poniedziałek, 7 grudnia 2015

Zagęszczenie okonia na centymetr kwadratowy

Natrafiłem na wpis niejakiego Tomasza Zackiewicza pt. „Paweł Pollak wielkim pisarzem jest i basta!”. Niestety, Zackiewicz wcale nie zachwycał się moją twórczością, tylko miał pretensje, że uznałem go za grafomana. Musiałem ustalić, o co chodzi, bo nie przypominałem sobie, bym kiedykolwiek recenzował książki gościa nazwiskiem Zackiewicz, a Alzheimera jeszcze nie mam. Okazało się, że to jeden z tych, którzy dali wyraz zachwytowi, że mogli Psychoskokowi zapłacić za publikację swoich wypocin.

Od jakiegos czasu nie zajmuję się już pisarstwem, gdyż moja praca pochłania mój cały czas.

Może państwo nie wiedzą, ale Zackiewicz jest już słynnym pisarzem. Karierę zrobił w Chinach i Australii, a teraz robi ją w Polsce w Psychoskoku. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, ale żeby po zawojowaniu Chin i Australii musieć płacić za wydawanie swoich książek, to skandal.

Jednak mam cichą nadzieję na powrót do tej szlachetnej aczkolwiek niewdzięcznej roboty. Tylko problem jest, czy niejaki Paweł Pollak mi na to pozwoli, gdyż zostałem przezeń zaliczony do grona “grafomanów” (…)

Dlaczego w cudzysłowie? I nic mi nie wiadomo o tym, bym sprawował jakiś urząd, który dawałby mi prerogatywę do wystawiania komukolwiek zezwoleń na pisanie.

Można się spierać o to, jaką politykę prowadzi “Psychoskok”, jednak prawdą jest, że nikt nikogo do niczego nie zmusza.

Chodzi o to, że te lizusowskie laurki zostały wystawione dobrowolnie? Czy o to, że Psychoskok żadnemu autorowi pistoletu do głowy nie przystawia, by płacił mu za wydanie książki? Bo nie przypominam sobie, bym twierdził, że przystawia.

Jeśli jest co wydać i kto wydać, nie widzę problemu.

No, i tutaj się różnimy w ocenie, bo jeśli autor powyższej frazy może wydawać książki, to ja widzę problem.

Może to być coś naprawdę grafomańskiego i trudnego do przełknięcia dla “prawdziwego pisarza”. Jednak nie mnie to oceniać. Oceny dokonają czytelnicy.

„Prawdziwy pisarz” nie może być czytelnikiem? I dlaczego krytycy nagle zostali pozbawieni głosu?

Jednak Paweł Pollak mieni się sędzią jedynym i nieomylmnym w kwestii literatury i pewną twórczość nazywa “grafomańską”.

Gdzie i kiedy mieniłem się sędzią jedynym i nieomylnym w kwestii literatury? Zechce pan zacytować, panie Zackiewicz?

W tej “recenzji” wspiera go grupa klakierów przyklaskujących mu przy każdym wpisie na jego mizernym blogu.

Jesteście państwo klakierzy. Którzy, jak to klakierzy, przyklaskują.

Dla mnie to, co Pan wypisuje na pańskim blogu, jest śmieszne, a nawet żałosne.

Prawo Murphy’ego mówi, że poziom inteligencji na planecie jest stały, a liczba ludności ciągle rośnie, natomiast powyższa argumentacja jest dowodem na prawdziwość tego prawa. Zackiewicz, który nie umie odnieść się do tematyki wpisu, w charakterze argumentów potrafi posługiwać się wyłącznie epitetami.

Pana zdanie na temat moich książek obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Nie wyrażałem swojego zdania o książkach Zackiewicza, ale znamienne jest, że rzeczom, które obchodzą go tyle, co zeszłoroczny śnieg, Zackiewicz poświęca całe wpisy na swoim blogu.

Martwię się zwyczajnie o Pana, bowiem z Pana jest “rasowy pisarz” i kiedy brak czytelników, grozi Panu pisarska śmierć, czego Panu oczywiście nie życzę.

Ach, jak mnie ta troska wzruszyła. Aż łzę uroniłem, że są tacy serdeczni ludzie jak Zackiewicz. Nie wiem wprawdzie, czym się rasowy pisarz różni od nierasowego, ale domyślam się, że Zackiewicz przeczytał moje narzekania na słabą sprzedaż i z tego wysnuwa wnioski o braku czytelników. No cóż, panie Zackiewicz, ja, narzekając, porównuję się do autorów bestsellerowych, w porównaniu z nakładami Psychoskoka to sam jestem bestsellerowym autorem.

Nie znam Pana książek, więc nie będę się wypowiadał na temat Pana grafomaństwa.

