piątek, 27 lutego 2015

Królik z ulicy Mysiej

W sprawie zamiaru wniesienia przez Martę Grzebułę pozwu do sądu (nie wiem, dlaczego nazywanej sporem czy konfliktem, skoro chodzi o bezprzykładny zamach na prawo krytyka do napisania o książce, że jest do kitu) głos zabrał niejaki Marcin Królik. Najpierw zrelacjonował sprawę:

Pollak kilka razy „zmiażdżył” na swoim blogu twórczość Grzebuły. Teraz Grzebuła chce złożyć w sądzie pozew o zniesławienie. Przy czym – jak twierdzi – nie chodzi o to, że Pollak skrytykował jej książki, ale że zelżył ją jako człowieka. Podobno są podstawy.

Piękne, nie? Podobno są podstawy. Królik to podobno dziennikarz, ale „zapomniał” sprawdzić fakty i podać, że Grzebuła tych podstaw nie potrafi wskazać. Ale jak podobno są podstawy, to pewnie coś jest na rzeczy, gdzieś z pewnością ten wredny Pollak tę biedną Grzebułę zelżył, błotem rzuciliśmy, przylepiło się, niech teraz sobie Pollak gada zdrów, że o Grzebule jako człowieku pół słowa nie napisał. (No, przepraszam, napisał o jej notorycznych kłamstwach, ale to już po wybuchu sprawy).

Od razu chcę rzecz postawić jasno. Pollak w krytyce zarówno Grzebuły, jak i całego zjawiska tzw. vanity publishingu ma sporo racji. (…) Ja jednak mimo to staję po stronie Marty Grzebuły. Robię to dlatego, że w moim przekonaniu ta sprawa nie ma, i chyba nigdy nie miała, nic wspólnego z literaturą. Uważam, że chodzi tu o czystej wody nienawiść człowieka do człowieka.

A ja uważam, że Królik to pisze, bo pała do mnie głęboką nienawiścią, czystej wody nienawiścią, a potajemnie jest zakochany w Marcie Grzebule. Szalenie zakochany. Budzi się rano i szlag go trafia, że taki Pollak postponuje jego ukochaną, przez cały dzień aż trzęsie się z nerwów i ciągle wyobraża sobie, jak to Pollaka w mordę strzeli, a Martuchnę przytuli. Brednie? Brednie. Ale skoro Królik może sobie na podstawie faktu, że zjechałem twórczość Grzebuły, wyciągać i ogłaszać publicznie wnioski, że jej nienawidzę, to ja na podstawie faktu, że bierze w sprawie jej stronę, mogę sobie wyciągać i ogłaszać wnioski, że jest w niej zakochany.

Paweł Pollak w swoich „analizach” prozy Marty Grzebuły przekroczył subtelną granicę dzielącą krytykę, nawet ostrą, od werbalnego kamienowania. I temu muszę się sprzeciwić z całą mocą.

No, to żeśmy się uśmiali, a uśmialiśmy się dlatego, że Królik komentował nasz wpis dotyczący wolności słowa i wyglądało na to, że zgadza się z naszą tezą, że kiedy postawimy wolności słowa granicę, to ją zlikwidujemy. Ale jak przyszło co do czego, to Królik przybiegł pierwszy, że przekroczyliśmy granicę. Chociaż, przyznajmy uczciwie, nie taką zwykłą a subtelną. Gdzie przebiega subtelna granica, decyduje Królik. Marcin Królik, ul. Mysia 3, Warszawa.

Wszyscy używamy ostrych słów – ja również – trudno mi jednak uważać za krytykę ciągnące się w nieskończoność drobiazgowe rozbiory zdań i całych paragrafów.

Czyli ostre słowa – owo potworne „werbalne kamienowanie” – to „drobiazgowe rozbiory zdań i całych paragrafów”. Domyślamy się, że Królik używa smartfonu wyłącznie do dzwonienia, bo skoro wychował się w świecie, gdzie telefon służył do dzwonienia, to przecież nie może być tak, żeby służył jeszcze do czegoś innego. Królik, chociaż pisze w internecie, nie zauważył, że tenże internet z jednej strony umożliwił publikowanie wszelkiej maści grafomanom, z drugiej zaś zlikwidował bolączkę krytyków gazetowych, jaką był brak miejsca na dokładne omówienie utworu. Te dwa czynniki spowodowały pojawienie się nowej formy krytyki literackiej: ciągnące się w nieskończoność drobiazgowe rozbiory zdań i całych paragrafów. Bo jest na to miejsce i dlatego, że jest to najbardziej adekwatny sposób krytyki w przypadku utworu stricte grafomańskiego. Weź się pan, panie Królik, dokształć i zajrzyj sobie na przykład na stronę Niezatapialnej Armady Kolonasa Waazona. A jak pan już tamtą stronę sobie obejrzysz, to wziąwszy pod uwagę, że ci ludzie „werbalnie ukamienowali” grubo ponad dwustu autorów, a długość ich analiz bije moje na głowę o kilka, właśnie, długości, poinformuj, jaką przewidujesz dla nich karę. Łamanie kołem czy przypalanie żywym żelazem.

