W wiadomej sprawie pojawił się jeszcze jeden moralista, a raczej moralistka, niejaka Paulina Stoparek, która w tekście Trochę kultury, człowieku kultury! postanowiła przywołać mnie do porządku, oczywiście kompletnie nie interesując się kluczową kwestią, że podawanie recenzenta do sądu przez autora, który nie może przeboleć krytyki, jest czymś niszczącym życie literackie.
Pan Pollak idzie ku sławie po trupach, byle by było głośniej i bardziej egzotycznie. Wg mnie to żałosne. I jaką by pani Grzebuła nie była kiepską pisarką jestem po jej stronie, bo jest ofiarą karierowicza. [Ten cytat akurat nie pochodzi z artykułu, tylko z komentarzy na Booknews.]
Stosując tę samą sufitologiczną metodologię oskarżania co Paulina Stoparek, napiszemy, że Paulina Stoparek to wyrachowana osoba, która udaje święte oburzenie, żeby ściągnąć na swojego bloga tłum zainteresowany najgłośniejszym w ostatnich dniach sporem w literackiej części internetu, do tego cynicznie kalkulująca – co już jest naprawdę żałosne – że lepiej opowiedzieć się po stronie, którą uznała za słabszą (bo jako obrońca uciśnionych zyskuje się więcej punktów), chociaż na dłuższą metę tej osobie zaszkodzi, utwierdzając ją w przekonaniu, że krytyka utworu była niesprawiedliwa.
Mam siostrę młodszą o trzy lata. Gdy byłyśmy dziećmi – a wówczas te trzy lata były niczym przepaść – i się kłóciłyśmy, Babcia zwykła mawiać do mnie: „A wstydź ty się, ustąp głupszemu, starsza jesteś i mądrzejsza!”.
Przytaczam tę anegdotkę nie bez powodu.
Anegdotkę? A jaka jest humorystyczna pointa tej anegdotki, bo nie załapaliśmy?
Dzieł tej powieściopisarki (…) nie znam, słyszałam, że są okropne, ale nie w tym rzecz.
No właśnie w tym rzecz, że do komentowania rwą się osoby, które materiałów nie znają, nie chce im się z nimi zapoznać, żeby mieć merytoryczne podstawy do wygłaszania opinii, tylko z pozycji MORALNYCH AŁTORYTETÓW się OBURZAJĄ. Skoro macie takie inklinacje, to polecam poprosić księdza, żeby na ambonę wpuścił i pozwolił kazania wygłaszać.
Mnie dziwi – ba, bulwersuje! – co innego: czemu szanowany ponoć pisarz (…) bawi się w pisanie recenzji, które są oczywistą prowokacją?
Piękne zdanie. Słówko „ponoć” ładnie zrzuca z piedestału, a jak napiszemy „oczywistą”, to wiadomo, że ta prowokacja to oczywista oczywistość. Przy czym nas dziwi – ba, bulwersuje! – że pani Stoparek odmawia pisarzowi, i to szanowanemu tylko ponoć, prawa do pisania recenzji, niech będzie, że będących oczywistą prowokacją. A niby czemu pisarz nie może pisywać takich recenzji?
Przy czym warto zaznaczyć, że jego blogowe wpisy to nawet nie są stricte recenzje, ale w znacznej mierze skopiowane cytaty z powieści Pani, opatrzone jego kąśliwymi, nierzadko niepotrzebnie okrutnymi komentarzami.
„Skopiowane cytaty”. Piękna rzecz; nie zwykłe przytoczenie słów, tylko skopiowane. Podkreśla, że łajzie nawet pisać się nie chciało, tylko kopiował, a skoro kopiował, nie zaś normalnie przytoczył, to pewnie pokątnie, nielegalnie. Podoba nam się też zdemaskowanie, że wpisy nie są recenzjami sensu stricto. Nikt się wprawdzie nie usiłuje upierać, że są, ale za wyważenie otwartych drzwi też punkty się należą. Wysiłek to wysiłek. Jakie komentarze są okrutne i dlaczego, się nie dowiadujemy, bo pani Stoparek, jak każdy nastawiony na pouczanie, a nie dyskutowanie, nie troszczy się o argumenty i uzasadnianie swoich twierdzeń.
daje do zrozumienia, że [Grzebuła] jest chora („grafomania to choroba”)
Chapeau bas, bo manipulacja jest tak perfekcyjna, że nawet osoba inteligentna może nie dostrzec, na czym polega. Otóż, żeby uczciwie zaprezentować moje poglądy, Stoparek musiałaby napisać „twierdzi, że jest chora na grafomanię”. Tyle że wtedy zamysł Stoparek, by pokazać mnie jako mendę, diabli by wzięli. Bo co to za menda, która do oponenta krzyczy nie „jesteś chory!”, tylko „jesteś chory na grafomanię!”.
