poniedziałek, 26 stycznia 2015

Repertorium na całą wieczność

Czuję się przytłoczony przedmiotami i co jakiś czas nachodzi mnie przymus, by spróbować powywalać zbędne rzeczy. Z góry jest to skazane na niepowodzenie, bo przy wielu drży mi ręka i jej ruch w stronę kosza blokuje myśl „przyda się”. Ostatnio usłyszałem o minimalistach, ogromnie mi zaimponowali i przy następnej próbie postanowiłem być bardziej rygorystyczny: jeśli z danego „przydasia” nie skorzystałem przez lat trzy, rozstaję się z nim bezwzględnie, nawet jeśli liczba potencjalnych zastosowań jest większa niż liczba błędów w grafomańskich powieściach. Czyszcząc szafki, natrafiłem na stare repertoria. Wyjaśnienie dla niefachowców: tłumacz przysięgły każde wykonane tłumaczenie musi odnotować w brulionie zwanym repertorium. Obecnie ten brulion może być w formie elektronicznej i taki właśnie mam, ale papierowe repertoria mi zostały. Zacząłem się zastanawiać, czy mogę je wywalić. Przydatne oczywiście nie są, ale może prawo zakazuje. To znaczy, wiedziałem, że prawo nie zakazuje, ale interpretacje z przepisami często mają niewiele wspólnego, więc wolałem sprawdzić, jak te interpretacje wyglądają.

Natrafiłem na wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, rozpatrujący odwołanie tłumaczki języka angielskiego, która została ukarana przez Komisję Odpowiedzialności Zawodowej upomnieniem, gdyż wezwana na kontrolę repertorium w 2011 r. nie posiadała takowego za okres od czerwca 2008 do grudnia 2010. Wedle jej wyjaśnień padło ono ofiarą awarii komputera. Tłumaczka podała, że samodzielnie nie jest w stanie odzyskać danych, musi skorzystać z pomocy informatyka, więc prosi o przełożenie kontroli. Dostała zgodę, ale na następne kontrole już się nie stawiła, zasłaniając się chorobą. Dopiero w listopadzie 2012 przedłożyła odtworzone repertorium.

Przyznam, że nie rozumiem, dlaczego tłumaczka się odwoływała. Jej wina była ewidentna, nie miała aktualnego repertorium (za poprzedni rok) i przedstawiła bzdurne usprawiedliwienie, że utrata repertorium była wynikiem działania siły wyższej. Jak słusznie zauważyły KOZ i sąd, awaria komputera jest zdarzeniem częstym i przewidywalnym i trzeba być na nią przygotowanym. Z kolei kara była najniższa z możliwych, nie jestem pewien, ale chyba z żadnymi konkretnymi niedogodnościami się nie wiąże, a tłumaczka nawet nie musiała pokryć kosztów postępowania.

Sąd Apelacyjny uchylił karę dla tłumaczki, powołując się na fakt, że repertorium jednak przedstawiła, wprawdzie z dużym opóźnieniem, ale takie wykroczenie należy zakwalifikować jako mające nikłą szkodliwość społeczną. Sądu (ani wcześniej kontrolujących) nie zainteresowało, skąd tłumaczka utracone repertorium wytrzasnęła. Okoliczność, że unikała kolejnych terminów kontroli, kiedy dostała zgodę na jej przedłużenie, żeby mieć czas na odzyskanie danych, świadczy o tym, że nawet informatyk tych danych nie zdołał odzyskać. Czy można odtworzyć repertorium na podstawie innych źródeł? Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że ja nie byłbym w stanie. Mam w komputerze większość przetłumaczonych tekstów (ale na pewno nie wszystkie), a z przetłumaczonego tekstu da się ustalić większość informacji, jakie trzeba wpisać do repertorium. Brakuje jednak daty zlecenia oraz pobranej kwoty. Jeśli stosuje się sztywny cennik i w danym okresie on się nie zmieniał, to kwotę da się obliczyć na podstawie liczby znaków, ale ja dla klientów indywidualnych tłumaczenia wyceniam z góry ryczałtem, a nie post factum od liczby znaków. Zleceniodawca od razu wie, ile będzie musiał zapłacić, i albo cenę akceptuje, albo nie. Plus unikam wyjaśniania, dlaczego kasuję za pięć stron, skoro tłumaczenie ma dwie, a większość klientów nie jest w stanie pojąć, czym jest strona obliczeniowa, więc mimo wyjaśnień czuje się oszukana. Ale nawet przy sztywnym cenniku, nie odtworzymy ekspresów (skoro nie mamy daty zlecenia, nie wiemy, w jakim tempie wykonaliśmy tłumaczenie) czy udzielonych rabatów. Na podstawie samych tłumaczeń nie zawsze da się też ustalić zleceniodawcę. Jeśli są to dokumenty sądowe, a zestaw otwiera pismo przewodnie sądu, to na pewno tenże sąd zlecił tłumaczenie. Ale już przy dokumentach dotyczących zmiany nazwiska, niekoniecznie osoba na nich wymieniona, mógł być ktoś z rodziny. A w przypadku dowodu rejestracyjnego z pewnością nie właściciel pojazdu, gdyż on jest sprzedającym samochód, a tłumaczenie zwykle zleca nabywca.

