym ego, tymczasem na okrągło spotyka się redaktorów, którzy zachowują się, jakby zasiadali na królewskim tronie. Druga strona medalu jest taka, co zauważyłem, kiedy sam chciałem zlecić redakcję, że większość ludzi traktuje ją jako zajęcie doskonale pozwalające uzupełnić domowy budżet, zajęcie, do którego można zgłosić się jak do sprzątania, bo przecież każdy to umie. W efekcie, kiedy oddajemy tekst do redakcji w ciemno, a nie wybranemu i sprawdzonemu przez nas redaktorowi, nasze szanse trafienia na dobrego są mniejsze niż większe.

Wszedłem na stronę Biblionetki, żeby zapoznać się ze wspomnianym we wstępie regulaminem Działu Recenzji: „Jest to podstawowy dział BiblioNETki i zarazem jej wizytówka, dlatego przestrzeganie obowiązujących w nim zasad (…) oraz poszanowanie praw autorskich mają ogromne znaczenie”. Skoro poszanowanie praw autorskich ma tak ogromne znaczenie, to dlaczego Biblionetka nie szanuje praw autorów recenzji?

43 komentarze:

  1. z BiblioNetką do czynienia nie miałam, ale znam to uczucie po otrzymaniu "zredagowanego" tekstu... czytam czytam i zastanawiam się, czy to nadal mój artykuł, felieton, recenzja. A skoro redaktorzy nie konsultują poprawek z autorem - cóż, albo nie znają własnych kompetencji, albo sądzą, że mogą je dowolnie poszerzać.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=988635

    Spoglądam na najnowsze recenzje. Pod tym linkiem widzę recenzję o tytule "O TYM, CO NA PRAWDĘ WAŻNE". Pisownia oryginalna. Uśmiałam się. Redaktor robi takie błędy ortograficzne???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Na prawdę" powinno się pisać łącznie! Redaktor powinien o tym wiedzieć! A jak nie wie to powinien sprawdzić w słowniku. Choć jak na mój gust pisownię podstawowych słów powinien mieć opanowaną.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Jakich podstawowych słów? Redaktor powinien poruszać się w polszczyźnie jak House w medycynie. Znać rzadko stosowane reguły, niuanse itd. Tymczasem ja na przykład nie spotkałem jeszcze redaktora, który by wiedział, że po znaku zapytania wcale nie musi następować duża litera.

      Usuń
  3. Mnie raz się trafiła taka redaktorka, która połowy nawiązań w opowiadaniu (głównie do kultury amerykańskiej) nie zrozumiała i w komentarzach mi kreśliła jakieś naprawdę dziwne teorie, albo w ogóle zdania wykreślała. Gdybym potem nie zatwierdzała poprawek, do druku poszedłby tekst poszatkowany i wycięty ze wszystkiego, co redakcja akurat nie zrozumiała.

    OdpowiedzUsuń
  4. ustawa nie obowiązuje..- i wszystko jasne!!!
    A redaktor jest Bogiem...

    Chomik



    OdpowiedzUsuń
  5. A nie przyszło Panu do głowy, że pański dyskutant to w rzeczywistości grafoman, a widząc Pana nazwisko chciał Panu dowalić i aby dodać wagi swoim argumentom napisał, że jest redaktorem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka głupia myśl chyba nikomu nie przyszłaby do głowy. Paweł M., czyli ten redaktor, nie jest żadnym grafomanem. To widać po jego komentarzach i recenzjach – bardzo sprawnie napisanych. Od dawna zaglądam na jego blog i lubię czytać jego recenzje. I właśnie – zanim się nazwie kogoś grafomanem, wypadałoby przeczytać przynajmniej jeden jego tekst. A zanim się komuś zarzuci, że kierował się niskimi pobudkami, czyli chęcią „dowalenia” osobie znanej z krytykowania książek napisanych przez grafomanów, warto byłoby prześledzić dyskusję. Z dyskusji jednoznacznie wynika, że redaktorowi chodziło o coś innego.

      Usuń
    2. Jak Pan zwykle pisze z sensem, to tym razem rzeczywiście wyjechał Pan z teorią ni w pięć, ni w dziewięć.

      Usuń
    3. Ależ, ja zapoznałem się z jego tekstami. W komentarzach. Brak umiejętności poprawnego użycia związku frazeologicznego, uporczywe powtarzanie jednego argumentu, mimo iż Pan Paweł go obalił, próba dyskredytacji dyskutanta. Wszystko to już przerabialiśmy na tym blogu właśnie w wykonaniu grafomanów. Stąd też pojawiła się u mnie taka myśl.

