poniedziałek, 1 września 2014

Będąc Wielką Pisarką, czyli o skutkach łączenia wody sodowej z alkoholem

Poprzedni weekend, sobota, około południa. Czekając na start drugiej edycji LiteraTury, rozglądam się po strzelińskim rynku. Ludzi praktycznie nie ma, ale do imprezy jeszcze trochę czasu zostało. W knajpianym ogródku dostrzegam siedzące przy stoliku postaci w białych strojach: pisarze, bo na biało mieliśmy się ubrać. Podchodzę, żeby pogadać i lepiej się poznać. Odbyło się wprawdzie spotkanie zapoznawcze, ale jest nas za dużo, żeby wszystkich od razu spamiętać.

Jedna z pisarek, nazwisko raczej znane, pociąga piwo z kufla. To powoduje moją rezerwę, bo o ludziach, którzy piją od południa i na dodatek w pracy – a my, było nie było, jesteśmy w pracy – mam nie najlepsze mniemanie. Rezerwa objawia się tym, że się nie przysiadam, tylko przystaję. A po pięciu minutach odchodzę, bo tyle mi wystarczy, by się zorientować, z jakim typem mam do czynienia. Ze skrajną egocentryczką, która nie potrzebuje rozmówców, a jedynie słuchaczy, cudzej wypowiedzi słucha tylko po to, by się w odpowiednim miejscu móc wtrącić z tekstem „A ja…”, nigdy nie zadaje interlokutorowi pytań, bo i po co, skoro za grosz jej nie obchodzi, co ktoś poza nią ma do powiedzenia.

W ten sposób poznałem Wielką Pisarkę. Odwrotnie to nie zadziałało, bo przez te pięć minut nie wzbudziłem żadnego zainteresowania Wielkiej Pisarki, byłem jedynie kolejną parą uszu, które odeszły od stolika tak samo anonimowe, jak do niego podeszły. Ale przyszło mi zatęsknić za tym ignorowaniem mojej osoby, bo kiedy Wielkiej Pisarce podpadłem, usłyszałem, że włażę w dupę Wielkiemu K., czyli dowodzącemu zespołem organizującym całą imprezę, oraz zostałem nazwany pożytecznym idiotą, żeby zacytować tylko to, co nadaje się do cytowania.

Ale nie uprzedzajmy faktów. Zapomniawszy o Wielkiej P., w przekonaniu, że nie będę już miał z nią większego kontaktu, udaję się pod wieżę, gdzie organizatorzy ze stowarzyszenia Sztukater rozstawiają stoisko z naszymi książkami. Idzie im to jak po grudzie. Niewiele myśląc, organizuję sobie stolik i rozkładam na nim swoje książki. Okazuje się to doskonałym pomysłem, nie giną w masie pozostałych, informacja, że wyłożone kryminały są autorstwa tego gościa, który je sprzedaje, sprawia, że czytelnicy się zatrzymują. Opowiadam im o swojej twórczości, niektórzy kupują. Po jakimś czasie dołącza do mnie inna autorka, która przez Wielką P. też zostanie uznana za pożyteczną idiotkę. Dokłada swoje książki i teraz zachęcamy, że jeśli kogoś nie interesuje kryminał, może nabyć powieść obyczajową.

Nasze wysiłki, by nakłonić przechodniów do podejścia do stolika, parodiuje jedna z zaproszonych śpiewaczek, wołając „ciepłe bułeczki sprzedajemy”. Osobiście się nie gniewam, cieszę się, że śpiewaczce poprawił się humor, bo dziesięć minut wcześniej była pogrążona w czarnej rozpaczy, że organizatorzy przewidzieli jej występ na stojąco, a ona musi mieć krzesło. Jej dramatycznie ze łzami w oczach powtarzane „Jak ja będę śpiewała bez krzesła?” naprawdę chwytało za serce, bardziej niż żale dziecka, które od trzech dni nic nie jadło. Tylko proszę mnie nie pytać, dlaczego sobie tego krzesła nie skombinowała. Naprawdę nie wiem. Może dlatego, że w Carnegie Hall artystom przynoszą.

Ze spotkania autorskiego w wieży wychodzi jedna z pisarek starszego pokolenia. Kręci głową i wyraźnie zdegustowana mruczy pod nosem, że młodziutka wolontariuszka, które je prowadziła, robiła to „nieprofesjonalnie”. Nie wiem, kim jest ta pisarka, jej nazwisko podczas prezentacji nic mi nie powiedziało, ale to wcale nie znaczy, że normalnie nie udziela wywiadów Beresiowi i Szczuce. Pytam Pożyteczną Idiotkę, która ma już swoje spotkanie za sobą, jak ocenia prowadzenie. Dowiaduję się, że dziewczyna nie ma wprawdzie doświadczenia, w tym wieku trudno mieć, ale jest solidnie przygotowana, stara się i ogólnie wypada pozytywnie. Moje spotkanie w niedzielę potwierdzi opinię Pożytecznej Idiotki: wolontariuszka chce się uczyć, korzysta z udzielanych jej wskazówek i ma dryg do prowadzenia takich rozmów. Ale oczywiście doświadczenie powinna zdobywać gdzie indziej, a nie na imprezach typu LiteraTura, które swoją obecnością zaszczyca pisarska crême de la crême.

Pytam też o frekwencję. Jest źle. Ludzi praktycznie nie ma, wygląda na to, że chodzimy sami na swoje spotkania. Zresztą widać to też na dole, rynek jest pustawy, mało kto przychodzi zajrzeć na stoiska. Organizatorzy mimo że mają nagłośnienie, nie zapowiadają poszczególnych spotkań, nie rozdają żadnych ulotek je reklamujących. Następnego dnia odkryję kolejną przyczynę tej nikłej frekwencji: plakat imprezy jest fatalny, zapowiada wielkie wydarzenie kulturalne, wymienia uczestników, tyle że nie ma słowa gdzie, kogo i o której godzinie można spotkać. Czytelnik albo słuchacz ma sam sobie ustalić.

Czas na posiłek. Serwują w miejscowym liceum, idziemy tam. Na miejscu chlew. Jedzenie wyłożone na ławkach w foliowych workach w postaci zmarzniętych brył, które po rozłupaniu mamy sobie podgrzać w mikrofalówce. Do rozłupywania są plastikowe łyżki i nożyki, zużyte wszędzie się walają. Konsystencja potraw jest taka, że trudno ustalić, co przygotowano, nie ma nikogo, kto by informował, posprzątał, podawał, by całej tej, nomen omen, kuchni nie było widać. Ironizuję, że prawdziwy Hilton, ale zostaję.

Pod wieczór łapie nas deszcz, zwijam swoje stoisko, bo nie mam parasola, i idę na spotkanie autorskie jednego z kolegów. Niestety, nie ma gdzie usiąść, bo organizatorzy uznali, że widzowie będą stać (poroniony pomysł), do tego odbywają się dwa spotkania równolegle, a akustyka wieży jest taka, że jedno zagłusza drugie. W parę osób uznajemy, że wolimy pogadać ze sobą przy piwie. Trudno też, żeby autor miał do nas o to pretensje, wiadomo, że tak naprawdę liczy się obecność ludzi z zewnątrz, a to, czy ktoś z „białych” przyszedł, czy nie, jest bez znaczenia, cały czas rozmawiamy przecież ze sobą prywatnie, wymieniamy doświadczenia i poglądy.

I rzeczywiście, w lokalu koleżanka opowiada pasjonująco o swojej książce poświęconej haftom kaszubskim. Niestety, dosiada się do nas Wielka P. i informuje, że piękne hafty to wychodzą po paru piwach. Ale to dopiero początek. Wielka P. jest w wyśmienitym nastroju. Później przyzna się, że wypiła cztery piwa, a z mojego doświadczenia wynika, że oliwa, która daje sobie w szyję od południa, zwykle zaniża ilość wypitego alkoholu przynajmniej o połowę. Później też dowiemy się, że Wielka P. leczyła tymi piwami stres związany z fatalną organizacją imprezy (taki sposób radzenia sobie ze stresem jest objawem pewnej choroby; Wielka P. wprawdzie twierdzi, że normalnie nie pije, ale dla tej choroby to typowe, że człowiek się do niej nie przyznaje). Pierwsze kłopoty Wielkiej P. zaczęły się już przy dojeździe do Wrocławia, bo miała nienaładowaną komórkę, co spowodowało perturbacje w ustaleniu, z której stacji organizatorzy mają ją odebrać. Ktoś mógłby naiwnie uważać, że za ładowanie komórki odpowiada jej właściciel, ale dla Wielkiej P. jest oczywiste, że w chwili, kiedy informuje organizatorów o rozładowującej się baterii, z lądowiska przy siedzibie organizatora podrywa się helikopter, leci w stronę pociągu, a odpowiednio wyszkolony wolontariusz spuszcza się na drabince i przez okno podaje Wielkiej P. naładowaną komórkę. Na dworzec po Wielką P. przyjeżdża inny autor, co ją oburza. Ktoś inny może by się nawet ucieszył, że odbiera go człowiek, z którym z definicji ma więcej wspólnych tematów, uznał, że to przecież obojętne, jakim samochodem się jedzie, grunt, że jest transport, ale dla Wielkiej P. to najwyraźniej afront. Będąc Wielką Pisarką nie odebrał mię przędstawiciel organizatora. Następne pretensje dotyczą tego, że odcinek autostrady, którym można dojechać w stronę Strzelina, jest płatny, o czym nikt Wielkiej P. ani jej kierowcy nie uprzedził, w efekcie ani kierowca, ani pasażerowie nie mają gotówki. Nie da się co prawda wjechać na autostradę bez świadomości, że jest ona płatna, bo jeśli nawet nie zauważyło się znaku drogowego, który o tym informuje, to na bramce trzeba pobrać bilet, ale Wielkiej P. i jej towarzystwu najwyraźniej się to udało. I Wielka P. opisuje nam w formie thrillera szukanie drobnych, by zebrać na opłatę przy wyjeździe, chyba chcąc zasugerować, że gdyby nie zdołali ich znaleźć, samochód zostałby na wieki wieków na autostradzie. Niestety, organizator zawalił na całej linii i nie przekazał Wielkiej P., że również na dolnośląskiej prowincji można się posługiwać kartami płatniczymi. Nie chcę go tu bronić, bo taki brak informacji jest skandaliczny, ale niech na surowej ocenie jakoś zaważy fakt, że przynajmniej poinformował Wielką P., gdzie leży Strzelin, bo bez tego najwyraźniej nigdy nie zdołałaby tam dotrzeć.