„jakoś przestać czytać jej książek nie potrafi i na ich lekturę czasu najwyraźniej nie szczędzi, by następnie poświęcić przypuszczalnie sporo energii – i ponownie: czasu! – na pisanie coraz to nowych epistoł w nie uderzających. Przy czym słowa „epistoły” używam z ironią (dziwne, że tak kiepskim ponoć dziełom krytyk regularnie poświęca tyle akapitów)
Umiejętne stosowanie ironii polega na tym, że nie trzeba wyjaśniać czytelnikowi, że piszemy ironicznie, sam zauważy. Ale szanuję, że Stoparek nie przecenia swoich umiejętności pisarskich i woli się zabezpieczyć, wykładając kawę na ławę. Dziwię się tylko, że pani Stoparek, najwyraźniej pałając do mnie niechęcią, jakoś przestać o mnie myśleć nie potrafi i na lekturę moich wypowiedzi czasu nie szczędzi, by następnie poświęcić przypuszczalnie sporo energii – i ponownie: czasu! – na ich komentowanie.
blogowe wpisy Pana przypominają mi (…) mówienie „na stronie”, niczym w teatrze, przypominające od niechcenia wbijane szpile, o których wiadomo, że prędzej czy później dotrą do Pani i (…) szlag ją jasny trafi!
Teraz rozumiem, dlaczego Stoparek tak się za Grzebułą ujmuje, obie stosują porównania od czapy, więź duchowa. Dlaczego niby moje blogowe wpisy przypominają mówienie „na stronie”? Przecież to sensu za grosz nie ma. Blog to blog. Bloger pisze i wrzuca do sieci. I co z tego, że wiadomo, że notka trafi do adresata? Ktoś mu nakazuje czytać? Jest jakiś przymus zapoznawania się z recenzjami swoich książek? Jeśli pisarz (prawdziwy) wie, że recenzent mu niechętny, to albo czyta i olewa, albo olewa. I po sprawie.
Zgadzam się powszechną opinią, że książka w momencie wydania staje się własnością publiczną i zawsze można spodziewać się komentarzy na jej temat, nawet najgłupszych, bo dzisiaj komentuje każdy, również największe matoły
Tak, z przykrością musimy potwierdzić tę przykrą okoliczność, że dzisiaj komentuje każdy, również największe matoły.
ale niechże ludzi kultury, pisarzy, krytyków, publicystów, tych wszystkich odpowiedzialnych za „rząd dusz” (…) cechuje pewien poziom!
Dotąd mi się wydawało, że pisarze są ludźmi kultury, ale zdaje się Paulina Stoparek właśnie na mojej osobie udowadnia tezę, że nie, więc wszystko okej. Bardzo chciałem się dowiedzieć, jaki poziom ma mnie cechować, ale się, niestety, nie dowiedziałem, bo pani Stoparek nie napisała, tylko przeszła do porównań na poziomie:
Tymczasem Pan nie jest lepszy od Brytyjczyków przyjeżdżających do Krakowa i kąpiących się w fontannach oraz demolujących publiczne toalety.
Nie wiem, jak państwo, ale ja doceniam umiarkowanie Pauliny Stoparek. Bo przecież mogła napisać, że jestem gorszy od terrorystów podrzynających gardła zakładnikom. Dlaczego nie?
Pluszcze się na blogu w swoich przepełnionych jadem wpisach niczym wspomniani przyjezdni, wystawiający gołe dupska i krzyczący „Look at me!!”
Stosując poetykę porównań Pauliny Stoparek, napiszemy, że Paulina Stoparek wskoczyła do tej fontanny, obnażyła cycki i krzyczy: „Nie patrzcie na jego dupsko, patrzcie na moje cyce!!”.
zamiast robić to, do czego jest ponoć stworzony, czyli tłumaczyć zacne szwedzkie dzieła i pisać książki.