Co z dokumentami księgowymi? Jeśli klient brał rachunek, mamy dane zleceniodawcy. Ode mnie jednak większość klientów rachunków nie chce, a na paragonie danych zleceniodawcy nie ma. Jest za to kwota, czyli dzięki dokumentom księgowym, żmudnie, bo żmudnie, ale zdołałbym odtworzyć pobrane kwoty. Nadal brakowałoby części zleceniodawców i dat zleceń. Oczywiście te ostatnie dałoby się określić w przybliżeniu, skoro mamy datę wykonania tłumaczenia (zakładając, że jest ona tożsama z datą wydania tłumaczenia), ale chodzi o wpisanie rzeczywistych danych, a nie prawdopodobnych.

Tłumaczka mogła oczywiście te prawdopodobne wpisać, a brakujących zleceniodawców w ogóle na pałę, wychodząc z założenia, że urząd i tak tego nie sprawdzi, szkopuł w tym, że musiała w ten sposób odtworzyć czy raczej wziąć z powietrza całe brakujące repertorium. Bo jeśli nawet znaczną część repertorium da się odtworzyć na podstawie zachowanych tekstów tłumaczeń, to ona nimi nie dysponowała, skoro jej komputer uległ awarii, a pani nie miała w zwyczaju robić kopii zapasowych. Taka awaria, że diabli wzięli tylko repertorium, jest oczywiście nieprawdopodobna.

Dla interesującej mnie kwestii, przez jaki okres należy przechowywać repertorium, najważniejsze było jednak uzasadnienie Komisji Odpowiedzialności Zawodowej, dlaczego wymierzyła tłumaczce karę. Uzasadnienie zawierające tyle bzdurnych tez, że moim zdaniem sąd powinien się do nich odnieść, zamiast korzystać z furtki „nikła szkodliwość społeczna”.

Repertorium tłumacza przysięgłego jest dowodem i odzwierciedleniem dokonywanych przez niego czynności. Kontrola repertorium pozwala zweryfikować działalność tłumacza przysięgłego również w aspekcie ciągłości wykonywania tego zawodu. Wojewoda, w przypadku stwierdzenia na podstawie repertorium niewykonywania czynności tłumacza przysięgłego przez okres dłuższy niż 3 lata, zobowiązany jest poinformować o tym Ministra Sprawiedliwości (art. 20 ust. 3). Konsekwencją zaś niewykonywania czynności tłumacza przez wskazany wyżej okres jest możliwość zawieszenia go na okres 5 lat (art. 11 ust. 1.), a po upływie tego okresu skreślenie w drodze decyzji z listy tłumacza przysięgłego (art. 12 pkt 5). Z powyższych regulacji w sposób niebudzący wątpliwości wynika obowiązek prowadzenia repertorium przez cały okres wykonywania zawodu tłumacza przysięgłego.