Już ten dowcip opowiadałem, ale ponieważ nadaje się tu idealnie, powtórzę:
Siedzą dwie sowy na drzewie. Nagle jedna spogląda na drugą i mówi: „Weź mnie pocałuj w dupę”. Zaczepioną najpierw zatyka oburzenie, a potem ripostuje: „A ty mnie w… DUPĘ!”.

W zamian, jeśli Pan nie przeczytał nic mojego, proszę także nie krytykować mojej prozy.

Nie przypominam sobie, bym to robił. A że zaliczyłem Zackiewicza do grafomanów... No cóż, jak ładna młoda dziewczyna wchodzi do burdelu, to oczywiście istnieje możliwość, że jest córką właściciela, sprzątaczką albo zakonnicą, która chce się pomodlić za kobiety upadłe, ale przyjęcie założenia, że to prostytutka, będzie uprawnione.

A tak poza tym, wolny rynek, Panie Pawle, czasy “komuny” oraz wszędobylskich i wszechwładnych cenzorów już się chyba dawno skończyły.

Prawo Murphy’ego mówi, że poziom inteligencji na planecie jest stały, przy czym gęstość zaludnienia jest różna. Człowiek, który nie widzi elementarnej różnicy między cenzorem a krytykiem, musi mieszkać w Chinach. Albo przynajmniej często tam przebywać.

Musi Pan to w końcu zaakceptować i stawanie przysłowiowym okoniem nic nie da.

O jakie przysłowie z okoniem chodzi, bo nie wiem? „Okonia kują, żaba nogę podstawia” czy „okoń ma cztery nogi i też się potknie”?

Panie Pawle, głowa do góry! Będzie dobrze!

Państwo klakierzy pewnie dziwicie się, dlaczego polemizuję z wpisem, którego poziom argumentacji, choć wydawało się to niemożliwe do osiągnięcia, zszedł poniżej dna prezentowanego normalnie przez grafomanów (czego podsumowaniem są te dwa wykrzyknienia). Otóż ta logika, ta umiejętność odczytania zarzutów i ich odparcia, godna przysłowiowego okonia, charakteryzuje nie wyłącznie pisarza Zackiewicza, lecz także _naukowca_ Zackiewicza. Który swe naukowe dzieła też publikuje w Psychoskoku. I te dwa fakty, że gość, wokół którego bardzo tłoczno, podobno jest doktorem oraz że Psychoskok poza polską literaturą również polską naukę wprowadza na nowe wody, wydały mi się godne odnotowania.

14 komentarzy:

  1. Autor komentarza: theQ

    Mnie trochę fascynuje inna rzecz - a mianowicie praktycznie ten sam zestaw "argumentów", które pojawiają się w przytaczanych na blogu wypowiedziach grafomanów dostaję również ja przy okazji niemalże każdej negatywnej recenzji. Tylko wziąć listę i odhaczać, wszystko było, z zazdrością, sugerowaniem choroby psychicznej oraz groźbą pozwu włącznie. Oni uczą się retoryki w jakiejś Tajnej Placówce Szkolenia Piszących Inaczej, czy co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jest fascynujące, że oni się tego nie uczą, a zawsze, niezależnie od siebie, sięgają po ten sam zestaw.

      Usuń
    2. Autor komentarza: Kamila Perczak

      Wielkie umysły myślą podobnie. Najwyraźniej małe też. A mnie interesuje, w jakiej dziedzinie ten pan jest doktorem. Mam nadzieję, że nie nauk medycznych, bo to by oznaczało poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego.

      Usuń
    3. Archeologia albo historia. Dałem słówko podobno, bo gdzieś mi jako dr wychynął, ale kiedy później chciałem się upewnić, to znalazłem tylko informację, że doktorat pisał.

      Usuń
  2. Autor komentarza: tomato

    Ogółem można dostrzec tutaj doprawdy intrygującą prawidłowość. Ilekroć jakiś komentujący, bloger bądź pis... autor przypuszcza atak na krytykę lub jakikolwiek wpis pana Pollaka, zupełnie nieświadomie dokonuje tzw. samozaorania. Nieomal zawsze można przy tym zaobserwować powtarzające się zjawiska: kaleką argumentację lub jej całkowity brak, ciskanie w pana Pollaka niewybrednymi epitetami (często również, w pełni swej hipokryzji, bezpodstawnie zarzucając mu ubliżanie różnym osobom), usilne (i najczęściej nieudolne) próby ubrania swoich wypocin w inteligentne, niekiedy też ironiczne słowa, interpretację jego wypowiedzi według własnego widzimisię, wciskanie mu nigdy niewypowiedzianych przez niego słów w usta lub nigdy niedokonanych czynów w ręce.
    Pewnie znalazłoby się więcej takowych cech wspólnych, ale na tym już lepiej poprzestanę, bo ani chybi śmiertelnie obraziłem właśnie całe rzesze autorskie i blogerskie, a kto wie, może i również papieża i królową Elżbietę II. Z góry przepraszam za bycie przyklaskującym klakierem i najlepiej od razu pójdę powstydzić się w kącie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładny termin, samozaoranie, nie znałem. Dość typowe jest też unikanie podawania mojego nazwiska, żebym na wpis nie natrafił i nie wykazał, że autor ma utrudnioną komunikację między ręką walącą w klawiaturę a mózgiem. Ale Zackiewicz jest świeżak i jeszcze mu się wydaje, że umie dyskutować.