Alleluja! Jak to, proszę państwa, przeczytałem, to mnie taka błogość i szczęśliwość ogarnęła, że państwo sobie nawet nie wyobrażają. Bo chodziłem po tej ziemi jak to dziecię we mgle zabłąkane, nad sobą się zastanawiałem, nad sensem życia, dokąd idę, ku czemu zmierzam, kim jestem, odpowiedzi znikąd, aż tu – alleluja! hosanna na wysokościach! – Paulina Stoparek mnie objawiła, żem do tłumaczenia szwedzkich dzieł i pisania książek stworzon. Z tej błogości i szczęśliwości to na spacer długi poszedłem, żeby ptaszków posłuchać, kwiatki powąchać, na trawce se poleżeć, bo jak człowiek ze sobą pogodzony, to się zachwyca, że wróbelek pięknie ćwierka, że stokrotka ładnie pachnie, że trawka mięciutka. I kiedy tak na tej trawce mięciutkiej leżałem, to się zastanawiać zacząłem i cała błogość i szczęśliwość jebać się poszła. Bo takie już moje nieszczęście, że ja się ciągle nad wszystkim zastanawiam. I tak mnie na przykład zastanowiło, że zanim pisać zacząłem, tylko tłumaczem byłem i gdybym wtedy Paulinę Stoparek spotkał, to ona by orzekła, żem do tłumaczenia zacnych dzieł szwedzkich stworzony, więc nigdy bym do pisania się nie wziął. Zacząłem też powątpiewać w boską inspirację słów Stoparek, bo Bóg jest wszechwiedzący, a Stoparek najwyraźniej nie wiedziała, że nie tylko zacne dzieła, ale i pornosa zdarzyło mi się przetłumaczyć. I co teraz? Skąd wiadomo, żem do tłumaczenia zacnych szwedzkich dzieł, a nie szwedzkich pornosów stworzony? A jakbym chciał się na ten przykład bułgarskiego nauczyć i bułgarskie dzieło, zacne czy niezacne, przełożyć, to, kurwa, co? Bóg błyskawicą prostą jak srebrny sztylet trupem mnie położy? A jeśli książki i pisanie zechcę porzucić i śpiewakiem zostać, to co, nie wolno mi? No dobra, słuchu nie mam, słoń mi na ucho nadepnął, ale skoro Grzebuła może pisać, to ja przecież mogę śpiewać. A zatem skąd wiadomo, żem do pisania i tłumaczenia książek stworzony, a nie do wyśmiewania grafomanów na blogu?
Potem też mnie zastanowiło, czemu Paulina Stoparek zajmuje się krytyką mojej osoby i przywoływaniem mnie do porządku, skoro nie do tego została stworzona. Nie podejmuję się wprawdzie powiedzieć, do czego została stworzona, z Panem Bogiem jestem w dość kiepskich relacjach, więc z pewnością mi tego nie wyjawi, ale nie sądzę, by Pan Bóg chciał zmarnować tak błyskotliwy umysł na tak mało znaczące zadanie.
Publicznie pastwi się nad Panią, kopie leżącego,
Rozumiem, że krytyki należy pisywać prywatnie i wieszać sobie na ścianie? A skoro tak, to dlaczego pani publicznie pastwi się nade mną, pani Stoparek? I w jakim sensie Grzebuła jest leżąca, bo nie wiem? Ktoś wbrew jej woli udostępnił publicznie teksty, które pisała do szuflady? Przecież to nie amatorka, która rozdaje swoje książki zaprzyjaźnionym czytelniczkom, tylko zawodowiec, który je sprzedaje i bierze za nie pieniądze.
zamiast poprzestać na merytorycznej i krytycznej – nie chamskiej, nie popisowo złośliwej! – recenzji JEDNEJ książki Pani i więcej do jej dzieł nie wracać.
No tak, trzeba przyznać, że ludzie o zamordystycznych skłonnościach nie mają we współczesnej Polsce zbyt wielu możliwości, by się realizować. Aż mi Stoparek żal, że się w takiej Korei Północnej nie urodziła, tam mogłaby w obozie pracy na więźnia się wydzierać, że mu JEDNA kromka chleba dziennie przysługuje i ani pół więcej.