      Choć, po namyśle (komentarz pisałem na szybko), muszę przyznać Pani rację, językowo, rzeczywiście stoi na wyższym poziomie.

      Usuń
    4. Panie Pawle, rzeczywiście, źle to oceniłem (tak to jest gdy pisze się na szybko, pod wpływem jednego odczucia.)

      Po ponownym przeczytaniu dyskusji dochodzę do wniosku, że jest to, po prostu, osoba z bardzo rozbuchanym ego.

      Usuń
    5. Grzegorz Kudybiński
      Warto zwrócić uwagę, że obok litery prawa, jest jeszcze duch prawa. Duch prawa, czyli np. intencje ustawodawcy, orzecznictwo sądowe. I właśnie o przytoczenie tegoż orzecznictwa prosiłem pisarzynę. Pisarzyna nie umiała tego zrobić, pisarzyna umiała tylko bluzgać. Podobnie jak Pan.

      Usuń
    6. @Grzegorz Kudybiński

      Szkoda, że nie wpadł Pan na pomysł, by przeprosić Pawła M. za niesłuszne oskarżenia. I dlaczego wypomina Pan Pawłowi M., że raz się pomylił ze związkiem frazeologicznym? Każdy – nawet redaktor – ma prawo do jednej pomyłki. Paweł Pollak, również redaktor, w swoim artykule zrobił trzy błędy interpunkcyjne, ale Panu to nie przeszkadza. Dlaczego? Hipokryzja? Chęć przypodobania się autorowi bloga?

      Usuń
    7. Nie chodzi o to, że Paweł M. zrobił jeden błąd, chodzi o to, że uważa, że jest geniuszem, który błędów nie robi, po jego poprawkach wszystko jest idealnie, więc nie ma potrzeby, by autor ponownie oglądał swój tekst.

      Usuń
    8. Paweł P.: W Polsce jest zakaz zabijania ludzi.
      Paweł M.: Nieprawda, każdy może zabić bezkarnie drugiego człowieka. Znam takiego jednego Ruska, który załatwił dwóch gości i wcale nie siedzi w więzieniu. Niby jaka ustawa mówi, że nie wolno zabijać?
      Paweł P.: Artykuł 148 kodeksu karnego.
      Paweł M.: A teraz proszę o wykazanie, że art. 148 kk ma tu zastosowanie, wykazanie np. przez przytoczenie orzecznictwa.
      Paweł P.: Proszę się odnieść do dowodu, a nie domagać się kolejnych.
      Paweł M.: Warto zwrócić uwagę, że obok litery prawa, jest jeszcze duch prawa. Duch prawa, czyli np. intencje ustawodawcy, orzecznictwo sądowe.

      Usuń
    9. blablabla... Cały komentarz do pańskiego postu.

      Usuń
    10. @Pawel.M.

      "Pisarzyna nie umiała tego zrobić, pisarzyna umiała tylko bluzgać. Podobnie jak Pan."

      Proszę wskazać gdzie ja bluzgałem?

      @koczowniczka a.

      "I dlaczego wypomina Pan Pawłowi M., że raz się pomylił ze związkiem frazeologicznym? Każdy – nawet redaktor – ma prawo do jednej pomyłki. Paweł Pollak, również redaktor, w swoim artykule zrobił trzy błędy interpunkcyjne, ale Panu to nie przeszkadza. Dlaczego?"

      Zwyczajnie ich nie zauważyłem. Zgodzi się jednak Pani ze mną, że od osoby, która mieni się wieloletnim redaktorem i jednocześnie stoi na stanowisku, że jak się redakcja nie podoba to proszę zabrać zabawki i przenieść się do innej piaskownicy trzeba wymagać więcej (w zasadzie to powinno się oczekiwać bezbłędności, a przynajmniej tego, że nie będzie wykładać się na czymś takim jak wspomniany związek.)

      Proszę zauważyć, że nie była to jedyna rzecz przeze mnie wspomniana. Sama w sobie nic by nie znaczyła. W sumie moja wypowiedź miała na celu zwrócenie uwagi, że Paweł M. zachowuje się tak jak znaczna część przeciwników Pana Pollaka w dyskusjach o grafomanii. Przyznaję źle ją sformułowałem. Mój błąd.