„Nikt mi nie powiedział” jest częstym zarzutem Wielkiej P. Nikt jej na przykład nie powiedział, że w internacie, w którym mieszkamy, jest zakaz spożywania alkoholu, więc Wielka P. jest oburzona, że portierka grozi nam wezwaniem policji, kiedy w nocy mocno hałasujemy, a stołowa zastawa nie pozostawia wątpliwości pod wpływem czego. Co prawda wieczorem, kiedy decydujemy się przenieść z knajpy do internatu, o tym zakazie rozmawiamy (i świadomie decydujemy się go zignorować), ale Wielka P. nas nie słucha. Właśnie opowiada swój kolejny świński dowcip. Bo od haftów Wielka P. przeszła do tematyki seksualnej, ze szczególnym uwzględnieniem onanizmu. Sadzi jeden gruby dowcip za drugim, wtrąca, jakie skojarzenia wywołują u niej neutralne słowa w ustach rozmówców („jak okulista, to pewnie onanista”), popisuje się znajomością sprośnych wierszyków. Zdaje się w ogóle nie zauważać, że jej teksty kwitowane są nie śmiechem, tylko zażenowanym milczeniem, że nikt z towarzystwa nie podejmuje rękawicy i nie opowiada dowcipu z tej samej kategorii, że usiłujemy wrócić do rozmów o literaturze. Chociaż przepraszam, to ostatnie akurat zauważa, bo się włącza: „Nienacki miał kompleksy, dlatego jeździł czerwonym cabrio, wyrywał na nie laski i dymał je po spotkaniach autorskich”.

Kontynuujemy imprezę w internacie, kiedy pojawia się Wielki K. Wielki K. jest, powiedzmy, bardzo specyficznym typem: do wszystkich o wszystko ma pretensje, naskakuje na ludzi często w nieprzyjemny sposób, nigdy nie przyzna się, że coś zrobił źle. Można sobie z nim poradzić, tylko trzeba się zorientować, co to za osobowość, i z jednej strony nie pozwolić sobie wejść na głowę (kto będzie pokornie wysłuchiwał, ma przerąbane), ale z drugiej nie reagować na pretensje, z których nic nie wynika i które nic nie wnoszą. Wielkiemu K. nie podoba się, że mieszkamy w innych pokojach, niż wcześniej przydzielone. Uprawia sztukę dla sztuki, bo nie ma to najmniejszego znaczenia, nie ma też zamiaru nas przenosić i temat zostałby zamknięty, gdyby puścić to mimo uszu, ale próba wyjaśniania, dlaczego tak się stało, prowadzi do dyskusji. Jałowej. Potem Wielki K. pyta, czy ktoś ma jakieś życzenia. Wielka P. zgłasza, że chce pomidorów i ogórków, i okrasza to pretensjami (skądinąd słusznymi), że wcześniej warzyw nie było. Wielki K. odrzuca zarzut, Wielka P. traktuje to chyba jako odmowę, bo zaczynają się kłócić. Wielka P. nie zna jeszcze dobrze Wielkiego K., nie wie, że ten werbalnie nie przyzna się do zarzutu, ale de facto tak i następnego dnia będzie czekała na nią skrzyneczka pomidorów i ogórków (rzeczywiście czekała, tylko nie było ich czym pokroić, bo nie dano nam noży :-).

W późniejszej relacji Wielka P. będzie twierdzić, że Wielki K. groził nam opublikowaniem jakichś zdjęć na Facebooku. Najwyraźniej w tym momencie jeszcze się ze mną solidaryzuje, bo Wielki K. wcale nie kieruje groźby pod naszym adresem, lecz wyłącznie pod moim, w reakcji na to, że dwukrotnie złośliwie zwracam mu uwagę, żeby nie mówił „Norwedzy”, tylko „Norwegowie” (złośliwie, bo niektóre słowniki dopuszczają tę pierwszą formę, ale Wielki K. o tym nie wie). Trzeba być naprawdę kiepskim psychologiem, żeby nie dostrzec, że po prostu nie umie znaleźć ciętej riposty (a do tego, że robi błędy, się nie przyzna), ale we wspomnieniach Wielkiej P. urasta to do rozmiarów groźby karalnej. Wielka P. zresztą szybko przestaje traktować mnie jako sojusznika, bo w pewnym momencie mam jej tak dosyć, że na nią naskakuję, ujawniając, co o niej myślę.

Do nocy dyskutujemy o imprezie. Bronię organizatorów. Nie mam w tym momencie świadomości, jaką organizacyjną katastrofą jest impreza, o wielu faktach dowiaduję się dopiero następnego dnia, zakładam, że pretensje wynikają z zetknięcia się z Wielkim K., które na początku rzeczywiście może być szokiem, z koncepcji imprezy (autorzy mają sami wychodzić do czytelników), która rzeczywiście pisarzowi nie musi się podobać, i zwykłych organizacyjnych niedoróbek, które pisarze z zadartym nosem potrafią rozdmuchać do niebotycznych rozmiarów. Ale uznaję racje Wielkiej P., że na przykład niedopuszczalne jest, by prowadzący spotkanie autorskie miał włączony telefon i odchodził porozmawiać, kiedy ktoś do niego dzwoni. W drugą stronę to nie działa. Wielka P. nie chce słuchać, że współpracuję z tymi ludźmi od dawna, że zorganizowali mi sporo udanych spotkań autorskich. Dowiaduję się, że uprawiam dumping, bo nie dostaję za te spotkania pieniędzy. Jakoś nie przypominam sobie, bym wysiudał Wielką P. z jakiegoś spotkania, dlatego że biblioteka czy szkoła musiała jej zapłacić, a mnie mogła zaprosić za darmo. Przypominam sobie za to całą trasę, w której uczestniczyłem razem z cenionymi autorem powieści dla młodzieży. Ceniony Autor ma od groma płatnych spotkań, ale przyjął zaproszenie od Sztukatera, uznając, że spotkanie bezpłatne jest formą reklamy. I jeśli wobec kogoś stosował dumping, to chyba sam wobec siebie.

To, że śmiem bronić organizatorów, zamiast bezwarunkowo i bezkrytycznie podporządkować się opinii Wielkiej P., w połączeniu z tym, że mam ją za osobę, która wyżej sra, niż dupę ma (wedle jej sformułowania, nie mojego), wywołuje jej niepohamowaną wściekłość. Moje relacje z Wielkim K. zostają określone zwrotami, które nie nadają się na tym blogu do powtórzenia, mimo że niejeden wulgaryzm można w moich tekstach znaleźć. Mogę tylko powiedzieć, że nikt mnie w życiu tak nie zjebał, żeby zastosować poetykę i sposób wyrażania się Wielkiej P. Mniej uwłaczające byłoby, gdyby mnie opluła. Przy tym wszystkim Wielka P. wyraża zatroskanie o moją godność, gdyż z drugiej ręki dowiedziała się, że Wielki K. pomiata mną na spotkaniach autorskich. No to chroń mnie, Panie Boże, przed takimi przyjaciółmi jak Wielka P., z wrogami, którzy mną „pomiatają”, radzę sobie sam.

Następnego dnia Wielka P. tokuje na ganku, po raz n-ty powtarza, że zmarnowała dwa dni, bo mogła przez ten czas pisać, po raz n-ty żali się, że wyłożyła pieniądze na pociąg, i informuje, że zabiera się z imprezy, ale nie autobusem organizatorów, bo nic więcej od nich nie przyjmie. Z tego też względu nie zjadła śniadania. Co prawda wypiła kawę, którą również dostarczyli nam organizatorzy, gdyż bez kawy nie może wytrzymać, jednak po wypiciu kawy mogła już w pełni zademonstrować swoją bezkompromisowość. Niestety, tylko współuczestnikom, gdyż nikogo z organizatorów nie ma. Też jestem świadkiem jej heroicznego protestu, ale już się nie odzywam, nie zamierzam więcej z Wielką P. rozmawiać, cieszę się, że to wulgarne, ordynarne babsko zniknie mi z oczu.

LiteraTura II była organizacyjną katastrofą i to trzeba przyznać. Warto jednak by się skupić na zarzutach rzeczywiście zasadnych, a nie mieć pretensje o to, że nie można się z organizatorem porozumieć, bo nie naładowało się komórki. Albo kręcić nosem, że warunki w szkolnym internacie nie odpowiadają tym w trzygwiazdkowym hotelu, skoro z góry było wiadomo, gdzie będzie się nocować. Albo robić z igły widły, że organizatorzy raz nie podstawili autobusu (mieszkamy sześć kilometrów od Strzelina), skoro tylu uczestników ma samochody, że z dojechaniem nie ma najmniejszego problemu. Albo zgłaszać pretensje, że na spotkaniu zapoznawczym nie ma widzów, bo nie wyczytało się w programie, że to spotkanie zapoznawcze, a nie dla publiczności.

Drugą kategorią zarzutów są pretensje o koncepcję imprezy. Autorzy mają być ubrani na biało, mają być aktywni, zachęcać czytelników, spotkania autorskie odbywają się na stojąco. Tak sobie wymyślili organizatorzy. Można tej koncepcji nie akceptować i po prostu odrzucić zaproszenie. Można akceptować częściowo i wziąć w imprezie udział, uznając, że plusy przeważają minusy. Można z koncepcją polemizować, wskazywać na jej praktyczne niedogodności (biały strój zbyt szybko się brudzi) czy że nie daje zamierzonych wyników, ale trudno zakwalifikować niepodobającą się komuś koncepcję jako złą organizację. To tak, jakby Wielka P. została zaproszona na wesele abstynentów, po czym urządziła dziką awanturę, że nikt jej nie uprzedził, że abstynenci nie piją, ona wprawdzie też nie pije, ale na weselu wóda musi być, bo zawsze na weselach jest, i ona jak do państwa młodych nie przepije, to będzie nieszczęśliwa.