Obowiązek przechowywania repertorium (bo o nim de facto mowa, obowiązek prowadzenia jest sformułowany wprost i nie musi z niczego wynikać) z zapisu, że tłumacz nie może mieć dłuższej przerwy niż trzyletnia, nie tylko nie wynika w sposób niebudzący wątpliwości, ale w ogóle nie wynika. Przede wszystkim, żeby udowodnić brak przerwy wystarczy zachować repertoria z co trzeciego roku, czyli powiedzmy z lat 2007 (ustawa weszła w życie w 2005), 2010 i 2013. Poza tym nigdzie nie jest powiedziane, że tłumacz ma dowodzić braku przerwy, pokazując repertorium. Przecież np. PIT-y z sądów czy przelewy potwierdzające, że pobierał wynagrodzenie jako tłumacz, są jednoznacznym dowodem, że nie zaprzestał działalności. A w przypadku braku jakichkolwiek papierów dowód z zeznania świadków jest w Polsce pełnoprawnym dowodem. Jeśli np. właściciel autokomisu zezna, że dany tłumacz regularnie przez lata tłumaczy dla niego dowody rejestracyjne, to wówczas przecież na ministrze spoczywa obowiązek udowodnienia, że świadek kłamie, zanim odbierze tłumaczowi uprawnienia.

Ustawa o zawodzie tłumacza nie określa czasu przechowywania repertorium, co nie oznacza możliwości indywidualnego określania tego okresu w oderwaniu od omówionych powyższej regulacji.

Taka interpretacja (nieuprawniona, jak wskazałem wyżej) nakłada na tłumacza obowiązek wieczystego przechowywania repertoriów. Z braku zapisu, przez ile czasu trzeba przechowywać repertorium (posłom dziękujemy za niedoróbkę), KOZ wywodzi sobie wnioski, że tłumacz ma być świętszy od notariusza i prowadzić archiwum państwowe.
Co więcej, z wywodów KOZ wynika ni mniej, ni więcej, że nie ma przedawnienia w przypadku dopuszczenia do trzyletniej przerwy. Jeśli ustawa się nie zmieni, powiedzmy, przez kolejne15 lat, a to więcej niż prawdopodobne, bo raczej będzie nowelizowana niż zastąpiona nową, oznaczałoby to, że w 2030 r. można by odebrać tłumaczowi uprawnienia za niewykonywanie działalności w latach 2006-2009. Wziąwszy pod uwagę, że po takim czasie przedawniają się nawet poważne przestępstwa, byłoby to wyjęcie tłumacza spod prawa. Nie wiem, jak państwo, ale ja uważam, że ani niechlujstwo posłów, ani ignorancja prawna KOZ-u takiego zawieszenia wobec tłumacza norm cywilizowanego społeczeństwa nie uzasadnia.

Repertorium prowadzone przez tłumacza przysięgłego może również stanowić przedmiot kontroli Urzędu Skarbowego w zakresie prawidłowości rozliczenia podatku dochodowego od osób fizycznych w ramach prowadzonej działalności.

To już w ogóle jest bzdura. Do kontroli rozliczeń z US służą rachunki, wydruki z kasy fiskalnej, deklaracje podatkowe, wyciągi bankowe itp. Urząd Skarbowy nie ma żadnych uprawnień, żeby żądać wglądu do repertorium. Co więcej, udostępnienie repertorium nieuprawnionym urzędnikom z US mogłoby zostać uznane za złamanie tajemnicy zawodowej i ustawy o ochronie danych osobowych. Jeśli klient wziął tylko paragon, to ja nie mam żadnych podstaw, by ujawniać US jego nazwisko (wpisane do repertorium). Tak samo dane dotyczące tłumaczonych dokumentów należy uznać za poufne i skarbówce do stwierdzenia, czy zapłaciłem należny podatek, nie są wcale potrzebne.

przytoczono również § 58 Kodeksu tłumacza przysięgłego - Repertorium tłumacza przysięgłego (http://www.tepis.org.pl), wg którego „Tłumacz przysięgły prowadzi repertorium zawierające pozycje wymienione w ustawie o zawodzie tłumacza przysięgłego w formie odręcznych wypisów dokonywanych na przeznaczonych do tego drukach akcydensowych, arkuszach dostosowanych do takich wpisów we własnym zakresie lub w komputerowych plikach zapisów elektronicznych, mając obowiązek zapewnienia możliwości ich wydruku i takiego przechowywania repertorium, które uniemożliwi ego zniszczenie lub utratę".