Co do chamstwa, to zacznijmy od chamstwa Stoparek polegającego na tym, że nie raczyła przeczytać, co w tej kwestii napisałem, albo to ignoruje. Niewąska arogancja, bo nie odnosząc się do moich słów (odniesienie się popchnęłoby dyskusję do przodu), zmusza mnie do ich powtarzania. Ale dobrze, powtórzę. W wywiadzie dla serwisu Książka zamiast kwiatka powiedziałem:
„Skupienie się na twórczości Grzebuły jest w sumie dość przypadkowe. Zaczęło się od krytyki koszmarków językowych na stronie Evanartu, wydawnictwa ze współfinansowaniem. Po tej krytyce zostałem zaatakowany przez autorów owego pseudowydawnictwa, że bezprawnie odmawiam im miana pisarzy. No to postanowiłem wziąć tekst jednego z nich i przeprowadzić dowód, że zapłacenie za wydanie książki z nikogo nie robi pisarza. Natrafiłem na fragment powieści Grzebuły i doskonale się do tego celu nadał. Później, ponieważ zjawisko self-publishingu interesuje mnie kompleksowo, chciałem omówić odbiór takiej książki wydanej ze współfinansowaniem. Akurat „Obsesja” Grzebuły miała najwięcej fatalnie napisanych pozytywnych recenzji. A ostatni tekst wziął się stąd, że Grzebuła zaatakowała mnie jako krytyka w swojej powieści. Gdyby nie to, prawdopodobnie bym się twórczością tej pani więcej nie interesował”.
Stoparek ten wywiad zna, bo pod nim komentuje. Gdyby charakteryzowała się jakąś minimalną intelektualną uczciwością, nawet jeśli reprezentuje stanowisko, że wolno napisać tylko jedną recenzję (którego to stanowiska oczywiście nie uzasadnia, bo i po co, skoro może je wykrzyczeć), to musiałaby dostrzec, że obraz jest zniuansowany, że przy drugiej recenzji punkt ciężkości spoczywa na odbiorze książki, że przy trzeciej odpowiadam na ataki Grzebuły (w tym na wnoszenie sprawy do sądu). I gdyby chodziło jej o polemikę, to musiałaby się do tych faktów odnieść. Ale jej nie chodzi o polemikę, tylko o chamską (a co se będę żałował, skoro Stoparek sobie nie żałuje) napaść na krytyka, który jej się nie podoba.
Ale nawet gdyby obraz nie był zniuansowany i napisałbym trzy recenzje na jedno kopyto, to MAM PRAWO TO ZROBIĆ, WIĘC NIECH PANI ZNAJDZIE SOBIE INNE UJŚCIE DLA SWOICH CENZORSKICH ZAPĘDÓW, PANI STOPAREK. Jeśli chce pani decydować, ile można napisać recenzji, rozstrzygać, jaka recenzja jest merytoryczna i właściwie krytyczna, i zakazywać „popisowo złośliwych”, to polecam emigrację na Kubę, tam jeszcze potrzebują takich ludzi. Coś pani wyjawię, pani Stoparek, niech pani się mocno trzyma, bo to będzie dla pani szok: złośliwość, sarkazm, kpina to są w pełni uprawnione środki wyrazu w krytyce literackiej.
A jakby ktoś uznał, że kuriozów w tekście Stoparek mało, to zamieszcza ona pod nim następujące oświadczenie:
wszelkie komentarze i riposty dotyczące powyższego tekstu będą przeze mnie ignorowane, nawet ich nie przeczytam, aby czasem nie dać się sprowokować, gdyby okazało się, że cechują je jad lub żółć (…) Biorę odpowiedzialność za to, co napisałam, ale nie chcę się bawić w potyczki na komentarze etc. Szkoda mi na to czasu i nerwów. (…) Proszę, aby to uszanowano.
Ktoś może się pokusić o egzegezę, czego pani Stoparek oczekuje? W jaki sposób mamy uszanować? Nie komentować i nie replikować? AŁTORYTET MORALNY obwieścił ex cathedra i zabrał dupę w troki, informując czytelników, do których skierował swój tekst, że w tejże dupie ma, jakie oni mają zdanie w sprawie? To jest ta kultura, o którą się pani upomina? Ale w ogóle polemikę napisać wolno? Jeśli komuś wisi, czy pani przeczyta, czy nie. Czy też uzna to pani za brak szacunku? A jeśli pani uzna za brak szacunku, to jakie grożą konsekwencje?
Paulina Stoparek to absolwentka filmoznawstwa, czyli osoba po wyższych studiach humanistycznych, mająca ambicje publicystyczne. Chciałoby się powiedzieć: intelektualistka.