Pretensje Królika to kuriozum nie z tej ziemi. Facetowi nie podoba się, że zbyt dobrze uzasadniłem krytykę. Że punkt po punkcie wykazałem, że utwór Grzebuły jest grafomański. Ale gdybym wygłosił taką opinię ex cathedra, wtedy przyleciałby pierwszy z pretensjami „A gdzie uzasadnienie?!”. Gdybym podał dwa przykłady, krzyczałby: „No coś pan, na podstawie dwóch błędów chcesz twierdzić, że ktoś nie umie pisać?! Każdemu mogą się zdarzyć dwa błędy!”.

Trudno nie uznać za umyślne pastwienie się sytuacji, gdy autorka publicznie, na Facebooku, ogłasza zamiar złożenia pozwu, a jej adwersarz publikuje kolejną taką kolubrynę.

„Pastwić się” to, jak podaje „Słownik języka polskiego” pod red. Szymczaka „postępować z kimś okrutnie (szczególnie z osobą bezbronną)”. Osoba bezbronna najpierw zaatakowała adwersarza w swojej powieści. Następnie osoba bezbronna wytoczyła przeciwko niemu ciężkie działa w postaci procesu sądowego. Kontrę pan Królik uznał za pastwienie się. Coś panu powiem, panie Królik. Gdyby Grzebuła nie wymyśliła Pylona, a któryś z czytelników by mi o tym nie napisał, więcej pewnie bym się jej twórczością nie zajmował. Ale gdyby Pylona nie było, to na zapowiedź pozwu wziąłbym tekst Grzebuły i specjalnie napisał analizę. Bo to była jedyna możliwa reakcja na skandaliczną próbę zamknięcia krytykowi ust: pokazać, że się temu szantażowi nie ulegnie. Jarzysz pan konkluzję czy muszę panu wprost napisać? To, że ja się Grzebułą zajmuję, zawdzięcza ona w dużej mierze sama sobie.

Paweł Pollak z uporem maniaka młotkuje mantrę, że robi to dla dobra literatury. Śmiem w to wątpić. Literatura ma od groma ważniejszych (i poważniejszych) problemów niż garstka ludzi realizujących hobby po godzinach.

Orzekł Marcin Królik. Jak widzimy, to Marcin Królik definiuje problemy literatury, ustala, które są ważne i o których należy pisać. Marcin Królik, ul. Mysia 3, Warszawa.

Kiedy Paweł Pollak ostatnio czytał jakiś ciekawy debiut?

Oho. Coraz lepiej, Marcin Królik będzie mi teraz dyktował, co mam czytać. A jak ja nie chcę czytać debiutów, tylko powieść Marty Grzebuły, to co, panie Królik? A czemu jej powieść gorsza od ciekawego debiutu? Czyżby nie uważał jej pan za pełnoprawną pisarkę? To za jaką?

I nie mam tu na myśli produkcji komercyjnej. Kiedy ostatnio rozgorzała jakaś naprawdę ważka dyskusja wokół książki? Gdzie jest głęboko intelektualna eseistyka około literacka? Bo chyba za takową trudno uznać zerżnięte z materiałów promocyjnych „recki” w działach kulturalnych coraz gorzej redagowanych gazet. Dlaczego lekturowy kanon wyznaczają dzisiaj nie wybitne dzieła, lecz nagrody i budowane na ich podstawie rankingi? I czemu – wreszcie – te nagrody mają wydźwięk stricte środowiskowy? I jak to się dzieje, że literaci z jednego towarzystwa gardzą tymi z drugiego, na ogół nawet ich nie znając?
Dlaczego Paweł Pollak się tym nie zajmuje, skoro aż tak leży mu na sercu dobro rodzimego piśmiennictwa?

Dlatego, że Paweł Pollak nie musi pisać o tym, o czym pisać mu pan Królik z ulicy Mysiej nakaże. Paweł Pollak sam sobie dobiera tematy i sam decyduje, pod jakim kątem chce pisać o literaturze. Przy czym teza, że pan Pollak pisze wyłącznie o grafomanach, jest z gruntu nieprawdziwa. Pan Pollak zamieścił np. kilka tygodni temu znakomite opowiadanie Hjalmara Söderberga pt. Pocałunek. Wielowarstwowe, dające asumpt do wielorakich analiz, napisane pięknym językiem. Polska premiera jednego z klasycznych opowiadań w literaturze szwedzkiej. Czy pana Królika ten najwyższej próby literackiej utwór zainteresował? Czy pan Królik zamieścił pod nim komentarz, napisał o nim u siebie na blogu, udostępnił na Facebooku? Nie. Ale jak wybuchła gównoburza, to pan Królik jest wszędzie, wszędzie się wypowiada i komentuje, co myśli o gównoburzy. I krzyczy, że ja nie zajmuję się tak literaturą, jak powinienem. Znasz pan słowo „hipokryzja”, panie Królik?