      "Szkoda, że nie wpadł Pan na pomysł, by przeprosić Pawła M. za niesłuszne oskarżenia."

      Zgadzam się z Panią. Osoba, której zdanie bardzo sobie cenię, napisała: jeśli wina jest po twojej stronie, przeproś natychmiast. Mój błąd. Tym większy, że pan Paweł poczuł się moimi słowami zbluzgany, co bynajmniej nie było moim zamiarem. Aby już więcej nie przedłużać:

      Przepraszam Pana Pawła M. za moją wypowiedź.

      Usuń
    11. uważa, że jest geniuszem, który błędów nie robi, po jego poprawkach wszystko jest idealnie, więc nie ma potrzeby, by autor ponownie oglądał swój tekst.
      No właśnie, że też ci redaktorzy nie boją się, że zrobią błędy. Przecież pomyłka to ludzka rzecz. Nawet najlepszy redaktor może coś przegapić, czegoś nie wiedzieć. I potem co? Czytelnik płaci za gazetę z błędami.

      Zgodzi się jednak Pani ze mną, że od osoby, która mieni się wieloletnim redaktorem i jednocześnie stoi na stanowisku, że jak się redakcja nie podoba to proszę zabrać zabawki i przenieść się do innej piaskownicy trzeba wymagać więcej
      Całkowicie się z Panem zgadzam! Redaktorzy powinni pisać tak, byśmy mogli się na ich wpisach wzorować. Robienie błędów jest niedopuszczalne.

      Usuń
    12. >>Nie chodzi o to, że Paweł M. zrobił jeden błąd, chodzi o to, że uważa, że jest geniuszem, który błędów nie robi, po jego poprawkach wszystko jest idealnie, więc nie ma potrzeby, by autor ponownie oglądał swój tekst.<<

      Znudziła mnie kłótnia z panem, więc tylko prośba - proszę przytoczyć moje słowa potwierdzające pańską wizję...

      Usuń
    13. Paweł kpisz, czy o drogę pytasz? Nie przedstawiłeś nawet jednego argumentu w odpowiedzi na argumenty kontrdyskutanta, udajesz że nie widzisz niewygodnych pytań, nudzi Cię to na co nie umiesz odpowiedzieć, wymyślasz ciągle nowe pytania, nowe wątki porzucając te na które nie umiesz odpowiedzieć. Tak dyskutuje dziecko w przedszkolu a nie poważny Redaktor z Gazety!

      Usuń
    14. Znowu ma pan prośbę, żeby kontrdyskutant zrobił coś, od czego sam jest pan jak najdalszy. Jest pan zresztą do tego stopnia ślepy albo bezczelny, że zamieszcza pan swoją prośbę w wątku, w którym od dwóch tygodni widnieje prośba Grzegorza Kudybińskiego, by zechciał pan uzasadnić swoje oskarżenie (i, w domyśle, za nie przeprosić, jeśli nie będzie potrafił pan tego zrobić). Nie dość, że jest pan hipokrytą, to jeszcze jest pan hipokrytą, który nie potrafi swojej hipokryzji zamaskować.

      Usuń
    15. I po raz kolejny pokazuje się, że pieniaczyć się to pan umie, ale na hasło sprawdzam - nie ma pan nic merytorycznie do powiedzenia.

      A gdzie bluzgnął pański kolega, o np. tu:

      >>to w rzeczywistości grafoman, a widząc Pana nazwisko chciał Panu dowalić i aby dodać wagi swoim argumentom napisał, że jest redaktorem<<.

      albo tu:

      >>jest to, po prostu, osoba z bardzo rozbuchanym ego<<

      Owszem, przyznaję, Grzegorz Kudybiński ma znacznie więcej kultury od pana, bo umie przeprosić. A pan znowu dostał szału, gdy tylko poprosiłem o udokumentowanie pańskiego twierdzenia. Znowu pan bluzga od hipokrytów itd. itp. Tak własnie wyglądają z panem rozmowy - atak histerii zamiast argumentów. Dlatego skończyłem z panem rozmawiać o prawie, bo to dyskusja pozbawiona sensu.

      Natomiast nadal mam nadzieję, że pańska bluzganina ma choć cień oparcia w rzeczywistości i proszę o zacytowanie moich słów, z których wynika, że uważam się za geniusza, który nie robi błędów. I byłbym naprawdę zobowiązany, gdyby pan zechciał się skupić, tak z pięć razy przeczytać te prośbę i się do niej ustosunkować bez charakteryzującego pana chamstwa.