Intelektualistka zabiera głos w żywo debatowanej sprawie. Sprawy dokładnie nie zna, nie przeczytała inkryminowanych tekstów, wypowiedzi, które padły w toczącej się debacie, olewa i publikuje tekst, w którym wyraża swoje OBURZENIE, o meritum praktycznie nie pisząc.
Tekst jest skonstruowany następująco: wprowadzenie anegdotką, która nie jest anegdotką, mające pokazać, że dwie strony się kłócą, następnie atak na jednego z oponentów, potem otwarte pytanie, który z oponentów ma rację, choć prezentowany był tylko jeden, po czym ponowny atak na tego nielubianego. Czyli treść nie pasuje do formy. Pierwsza i trzecia część wskazują, że miało być w miarę obiektywne pokazanie sporu i pozwolenie, by czytelnik sam rozstrzygnął, ale Stoparek nie potrafi się tego zamysłu trzymać, bo ją krew zalewa, więc całość przeradza się w napaść na krytyka. Napaść dosyć obrzydliwą, krzycząca o kulturę Stoparek, bez żenady używa obraźliwych porównań.
Językowo, jak na osobę o ambicjach publicystycznych, kiepskawo. „(…) nie przystoi się pastwić nad twórcą, nieważne jak kiepski by on nie był” (jeśli już, to „nieważne, jak kiepski on jest”). „Pan, który najwyraźniej nie umie powiedzieć sobie „stop” (a nie jest to czasem wyrazem wysokiego IQ?)”. Autorce zapewne chodzi o to, że wyrazem wysokiego IQ jest rzeczona umiejętność, a nie nieumiejętność, ale to nie wystarczy pomyśleć, trzeba jeszcze, nomen omen, umiejętnie sformułować.
Przenikliwość intelektualna gdzieś na poziomie gimnazjum. Sprowadzanie sporu między osobą piszącą a krytykującą do apelu (podkreślonego obrazkiem) „ustąp głupszemu” jest dziecinne. Poza tym nie wiem jak Marta Grzebuła, ale ja wcale nie byłbym zachwycony, gdyby jakiś mój zwolennik wzywał mojego oponenta do oddania mi pola, argumentując „ustąp mu, bo on jest głupszy od ciebie”. A przecież Stoparek de facto to robi, wcale nie zastanawia się, kto jest mądrzejszy, tylko uznaje za mądrzejszego mnie, a pretensje są o to, że w tej sytuacji powinienem ustąpić, a nie chcę. Czyli protekcjonalizm wobec Marty Grzebuły, taki sam jak u Królika. Ja traktuję Grzebułę odpowiednio do jej ambicji i traktuję ją jako równorzędnego uczestnika rynku literackiego (i odpowiednio do tego krytykuję), Stoparek i Królik mówią „ulitujcie się nad nią, skoro to grafomanka, niech ona sobie żyje w przekonaniu, że jest utalentowaną pisarką”. Pełen protekcjonalizm.
Debatować w szkole Pauliny Stoparek nie nauczyli, więc Stoparek nie dyskutuje, tylko krzykiem obwieszcza oponentom, jak ma być. Nie ma tezy popartej argumentami, jest nakaz. Wolno ci, Pollak, napisać jedną recenzję powieści Grzebuły. Nie jedną na książkę, tylko jedną na całą karierę literacką Grzebuły. W żadnym wypadku złośliwą. A potem szlus. Bo ja tak mówię. Dlaczego tak mówię, nie wiem, bo się nad swoimi tezami nie zastanawiam, tylko je bezmyślnie spisuję. Chociaż skończyłam wyższe studia humanistyczne, nie spotkałam się nigdy z tym, żeby jeden krytyk zjechał dwie książki tego samego autora, nie czytałam nigdy żadnej prześmiewczej recenzji, a jak przeczytałam, to nic z niej nie pojęłam ani nie zapamiętałam. Chociaż pisuję recenzje książek, nie mam bladego pojęcia, że od ładnych paru lat taka forma krytyki, jaką uprawiasz, istnieje i nikt normalny nie ma o nią pretensji, więc nie wolno ci, Pollak, brać „skopiowanych cytatów” i okraszać ich kąśliwymi uwagami. To mówię ja, Paulina Stoparek, magister elegancji i wulkan intelektu.