Jednak wolność to również odpowiedzialność. I świadomość, że ma się w ręku niebezpieczną broń. Słowa mogą zabijać. (…) Na blogu Pawła Pollaka odbywa się w tej chwili sieciowy lincz na Marcie Grzebule. Komentarzy przybywa, lajków też – wykres statystyk na pewno szybuje w kosmos. Głupia stara baba, co nie potrafi się pogodzić z brakiem talentu, chce ciągać po sądach pisarza, chce mu kneblować usta. Jak trzeba być emocjonalnie kalekim, żeby nie dostrzegać całego wachlarza odcieni szarości. To jest zwyczajnie i po ludzku okrutne.

To już nie ma nic wspólnego z opinią. To jest obrzydliwy szantaż moralny. Nie krytykujcie Grzebuły, nie śmiejcie się z niej, bo kobieta jeszcze gotowa popełnić samobójstwo. Jeśli chce pan, panie Królik, znaleźć winnych, którzy doprowadzili do tego, że ta kobieta jest wyśmiewana, to udaj się pan łaskawie do właścicieli Warszawskiej Firmy Wydawniczej i Evanartu, którzy wprowadzili ją w przekonanie, że jest pisarką. Udaj się pan do Katarzyny Krzan, redaktor naczelnej E-bookowa, która „wydaje” i sprzedaje jej książki z pełną świadomością, że to są kompletne gnioty. Udaj się pan do jej „przyjaciół”, którzy nie umieją jej powiedzieć, żeby dała sobie spokój. Udaj się pan do blogerów i krytyków, którzy podtrzymują jej ułudę, że dobrze pisze. Spójrz pan na siebie, bo takimi wpisami utwierdzasz ją w przekonaniu, że racja jest po jej stronie. Jak pan się tak o nią troszczysz, to pójdź pan do niej i przekonaj ją, żeby przestała się ośmieszać, wystawiając swoje kalekie utwory na widok publiczny, a odchrzań się pan od ludzi, którzy oceniają to, co mają prawo oceniać, i śmieją się z tego, co jest śmieszne.
A jak już pan do niej pójdziesz i usłyszysz, że jesteś jej wrogiem, plujesz jadem i zostałeś zmanipulowany przez Pollaka, to może wtedy do pana dotrze, że to nie żadna zahukana staruszka, tylko cwana baba, która świetnie potrafi wykorzystać image miłej starszej pani, by skupić wokół siebie zwolenników, która świetnie potrafi zorganizować kampanię kłamstw i oszczerstw, która sprawnie zwalcza krytyka (nie krytykę), zohydzając go na wszelkie możliwe sposoby, która ma siły i środki, by walczyć z nim nawet w sądzie.

A skoro jesteśmy przy sądzie, to zauważmy, że Królik albo nie dostrzega podstawowego aspektu całej sprawy, czyli tego, że mamy do czynienia z bezprecedensową próbą zakneblowania krytyki i zmuszenia recenzentów, by odstąpili od wyśmiewania utworów, które uważają za grafomańskie, albo go kompletnie ten aspekt nie interesuje. A ja już dostaję maile, że ludzie autentycznie się boją, czy jakiś trzeciorzędny autorzyna nie przeczyta o sprawie Grzebuły i nie dojdzie do wniosku, że to wcale nie jest głupi sposób na rozprawienie się z krytykami. I dodają, że w ich przypadku byłby to sposób skuteczny.

Marta Grzebuła ma prawo żyć.

A ktoś ją, przepraszam, morduje? Stuknij się pan w głowę, panie Królik.

Ma prawo pisać, co i jak chce. I wydawać to, gdzie chce, jeśli taka jej wola i zawartość budżetu. Ma też prawo zamieszczać na Facebooku zdjęcia piesków i kwiatków. A Paweł Pollak ma prawo mieszać ją z błotem. Tylko że w moich oczach odrobinę mniejsze. Najgorszy rodzaj pogardy to taki, któremu za punkt wyjścia służy jakaś racjonalnie uzasadniona słuszność, choćby cząstkowa. Trudno takie zło obalić, bo skutecznie się broni – Pollak na przykład za tarczę bierze sobie Barańczaka – ale to nie znaczy, że można być na nie ślepym. I nie można milczeć. Nigdy! Żadna wolność słowa do tego nie uprawnia.

Pogarda? Mówienie komuś, że jest niekompetentny, to gardzenie nim? Zło? Zło, panie Królik? Według jakich standardów prześmiewcza krytyka grafomańskiego utworu jest złem? Weź pan zadzwoń do najbliższej podstawówki i poproś, żeby pozwolili panu wziąć udział w zajęciach z etyki.