      Usuń
    16. Pan z nerwów spać nie może, że komentarze zamieszcza o trzeciej w nocy?

      Podejrzenie, że jest pan grafomanem, było podejrzeniem, a nie bluzgiem. Stwierdzenie, że ma pan rozbuchane ego, jest trafnym opisem pańskiej osobowości, a nie bluzgiem. Niepochlebna opinia nie jest bluzgiem, nie było w niej intencji, by pana obrazić. I pan Kudybiński nie jest moim kolegą, ale rozumiem, że tak go kwalifikując, stara się pan osłabić wymowę sformułowanej przez obce sobie osoby identycznej opinii na pana temat.

      Owszem, przyznaję, Grzegorz Kudybiński ma znacznie więcej kultury od pana, bo umie przeprosić.
      Napisał człowiek, który świadomie usiłuje obrażać swoich oponentów, a od przeprosin jest jak najdalszy.

      Znowu pan bluzga od hipokrytów itd. itp. Tak własnie wyglądają z panem rozmowy - atak histerii zamiast argumentów.
      Myślę, że kiedy zastąpimy słowo „hipokrytów” słowami „pieniacz” i „pieniaczyć”, wyjdzie bardzo trafna charakterystyka pańskiego stylu dyskutowania.

      na hasło sprawdzam - nie ma pan nic merytorycznie do powiedzenia
      Napisał człowiek, który nie zdołał odpowiedzieć na ani jedno pytanie wykazujące bezsens jego tez i który w dyskusji o prawie mimo wielokrotnych wezwań nawet nie spróbował wskazać przepisu potwierdzającego jego stanowisko. Naprawdę wierzy pan to, że w wyniku pańskiego rozpaczliwego powtarzania, że nie mam merytorycznie nic do powiedzenia, czytelnicy przestaną widzieć argumenty, które przedstawiłem, a zobaczą pańskie nieistniejące?

      Dlatego skończyłem z panem rozmawiać o prawie, bo to dyskusja pozbawiona sensu
      Tak z ciekawości: do kogo kieruje pan te teksty? Czytelnicy mojego bloga są na tyle inteligentni, że potrafią dostrzec, że zrejterował pan ze wspomnianej dyskusji z podwiniętym ogonkiem, nie przedstawiając ani jednego argumentu w postaci przepisu prawa, a pańskie rozbuchane ego nie pozwala przyznać, że nie miał pan racji. Czy też liczy pan na to, że nie sprawdzą, jak potoczyła się dalej dyskusja, po tym jak została tutaj zalinkowana, i uwierzą w ciemno w pański opis? A może przekonuje pan sam siebie?

      Redaktor poprawia testy wielu piszących i nie będzie kopii kruszył o jakąś zmianę stylistyczną z jednym.
      Od nastu lat redaguję teksty prasowe i do głowy by mi nie przyszło każdą duperelę konsultować z autorem.
      Z obu tych wypowiedzi wynika, że jest pan przekonany, że naniesione przez pana poprawki są na sto procent właściwe, więc nie ma potrzeby konsultować ich z autorem, zwłaszcza (to pierwsza wypowiedź) że autor może bez sensu upierać się, że to on ma rację, tymczasem z pewnością według pana jej mieć nie może i musiałby pan „kruszyć kopie”. W świetle tego, że nie potrafi pan poprawnie posłużyć się oklepanym frazeologizmem, zaiste ciekawa postawa.

      Usuń
    17. Czy można prosić o link do sprawdzenia dla czytelnika czy Redaktor zrejterował? Pzdr.

      Usuń
    18. http://koczowniczkablog.blogspot.com/2016/04/a-co-by-na-to-powiedziaa-pani-redaktor.html#comment-form

      Usuń
    19. Czy też liczy pan na to, że nie sprawdzą, jak potoczyła się dalej dyskusja. Zapewniam, że sprawdzają. Wpis ten ma bardzo dużo wyświetleń. Może redaktor nie zauważył, że Pan zamieścił odpowiedź? W takim razie niech zajrzy i przeczyta.

      Usuń
    20. Zauważył, zauważył. Tylko przeniósł się tutaj z powtarzaniem, że nie piszę merytorycznie, bo tam na tle cytowanych przeze mnie przepisów dość idiotycznie takie twierdzenie wygląda.