No pięknie. W Komisji Odpowiedzialności Zawodowej Tłumaczy Przysięgłych zasiadają ludzie (ktoś może podać jej skład?), którzy nie wiedzą, że w Polsce źródłem prawa są ustawy i rozporządzenia, a nie prywatne przemyślenia prezeski TEPIS-u, nawet jeśli nazwie je sobie kodeksem. Danuta Kierzkowska może sobie pisać, co chce, jej prywatna organizacja może sobie uznawać jej wypociny za Konstytucję, Biblię i Koran razem wzięte, ale w polskim systemie prawnym ten kodeks ma dokładnie taki sam status, jak dekret, który zechce sobie spisać i ogłosić dowolny Kowalski. Żaden tłumacz nie jest zobowiązany do przestrzegania zapisów tego rzekomego kodeksu, w ogóle nie musi o nich czy o nim wiedzieć. Tłumaczy obowiązuje wyłącznie ustawa i rozporządzenie i powoływanie się w sądzie na ten kodeks jest naruszeniem norm prawnych.

Summa summarum doszedłem do wniosku, że skoro KOZ się czepia, to lepiej repertoria zostawić, bo na ciąganie się po sądach nie mam już ochoty. Pytanie do znawców: co w przypadku takiej luki prawnej – nie jest powiedziane, przez ile trzeba przechowywać repertorium, a konkluzja, że w związku z tym przez całą wieczność, jest nieuprawniona? I pytanie do tłumaczy: jak sami postępujecie? Trzymacie czy wywalacie, a jeśli to drugie, to po jakim czasie? Odpowiedzi wyjątkowo lepiej anonimowe, żeby KOZ się do państwa nie przychrzanił. I drugie pytanie, czy mieliście kontrolę, a jeśli tak, to gdzie (województwo), jedną czy więcej i za ile lat trzeba było pokazać repertorium.

16 komentarzy:

  1. Kodeks tłumacza przysięgłego to nie prywatne przemyślenia. Został opracowany przez komitet redakcyjny z udziałem przedstawicieli Tepis oraz ministerstw i instytucji ważnych dla tłumaczy przysięgłych (w tym Ministerstwa Sprawiedliwości).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kierzkowska najpierw napisała sobie ten kodeks, a potem dokooptowała do niego komitet redakcyjny, żeby wyglądało poważnie. I pytanie, w ramach jakich obowiązków czy na mocy jakich przepisów pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości zasiadali w owym komitecie redakcyjnym. A jeśli robili to po godzinach, to dlaczego marką Ministerstwa firmują coś, co jest prywatnym dokumentem jednej pani i jednej organizacji?

      Usuń
    2. To nie tylko Ministerstwo Sprawiedliwości. To także sędziowie z Krajowej Rady Sądownictwa, członkowie KOZ, przedstawiciele KSSiP, Naczelnej Rady Adwokackiej, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, MSWiA, uniwersytety (min. ILS, ale także inne), PAN, inne instytucje oraz pozostałe polskie stowarzyszenia tłumaczy (STP, BST, STJM, PSBT). Wiec teza o "prywatności" kodeksu jest raczej mocno przesadzona. Jeśli dysponuje Pan wydaniem KTP, proszę najpierw sprawdzić wykaz instytucji - zajmuje 2 strony.

      Usuń
    3. Dwie strony instytucji wpisanych na zasadzie „dr Artur Kubacki, Uniwersytet Śląski, Instytut Filologii Germańskiej”, gdzie Kubacki jest po prostu członkiem TEPIS-u i pracuje na UŚ, a wcale UŚ tego dokumentu nie tworzył ani go nie firmuje. Gdyby do TEPIS-u należał jakiś ksiądz, to Kierzkowska by sobie wpisała, że kodeks konsultowali przedstawiciele Watykanu. Ani jedna z tych instytucji nie uznaje owego kodeksu za swój oficjalny dokument, a w przypadku instytucji państwowych byłoby to w ogóle naruszenie prawa, bo niby w jakim trybie miałby obowiązywać?
      Tak samo ze stowarzyszeniami tłumaczy. STP rzekomo ten kodeks współtworzyło w osobie Wojciecha Gilewskiego, tyle że na stronie STP w zakładce „tłumacze przysięgli/ważne dokumenty” nie jest on w ogóle wymieniony.