32 komentarze:

  1. "Głupia stara baba, co nie potrafi się pogodzić z brakiem talentu" - uwielbiam, jak tacy "obrońcy" w ferworze dyskusji przez przypadek ujawniają własne myśli. Kto kiedykolwiek napisał, że M.G. jest głupia? Albo stara? Cały czas była mowa o braku talentu, pozostałe dwa epitety zrodziły się w głowie Marcina Królika. Czy się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście braku talentu pisarskiego, nie żadnego innego, żeby było jasne.

      Usuń
    2. Królik podsumował po prostu tutejszą dyskusję metodą Grzebuły, Długoczewskiej i Dobrzyńskiej. Mało ważne, co zostało napisane, ważne, co my sobie z tego wyczytamy. Á propos linczu, ciekawe, że kiedy na fejsie Grzebuła i jej zwolennicy urządzili na mnie nagonkę, którą rzeczywiście można by nazwać linczem, to temu moraliście nie tylko to nie przeszkadzało, ale wziął w nim aktywny udział.

      Usuń
    3. A jednak zabiorę głos: najbardziej dziwi mnie, że ci obrońcy teraz siedzą cicho w sprawie. Merytorycznie siedzą cicho, bo rykoszety mogą chodzić. Ryzykując domysł: "stare, głupie baby" (wiek mnie predestynuje wiekowo do tego szacownego grona, a co! , z doświadczenia mówię :) ) tak działają: wpuszczają się wzajemnie na karuzelę z emocjami . Najsłabsze ogniwo pęknie i potem się skupi na tej, która puściła.
      Apel: Luizo, Mario, Kamilo i inne - napiszcie coś o przyjaciółce, stańcie obok niej w dyskusji o k s i ą ż k a c h Marty! Plasterki i okłady z głasków współczucia teraz nie pomogą! Chciałabym, żeby ktoś bronił jej powieści, bo przecież, do cholery, ktoś to kupował, dla kogoś pisała i od czytelników listy dostawała. Gdzie jest ta rzesza? No? To była jakaś mistyfikacja, mitomania, konfabulacja Marty?
      Ha! Dałam piękny przykład egzaltacji. Niech tam! Specjalnie! Stara baba jestem.

      Usuń
    4. Obawiam się, że pozostanie to głosem wołającego na puszczy.

      Usuń
  2. A ja jestem ciekawa czy pan Królik przeczytał chociaż jedną powieść pani Grzebuły. Może jakby przeczytał, to by takich bzdur nie wypisywał.
    Raz przez przypadek recenzowałam książkę owej pani, choć specjalizuję się w zupełnie innej literaturze. Nie lubię rozbierać utworów na części pierwsze, chociaż miałam na to ochotę, więc napisałam tekst neutralny. Widzę, że to był jednak błąd, którego na przyszłość już nie popełnię. Lepiej prosto z mostu napisać, ze coś jest kiepskie niż robić to w zawoalowany sposób.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Pawle, naprawdę lubiłam Pański blog, czytałam kolejne wpisy - po przeczytaniu tego wykreślę go z listy śledzonych. Głos protestu, jak mówi kudłaty Włoch Beppe Grillo. Upowszechnia pan adres dziennikarza, który ośmielił się napisać słowo krytyki... Nie do wiary. Nie do wiary. Pozdrawiam mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ul. Mysia, Urząd kontroli Prasy, Publikacji..., ulica legenda. Załamałaś mnie Danko

      Usuń
    2. Pani Danko, ulica, przy której mieszkam, wprawdzie nie nazywa się Mysia, ale dwadzieścia parę lat temu, gdy się tam wprowadzałem, nosiła nazwę Obrońców Stalingradu, więc Pan Paweł nie najgorzej kombinuje :)

      mk

      Usuń
    3. Muszę powiedzieć, że się zastanawiałem, czy będzie taki komentarz :-)

      Usuń
    4. Pani Danko, przy Mysiej 3 przez wiele lat mieścił się Główny Urząd Kontroli Prasy, czyli oficjalna cenzura PRL o której opowiada się do dzisiaj mity. Przed oburzeniem warto sprawdzić, czy wszystko się zrozumiało.

      Usuń
    5. Pani Danka musi być bardzo, bardzo młoda albo bardzo, bardzo... wolno kojarzyć :).

      Usuń
    6. Nie załapałam kontekstu historycznego, przyznaję, jednak sugestia, że "Pan Królik jest z ulicy Mysiej" - czyli z Urzędu Kontroli Prasy - wydaje mi się tanim chwytem służącym zdeskredytowaniu awersarza. Dlaczego nie podjąć merytorycznej dyskusji z jego rozsądnymi argumentami? Pan Marcin pisze np. że problemem literatury polskiej jest brak ciekawych debiutów, dyskusji na temat książki. Pyta, dlaczego pisarz-wydawca Pollak nie zajmie się "poważnymi" pozycjami, zamiast wałkować nieszczęsną Osbesję. Odpowiedź Pana Pawła: nikomu nic do tego, co ja czytam! Oho, skąd całe to zdenerwowanie? Czyżbyśmy zbliżyli się do sedna sprawy? Być może prawda jest taka, że pastwienie się nad nieszczęsnym grafomanem to niezła uciecha dla czytelników bloga? Posty na temat Grzebuły są zabawne, boki zrywać. Kto by czytał poważne dyskusje na temat Sławomira Shuty... Będę dalej śledzić blog Pollaka. Królika też sobie dopiszę do listy. Pozdrawiam.