I wreszcie zarzuty zasadne. Jedna sprawa to posiłki, rzecz mniej ważna, bo można było na Hilton machnąć ręką i pójść na pizzę, i tak następnego dnia wszyscy zrobili. Druga, kluczowa, to niemal całkowity brak publiczności. Przyjechaliśmy, żeby zaprezentować swoje książki, opowiedzieć o swojej twórczości, i nie mieliśmy komu. A organizatorzy mieli w ręku samograj, ich zaproszenie przyjął zagraniczny autor poczytnych horrorów, nazwisko z pierwszej światowej ligi. Tymczasem na pierwszym spotkaniu z Zagranicznym Autorem we wrocławskiej księgarni, jeśli nie liczyć osób powiązanych z LiteraTurą (pisarzy lub organizatorów), było mniej ludzi, niż przychodzi na spotkania autorskie nieznanego szerszej publiczności Pawła Pollaka. Skoro organizatorzy nie potrafią przy bardzo głośnym nazwisku przyciągnąć setki osób, żeby potem dla innych autorów siłą inercji pozostało po piętnaście, to jest to wyłącznie ich nieudolność, której żadne zewnętrzne okoliczności nie usprawiedliwiają.

Ale jest też kwestia reakcji. Człowiek przyjeżdża, orientuje się, że nic nie działa. Zaproszeni muzycy dowiedzieli się na przykład, że nie ma sprzętu, który im obiecano, i nie mają na czym grać. Czy siedli w knajpie i wściekając się na organizatora, tankowali jak Wielka P.? Która zresztą swoje tankowanie wyjaśnia dosyć oryginalnie, że nie miała co pić, bo w knajpie nie podawano kawy (dla tych, którzy nie orientują się w strzelińskiej gastronomii: dwieście metrów dalej znajdował się lokal z kawą). Nie. Zakasali rękawy i załatwili sobie sprzęt we własnym zakresie. Pisarka, która ma mieć spotkanie równolegle ze mną, widząc, jak te spotkania wyglądają, proponuje, żebyśmy połączyli siły: nie będziemy rozbijać na dwie grupy skąpej publiczności i nie będziemy się nawzajem zagłuszać. A też mogłaby, zamiast szukać rozwiązań, uznać, że nic tylko się uchlewać.

Powiedzmy, że ktoś jest niezaradny albo, jak Wielka P., przyzwyczajony, że wszystko podsuwa mu się pod nos. W porządku. No to niech postawi na imprezie krzyżyk, weźmie swojego laptopa, którego ma ze sobą, i niech pisze, skoro goni go termin oddania książki. Zamiast biadolić i w kółko powtarzać każdemu, kto chce słuchać i kto nie chce słuchać, że organizatorzy zmarnowali mu dwa kluczowe dni życia i niemal pozbawili środków do życia, zmuszając do wydania własnych pieniędzy na pociąg. Swoją drogą ciekawe, że tak bezkompromisowo zwalczająca „dumping” Wielka P. przyjeżdża z dość daleka na imprezę, za którą nie tylko nie dostanie honorarium, ale nawet zwrotu kosztów podróży (a zwrot kosztów jest standardem; miałem blisko, to pojechałem, gdyby impreza odbywała się w miejscu zamieszkania Wielkiej P., nie przyjąłbym zaproszenia).

Moje osobiste plusy i minusy LiteraTury. Sprzedałem trochę swoich książek, przy czym bywałem już na imprezach, gdzie zeszło mniej, czyli plus. Liczyłem jednak, że sprzedam więcej, że Zagraniczny Autor okaże się magnesem dla czytelników, a mnie skapnie. Czyli minus. Spotkanie autorskie na minus, nie licząc „białych”, była jedna osoba, czyli na mnie i koleżankę wypadło po pół, co stanowi frekwencyjny rekord na dole skali. Spotkanie z Wielkim K., które dla Wielkiej P. okazało się traumą, dla mnie jest neutralne, Wielki K. nie waży się na mnie krzyczeć. Odnowienie znajomości z ludźmi, których poznałem podczas pierwszej edycji, oraz nawiązanie nowych trzy plusy. Spotkanie z Wielką P. minus jak stąd do Moskwy. Mimo to towarzysko do przodu, bo każda z osób, którą polubiłem, jest tak ciekawym i fantastycznym człowiekiem, że jej poznanie warto było okupić nawet spotkaniem z kimś do tego stopnia nieprzyjemnym co Wielka P. Zawodowo raczej kiepskawo, ale w przypadku nieznanego autora spotkanie, na którym pojawia się jeden czytelnik albo żaden, jest przykrym chlebem powszednim. I dlatego nie ma powodu, żeby rozdzierać szaty. A kiedy człowiek widzi, jak Wielka P., która zna tylko aule nabite publicznością po brzegi, której normalnie spotkania organizuje zawodowa agencja PR, a nie amatorskie stowarzyszenie, która nocuje w Astoriach, a nie w internatach, którą ugaszczają francuskimi specjałami, a nie łazankami z mikroweli - toczy pianę i histeryzuje, jakby ktoś jej wymordował rodzinę albo wybuchła trzecia wojna światowa, to przesłania mu to skalę organizacyjnych niedoróbek. Bo wtedy cała uwaga skupia się na histeryczce, całość z rzeczy wkurzającej staje się śmieszna i groteskowa.


PS. To miała być pointa, ale okazuje się, że Wielka P. nie ograniczyła się do obsmarowywania organizatorów (do czego ma święte prawo). Podobno grozi im sądami i prokuratorem, choć żadnego przestępstwa nie popełnili (jeśli ktoś naruszył przepisy, to Wielka P. pijąc w internacie), podobno udało się jej też doprowadzić do tego, że jedna z sieci księgarskich zerwała ze stowarzyszeniem współpracę. Jeśli to prawda, oznacza to, że Wielka P. małostkowo mści się za… no właśnie, za co? Organizatorzy nikogo nie oszukali ani nie działali w złej wierze, nie zorganizowali tej imprezy, żeby się kosztem pisarzy wzbogacić, tylko chcieli zrobić coś dobrego dla kultury, zebrać pieniądze na dom dziecka. Zgoda, totalnie im nie wyszło, położyli imprezę koncertowo, ale jeśli dla Wielkiej P. jest to powód, żeby ich niszczyć, to powiem tak: Sztukater organizacją LiteraTury II owszem sięgnął dna, ale Wielka P. przez swoją reakcję plasuje się pod trzymetrową warstwą mułu.

PS II. Będę kasował wszystkie komentarze, pozwalające zidentyfikować Wielką P., więc proszę bez nazwisk i linków.

85 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy artykuł.., swoją drogą to gotowy scenariusz na powieść z gatunku tragikomedii..:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hihi... Brawo za ciekawy opis imprezy. Dodam już tylko, Wielka P nie tylko pisze do kogo tylko może swoje wyolbrzymione żale, szkodząc jak może organizacji Sztukater, ale i ma kółko adoracyjne, które brzydko komentuje wpisy autorów zaliczonych do "pożytecznych idiotów". Z przykrością stwierdzam, że za wykonanie swoich zadań wyznaczonych na LiteraTurze, zostałam obsmarowana przez kilku "literatów" w komentarzach pod moimi relacjami z imprezy, porzucona przez poniektórych znajomych na fb, pomówiona o lansowanie się w świetle poczytnego zagranicznego gościa, generalnie będąc oportunistką pozbawioną empatii w stosunku do ludzi pokroju Wielkiej P. Nikomu nic nie uczyniłam, nie zalazłam za skórę, nie ubliżyłam, nie napisałam nieprzychylnych komentarzy czy artykułów, a doczekałam się insynuujących przytyków i obmowy. Tragikomedią jest to, że polscy autorzy obsmarowują siebie nawzajem, nie zważając na czytelników, dobre imię profesji, która jakby nie było ma przynosić im dochód. Pozdrawiam i jak zwykle, miło było się z tobą Pawle zobaczyć po raz kolejny w Strzelinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba błędnie przypisałem miano „pożytecznej idiotki” autorce, która dołączyła do mnie do stolika, bo wygląda na to, że Wielka P. miała na myśli jednak Ciebie. Oczywiście to bez znaczenia, dla niej każdy, kto nie opowie się bezwarunkowo po jej stronie albo uzna, że obraz może mieć jakieś szarości, a niekoniecznie jest czarno-biały, będzie pożytecznym idiotą.

      Usuń
    2. Trafiłeś w sedno. Jest jeszcze taki pan literat z wysp obiecanych, który i po angielsku mnie szkaluje i obarcza winą za współudział, lans i w imię Jezusa, Mistrza swego, obrabia jak i gdzie się da, bo nie solidaryzuję się z narzekaczami. Misternie szyje wokół mnie włosiennicę... Grzesznicą bowiem jestem - pracuję zbyt dobrze i wytrwale na swoje sukcesy... ;)

      Usuń
    3. No rzeczywiście jakież to dziwne, Katarzyno, prawda? Nikomu nic nie uczyniłaś, nie zalazłaś za skórę, nie ubliżyłaś, nie napisałaś nieprzychylnych komentarzy czy artykułów – a mimo to, wielu z nas się na Tobie poznało i od Ciebie zaczęło odwracać. Dziwne?
      Nie, gdyż po tym, czego doświadczyliśmy w Strzelinie, owo "szkodzenie" Sztukaterowi stało się dla niejednego z nas misją, by innych uchronić przed "krzewicielami kultury" posługującymi się chamstwem.
      Co ciekawe, spośród braci autorskiej to Ty miałaś z nimi najdłużej do czynienia, piastując tam nawet pewne funkcje (wiceprezeski, czy dobrze pamiętam?), miałaś więc sto okazji do zapoznania się z metodami działania Malutkiego Ka, a więc i sto okazji, by innym autorom naświetlić szerszy obraz, ujawnić schematy, jakimi posługuje się mózg Sztukatera. Lecz dla Ciebie, obnażać Malutkiego Ka to realny cios, bo przecież Ty złego słowa o tym człowieku nie powiesz, swój malutki interesik mając ponad wszystko. Na szczęście, parafrazując pewną mądrość ludową, dwulicowość ma krótkie nóżki.