      Usuń
    21. Redaktor nie zrejterował, tylko uznał, że dyskusja z pieniaczem prowadzi donikąd, a do tego przyjemna jest jak robienie kupy w pokrzywach. Niestety, pieniacz - co znowu pokazał - nie ma merytorycznie nic do powiedzenia, tylko na lewo i prawo rzuca bluzgi + gołosłowne oskarżenia.

      Na dodatek jest z logiką na bakier. Przykładowo, to że z powodów czasowych nie będę każdej dupereli konsultował z dziennikarzem, dla pieniacza oznacza, że uważam się za nieomylnego. Chyba przeczytam książkę pieniacza, bo widzę, że ma problem ze zrozumieniem niektórych polskich słów, więc pewnie będzie beka śmiechu :D

      Usuń
    22. Co do prawa, dajesz przepisy, których nie rozumiesz, na pytania nie odpowiadasz, tylko powtarzasz swoją mantrę, jedynie "ubogacając" ją coraz większa porcją inwektyw. Po co z kimś takim dyskutować? I po co miałem niby dyskusją z kimś takim zaśmiecać blog koczowniczki?

      Dyskusja jest bez sensu tak długo, jak długo nie wykażesz, że art. 148 ma tu zastosowanie. Pieniaczysz się człowieku od iluś dni, a orzecznictwa jakoś przytoczyć nie umiesz.

      Usuń
    23. ps.
      Znalazłem orzecznictwo - w poniedziałek dostanie pan odpowiedź na moim blogu.

      Usuń
    24. http://seczytam.blogspot.com/2016/05/o-redagowaniu-czyli-w-odpowiedzi.html

      Usuń
    25. Przytacza pan orzecznictwo oparte na ustawie uchylonej ponad dwadzieścia lat temu, ale w przypadku takiego ignoranta pewnie należy się cieszyć, że nie na dekretach Władysława Łokietka.
      http://pawelpollak.blogspot.com/2016/06/nie-ta-ustawa-panie-dzieju-czyli-jak.html

      Usuń
  6. Hm, to się chyba sporo zmieniło, od kiedy ja wrzucałam recenzje na Bnetkę. Wtedy dostawałam jeszcze poprawki do konsultacji, a i na redakcję nie miałam co narzekać (może dlatego, że sprowadzała się raczej do korekty). Ale to jakieś 8 lat temu było..

    OdpowiedzUsuń
  7. Rzeczywiście nie wiedziałam wcześniej, jak to jest z tym prawem autorskim. Tzn. wiedziałam, że są jakieś prawa, ale doszłam do wniosku, że skoro tak poważny serwis jak Biblionetka je łamie, widocznie chronią one tylko pisarzy, a nie autorów recenzji.

    Zajrzałam przed chwilą do regulaminu Biblionetki. Wygląda na to, że go zmienili. Do niedawna w regulaminie było tak: Redakcja serwisu ma prawo do poprawek i skrótów w dodanych recenzjach/opiniach. Jeśli autor tekstu uzna ingerencję za zbyt daleko posuniętą, może poprosić redakcję o usunięcie tekstu z serwisu. Teraz nie mogę znaleźć tego punktu, widzę za to inny: Użytkownik upoważnia właściciela Serwisu do modyfikacji przesłanych recenzji i opinii lub innych utworów, w szczególności poprzez skracanie, wydłużanie, zmianę tytułu, poprawianie błędów, co zostaje finalnie poddane akceptacji użytkownika.

    Przedtem autor nic nie miał do powiedzenia. Jeśli mu się zmiany nie podobały, mógł w ciągu siedmiu dni zażądać usunięcia recenzji. Potem nic już nie mógł zrobić. To było trochę jak szantaż: zgadzaj się albo idź sobie na blogi, na LC lub gdzie tam sobie chcesz. Napisałam kilka maili do redakcji, że nie zgadzam się na samowolne zmiany. I jak Pan myśli, uszanowali to? A gdzie tam. Mieli to gdzieś. W kolejnej recenzji zmian było więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Użytkownik upoważnia właściciela Serwisu do modyfikacji przesłanych recenzji i opinii lub innych utworów, w szczególności poprzez skracanie, wydłużanie, zmianę tytułu

      Rozumiem, na czym może polegać skracanie i zmiana tytułu. Ale o co chodzi z wydłużaniem? Redaktor dopisze parę zdań?