      Usuń
    7. Oho, pomyliłam się i nie zrozumiałam, ale to nie ma znaczenia,bo i tak Pollak nie ma racji.
      Dlaczego nie podjąć merytorycznej dyskusji?
      Dlaczego nie czytać ze zrozumieniem i skonstatować, że taka dyskusja została podjęta?

      Usuń
    8. 'Pan Marcin pisze np. że problemem literatury polskiej jest brak ciekawych debiutów, dyskusji na temat książki. Pyta, dlaczego pisarz-wydawca Pollak nie zajmie się "poważnymi" pozycjami, zamiast wałkować nieszczęsną Osbesję.'
      i oczywiście pan Królik ma rację bezsprzeczną oraz użył argumentu o obezwładniającej logice, gdyż kiedy tylko Paweł Pollak przestanie wałkować panią Grzebułę, to na rynku literackim zaroi się natychmiast od obiecujących debiutantów. jak również niedopuszczalne jest, żeby pisarz zamieszczał cokolwiek, co zapewni czytelnikom uciechę - dozwolone są wyłącznie wpisy poważne, głębokie i charakteryzujące się odpowiednim współczynnikiem kija w dupie, a kto się pierwszy uśmiechnie, ten zgniłe jajo.
      'Odpowiedź Pana Pawła: nikomu nic do tego, co ja czytam! Oho, skąd całe to zdenerwowanie? Czyżbyśmy zbliżyli się do sedna sprawy?' - owszem, i to sedno jest takie, że nikomu nic do tego, co Paweł Pollak czyta. o ile się orientuję zakończył już edukację, więc nie musi się trzymać narzuconego kanonu lektur, a to oznacza, droga Danko, że ani pan Marcin Królik, ani Ty, nie będziecie panu Pollakowi mówić, co ma czytać. oraz - czego mogłaś nie zauważyć - to jest blog Pawła Pollaka, na którym Paweł Pollak pisuje głównie o własnej twórczości i sprawach, które go dotyczą/interesują. to nie jest recenzencki blogasek mający na celu promowanie młodych talentów. więc skoro to promowanie jest w zainteresowaniach Twoich czy pana Królika, promujcież u siebie ku chwale ambitnej i poważnej literatury.
      a tak całkiem na marginesie - pan Królik, pozujący neutralnego obserwatora, dał wyraz swoim prawdziwym poglądom na profilu pani Grzebuły na fb - jego komentarze dotyczące Pawła Pollaka zawierały głównie mnóstwo jadu, pomyj, insynuacji co do jego zdrowia psychicznego, oraz zapewnienia pana Królika o niegasnącej sympatii i lojalności w stosunku do pani Grzebuły. więc rzeczywiście, jego opinia jest szalenie obiektywna i miarodajna, a te wszystkie niskie zagrania, których Paweł Pollak dopatrzył się w jego tekście, to na pewno absolutna nadinterpretacja.
      no litości.
      A.

      Usuń
    9. Za ten „odpowiedni współczynnik kija w dupie”, to ma Pani u mnie duże piwo:-) Ech, żeby to kiedyś do tych wszystkich sztywniaków dotarło.

      Usuń
    10. Droga A. na początku podjętej przez Pana Pollaka polemiki w sprawie grafomanów byłam po jego stronie. Po przeczytaniu recenzji Obsesji weszłam na stronę Pani Grzebuły i napisałam komentarz w rodzaju: Ty głupia kobieto, co za paskudztwa wydajesz! W miarę rozwoju sytuacji było mi jednak jej coraz bardziej żal. Sama jestem skromnym debiutantem - wiem, że pisanie to w gruncie rzeczy coś bardzo osobistego. Trzeba się w pewnym sensie otworzyć - dlatego nie mam wątpliwości, że miażdżąca krytyka Obsesji okropnie ją upokorzyła. Jestem pewna, że nie miała ochoty iść do sądu, każdy boi się procesów - ona nie miała wyboru: był to gest rozpaczy ponizonego człowieka, który broni swojej godności. Pisarstwo Grzebuły nie jest wysokich lotów - to poza dyskusją. Kto wie jednak, być może ona ciągle się uczy? Może za kilka lat zadziwi wszystkich całkiem niezłym kryminałem? Nie przekonuje mnie rzucanie kamieniem, dlatego cenię Pana Królika za obronę Grzebuły. Pozdrawiam

