czwartek, 19 lutego 2015

Dziób w ciup!

Profesor filozofii z Uniwersytetu Wrocławskiego Bogusław Paź zamieścił na fejsie film, na którym widać, „jak prorosyjscy separatyści znęcają się nad wziętymi do niewoli ukraińskim żołnierzami: wyciągają ich zwłoki z samochodowego bagażnika, rzucają nimi (…)”. Z relacji Barbary Stanisz w dolnośląskiej „Gazecie Wyborczej” wynika więc, że separatyści wzięli w niewolę zwłoki, a lead informuje nas, że zabici przechodzili gehennę, choć nawet osoby religijne nie żywią przekonania, że martwi coś czują.

Paź skomentował film słowami „Banderowskie ścierwa dostają łomot aż miło!”, za co władze Uniwersytetu zawiesiły go w obowiązkach.

Reakcja rektora i komentarze w prasie (wyłączywszy komentarz profesora Jana Hartmana w „Polityce”) wskazują, że polskie elity intelektualne zasady wolności słowa nie rozumieją i właściwie nie ma szans, żeby w jakiejś przewidywalnej przyszłości do nich dotarło, na czym ona polega.

Żeby nie było wątpliwości: zamieszczanie takich filmów uważam za zezwierzęcenie, komentarz Pazia za ohydny, jego samego za niezłego palanta, ale ten palant ma prawo zamieszczać takie filmy, jakie chce, i komentować je, jak chce, bo na tym polega wolność słowa. I nie wolno wyrzucać go za to z pracy. Zwłaszcza że, jak wynika z relacji studentów, Paź swoje ideologiczne przekonania zostawia poza salą wykładową.

Całkowite niezrozumienie, na czym polega wolność słowa, wykazuje cytowany przez Stanisz dr Mirosław Tryczyk. „W pełni popieram reakcję rektora uczelni. Zestawiona z filmem wypowiedź profesora jest kompletnie nie do przyjęcia. Po pierwsze dlatego, że naruszył sacrum – w naszej kulturze ciała zmarłych są świętością”. Czyli mamy wolność słowa, ale nie wolno naruszać sacrum. No oczywiście, przecież obowiązuje przepis przewidujący więzienie za obrazę uczuć religijnych. Tyle że wolność słowa bez prawa do naruszania sacrum jest mniej więcej równoważna z wolnością więźnia ograniczoną do dwunastu metrów kwadratowych celi. „Po drugie, nie rozumiem, dlaczego profesor wiąże ze sobą oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii z walczącymi o wolność żołnierzami z Doniecka. Przecież oni nie mają nic wspólnego z mordercami z UPA”. Czyli Tryczyk podejmuje z Paziem merytoryczną polemikę (abstrahujemy tutaj od bezsensownego sformułowania „wiąże ze sobą z”, bo jak znamy gazetowe realia, Tryczyk zawdzięcza je wybitnej dziennikarce Stanisz). I rzeczywiście racja jest po jego stronie. Tylko co z tego wynika? Że wolno wygłaszać wyłącznie twierdzenia zgodne ze stanem faktycznym? To dlaczego prof. Binienda i dr Cieszewski jeszcze nie wylecieli ze swoich uczelni? I dlaczego Kaczyński nie siedzi za mówienie o sfałszowanych wyborach? A co, jeśli w danej sprawie nie ma jasności? Zakaz rozmowy na ten temat? Idźmy dalej. „Wypowiedź (…) Bogusława Pazia godzi w polskie interesy, a i zwyczajnie po ludzku jest podła”. Rzeczywiście godzi i rzeczywiście jest podła. Co nadal nie jest powodem, by mu takich wypowiedzi zakazywać. Facet nie pełni ani funkcji ministra spraw zagranicznych, ani ambasadora, by miał obowiązek dbać o polskie interesy, a zasada wolności wypowiedzi oznacza ochronę właśnie słów podłych, przykrych, kontrowersyjnych. Niepodłych, nieprzykrych, niekontrowersyjnych nikt w ogóle nie ma zamiaru zakazywać.

Zgadza się z tym profesor Jacek Hołówka: „Wolność słowa i wolność myśli są kluczowe. Wszelkie poglądy, opinie i przekonania powinny mieć prawo ekspresji w życiu społecznym”. Do tego momentu uważałem, że Hołówka to mądry człowiek. Ale… „Ale wolność słowa dotyczy treści, a nie formy”. Normalnie zleciałem z krzesła. I powiem tak: Paź nie jest żadnym zagrożeniem. Paź to folklor, anomalia, nieszkodliwa aberracja, bo na kilometr widać, że to palant w skórze inteligenta. Niebezpieczni są tacy profesorowie jak Hołówka, bo ich poglądy traktuje się poważnie. Jak to wolność słowa nie dotyczy formy, tylko treści? Czyli co, Dodzie nie wolno powiedzieć (została za to skazana), że Biblię „spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”, ale gdyby powiedziała, że „autorzy Biblii znajdowali się nieraz pod wpływem alkoholu i innych środków odurzających”, to wtedy byłoby okej? Bo treść jest zgodna ze stanem faktycznym, a całą ostrość wypowiedzi diabli wzięli? Przecież forma ma przemożny wpływ na treść, na jej odbiór. Tę samą treść można zawrzeć w wielu formach i wszystkie, panie Hołówka, muszą być dozwolone, jeśli mamy mieć wolność wypowiedzi.