      Usuń
    4. Pamięć cię zawodzi, i kłamiesz, ups przepraszam - insynuujesz... Nie jestem wiceprezesem, a tylko odpowiedzialna za kontakty międzynarodowe i tłumaczenia. Gość, którego zaprosiłam, był moją odpowiedzialnością i przyjechał w konkretnym celu - dla dzieci z Domu Dziecka. "Owo"szkodzenie, któremu z pasją się oddajecie, nie szkodzi Sztukaterowi, tylko niestety wam samym. Ludzie przychodzą i odchodzą w nasze życie wg zasady "na moment, na jakiś czas, i na całe życie" w zależności, czego mamy doświadczyć lub się od nich nauczyć. Ja nie mówię złego słowa na nikogo i nie obrabiam publicznie - mojego interesiku, jak powiadasz, nie załatwiam znajomościami, tylko pracą. Od wielu już lat. I dziwię się tobie, że tak zajadle szczekasz - mądrzy ludzie zawsze odsieją plewy plotek środowiskowych od ziarna doświadczenia współpracy ze mną. Na tę nikt nie narzeka, zapraszając ponownie i nie bojąc się prosić o wsparcie społeczne, gdyż wiedzą, że nie odmówię, jeśli mam czas. To się dla mnie liczy, a nie wasze wylewanie pomyj na ludzi, którzy nie myślą tak jak wy. Ja nie naświetlam nikomu obrazów i schematów działania innych. Moja współpraca układa się poprawnie, o dziwo. I to nie tylko ze Sztukaterem. Nie wpajaj we mnie poczucia winy, ani tutaj ani gdzie indziej, bo jej nie ma we mnie. Co do dwulicowości - zależy, kto patrzy... Zazwyczaj dostrzegamy w innych to, czego staramy nie zobaczyć się u siebie. Bądź więc ostrożny w ferowaniu opinii o innych - one są jak miecz obosieczny ;) - See more at: http://pawelpollak.blogspot.com/2014/09/bedac-wielka-pisarka-czyli-o-skutkach.html#sthash.aN911J02.dpuf

      Usuń
    5. CYT.1: "współpracy ze mną. Na tę nikt nie narzeka". Ha! Czyżby…?
      Minęły zaledwie dwa tygodnie od w/w wydarzeń, a ja już znam nazwiska trzech osób, które współpracę z Tobą, Katarzyno G., definitywnie zakończyły (czytaj: poznały się na Tobie). Nazwiska mogę podać na privie, zresztą sama je już chyba znasz – czemu więc sugerujesz, że jest inaczej? To mogę tylko zgadywać: dla budowania swojego image'u, budowanego na, powtarzam, dwulicowości.
      CYT.2: "Ja nie mówię złego słowa na nikogo i nie obrabiam publicznie".
      A no właśnie! Ty nie. Ty nie, bo przecież w Twoim interesie nie leży pomóc kolegom i koleżankom po piórze i wspomnieć im o Sztukaterowym chamstwie i amatorszczyźnie. Ja jednak o takich postawach powiedzieć złego słowa się nie boję, i wiesz co, Katarzyno G.? Sądzę, że ludzie o zwykłym poczuciu sprawiedliwości, taką postawę nazwą nie "publicznym obrabianiem", a zwykłą reporterską pracą. Solidną pracą.
      Zatem Ty buduj sobie swój image swoją "pracą" – ja zaś dopilnuję, by takie postawy były obnażane na forum publicznym. :-)

      Usuń
    6. Wiem bardzo dokładnie z kim nie współpracuję podejrzewam, kto do ciebie pisze. Znane numery ta pani robi i nie mnie pierwszej. Czasem hodujemy węża na własnej piersi, przysłowiem mówiąc. Tak to zazwyczaj jest - im więcej niektórym pomagasz tym piękniej cię obrobią, gdy staną na własne nogi... Osobowości depresyjno-maniakalne też się w znajomych trafiają. Jak na razie wyjaśniła się sprawa tłumacza. Uaktualnij swoje informacje zanim znowu coś palniesz, co okaże się nie tylko nieprawdziwe, ale i paszkwilowate. Na tym wpisie kończę moją dyskusję z tobą w temacie, a kolegom po piórze życzę większego dystansu do sprawy.

      Usuń
    7. Wspaniale, bo ja kolegom po piórze życzę większego dystansu do Twojej osoby jako, bądź co bądź, członkini Sztukatera. Na grzbiecie kogokolwiek swoje sprawki pozałatwiać, a reszta niech się buja, skoro jeszcze się na Wielkim K nie poznali – oto z jaką postawą będziesz kojarzona dopóty, dopóki tkwisz w Sztukaterze. Z jakiego powodu tkwisz - ocenę pozostawmy Czytelnikom tego wpisu. :-)
      Tylko że, jak to mówią, łaska pańska na pstrym koniu jeździ… :->

      Usuń
    8. dawno już pisałam że niektóre "poetki" piszą byle o czym i byle jak, może to efekt kompleksów, ale wkurza mnie,jeśli wciska się nam swoje pobałaganione wizje zycia, a przypadkowe słowa uważa za poezję. Może upada w nas poczucie piękna slowa, ale zlepek przypadkowo wyciętych z mysli słów, przyprawia o mdłości. Pani Katarzynie można pisać,ale ona dalej lubi przeinaczać słowa krytyki, na swoją "korzyść". Mówiąc kolokwialnie: odwraca kota ogonem!

      Usuń
  3. Dostałem prywatny komentarz, że sam piłem na stołówce, a z Wielkiej P. robię pijaczkę. Wydawało mi się, że pierwsza osoba liczby mnogiej, której w odnośnych fragmentach używam, jasno wskazuje, że nie zaliczałem się do abstynentów, ale skoro nie, to jasne oświadczenie: piłem i ze mną inni, do których nie zgłaszam żadnych pretensji, bo w odróżnieniu od Wielkiej P. po piwo sięgnęliśmy wieczorem, po pracy. I normalnie dlatego, że mieliśmy na nie ochotę, a nie dlatego, że w strzelińskim sklepie nie mogliśmy dostać nic innego do picia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, ciekawy wpis! Dobrze jest przeczytać coś obiektywnego. Do tej pory miałam ogląd tylko Wielkiej P. W tym kontekście te kilka głosów obrony rzeczywiście wyglądało jak klaka Stowarzyszenia SZ. Ale teraz, po przeczytaniu Pana wpisu nabieram dystansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie... Jeśli ktoś wybiera opisywanie pozytywów niekoniecznie jest klakierem. Należy również wziąć pod uwagę, że być może ktoś jeszcze oprócz organizatora przyłożył się do negatywnego wydźwięku imprezy, nie wywiązując się z umowy i obowiązków - np. miasto, w którym odbyła się impreza. Ale ci, co krzyczą najgłośniej zazwyczaj nie maja wglądu za kulisy. Bardzo mi ta nagonka Wielkiej P przypomniała kopanie leżącego. Najzabawniejsze jest to, że czytelnicy, którzy przyszli, byli zadowoleni - spotkali się z tymi, z którymi chcieli, mieszkańcy Strzelina, których przyszło mało, ale jednak byli, pamiętali kilku autorów, którzy pół roku przed imprezą mieli w okolicy i samym mieście wiele spotkań autorskich, poprzedzających LiteraTurę - m.in. Paweł Pollak.

      Usuń
    2. Pięknie! Że miasto nie wywiązało się z umów wobec Sztukatera, usłyszałem od Sztukatera. I wierzyłem w taką wersję wydarzeń, aż nie porozmawiałem z osobą "dobrze poinformowaną", tj. ze Strzelina, która mi zdała relację o chamskim (a jakże) zachowaniu Malutkiego Ka wobec ludzi burmistrza. Sytuacja się powtarza, koło się zamyka. Ale oczywiście niektórym "nie wypada" słuchać obu stron, bo przecież ich własny interes przysłania wszystko, nawet zdrowy rozsądek…

      Usuń
    3. Też nie bardzo wierzę w te umowy, z których miasto się nie wywiązało. Raczej, że w ogóle nie doszło do ich zawarcia. Ale umów nie zawiera się na ostatnią chwilę, więc jest czas, żeby dopasować wielkość imprezy do możliwości. Słyszę, że Sztukater nie miał ludzi, nie miał dofinansowania. Okej. To po co ta gigantomania i zapraszanie kilkudziesięciu autorów?

      Usuń
    4. Powiem krótko, bez względu na rozgrywki polityczno-personalne, miasto powinno było stanąć na wysokości zadania i wykorzystać tę imprezę do promocji. Wg prawa, miało nawet taki obowiązek. Fakt, że zapłacili za koszty podróży i hotel zagranicznemu gościowi, a pisarzy polskich nie uwzględnili w budżecie, mówi sam za siebie. Też nie bardzo wiem, po co była ta gigantomania, można było zaprosić tylko kilku, wiedząc, że miasto nieprzychylne. Przypomnij sobie Pawle naszą wizytę w domu opieki dziennej i starostę przed kamerą szumnie zapowiadającym, że Strzelin wspomoże inicjatywę LiteraTury... specjalnie tam przyjechał, by szczególnie Tobie powiedzieć, że małe miasteczka tez zasługują na uwagę pisarzy...