      Usuń
    11. Widzę, że nawet zwolennicy Grzebuły nie mają wątpliwości, za co mnie pozywa. Pani pisze wprost, że za miażdżącą krytykę „Obsesji”, chociaż ona temu zaprzecza, bo wie, że za krytykę pozywać nie można.
      Pani Danko, godność pani Grzebuły nie została w żaden sposób naruszona. Jakby to Pani najprościej wytłumaczyć? Jeśli ja zrobię stół – a mam dwie lewe ręce – i będę chciał ten stół Pani sprzedać, a Pani powie, że stół jest pokraczny, ma nierówne nogi i w ogóle takiej tandety w życiu Pani nie widziała, że to skandal, że ja Pani tego bubla wciskam i że jestem fuszerem, to Pani w żaden sposób mojej godności nie naruszy, bo wypowiada się Pani wyłącznie o wytworze mojej pracy i moich kwalifikacjach jako stolarza. I tak samo jest z krytyką „Obsesji”, na tapecie znalazły się wyłącznie wytwór pracy pani Grzebuły i jej kwalifikacje jako pisarza.
      I niestety, jeśli ktoś chce być pisarzem, musi się pogodzić z tym, że jego książka będzie oceniana w każdy możliwy sposób. To trudne, bo człowiek jest przywiązany do swojego tekstu, ale inaczej się nie da. Jeśli ktoś nie jest w stanie znieść krytyki, to pisarzem po prostu być nie może. Tak jak człowiek, który mdleje na widok krwi, nie może być chirurgiem.
      I pisarza ocenia się za to, co napisał i pokazał czytelnikom, a nie za to, co ewentualnie napisze w przyszłości. Poza tym Grzebuła wcale się nie uczy. Proszę porównać pierwszą i trzecią analizę, omawiane teksty dzieli półtora roku, zauważyła Pani jakąś poprawę?

      Usuń
    12. Panie Pawle, trzymam za słowo. :)

      A.

      Usuń
    13. droga Danko.
      pan Królik jest hipokrytą pierwszej wody - a do tego ma czytelników za idiotów, którzy nie będą umieli przyłożyć sobie jego "wyważonej i neutralnej" opinii do poglądów, które wyraził na fb.
      pani Grzebuła nie uczy się niczego, ma grono fanów utwierdzających ją codziennie w przeświadczeniu, że jest zajebistą pisarką, więc nie ma żadnego powodu, żeby uczyć się czegokolwiek. i pani Grzebuła nie zaskoczy nas żadnym przyzwoitym kryminałem, ponieważ pani Grzebuła w każdym napisanym przez siebie zdaniu dokonuje rzezi na języku polskim. żeby zmienić ten stan rzeczy, musiałaby przyswoić materiał z zakresu nauki języka polskiego ze szkoły podstawowej, a to na początek tylko, żeby dało się jakkolwiek ocenić treść, bo obecnie w tej ocenie treści przeszkadza absolutnie nieakceptowalna, urągająca wszelkim zasadom gramatyki i ortografii forma.
      możesz trzymać stronę pana Królika, który w ramach swojego obiektywizmu i wysokich standardów moralnych pisze na fb w komentarzach o Pawle Pollaku następująco: "To jest człowiek chory, co widać po maniackim natręctwie jego wpisów. Pani zrobi, jak będzie uważała. Ja pozwolę sobie trzymać za Panią kciuki. Darzę Panią ogromną sympatią i jest mi przykro, że stała się Pani obiektem bezinteresownej nienawiści." Możesz nie przyjmować do wiadomości, że są blogi analizatorskie, na których na części w sposób dużo bardziej prześmiewczy, niż zrobił to Paweł Pollak, rozbierane są utwory na poziomie zbliżonym do (a czasem i wyższym) radosnej twórczości Marty Grzebuły - i to rzadko jednemu utworowi poświęcona jest jedna notka, zazwyczaj na każdy analizowany utwór przypadają 3-4 analizatorskie wpisy. i ŻADEN z autorów zmasakrowanych przez analizatornię nigdy nie wpadł na pomysł wniesienia pozwu. pani Grzebuła, skoro za dostęp do swojej twórczości każe sobie płacić, powinna się liczyć z krytyką tym bardziej. i teraz przechodzimy do meritum: albo zgadzasz sie z tym, że KAŻDY ma prawo ocenić wydaną książkę, ma prawo ją pochwalić albo zganić, albo sie nie zgadzasz. a skoro się zgadzasz, to nie rozumiem, jak możesz trzymać stronę Grzebuły (zasłanianie się współczuciem nie zmienia faktu, że trzymasz jej stronę), zagorzałej grafomanki, która w obliczu krytyki ma mniej godności i rozsądku niż przeciętna szesnastoletnia autoreczka rozjechana przez chociażby Niezatapialną Armadę czy Przyczajoną Logikę, oraz pana Królika-hipokryty, który "broniąc" Grzebuły pisze o niej rzeczy dużo bardziej pogardliwe, niż kiedykolwiek napisał Paweł Pollak.
      aczkolwiek podejrzewam, że po prostu nie masz ochoty przyznawać, że Królika wzięłaś w obronę zbyt pochopnie i teraz będziesz, choćby wbrew logice i przyzwoitości, bronić swojej wersji.
      aha, i taka rada: jeżeli masz zamiar pisać, to naucz się dystansować do swoich tekstów. nie utożsamiaj się z nimi i nie traktuj ich osobiście - albo chcesz pisać dobrze i słuchać rad i krytyki, albo nie chcesz. albo chcesz, żeby ktoś profesjonalnie ocenił, co jest z tekstem nie tak, albo chcesz słuchać fałszywych zachwytów i publikować szmirę. jeżeli się drukuje za swoje pieniądze sziterski pseudoerotyk, każe się czytelnikom za niego płacić, a potem każdą krytykę odbiera jako straszliwe upokorzenie, to ewidentnie się nie dojrzało do publikowania swojej twórczości. a pomysł z sądem jest kuriozalny i przerażający, otwiera bowiem Czarne Wrota Mordoru, za którymi każdy grafoman będzie pozywał nieprzychylnego recenzenta. i TO jest sedno całej tej sytuacji. nie Grzebuła kreująca się na ofiarę, nie broniący jej pan Królik, tylko prawo do skrytykowania wydanej własnym sumptem “powieści”, będącej zbrodnią na języku polskim, bądź brak tego prawa, do czego pani Grzebuła próbuje doprowadzić pozywając Pawła Pollaka.
      wszystko inne, co wokół tej sprawy się dzieje, to tylko dym i lustra.
      naprawdę tak trudno to zrozumieć?
      A.