      Usuń
    4. Za wpisanie nazwiska pod hasłem "komitet redakcyjny" mogą brać dolę trzeci zastępcy czwartych podsekretarzy stanu w dowolnym ministerstwie, dziekani wszelkich wydziałów wszelkich uczelni w kosmosie oraz Miss Universe i nie zmieni to faktu, że ta literatura fantasy warta jest tyle, ile papier, na którym ją wydrukowano. W Polsce źródłem prawa są albowiem ponieważ ustawy, nie radosna twórczość jakichkolwiek prezesów, nawet jeżeli doczepiony do niej "wykaz instytucji" zajmuje 200 stron. Ja też mogę spisać listę moich pobożnych życzeń, zatytułować ją "kodeks" i stwierdzić, że konsultowałam z prezesami paru sądów, bankiem i Urzędem Miejskim, tak się bowiem składa, że mam w tych instytucjach znajomych. I będzie to w świetle prawa tyle samo warte co "kodeks" pani K.

      Usuń
    5. Otóż to. Chociaż nie sądzę, żeby ktoś dostał tu dolę, myślę, że to się odbywało raczej przy wódce („Mogę cię, Wojtek, wpisać jako konsultanta?”, „No pewnie, Danuśka, dla ciebie wszystko, tylko polej”) albo na zasadzie posłania tekstu mailem i dopominania się o odpowiedź, aż w końcu na odczepnego dostało się taką, jaka była potrzebna.

      Usuń
  2. Prowadzę w formie elektronicznej od 2008 roku. Kontrola (małopolskie) miła i bezproblemowa. W wezwaniu nie podano informacji za jaki okres należy przełożyć. Okazałam ostatni (bieżący wtedy) rok. Można w formie elektronicznej. Otrzymałam protokół pokontrolny i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak miło, nareszcie o repertoriach! Ja w ogóle uważam, że ta nasza ustawa to jeden wielki bubel, a kontrole repertoriów przez urząd wojewódzki absolutnie niczemu nie służą i niczego nie kontrolują, a nawet jeśli skontrolują i stwierdzą, że np. sądowi policzyłam za mało/za dużo to co z tego, skoro sąd nie miał zastrzeżeń i zapłacił? Bo stawek dla prywatnego klienta w ogóle nie mają prawa kontrolować... Kontrolujący zdają sobie zresztą z tego sprawę na ogól, ale są też tacy, którzy przejmują się swoją rolą nadmiernie. Dziwię się jednak w tej sytuacji tłumaczom, którzy nie potrafią prowadzić/okazać repertorium dla świętego spokoju i się wikłają w jakieś rozprawy i kary... Przechowywać repertorium w ogóle nie mamy obowiązku (osobiście wymyśliłam sobie, że trzymam ostatnie 3 lata na razie) i urzędom skarbowym wara od repertoriów - też tak uważam! Nawet jeśli nie wydajemy paragonu (nie każdy tłumacz musi mieć kasę fiskalną) to wszystkie przychody musimy mieć w ewidencji sprzedaży i to jest dokument dla US. Mogłabym na ten temat bez końca (bublowate przepisy i sposób traktowania nas przez ministerstwo), ale może lepiej za dużo nie narzekać, bo zaczną jeszcze coś "poprawiać" i dopiero będzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sąd sam kontroluje, czy stawki naliczone są właściwie, więc nawet jeśli w repertorium jest za dużo, to na pewno tłumacz za dużo nie dostał. A kontrola rzeczywiście jest bez sensu, skoro sprawdza tylko, czy tłumacz repertorium ma i czy wpisuje pełne daty, a nie tylko dzień i miesiąc, natomiast nie jest w stanie zweryfikować i nie weryfikuje, czy te wpisy nie są od czapy.
      Natomiast w świetle tych poglądów KOZ, trzymanie repertorium tylko za ostatnie trzy lata wydaje się ryzykowne. Małopolskie, jak widać z komentarza wyżej, sprawdza tylko bieżące, ale w Warszawie każą sobie pokazywać z wielu lat, właśnie po to, żeby sprawdzić, czy nie było trzyletniej przerwy.