Dr Tryczyk stwierdza, że Paź „zdecydowanie przekroczył granice wolności słowa”. Ten zarzut stał się w Polsce ostatnio niezwykle modny: jeśli tylko ktoś powie coś, co innych złości i drażni, co kwestionuje ich świętości czy utarte poglądy, dowiaduje się, że przekroczył granice wolności słowa. Przy czym te granice ustala sobie swobodnie i arbitralnie ten, komu dana wypowiedź się nie podoba. Maziarskiemu nie podobają się np. poglądy antysemickie, więc chciałby ich zakazać. Tego, że w ten sposób likwiduje wolność słowa, nie dostrzega. Bo kończy się ona w momencie, kiedy są jakieś granice. Żadnych obiektywnych nie da się ustalić, a skoro można je dowolnie wyznaczać i przesuwać, to o tym, co można powiedzieć, decyduje po prostu silniejszy. A to jest cenzura.

Prof. Hołówka twierdzi: „Język nienawiści nie zmierza do debaty, tylko do wzbudzenia nienawiści, może także do fizycznej agresji. Mowa nienawiści nie jest chroniona wolnością słowa. I musi być piętnowana”.

Musi być piętnowana. Ale nie zakazywana. Nie karana więzieniem. Bo mowa nienawiści też powinna być chroniona wolnością słowa. Nie ma takiego wymogu, żeby wygłaszający jakieś poglądy miał do nich prawo tylko wtedy, jeśli chce o nich debatować. Może chce je wykrzyczeć. Ma prawo sobie krzyczeć. Dla mnie kluczowe w wypowiedzi Hołówki jest sformułowanie „może także do fizycznej agresji”. A konkretnie „może także”. Uważam, że takie potencjalne, mało realne skutki czyichś słów nie są powodem, by ich zakazywać. Karane powinno być wyłącznie nawoływanie do agresji, które do tej agresji rzeczywiście prowadzi (i udowodni się związek) albo które w ofierze wywołuje realny strach (czyli podobny warunek jak przy groźbie karalnej). Jeśli ktoś pisze „Żydzi do gazu”, to ani nie ma zamiaru budować krematoriów, ani nikt nie zareaguje na ten apel budową krematoriów, ani Żydzi się nie boją, że ktoś po nich przyjdzie i zaprowadzi do krematoriów. Jest to wypowiedź bez dwóch zdań nienawistna, wyrażająca chory światopogląd, że Żydzi rządzą światem i są sprawcami wszelkich nieszczęść. Ale ten człowiek do tego światopoglądu prawo ma, tak samo jak ma prawo uważać, że słyszy w głowie głosy, bo porwały go ufoludki i wszczepiły mu do mózgu implant. I może o tym pisać. A Żydzi, jeśli chcą, mogą go pozwać o naruszenie dóbr osobistych. Wszelkie spory dotyczące wypowiedzi powinny toczyć się w sądach cywilnych, a nie karnych. Jeśli nie, to mamy ściganie ludzi za ich poglądy i wypowiedzi wedle aktualnie dominujących trendów politycznych. Polska Liga Obrony w reakcji na zamach w Paryżu oblepiła meczet w Poznaniu nalepkami z hasłem „Polska wolna od islamu”, a prokuratura wszczęła sprawę o nawoływanie do nienawiści na tle wyznaniowym. Do żadnej przemocy nie doszło i nie dojdzie. Aktywiści PLO nie wrzucili do meczetu koktajlu Mołotowa, nie potłukli w nim szyb, nie pobili żadnego muzułmanina ani do takich czynów nie wzywali. W sposób pokojowy wyrazili swój pogląd, że nie chcą w Polsce islamu. Do tego na maksymalnym poziomie ogólności, nie podejmując ani nie proponując żadnych konkretnych działań. Za co ich ścigać? Przecież nawet nie pomazali ścian sprayem, tylko zadbali o nieinwazyjne nalepki, które można odkleić, nie niszcząc fasady. Mimo to prokuratura prowadzi postępowanie. Ale już przeciwko posłowi Jaworskiemu, który założył Zespół ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski, prokuratura śledztwa nie wszczęła. A facet nie tylko wygłosił swój pogląd, że w Polsce nie powinno być ateistów, lecz także podjął konkretne działania zmierzające do wyrugowania jednego z konstytucyjnie uprawnionych światopoglądów. I co? I nic.