      Usuń
  3. Autor komentarza: Agnieszka G. (Koczowniczka)

    A ja poruszę inny temat, niezbyt dla Pana miły. Myślę, że osoby, które twierdzą, że czasami tradycyjne wydawnictwa zachowują się nie lepiej niż vanity, mogą mieć rację. Wczoraj czytałam sobie "Za krawędzią nocy". Nie ukrywam, że sięgnęłam po tę książkę ze względu na nazwisko tłumacza, bo liczyłam na coś równie pięknego jak "Młodość..." i "Niebłahe igraszki". Powieść wydała Książnica, spodziewałam się więc, że będzie starannie zredagowana. I co? Już w pierwszym zdaniu widzę błąd: "Przykro mi, ale spóźniliście się". A przecież nawet dzieciaki z podstawówki wiedzą, że nie stawiamy "się" na końcu zdania. "Greta zamyka za sobą drzwi nie odpowiadając" (str. 57). A gdzie podział się przecinek? W innych zdaniach też brakuje przecinka przed imiesłowem. Kolejne błędy: w wielu miejscach, np. na str. 9, kropka postawiona jest przed cudzysłowem, a powinno być odwrotnie. I dalej: "Nigdy nie lubiłam wtykać w siebie różne rzeczy" (str. 67) - chyba powinno być "różnych rzeczy". Wierzę, że Pan starał się przetłumaczyć tę książkę jak najlepiej, ale Książnica nie zapewniła jej dobrej redakcji i promocji i potraktowała Pana pracę po macoszemu. I gdyby "Za krawędzią..." zajął się Psychoskok, a nie Książnica, byłoby to mniej korzystne dla Pana kieszeni, ale sama książka nie mogłaby ucierpieć bardziej niż po pseudoredakcji Książnicy.
    Jak wykazałam, czasem te normalne wydawnictwa zachowują się nie lepiej niż firmy ze współfinansowaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor komentarza: Jacek Slay

      "A przecież nawet dzieciaki z podstawówki wiedzą, że nie stawiamy "się" na końcu zdania" - a jakieś źródło tej nowiny? Bo (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "bo"; to też wiedzą nawet dzieciaki z podstawówki) Poradnia językowa SJP ma nieco odmienne zdanie na ten temat (http://sjp.pwn.pl/poradnia/has... - nie zaleca się, ale niezastosowanie się do zalecenia nie jest błędem.

      "Przykro mi, ale spóźniliście się" brzmi sprawnie (i na pewno lepiej niż, powiedzmy, "Przykro mi, ale się spóźniliście) językowo i akurat do tego zdania nie powinno się mieć zarzutów. Nie mówiąc już o tym, że być może podobna składniowo konstrukcja występowała i w oryginale.

      Usuń
    2. Autor komentarza: Agnieszka G. (Koczowniczka)

      Tłumacz musi dopasować tekst tak, by po polsku brzmiał prawidłowo. A jeśli tego nie zrobi, to redaktor powinien po nim poprawić. Nie krytykowałam tłumacza, tylko redaktora. "Przykro mi, ale spóźniliście się" brzmi okropnie... "Się" na końcu zdania może stać tylko wtedy, gdy zdanie składa się z dwóch wyrazów, np. "Nudzę się" :)
      http://www.lpj.pl/index.php?op...

      Usuń
    3. Autor komentarza: Jacek Slay

      Najwyraźniej mamy zupełnie inny słuch językowy, bo dla mnie to zdanie w takiej formie absolutnie nie brzmi "okropnie". I raz jeszcze - to tylko zalecenie, a nie sztywna reguła. Z punktu widzenia poprawności językowej "Przykro mi, ale spóźniliście się" i "Przykro mi, ale się spóźniliście" są co najmniej równorzędne.
      Zresztą z przytoczonego przez Ciebie linka też wcale nie wynika, żeby "się" na końcu zdania było błędem. Wszystko zależy od "naturalności" brzmienia i akurat w tym konkretnym przykładzie całkowicie popieram wersję pana Pawła.