      Usuń
    5. No jasne… Znów Sztukater cacy, a to inni be. Prawda, Katarzyno? ;-)
      Halo! A nie przyszło nikomu do głowy, że jeśli Miasto wstępnie poszło na współpracę z Organizatorem, ten wtedy zaprosił multum autorów, jednak gdzieś po drodze Miasto "poznało się" na Organizatorze (groźby, personalne obrażanie urzędników - potwierdzone) – czy w takiej sytuacji Miasto nie znalazło się między przysłowiowym młotem, a kowadłem? Mimo zachowania "Malutkiego Ka" poniżej wszelkiej normy, Miasto - wiedząc, że już do Strzelina się zjeżdżamy - mimo to oddało do dyspozycji wieżę, LO, Dom Kultury itd. A przecież mogli się na nas i Sztukatera wypiąć.
      Ale oczywiście łatwiej bronić swego małego interesiku (prawda, Katarzyno?) niż spojrzeć na całą sprawę z szerszej perspektywy.
      I proszę, proszę pisać dalej, pani Katarzyno G. - dowiemy się przez to więcej "ciekawych rzeczy"… ;-)

      Usuń
    6. Mocno nieeleganckie takie zarzuty o własny interesik. A ty po co przyjechałeś do Strzelina? Żeby załatwiać taki sam interesik. Katarzyna akurat angażuje się w działalność stowarzyszenia i poświęca swój prywatny czas, żeby tacy jak ty i Wielka P. (i ja zresztą też), którzy palcem nie kiwną i chcą przyjść na gotowe, mieli na co przyjść. I chciałbym zobaczyć drugiego takiego „frajera” jak Katarzyna, który wykonałby pracę wartą dużą kasę (trzydniowe tłumaczenie), a nie upominałby się o pieniądze.
      Co do relacji z miastem, to dosyć dziwne, że urzędnicy poznali się na Wielkim K. tuż przed LiteraTurą, skoro Sztukater współpracuje ze Strzelinem od dość dawna. Równie dobrze mogli znaleźć sobie pretekst, żeby nie wywiązać się z przyjętych zobowiązań. To oczywiście Sztukatera nie usprawiedliwia, najpierw należy zabezpieczyć sobie logistykę, a dopiero potem ruszać z imprezą.

      Usuń
    7. Oczywiście, że nie pokonałem dystansu 1600km, by załatwić tylko sprawy Domu Dziecka, ale również swoje. Ale to się raczej nazywa, Pawle, symbiozą. SYM-BIO-ZĄ.
      Interesikiem natomiast nazywa się przedkładanie swojego interesu nad interes ogółu, tj. reszty tam przybyłych autorów. Interesikiem nazywa się też podlinkowanie relacji recenzentki mojej książki z wiadomych wydarzeń jako "PEŁNEJ relacji z tego wydarzenia", gdzie wiadomo, że osoba z zewnątrz ani nie widziała tej imprezy od kuchni, ani wiedzieć o jej kuchni nie musiała.
      Różnica jest delikatna: ja, tak jak Katarzyna G., nie wstydzę się swego wkładu w ową imprezę. Może nie wiesz, ale już na tygodnie przez wydarzeniem oferowałem się Sztukaterowi, że będę chodził z puszką (obiecane kwestowanie - gdzie były puszki?), zorganizowałem kabaret z udziałem 10 innych autorów (na który załatwiłem 10 krzeseł), przygotowałem warsztaty literackie, przygotowałem (z własnej inicjatywy) jedną z wersji plakatu informacyjnego o imprezie. Ale mimo to, w swych relacjach nie pomijam wątku chamstwa Wielkiego K, jak i wątku kolaboracji oraz bycia kanalią. Bo dopiero po wspomnieniu tych wszystkich wątków, relacja z wiadomej imrezy będzie PEŁNA. Inaczej będzie zakłamana. A kłamie kto: kanalie i kolaboranci.

      Usuń
    8. Co to jest ten ogólny interes autorów, nad który nie mamy przedkładać własnego interesiku? Bo dotąd o czymś takim nie słyszałem. Czy to znaczy, że jak wydawnictwo mnie oszukało (co jest gorsze od organizacyjnych niedoróbek), to mam prawo domagać się, by inni autorzy zerwali z nim współpracę, a jeśli nie zechcą tego zrobić, wyzywać ich od kanalii i kolaborantów? Przyznam się, że o tym nie wiedziałem. Kiedy wydawnictwo P. bezprawnie dopisało mi podtytuł do mojej książki, zerwałem z nim współpracę i poszedłem do sądu (to trochę tak á propos „uprzejmie” wyrażanej przez ciebie i Wielką P. opinii, że jeśli złapię Pana Boga za nogi, to nie puszczę, nawet jeśli coś mnie obesra), ale nie przyszło mi do głowy, że istnieje jakiś Front Jedności Autorów i że w ramach tego Frontu inni autorzy są zobowiązani doprowadzić wydawnictwo do upadku. Rozumiem, że mam podesłać ci listę wydawnictw, którym wytoczyłem procesy, byś w ramach autorskiej solidarności przypadkiem z żadnym nie nawiązał współpracy?
      Dlaczego sięgnięcie po nietrafny argument (bo rzeczywiście jednostkowa relacja zadowolonego czytelnika, który nie widział kuchni, nie dowodzi, że impreza była dobrze zorganizowana) jest realizowaniem własnego interesiku?
      Natomiast w pełni się z tobą zgadzam, że chamstwa nie można tolerować i nie można zamykać na nie oczu. W związku z tym, ponieważ nie tylko nie przeprosiłeś za swoje epitety, ale dołożyłeś nowe, następne twoje komentarze zawierające wyzwiska pod adresem moim i innych twoich oponentów będę kasował. Innymi słowy, ze swoim chamstwem jesteś na moim blogu persona non grata.

      Usuń
    9. Halo, Ty naprawdę nie wiesz co to jest "ogólny interes autorów"??
      Okej, pozwól więc, że Ci to wyłożę.
      Piszesz: "w pełni się z tobą zgadzam, że chamstwa nie można tolerować i nie można zamykać na nie oczu".
      Okej, tylko jak W PRAKTYCE wyobrażasz sobie realizację zadań "nie można tolerować" lub "nie można zamykać oczu"? Do sądu idziesz (i słusznie) z wydawnictwem, które zmienia/dokłada Ci tytuł, ale współpraca z chamami to już okej?
      Nie bez kozery, społeczeństwo polskie dopracowało się powiedzenia "Kto z kim przestaje". Wie także co sądzić o tych, którzy na plecach chamów świadomie prą naprzód. I to jest ów "ogólny interes autorów". Autor, po poznaniu się na mózgu Sztukatera, wyklucza możliwość dalszej z nimi współpracy – BEZ wyliczania sobie plusów i minusów pod siebie. Są pewne standardy, Pawle, i Twój "Front Jedności Autorów" nie musi istnieć formalnie, by pewnych ogólnych zasad przestrzegać. Tylko żeby je przestrzegać, czasami trzeba wyjść ze swego bezpiecznego kokonu własnego interesiku i wykonać trochę niepopularnej, czarnej roboty.

      Usuń
    10. Jak na felietonistę, który powinien trafiać w dziesiątkę, masz zadziwiające kłopoty ze zrozumieniem istoty rzeczy. Nie chodzi o to, czy autor współpracuje z oszustem lub chamem, tylko o to, czy postronny autor, który nie został oszukany ani zelżony, powinien z oszustem względnie chamem zerwać współpracę. Ty domagasz się, by zerwał, bo wymaga tego jakaś mityczna solidarność autorów. Tylko trochę z konsekwencją kiepsko, bo żądasz, bym ja zerwał współpracę z chamem, ale nie deklarujesz, że współpracy z oszustem nie nawiążesz. Przy tym oszustwo na skali przewin cały czas plasuje się wyżej od braku kultury.
      Sorry, facet, ale ten ogólny interes autorów, zasady i standardy, o jakich piszesz, stworzyłeś sobie na potrzeby tej sytuacji i nic takiego nie istnieje. Wydawnictwo mnie oszukało? Moja broszka. Nic mnie nie uprawnia do żądania, by inni autorzy zerwali współpracę z tym wydawnictwem, do ich obrażania, jeśli nie zerwą, do wypisywania obelg, że „na plecach oszustów świadomie prą naprzód”. Wielki K. cię zelżył? Twoja broszka. Nie jesteś moją żoną, żeby mnie obchodziło, że ktoś cię obraża, Wielki K. nie jest moim podopiecznym ani podwładnym, żebym odpowiadał za jego zachowania. I nie mam wobec ciebie żadnych zobowiązań z racji tego, że również param się piórem. Skieruj z łaski swojej ataki na właściwy obiekt: jeśli masz jakieś pretensje do faceta, pozwij go o naruszenie dóbr osobistych, strzel go w gębę, kiedy następnym razem coś ci powie, to właśnie będzie wyjście z bezpiecznego kokonu, bo na razie to jesteś odważny schowany głęboko za klawiaturą.

      Usuń
  5. Uśmiałam się. W towarzystwie Wielkiej P. wytrzymałam zaledwi pół godziny (mniej więcej tylke ile zajmuje dotarcie spod dworca do Leśnicy) :) Po dotarciu na miejsce, żeby mi uszy nie zwiędły, wychodziłam na balkon. Kawałów nie powtórzę. Uwierzcie, że nie chcecie, żebym powtórzyła. Mi się zdarza "rzucić mięsem" i żeby mnie zniesmaczyć, naprawdę trzeba się postarać. Wielkiej P. się udało. W dziesięć minut. Marzyłam o stoperach. Imprezy w Strzelinie nie komentuję, bo mnie nie było, ale przykro czytać, że były kłopoty z jedzeniem. Chłpaki pracowali w kuchni do upadłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też napisałem ten post. Z początku nie chciałem komentować tej imprezy, ale kiedy zobaczyłem, że Wielka P. maluje taki obraz, że wielce kulturalna pani pisarka zetknęła się z takim chamem jak Wielki K., to się we mnie zagotowało. Ani myślę bronić Wielkiego K., bo swoje za uszami ma, ale to, co prezentuje Wielka P., to nie jest kultura, tylko kurwaltura.