      Usuń
    14. Panie Pawle, droga A. Nie dyskutuję z Waszymi argumentami w sprawie twórczości Grzebuły. Fragmenty Obsesji, które przeczytałam na tym blogu nie pozostawiają złudzeń. Rzucił mi się w oczy czyjś komentarz:“Sieć robi wiele złego promując "kult amatora". Każdy jest twórcą, nikt nie jest odbiorcą.” Myślę, że to sedno sprawy - wciągnięci przez "bagno Internetu" często ulegamy złudzeniu, że mamy coś do powiedzenia. Niezliczone blogi poetyckie, pisarskie (sama prowadzę jeden, przyznam się do tego) mają na celu wypromowanie własnej twórczości. Prawda jednak jest taka, że bycie artystą nie jest dla każdego. Pani Grzebuła jest ofiarą tej szalonej manii twórczej - poległa, nie umiejąc należycie ocenić jekości swego pisania. Tak mi się wydaje. Pozdrawiam

      Usuń
    15. Grzebuła wcale nie poległa, tylko walczy nieuprawnionymi środkami. Pani tę kwestię zostawiła, tymczasem mnie interesuje, czy nadal uważa Pani, że proces sądowy to dozwolona reakcja na krytykę książki. I Grzebuła nie publikuje w internecie, nie pisze sobie na blogu, na forum, tylko w y d a j e książki i domaga się za nie pieniędzy. Oczywiście, amatorska twórczość na blogu podlega takiej samej krytyce jak każda inna, ale to jednak trochę inna jakość, jeśli nastolatka zamieszcza na blogu surowe opowiadanie bez ambicji uchodzenia za pisarkę, a co innego, jeśli dorosła kobieta napisany po polskawemu tekst, rzekomo zredagowany, przedkłada czytelnikom jako pełnoprawną książkę.

      Usuń
    16. Bo ja wiem, czy dorosła...? Pełnoletnia na pewno, ale co do dorosłości, to bym dyskutowała.

      Usuń
    17. Panie Pawle, uważam proces sądowy za reakcję mocno przesadzoną i szkodliwą dla obu stron. Cała historia przypomina mi wydarzenie sprzed lat, kiedy to opowiadałam znajomej, że jej ojciec wrzeszczy głupoty na środku ulicy. Była to złośliwość, ale dziewczyna rozsądnie odparła: "Niech się każdy wstydzi za siebie!" Tak właśnie myślę. Oczywiście ma Pan święte prawo oceniać i krytykować opublikowane książki. Z drugiej jednak strony - jakie są efekty? Grzebuła dalej pisze, jak Pan zauwazył - tak samo źle. Z drugiej jednak strony, z nieznanej autorki awansowała na swego rodzaju celebrytkę. Nie zaglądam na jej stronę fb ani na blog, ale na Pańskim blogu znajduję informacje o rzesz fanów, któzy ją zagrzewają do walki itd. Pan dochrapał sie procesu, co do przyjemności nie należy i drogo kosztuje. Przypuszczam - to osobista opinia, rzecz jasna - że lepiej byłoby sprawę z Grzebułą wyważyć. Pozdrawiam.