      Usuń
    4. Autor komentarza: Agnieszka G. (Koczowniczka)

      Tak, co człowiek, to inny słuch językowy. Przekonałeś mnie co do tego "się" :)

      Usuń
    5. Nic Pani nie wykazała. Książnica nie zachowała się jak wydawnictwo vanity. Po pierwsze wzięła dobry tekst i zleciła jego przekład uzdolnionemu tłumaczowi (ponieważ był to mój debiut, o kompetentnym jeszcze nie można mówić). Po drugie zrobiła redakcję. Wszystko przy założeniu, że dążymy do uzyskania jak najlepszego tekstu, bo trzeba go będzie sprzedać. Różnica między normalnymi wydawnictwami a vanity leży w _założeniach_. Ile razy mam to napisać, żeby Pani przyjęła to do wiadomości? Normalne wydawnictwo zakłada, że autor ma umieć pisać, że książka ma być starannie przygotowana, że czytelnik ma nią być usatysfakcjonowany, vanity zakłada, że wsio ryba, co drukujemy, bo zarabiamy na tym, że autor buli.

      To, że założenia w przypadku normalnych wydawnictw nie zawsze są realizowane, jest inną parą kaloszy. Ale nawet wtedy te książki są na dużo wyższym poziomie niż z vanity. Znalazła Pani gdzieś w tekście takie cuda, jak ziarno gorczyczy przelewające czarę goryczy albo błyskawice podobne do srebrnych sztyletów? Nie. Co więcej, z Pani zarzutami można polemizować. Nie ma takiej reguły, że „się” nie może stać na końcu zdania. Ma stać w pozycji nieakcentowanej. Ponieważ zdanie „Przykro mi, ale spóźniliście się” należy przeczytać łącznie z następnym „Już nie żyję”, w mojej ocenie błędu tu nie ma. I dzisiaj napisałbym tak samo, bo „Przykro mi, ale się spóźniliście. Już nie żyję” brzmi źle. Książka jest z 2001 roku, wówczas reguła, że frazy imiesłowowe oddziela się przecinkiem, nie była chyba tak bezwzględna jak obecnie. Co do reszty, zgoda, błędy. Ja się zresztą zgadzam, że redaktorka tej książki była niedouczona, do tego nie znała szwedzkiego, a wydawnictwo moje rozstrzygnięcia z korekty autorskiej po części zignorowało. Niemniej jednak mój przekład (początkującego tłumacza) został zdecydowanie poprawiony. W Psychoskoku by tego nie zrobili, gdyby Psychoskok wydawał przekłady, w ogóle nie stawiałby takiego warunku, że tłumacz musi znać język oryginału.

      Usuń
    6. Autor komentarza: Agnieszka G. (Koczowniczka)

      No dobrze, przekonał mnie Pan, przyjmuję do wiadomości, że "się" na końcu zdania nie jest błędem i że tradycyjne wydawnictwa zachowują się lepiej niż Psychoskoki. Różnica jest duża, rzeczywiście. Trzeba to często i dokładnie wyjaśniać, bo wiele osób nie rozumie, a boi się lub wstydzi zapytać. Osoba, która naczyta się tych obrzydliwych pochwał wierszem i prozą, może pomyśleć, że ten Psychoskok to jakiś ósmy cud świata. Bardzo dziękuję za wyjaśnienie.
      Nie znalazłam w tekście takich dziwactw jak ziarno gorczycy przelewające czarę goryczy, ale znalazłam przedwczesny poród nazywany poronieniem. Redaktorka powinna to wyłapać. Zgadzamy się co do tego, że niestarannie wykonała swoją pracę.
      Ech, nie przypadła mi do gustu ta Rydberg. Tak jak napisałam wcześniej, myślałam, że Pan tłumaczył tylko piękne książki, stąd moje rozczarowanie.

      Usuń
    7. Czytałem Pani recenzję „Za krawędzią nocy” i zupełnie się z nią nie zgadzam. Tłumaczyłem same dobre książki (może wyłączywszy „Zamachowca”, choć na tak słabą pisarkę, jak Marklund, ten kryminał jest niezłym osiągnięciem), a to, że któraś z nich się Pani nie spodobała, nie przesądza o jej bezwartościowości. Są tacy, którzy za słabe uznali „Niebłahe igraszki”, co w niczym nie zmienia faktu, że to literatura najwyższych lotów.

      Jeśli chodzi o poronienie, nie może Pani tym samym błędem obciążać i pisarki, i redaktorki. Zresztą mógł to również być mój błąd. Z tego, co sprawdziłem, w oryginale jest „missfall” (poronienie) i również szwedzkie słowo obejmuje tylko ciążę przerwaną do 22 tygodnia, czyli błąd byłby autorki. Albo szwedzkiego redaktora.

      Nie ma książek bezbłędnych. Kwestia, jakie to są błędy i ile ich jest.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.