      Usuń
  6. Aj, zapomniałam dodać - też mnie zmieszano z błotem za samo wsparcie inicjatywy. No i wybaczcie literówki, nie moja klawiatura ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam kilka pytań: Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle? Skoro kuchnia była tak pracowita (jak twierdzą poniektóre koleżanki, to skąd te niepochlebne oceny? Skoro organizacja była poniżej krytyki, to skąd ta obrona? Skoro rok temu była podobnie zła organizacja, to jaki naiwny jedzie na kolejną turę? Mówiąc inaczej, jak w końcu było? Bo jak na razie widzę, że ktoś tu załatwia swoje prywatne animozje i rozgrywki pomiędzy autorami.
    Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedzie ten naiwny, który chce pomóc dzieciakom. Tak, wiem, zbrodnia i psucie rynku ;)

      Usuń
    2. A czemu było tak a nie inaczej - to raczej nie do mnie pytanie. Piątek spędziłam wspaniale. I kawałek soboty, bo położyłam się spać jakoś przed czwartą. Swojsko, sympatycznie i bez najmniejszego powodu do jojczenia.

      Usuń
    3. W zeszłym roku nie było podobnie złej organizacji. Impreza była jednodniowa, odbywała się we Wrocławiu (gdzie siłą rzeczy jest więcej ludzi), niektórych zszokowała koncepcja, więc potem wieszali psy na organizatorach, obwiniając ich o całe zło tego świata.

      Usuń
  8. dobre! :)
    nie tylko w srodowisku pisarzy mozna znalezc takie kwiatki jak Wielka P.
    w moim srodowisku (eksploracja, wspinaczka i sporty ekstremalne) takich Wielkich P. jest mnostwo.
    ich ego jest tak nabrzmiale jak jelita meksykanina po zjedzeniu frijoles.
    i mnie przytrafily sie podobne sytuacje, ale to wina komercalizacji wszystkiego co moze przyniesc pieniadze i brak prawdziwej pasji dla tego co sie robi.
    pozdrawiam z poludnia!
    Arek

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie jest czytać różne relacje z jednego wydarzenia, a ta wydaje się najbardziej wyważona, na jaką dotąd trafiłam, szczerze mówiąc. Wpis Wielkiej P. rzeczywiście był pełen pretensji (niekiedy mocno wydumanych). Aaale widziałam też wpisy osób, które na festiwal przyjechały (a nie były ani organizatorami, ani autorami) i którym się bardzo podobało.

    Inna sprawa, że Sztukaterowi samemu w sobie trudno dobrze życzyć, bo fakt faktem, że coś tam, ale mogliby przystopować z tym jeżeniem się i naskakiwaniem na każdego, kto zgłosi jakieś uwagi, co do ich poczynań. Zupełnie jakby Wielki K. był PRem Sztukatera w pigułce, trudno się wyzbyć takiego wrażenia. I trudno się dziwić, że tyle w związku z tym ludzi nastawionych do Sz. antypatycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, skoro wspomniano tu o tych, którym się podobało, to przytoczę tu list od czytelnika, który nadesłał po imprezie. Wiele zdjęć i nagranie "Lamentu Matki" jest też jego udziałem. Przedstawiam wrażenia Krystiana Pawłowskiego, zadowolonego czytelnika, który wspomina autorów, z którymi miał okazję rozmawiać i poznać.

      "Witam,

      nazywam się Krystian Pawłowski i chciałbym podzielić się moimi wrażeniami z mającego miejsce w miniony weekend w Strzelinie, festiwalu Literatura II. Zacząłem śledzić wszystkie doniesienia odnośnie tej imprezy kiedy w korespondencji ze mną, napomknął o niej Graham Masterton. Początkowo miałem zamiar odwiedzić tylko Wrocław ale gdy tylko okazało się, że całe przedsięwzięcie jest charytatywne a jeden z moich ulubionych pisarzy pojawi się aby pomóc zebrać fundusze na Dom Dziecka wiedziałem, że moja wizyta w Strzelinie jest nieunikniona. Nie wiedziałem jeszcze wtedy co tak naprawdę oznaczać będzie ona dla mnie ale dziś wiem, że popełniłbym duży błąd nie przyjeżdżając.

      Już podczas spotkania w Matrasie w piątkowe popołudnie dało się odczuć, że to co przede wszystkim stworzy niezapomnianą atmosferę i pozwoli wyryć w pamięci radosne wspomnienia, to ludzie. Ludzie którzy chcieli wspólnie przeżywać kulturę i pokazać ile ona dla nich znaczy. I choć cała uwagę była tego dnia skupiona na Panu Mastertonie to był to idealny wstęp do tego co czekało mnie w dniu następnym.

      W sobotę w Strzelinie po raz pierwszy miałem okazję porozmawiać z Grahamem trochę dłużej. Każdy kto go poznał wie, jaki potrafi być zabawny, zarazem nie tracąc absolutnie ani cząstki ze swojego brytyjskiego taktu i elokwencji. Podczas naszej rozmowy bardzo zgrabnie wdał się w "polemikę" z kilkuletnim chłopcem, rozbawiając go i robiąc sobie z nim zdjęcie. Po raz pierwszy spotkałem się z Grahamem w Warszawie podczas jego ostatniej wizyty w naszym kraju ale była to wizyta promocyjna i określona dość sztywnymi regułami organizacyjnymi. Tutaj, w Strzelinie było więcej swobody, atmosfera była bardziej rodzinna i piknikowa.

      Po pełnym emocji spotkaniu czekały mnie kolejne. Pani Ewa Bauer, pisarka z Krakowa, mimo, że pisze powieści głównie skierowane do kobiet urzekła mnie swoją szczerością w odpowiedziach na pytania. Gdy czegoś nie wiedziała po prostu mówiła że tego nie wie albo nie jest pewna. Pan Paweł Pollak z dumą opisał mi swoje utwory literackie a nawet podarował mi gratis jedną książkę. Muszę też wspomnieć o Pani Wandzie Szymanowskiej, która bardzo zaangażowała się ze mną w dyskusję o polskich pisarzach i książkach a także przedstawiła mnie Kaji Karczewskiej, która okazała się być najjaśniejszym promieniem słońca jaki ostatnio padł na moją twarz. Razem spędziliśmy czas na odbytym w Ratuszu kabarecie a wieczorem jeszcze zdążyliśmy złapać i namówić na wspólną rozmowę i zdjęcie Grahama Mastertona.

      Żałuję, że nie mogłem być na festiwalu w ostatnim dniu jego trwania ale widziałem wiele zdjęć i jestem przekonany, że wszyscy dobrze się bawili. Na koniec chciałbym skierować specjalne podziękowania do Pani Katarzyny Georgiou. Choć dopiero w ostatnich momentach mojego pobytu w Strzelinie udało mi się zamienić z Panią kilka słów chcę powiedzieć, że to była wielka przyjemność móc Panią poznać. Znakomicie poradziła sobie Pani z przyjęciem naszego gościa honorowego, była Pani wszędzie tam gdzie była potrzebna, zawsze gotowa do pomocy i służyła radą. Pani postawa powinna służyć za wzór dla osób zajmujących się kulturą. Jeszcze raz gratuluję. Moim jedynym żalem, pozostawiającym małą dziurkę w oceanie pełnym wody radości pozostaje fakt, że nie zdążyłem osobiście poznać i porozmawiać z Kamilą Graczyk, redaktorem naczelnym firmy Sztukater. Ale nie ma tego złego... Będę mieć powód aby ponownie odwiedzić festiwal LITERATURA. Zawsze znajdzie się ktoś ciekawy do poznania. A ja uwielbiam poznawać ciekawych ludzi."

      Pozdrawiam,

      Krystian

      Usuń
    2. Panie Krystianie,
      pięknie dziękujemy za relację. Proszę jednak wiedzieć, że została ona tutaj wykorzystana do obrony Stowarzyszenia, które uczestnikom "LiteraTury" (w dużej większości) kojarzyć się będzie jako szczyt amatorstwa, a także chamstwa.
      Dlatego też ja oraz "kilka innych osób", uczestników owej imprezy, dopilnujemy, by "LiteraTura 3" nigdy się nie odbyła, Panu zaś życzymy, by trafiał Pan na inne stowarzyszenia, krzewiące kulturę nie tylko na pokaz, ale i od kuchni, tj. własną kulturą osobistą. :-)

      Usuń
    3. Pan Krystian podał swój list do informacji publicznej, przesyłając go Sztukaterowi. Insynuowanie wykorzystania go tutaj do obrony jest po prostu śmieszne. Uwaga Pawła, co do twojego nienawistnego zachowania i niewiarygodności w podawaniu "faktów" jest jak najbardziej słuszna. Brak ci profesjonalizmu i argumentów, jeśli do swoich potencjalnych czytelników w ten sposób się odnosisz, jak do pana Krystiana. Czytelników nie obchodzi to, co się rozgrywa pomiędzy autorami i organizatorami - oni przychodzą na spotkania po dobre wrażenia, by porozmawiać z kimś, kogo pisanie lubią, by wreszcie się dobrze pobawić. Czytelnicy, którzy przybyli na tę imprezę odnieśli pozytywne wrażenia i wiem to z kilku źródeł. Ale ciebie nie obchodzi czytelnik, tylko twoja urażona duma i nieudana promocja. Nie od ciebie zależy odbycie się lub też nie LiteraTury III - twoja pewność siebie i buńczuczność kiedyś obróci się przeciwko tobie. Pan Krystian ma zapewne własny rozum do oceny imprez i twoje sugestie są tu nie na miejscu.

      Usuń
    4. W jednym z dzisiejszych wpisów na tym blogu wyliczyłem owe "fakty" (tylko niektóre z wielu) oraz jak je ocenia ok. 95% uczestników wiadomej imprezy. Dlatego to, co jest słuszne, Katarzyno, za każdym Twoim kolejnym wpisem coraz bardziej wychodzi na jaw. Nie wiem czy w ogóle wyczuwasz co osiągasz imputowaniem mi «niewiarygodności w podawaniu "faktów"».