      Usuń
    18. i w ten oto sposób elegancko oddryfowaliśmy od Twojej obrony Marcina Królika i jego obłudnego wpisu, za to przybiliśmy do nabrzeża "po co krytykować książki Grzebuły, skoro i tak będzie pisała".
      będzie, ale została publicznie obnażona jako grafomanka, która nawet nie umie przyjąć krytyki z godnością, a podczas tego obnażania Paweł Pollak dostarczył mnóstwa rozrywki zgromadzonym. ponadto Grzebuła owszem, została swego rodzaju celebrytką, ale też powszechnie wiadomym stał się poziom "dzieł" wydawanych przez self-publisherów.
      a koszty imprezy procesowej prawdopodobnie poniesie pani Grzebuła, bo nie wyobrażam sobie, żeby miała sprawę wygrać, więc budżet pana Pollaka na tym nie ucierpi.
      A.

      Usuń
    19. Czyli pozew w reakcji na krytykę tekstu uważa Pani za reakcję przesadzoną, ale dopuszczalną? Jaka, na litość boską, występuje analogia między głupotami wykrzykiwanymi na ulicy a utworem literackim? Krytyka literacka nie musi mieć wymiernych efektów, to jest wymiana myśli. W tym przypadku oczywiście o wymianie myśli trudno mówić, ale też nie zgodzę się, że krytyka nie dała efektów: iluś tam czytelników zostało ostrzeżonych, że ma do czynienia z grafomanką, sporo dowiedziało się o istnieniu autorów wydających za własne pieniądze i że trzeba na nich uważać. Może parę osób z ambicjami pisarskimi uznało, że lepiej pójść wyboistą drogą, popracować nad warsztatem, cierpliwie poczekać na debiut, niż narazić się na tego rodzaju wiwisekcję. Ja fanów Grzebule nie napędziłem, miała ich wcześniej, poza tym szczerze dziękuję za taką sławę. Owszem, pisać nie przestała i nie przestanie, co nie znaczy, że należy jej powiedzieć „droga wolna”, przeciwnie, skoro dokonuje masakry na języku polskim, należy jej rzucać kłody pod nogi w postaci krytyki.
      I co znaczy, że lepiej byłoby sprawę wyważyć. Nie krytykować, bo można zostać pozwanym? No to właśnie jest uleganie argumentowi siły.
      Mnie tam akurat procesy sprawiają przyjemność, a ten nie będzie mnie nic kosztował, bo koszty procesu pokrywa przegrany.

      Usuń
    20. Panie Pawle, przypomina mi się cytat z Przygód dobrego wojaka Szwejka: "Jakby pani chciała zastrzelić arcyksięcia albo pana cesarza, toby się pani na pewno z kimś naradziła. Co głowa, to rozum. Ten doradzi to, tamten owo i w ten sposób zbożne dzieło się powiedzie" Sądzę, że taki jest wniosek z tej "niewymiernej wymiany myśli" - ilu czytelników tego bloga, tyle opinii na temat wywołanej przez Pana polemiki. Po przeczytaniu pierwszego postu na temat Obsesji weszłam na stronę Grzebuły i napisałam komentarz w stylu: autorzy jak pani robią z literatury bagno, od którego rozsądni ludzie trzymają się z daleka. Tak myślę - ale z drugiej strony istnieje zasada "nieważne co piszą, ważne żeby nie przekręcali nazwiska." Pamiętam artykuł z początku lat 90. Madonna przeżywała wówczas spadek popularności. Rozebrała się na środku autostrady i stała obok auta adwokata, który miał rozmawiać z policją i tłumaczyć, że pani artystka ma prawo tak się zachowywac. Zadziałało - przyjechali dziennikarze i maszyna poszła w ruch. Tak samo z Grzebułą, niestety. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Śmieszne, bo ja właśnie na odwrót niż użytkowniczka Danka. Strasznie polubiłem Pana bloga po ostatnich wpisach. Dodaję do ulubionych i będę śledzić na bieżąco.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Pawle, zastanawiam się czy jest sens walczyć z ludźmi, którzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem. Pana walka przypomina trochę Syzyfa albo Don Kichota; obawiam się, że polegnie Pan, nie w procesie bo ten jest idiotyczny, ale z głupotą zalewającą sieć.
    Z anonimowymi hejterami trudno walczyć.
    Mimo wszystko życzę powodzenia w tej nierównej walce.

    Pozdrawiam
    Arek

    OdpowiedzUsuń
  6. To, co Pan wypunktował w tym wpisie to jedno, ale moim zdaniem tekst Pana Królika jest bardziej obraźliwy w stosunku do Pani Grzebuły, niż wszystkie Pana notki razem wziętę. Nie ma chyba bardziej pogardliwej postawy niż protekcjonalność.

    Arieen

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Grzebuła zaczyna mi przypominać Florence Foster Jenkins. Może by i o niej jakąś sztukę napisać? Mam już nawet tytuł: "Rany boskie!".

    OdpowiedzUsuń
  8. nie wiem czemu ale mnie sie przypomina klasyk:
    ¨Panie Krolik!! A srutu Pan nie chcesz?!¨

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.