      Usuń
    2. No, proszę, wystarczyło sprawę poruszyć na dwóch blogach i Biblionetka dopasowała się do obowiązującego prawa. Potwierdza się moje przypuszczenie, że poprzedni regulamin był wynikiem nieznajomości prawa, a nie złej woli. Ignorancja prawna w Polsce jest przerażająca. Dotyczy to też wszystkich piszących. Weźcie, ludzie, przeczytajcie sobie ustawę o prawie autorskim, zanim zabierzecie się do pisania.

      Redaktor może zawsze jakieś zdanie dopisać. To bez znaczenia, jeśli respektowana jest zasada, że autor może je potem wykreślić. Chociaż jest jeden wyjątek: jeśli autor nie wykona korekty autorskiej w uzgodnionym terminie, przyjmuje się, że wyraził zgodę na publikację tekstu w postaci przesłanej do korekty.

      Usuń
    3. Dziękuję za informacje o prawie autorskim. Przyznaję, że wolę czytać książki niż ustawy. Tak pewnie zachowuje się większość autorów recenzji i książek. Nie upominają się o swoje prawa, nic więc dziwnego, że redaktorom przewraca się w głowach i nabierają przekonania, że – jak Pan trafnie określił – zasiadają na królewskim tronie. Że wolno im dopisywać do książek beznadziejne podtytuły i zmieniać teksty w miejscach, gdzie nie było błędów, po czym publikować bez pytania autora o zgodę.

      Dobrze, że Biblionetka, zobaczywszy na blogu artykuł o prawie autorskim, dopasowała się do tego prawa. Oby redakcje gazet poszły w jej ślady!

      A teraz poruszę inny temat. Przeglądając katalog Biblionetki, zauważyłam pozycję: „Stan Nowy Jork przeciwko…”. Napisał Pan taką książkę czy to błąd w katalogu?

      Usuń
    4. Ale do przeczytania są nie ustawy, tylko jedna, i to nawet nie w całości, bo sporo paragrafów nie dotyczy osób piszących. A gdyby Pani swoje maile do Biblionetki, że nie zgadza się na samowolne zmiany, wsparła odpowiednim przepisem, to i ich reakcja byłaby pewnie inna.

      „Stan Nowy Jork przeciwko…” napisałem, ale istnieje jedynie w formie e-booka. Natomiast data jest błędna, bo e-book był dostępny już dwa lata temu.

      Usuń
  8. W pewien lutowy dzień pani redaktor posunęła się do tego, że zrobiła w moim krótkim tekście aż dwadzieścia zmian i opublikowała go, nie zawracając sobie głowy pytaniem mnie o zgodę. Powiem szczerze, że przeżyłam szok. A kiedy popatrzyłam, jakie to zmiany!... Najlepiej podam przykład.

    W moim tekście było tak: nie marzy o koncie bankowym, ślubie i dzieciach, tylko chce być „dzika, wolna, szalona”.

    Po poprawkach pani redaktor jest tak: nie marzy o koncie bankowym, ślubie i dzieciach, tylko chce być dzika, szalona i wolna.

    Jakie może być uzasadnienie dla zlikwidowania cudzysłowu, w którym znajdował się cytat z książki, ustawienia przymiotników w innej kolejności i zamienienia przecinka na spójnik? Pani redaktor nie raczyła mi tego wyjaśnić. Kiedy napisałam, co myślę o takich zmianach, nie otrzymałam żadnych wyjaśnień, żadnego „przepraszam”, tylko agresywne pouczenia, że regulamin zabrania publicznego krytykowania osób z redakcji, że atakuję redaktorkę, że pretensje mogę mieć tylko do siebie, a dyskusja ze mą jest jałowa itd.

    To było w lutym. Teraz nastąpiły zmiany na lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ z ciebie pisarzyno pieniacz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ale musiało zaboleć kiedy ktoś wytknął niewiedzę, nie?
      Przyznanie się do błędu czy ignorancji to oznaka dojrzałości. Widać niektórym jej brakuje.

      Usuń
    2. A wytknął niewiedzę? Na razie wykazał, że sam nie ma pojęcia o czym pisze, tylko jak typowy pieniacz skończyć nie potrafi.

      Usuń
  10. Owszem, późno wysłałem, ale tekst bez początku, z niedoróbkami typograficznymi i tam, gdzie teraz niezrozumiały, oczywiście zmieniony podczas redagowania. I tylko tutaj o tym konfidencjonalnie szepcę.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.