      A co do Czytelników i ich odbioru imprezy…
      Ich, owszem, rzeczywiście nie musi obchodzić to, co rozgrywa się pomiędzy autorami, a organizatorami. Tobie zaś - co widać po Twym zaangażowaniu - pierwszej nie zależy, by o tym głośno mówić. Tyle że właśnie na tym polega sens mojej (i nie tylko mojej) czarnej roboty, by unieść się ponad swoje interesiki i CAŁĄ PRAWDĘ o Sztukaterowej imprezie w mieście S nagłośnić na cały kraj, a szczególnie zrobić to wśród autorów – być może przyszłych "ofiar" Sztukaterowego chamstwa, amatorstwa, krętactwa oraz mitomanii.
      Myślisz, że sprawia mi jakąś wielką przyjemność pisać krytycznie o kimkolwiek, albo że takie postępowanie mam wliczone w budowanie swojego reporterskiego i w ogóle pisarskiego autorytetu?
      Dlatego uwagi typu "twoja urażona duma i nieudana promocja" wsadzam między bajdurzenia osoby ze Sztukaterem związaną promocją jej, właśnie, małego interesiku.
      Czytelnik (Twój, mój, tego bloga) niegłupi i na dłuższą metę nie omamisz go swymi pięknymi słówkami. Wierzę w człowieczy rozsądek. :-)

      Usuń
    5. Ty nie piszesz krytycznie o kimś, tylko mnie obrażasz i insynuujesz, co do moich pobudek. Dlaczego wspomagam Stowarzyszenie Sztukater - nie dowiesz się, bo tobie nie warto ani ufać ani cokolwiek powierzać. Dlaczego bronię amatorów - bo mają wielkie serce dla potrzebujących i promowanie literatury to doprawdy niewielki procent tego, co robią. Mam doprawdy gdzieś wszystkie twoje insynuacje, sugestie i przeinaczanie informacji. Paweł już ci wskazał, że chamstwo nie cechuje wielu członków Sztukatera i uogólnianie oraz atakowanie mnie, bo się nie solidaryzuję z twoim jęczeniem i ubolewaniem, jest po prostu niesmaczne. Nie martwię się brakiem rozumu u czytelników - wierzę w selekcjonowanie przez nich informacji i intuicję w odbiorze obraźliwego jadu w twoich komentarzach i artykule. B/O

      Usuń
    6. "przeinaczanie informacji" to dość ciężki zarzut. Konkretnie poproszę: co przeinaczyłem? Bo wygląda na to, że już nie widzisz innego sposobu obrony swych pokrętnych motywacji jak poprzez fantazyjny atak. Słucham więc: co przeinaczyłem?

      Usuń
    7. Ty naprawdę nie wiesz, kiedy skończyć. Rozczaruję cię - bez względu na to, co będziesz dalej nadawał na mój temat, ja już z tobą skończyłam jakąkolwiek wymianę zdań.

      Usuń
    8. Aha… Zarzuty rzucić w eter, a następnie konsekwentnie wypierać się podania szczegółów. Brawo.
      No cóż, póki Czytelnik nie usłyszy od Ciebie konkretów, cytuję "twoje insynuacje, sugestie i przeinaczanie informacji", dopóty insynuatora i krętacza będzie miał wszelkie podstawy widzieć w Tobie, Katarzyno.
      A prawda zawsze wychodzi na wierzch, prawda? :-)
      Oj, tylko mi na ten wpis nie odpisuj! Przecież musisz mnie, jak to piszesz, 'rozczarować' i zakończyć wymianę zdań. ;-)

      Usuń
  10. Dzięki takim właśnie antypatiom prywatnym zawodowo ludzie na tym tracą - miasto mogło mieć fantastyczną imprezę, gdyby dało scenę, nagłośnienie, woluntariuszy, auto do przewiezienia stołów czy siły do rozstawienia namiotów na określona porę oraz rozpropagowało imprezę wśród swoich - tak jak to być miało. A tymczasem, przez antypatie, tylko kilku sympatycznych pracowników Domu Kultury starało się wspomagać, a całość pozostawiona na głowie pomysłodawcy - i to w ostatniej chwili. Nie dziwi więc, że trudności się piętrzyły - jestem tylko zaskoczona zachowaniem i roszczeniowością autorów - zgłaszanie uwag również było agresywne. A po imprezie, kilku literatów wzięło na siebie oczernianie "pożytecznych idiotów" tylko dlatego, że nie przyłączyli się do skarg i zażaleń. To żenada, gdy po imprezie, jakakolwiek by ona była, autorzy porzucają swoich "znajomych", współpracę, zawodową solidarność i jeszcze chwalą się ciętym językiem jeżącym się od błędów, gdy mnożą zarzuty, które rozciągają się daleko poza organizatorów. Rozsyłanie tego artykułu Wielkiej P, pisanego pod wpływem... emocji, podrzucanie go, uczynnie wielce innym, by również nie przegapili okazji do solidaryzowania się, czyhanie w internecie na każdy pojawiający się wpis nadający się do podrzucenia na maila, by dopiec - po prostu nie mieści mi się w głowie. A ludzie obserwują, z ciekawością. Kultura upada, czytelnictwo jest na poziomie katastrofalnym, sztuka jest postponowana przez zaślepionych wyznawców, a "profesjonaliści" władający słowem nie potrafią siebie szanować wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ta antypatia jest czynnikiem ludzkim, od którego nie możesz abstrahować. Jeśli Wielki K. zraził swoim zachowaniem urzędników (a tak brzmi, wiarygodnie, zarzut), to nie można mieć do nich pretensji, że nie chcą ze Sztukaterem współpracować. A obowiązku nie mają.

      Usuń
    2. Ale promocji i Mastertona chcieli... Pisarzy polskich już nie bardzo chcieli zasponsorować, choć w pakiecie z Mistrzem byli... Pawle, ja nie bronię wyjątkowej umiejętności Wielkiego K. do zrażania sobie niektórych ludzi, ale żeby władze nie skorzystały z podanej na talerzu fajnej imprezy, która wyglądałaby zgoła inaczej, gdyby dopisały obiecywane zasoby ludzkie i środki finansowe, tylko dlatego , że pan K im podpadł, to zaprawdę brak wizji dla ożywienia regionu. Nad tą imprezą pracowano dobrze wiesz jak długo, przecież uczestniczyłeś w spotkaniach przed imprezą główną, i mogło być naprawdę fajnie, gdyby nie animozje, dąsy i rozgrywki polityczno-urzędnicze. To jednak nie jest najistotniejsze w tym wszystkim. Ja boleję nad faktem, że niektórzy polscy pisarze posuwają się do nagonki na tych, którzy starali się wykonać swoje obowiązki jak najlepiej w zaistniałej sytuacji. I nie mówię tutaj o organizatorach. Przykro, że literatura miast łączyć - dzieli ludzi, a w szczególności jej twórców.

      Usuń
    3. No dobrze, ale jeśli miasto chciało Mastertona, a Mastertona miał Sztukater, to Sztukater miał w ręku atut, którego nie potrafił wykorzystać. Rozważanie, jak mogło być świetnie, do niczego nie prowadzi, liczy się, jak było. A spotkania przed imprezą główną były zupełnie inne, bo brały w nich udział zorganizowane grupy. Tego właśnie nie rozumiem, Sztukater ładnie i sprawnie organizuje spotkania w tradycyjnym modelu, autorzy są zadowoleni, tymczasem zamiast się tego trzymać, robią eksperymenty, porywają się z motyką na słońce, i potem mamy takie piękne katastrofy.

      Usuń
    4. Zgadzam się z tym całkowicie, dlatego do tego co tak namiętnie pisze pani Katarzyna podchodzę z dużą dawką wątpliwości. Szczególnie, że z tym "stowarzyszeniem" jest powiązana... Jedno jest pewne, że impreza była jednym wielkim nieporozumieniem i osobiście wątpię aby była kolejna edycja.
      Teresa

      Usuń
    5. Namiętnie to ja piszę tylko w kwestiach tego, w co byłam bezpośrednio zaangażowana. Zdałam relację ze swoich warsztatów, konferencji w Matrasie i wizyty Mastertona w Domu Dziecka. Nie widzę innych moich relacji, a raczej wręcz oficjalny ich brak na tematy niezwiązane z moimi obowiązkami jako tłumacza, opiekuna zaproszonego gościa i autora przedstawiającego swoje książki i twórczość. Taki mam styl - nie opisuję poczynań innych, jeśli nie jestem w nie bezpośrednio zaangażowana.

      Usuń
    6. 1/3 wpisów w dyskusji - czyli słownie jedenaście i twierdzenie, że nie jest się bezpośrednio zaangażowaną? Ciekawe bo wrażenie mam zupełnie inne, droga koleżanko... Czasami lepiej milczeć...
      Teresa

      Usuń
    7. No cóż, droga koleżanko, ja nie występuję w tej dyskusji anonimowo. Nie byłam zaangażowana w poczynania innych pisarzy oraz organizację strzelińską. A to, w co byłam zaangażowana - opisałam. To wszystko w temacie.

      Usuń
    8. Proszę bardzo, oto iście sztukaterowa logika, cytuję: "gdyby dopisały obiecywane zasoby ludzkie i środki finansowe, tylko dlatego , że pan K im podpadł, to zaprawdę brak wizji dla ożywienia regionu".
      A więc co? Pan K podpadł miastu, owszem, ale co tam, miasto powinno odłożyć na bok animozje i zbratać się ze skończonym k… w szczytnym celu.
      Wybacz, Katarzyno G., ale LiteraTura to tylko dwa dni, zaś wątpliwa fama o współpracy z kimś tak negatywnym ciągnęłaby się za miastem miesiącami. Być może więc miasto wybrało mniejsze zło? Co tylko świadczyłoby o rozmiarach Krzysztofowego chamstwa, mitomanii, krętactwa i amatorstwa.

      Usuń
  11. Rozumiem, że wszyscy inni są winni a wielki K jest w szpitalu i to wina tych którym się nie podobało. Coś mi to idzie w jedną nutę... Panie Pawle, czy ja źle pamiętam, że napisał pan swoją relację z poprzedniej edycji i nie było ona pozytywna? Jakoś teraz nie mogę jej znaleźć...
    Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie wszyscy inni są winni. Ale też nie wszyscy wybierają wieszanie psów tylko na organizatorach. A niektórzy wręcz, nie mając dostępu do "kulis" - np. czytelnicy, odnieśli pozytywne wrażenia, bo spotkali się z tymi, dla których przyszli - i nie o ilość tu chodzi. Są też i tacy, którzy milczą, bo wyznają zasadę nieszkalowania kolegów po piórze ani organizacji, które zapraszają na tego typu happeningi, co w tej chwili odbija się na nich, bo niezadowoleni "pisarze" dają upust swoim domniemaniom i odczuciom, które wielokrotnie mijają się z prawdą obiektywną. Zdaje się, że Paweł nie broni w tym artykule wielkiego K, tylko w miarę obiektywnie przedstawia obraz imprezy trzeźwego uczestnika jako kontrę do słowotoku tych totalnie niezadowolonych ze względu na inne oczekiwania, co do tej edycji.