      Usuń
  4. Panie Pawle, jest takie pismo z Ministerstwa Spraw. Dept. Zawodów Prawniczych itd do pani z-cy dyr. wydziału kontroli mazowieckiego urzędu wojewódzkiego z dnia 8 lipca 2013 (znalazłam je kiedyś w sieci, wydrukowałam sobie), w którym dyrektor tegoż departamentu w odpowiedzi, widać na pytanie wydziału kontroli MUW stwierdza, iż "wojewodowie zobowiązani są do informowania Min. Spr. tylko o przypadkach, gdy od OSTATNIEJ czynności odnotowanej w repertorium tł. przys. upłynęły ponad 3 lata. Podjęcie czynności przez tłumacza po trzyletniej przerwie w ich wykonywaniu skutkuje bowiem tym, że odpada przesłanka do zawieszenia tłumacza z uwagi na niewykonywanie czynności"!!! Zadaniem wojewodów nie jest SZUKANIE 3-letniej przerwy w historii tylko stwierdzenie czy przypadkiem nie ma zbyt długiej przerwy AKTUALNIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to przynajmniej w tej kwestii jest jasność, wielkie dzięki. Data jest późniejsza niż ten wyrok. Przed tym pismem ten sam urząd wojewódzki kazał sobie pokazywać repertoria dużo wcześniejsze, żeby ustalić, czy nie było trzyletniej przerwy.

      Usuń
  5. Nie mam doświadczenia w umieszczaniu komentarzy na blogach, ale może link zadziała: http://www.mazowieckie.pl/pl/urzad/ogloszenia/informacje-dla-tlumacz/8441,Informacje-dla-tlumaczy-przysieglych.html
    Tam jest pismo z dnia 8 lipca 2013 r.

    OdpowiedzUsuń
  6. Artykuł 22 ustawy o zawodzie TP mówi o przedawnieniu odpowiedzialności zawodowej tłumacza (m.in. za nieprowadzenie repertorium) z upływem lat 3. Wynika z tego, że tłumacz nie może zostać ukarany za nieprowadzenie repertorium, jeśli prowadził je przez ostatnie 3 lata (tj. jeśli od ostatniego zaniechania obowiązku wpisu do repertorium upłynęło więcej niż 3 lata). Czyli jeśli wyrzucę repertoria starsze niż 3-letnie, to KOZ nie może mnie ukarać za brak tych repertoriów. Oczywiście nadal nie oznacza to, że mam prawo je wyrzucić, ale jeśli tak zrobię, to żadnych konsekwencji nie poniosę. To tyle w kwestii okresu przechowywania repertoriów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doczytałem, ale najwyraźniej KOZ też nie. Moim zdaniem, ten zapis jest istotny dla ustalania, czy można wyciągnąć konsekwencje za trzyletnią przerwę, a interpretacja ministerstwa, choć dla tłumaczy bardzo korzystna, jest błędna. Czyli przerwę należałoby uznać za niebyłą nie po pierwszym nowym wpisie, tylko po trzech latach od pierwszego wpisu po przerwie.

      Usuń
    2. Moim zdaniem ten przepis nie ma zastosowania do trzyletniej przerwy, a tylko do przewinień, określonych w art. 21 ust. 1, za które tłumacza ponosi odpowiedzialność przed KOZ, tj. uchybienia obowiązkom z art. 14 (zachowanie staranności, bezstronności, tajemnicy zawodowej, doskonalenie kwalifikacji), art. 15 (tłumaczenia dla sądów itp.), art. 17 ust. 1 (prowadzenie repertorium) i art. 18 ust. 2 (m.in. stwierdzanie, czy tłumaczyło się z kopii czy oryginału). Natomiast kwestia trzyletniej przerwy uregulowana jest w art. 11 i ma na celu nie ukaranie tłumacza, a aktualizację listy tłumaczy przez wykreślenie z niej "martwych dusz", co to tylko mają pieczątki, a nie tłumaczą. W tym przypadku nie ma tu obwinienia przed KOZą i orzeczenia kary, tylko decyzja administracyjna samego ministra.

      Usuń
    3. Ma Pan całkowitą rację.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.