Podsumowując, w Polsce mamy wolność słowa dla tych, którzy grzecznie i uprzejmie wyrażają poglądy zgodne z poglądami większości i poprawne politycznie. Reszta przekracza granice tej wolności i zwykle podpada pod jakiś paragraf. Proponuję, żeby odpowiednio do tego zmodyfikować nasze godło i zawiązać orłu dziób.

8 komentarzy:

  1. Panie Pawle,
    czy nie myślał Pan o karierze dziennikarskiej? Świetnie się czyta Pańskie wypowiedzi na tematy światopoglądowe i nie tylko!

    I jest dokładnie tak, jak Pan pisze: w Polsce wolność słowa jest ograniczona, a już sam fakt istnienia przepisu o obrazie uczuć religijnych świadczy o tym, że panuje dyktat mainstreamu. Tak na marginesie, czy ktoś słyszał o procesie za obrazę uczuć przedstawiciela innego wyznania niż katolickie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi zapewne o karierę publicysty, a nie dziennikarza. Myśleć to ja sobie mogę, tyle że trzeba jeszcze mieć propozycje. A chętnych do składania jakoś nie widać.

      Proces o obrazę uczuć religijnych mahometan odbędzie się w Polsce wtedy, kiedy pan Ryszard Nowak przejdzie na islam.

      Usuń
    2. Tak, publicysty, oczywiście :-)
      Czy chce Pan przez to powiedzieć, że zadebiutować jako publicysta jest trudniej niż wydać pierwszą książkę? Pytam bez złośliwości.

      Usuń
    3. Znacznie trudniej, gazet jest stosunkowo mało w porównaniu z tym, ile książek można wypuścić na rynek.

      Usuń
    4. Znacznie trudniej, gazet jest stosunkowo mało w porównaniu z tym, ile książek można wypuścić na rynek.

      Usuń
  2. "Mowa nienawiści" to obraza uczuć religijnych à rebours, takie świeckie bluźnierstwo. A "granice wolności słowa" (cóż za cudny oksymoron) to popłuczyny po Polsce przedrozbiorowej, w której herbowa hołota poważała prawo dopóty, dopóki było ono dla niej korzystne. Użytkownicy tego kretyńskiego hasełka mają dokładnie to samo - wolność przysługuje im i myślącym tak jak oni. Wszyscy inni to wrogowie publiczni numer jeden. Kondycja psychiczna ludzi tak histerycznie reagujących na każde usłyszane słowo to temat na rozprawę habilitacyjną z psychiatrii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mowa nienawiści jest bardzo podejrzanym dziwotworem. Zarówno ze względu na swoje ideologiczne podglebie, jak i nieostrość prawną. Jej ostrze można skierować przeciwko dowolnemu człowiekowi, przypisując jego wypowiedzi atrybut "mowy nienawiści" wedle bardzo dowolnie definiowanych kryteriów. Wystarczy, że ktoś poczuje się obrażony. A dziś ludzie rzeczywiście ogromnie drażliwi się zrobili. Ja na przykład mam słaby wzrok i na pewno nie byłoby mi przyjemnie słuchać za plecami wołań w rodzaju "ej, ty, zyzol!" (a bywało i tak), ale na samą myśl, że mógłbym chcieć kogoś za to wsadzić do więzienia lub przysolić mu grzywnę, mam ochotę popukać się w czoło.

    Paragraf o obrazie uczuć religijnych też jest, moim zdaniem, mocno problemowy. A pisze to, mimo iż wiele prowokacji wobec Kościoła mi się nie podoba. Sądzę, że w tym przypadku tak naprawdę obie strony nieco po sztubacku nawzajem się nakręcają.

    Tyle że kiedyś po prostu się wiedziało, że w towarzystwie nie należy puszczać bąków. Dziś uchwala się do egzekwowania tego zwyczaju stosowne zarządzenia. Nasza cywilizacja jest w ogóle potwornie przeregulowana. Choć to temat na osobny wpis.

    A bąka czasem po prostu trzeba puścić. Niekiedy, paradoksalnie - i nie mówię, że tak jest w przypadku wspomnianego profesora - ma on właściwości przewietrzające. Cała rewolucyjna sztuka to jest takie puszczanie bąków w salonie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Studenci twierdzą, że Paź nie chwalił się poglądami?
    Dobre sobie. Akurat wspominałam zakończone niedawno studia i natrafiłam na dość sporą aferę z Paziem w roli głównej. Doskonale pamiętam jego agitki prokorwinowskie i traktowanie dziewczyn gorzej, bo zdaniem profesorałka, wówczas jedynie doktora, kobiety nie powinny uczęszczać na studia. No, ale może przez te parę lat się zmienił.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.