      Usuń
    2. Nie pisałem relacji z poprzedniej edycji, ale w komentarzach do wpisu „Ożywianie dzieła, czyli wydawnictwo nie z tej ziemi” można znaleźć moją opinię i jest ona pozytywna.

      Usuń
    3. Rozmawiamy właśnie o kulisach.
      Krytyka nie musi być szkalowaniem.
      Każdy czytelnik jest na wagę złota, ale, nie oszukujmy się, ilość ma znaczenie.
      No i już ustaliliśmy, że do końca trzeźwy nie byłem :-)

      Usuń
    4. Trzeźwy w sensie obiektywny, Pawle ;)

      Usuń
  12. wszelkie sprawozdania z imprezy w Strzelnie II przeczytałem. (stop) I już wiem "kto" był tam "kto". Az przyjemnie popatrzeć ( ja tylko przeczytałem) jak pisarze bełtają pomyjowy koktail, ciapciają sie w nim, a potem nawet chłeptają jego smakowity roztwór. Bardzo żałuje, że mnie tam nie było (Stop) też lubie dobrą zabawę. (Stop) jeż

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojojoj... coś mi tu pachnie urażoną męską dumą. Jako osoba, która kompletnie przypadkowo wpadła na historię tego festiwalu i jest zadziwiona tym, co się dzieje dookoła niego, nie wiem nawet czy w tej sytuacji to Panu wierzyć. Po co tyle jadu i złośliwości. Można było swoje racje napisać w całkowicie inny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przeczytałam obie relacje z imprezy, tę tutaj oraz Pani P. Nie ukrywam, że relacja Pani P. wydała mi się bardziej przekonująca i wyważona, na pewno nie jest małostkowa i złośliwa jak w Pana przypadku. Czy nie należałoby skupić swoich wysiłków na pisaniu, tak jak robi to Pani P.? Z Pana postu odniosłam niestety przykre wrażenie, że zazdrości Jej Pan zasłużonej popularności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca rozumiem passus o skupianiu się na pisaniu „tak jak to robi Pani P.”? Czy to znaczy, że jej dwie relacje ze Strzelina, które zamieściła na swoim blogu, są fragmentem powieści o Wielkim K.? (Proszę wybaczyć, że stosowny zaimek nie jest dużą literą, ale nie dotarło do mnie jeszcze oficjalne potwierdzenie boskiego statusu Wielkiej P., jak tylko dotrze, natychmiast się poprawię.) Czy tylko tego Pani ode mnie oczekuje? Że mam zamilknąć i po cichu pisać swoje książki? Tak bez odszczekania, bez posypania głowy popiołem, bez udania się do Canossy? To strasznie Pani wielkoduszna. Prawie tak jak Wielka P. Bo całkowicie się z Panią zgadzam, że wielkoduszność wobec Wielkiego K. i stowarzyszenia Sztukater w jej tekstach normalnie każdym słowem jest podkreślona. Kaczyński ze swoją wielkodusznością wobec Tuska wysiada.
      Jak udało się Pani dostrzec, że zazdroszczę Wielkiej P. popularności? Bo usilnie starałem się to zatuszować. No, ale skoro Pani mnie zdemaskowała, to się przyznam. Zazdrość mnie normalnie zżera. Budzę się w nocy i zazdroszczę. Piszę i zazdroszczę. Czytam i skupić się nie mogę, bo zazdroszczę. Tylko po posiłkach przerwy sobie robię, bo zazdrość źle wpływa na trawienie, ale dzisiaj po śniadaniu zapomniałem, że mam nie zazdrościć, i dostałem zaparcia.

      Usuń
    2. No widzę właśnie, żeś się Pan zaparł. Trochę dystansu by się przydało.

      Usuń
    3. Tak z ciekawości: Czy Pani wie, że jej faworytka nie zezwala na komentarze na swoim blogu, nie chcąc mieć anonimowych, bo uznaje, że to śmieci?

      Usuń
    4. Pana tendencyjne stawianie spraw wręcz poraża. Nie jest to żadna "moja faworytka", jej relacja z wydarzeń wydaje się po prostu o wiele wiarygodniejsza, niż Pana. Ot i wszystko. A co do komentarzy, widzę że nie udostępnia w ogóle możliwości komentowania, więc nie wiem skąd Pan wie, że uznaje akurat anonimowe komentarze za śmieci a inne nie? Nie śledzę jej bloga, ale jej nazwisko znam z książek i telewizyjnych reportaży, to powszechnie znana i lubiana pisarka i dziennikarka, więc myślę, że po prostu utonęłaby pod zalewem komentarzy pod jej postami na blogu. Po co miałaby udostępniać komentarze, jeśli nie ma czasu na nie odpowiadać? A to, czy się podpiszę pod komentarzem czy nie, nie sprawi, że będzie on mniej czy bardziej anonimowy, bo pisarką nie jestem, więc moje nazwisko czy inicjał nic Panu nie powie. Jeśli udostępnia Pan możliwość komentowania (a tych wszystkich kont google, worldpress itp. po prostu nie mam), to sugeruję kierować się treścią, a nie tym, jak kto się loguje przy pisaniu komentarza.

      Usuń
    5. Najmocniej przepraszam, że uznałem ją za Pani faworytkę, myślałem, że pisząc zaimek osobowy wielką literą, sygnalizuje nam Pani swoje dla niej uwielbienie, na to, że Pani po prostu nie zna zasad ortografii, nie wpadłem.
      Skąd wiem, że uznaje anonimowe komentarze za śmieci i przez nie w ogóle zrezygnowała z komentarzy? Z wyjaśnień, które zamieściła na swoim blogu. W związku z tym pozwoli Pani, że w tej kwestii będę się opierał na tych wyjaśnieniach, a nie na Pani domysłach.
      Anonim, szanowna Pani, to, zgodnie ze słownikiem języka polskiego, człowiek, który nie ujawnia swojego nazwiska. Po podaniu swojego nazwiska przestaje być anonimowy, choćby to nazwisko nic rozmówcy nie mówiło.
      Mamy się skupić na treści Pani komentarza? Proszę bardzo.
      1) Uznaje Pani moją relację za niewiarygodną i małostkową, Wielkiej P. za przekonującą i wielkoduszną. Bez słowa uzasadnienia dlaczego. Nie ma argumentów, jest tylko ocena ex cathedra. Ale żeby oceniać ex cathedra, mocą swojego autorytetu, to trzeba pokazać, że ten autorytet się ma. Anonimy z definicji go nie mają.
      2) Zaleca mi Pani, żebym skupił się na pisaniu książek. Zalecanie adwersarzowi, żeby zajął się czymś pożyteczniejszym niż przedstawianiem argumentów, na które zalecający nie potrafi odpowiedzieć, to klasyka internetu. Ale Pani idzie dalej, twierdząc, że Wielka P. tym czymś pożyteczniejszym się zajmuje, a ja powinienem pójść w jej ślady. Fakty są akurat inne, skoro Wielka P. zamieściła dwie relacje, a ja tylko jedną i to w reakcji na jej tekst, co pokazuje, że dopasowuje Pani fakty do swojej opinii, a nie kształtuje swoją opinię na podstawie faktów. Oczywiście te fakty są istotne tylko z tego powodu, że ujawniają Pani brak obiektywizmu, bo nie ma najmniejszego znaczenia, kto ile tekstów napisał, każdy ma prawo pisać, o czym chce i ile chce, i jeśli autor woli pisać bloga niż książkę, to Pani dokładnie nic do tego.
      3) Żeby zdyskredytować mój tekst, insynuuje mi Pani niskie pobudki: zazdrość o popularność Wielkiej P. Nie podpiera Pani tego żadnym cytatem z mojej wypowiedzi, bo i po co, skoro insynuacje nie wymagają dowodów, za to tak pięknie oblepiają adwersarza błotem.
      Podsumowując: rozstrzygnięcie samozwańczego arbitra, kto ma rację, bez cienia uzasadnienia i bez informacji, kimże ten arbiter jest, wysyłanie dyskutanta na zieloną trawkę, żeby nie bruździł swoimi argumentami, i obrzydliwa insynuacja. W dwóch słowach: komentarz śmieciowy. Powinienem go skasować, wcześniej takie komentarze kasowałem. Problem polega na tym, że ich autorzy poleźli na fora i zaczęli się skarżyć, że cenzuruję i nie pozwalam na dyskusję. Bo nie rozumieją, że dyskusja polega na przedstawianiu swoich argumentów i na polemizowaniu z argumentami adwersarza, a nie zgłaszaniu pretensji, że argumenty adwersarza są złośliwe, wynikłe z niskich pobudek, podane w niewłaściwym miejscu i czasie albo w ogóle bez potrzeby, i ogólnie wylewaniu swoich żali, że pan Pollak nie jest miły i do rany przyłóż.

      Usuń
  15. Jak na razie wychodzi na to, że najgłośniej krzyczą o kulturę te osoby, które same mają z nią elementarne kłopoty. Określanie adwersarzy mianem „kanalii” to jest poziom, przy którym wybuchy Wielkiego K. należy uznać za wersal.
    A tak swoją drogą, szanowny Jacku, jeszcze niedawno na grupie „Czytamy polskich autorów” egzaltowałeś się dobroczynnością Sztukatera:
    »Mój wydawca (wraz ze mną) miał jednak to szczęście, że znał odpowiednie osoby w Sztukaterze, przez co książka „100 kijów w mrowisko” ujrzała światło dzienne, zaś na dniach wchodzi (czy już nawet weszła?) do sieci sklepów Matras. Jeśli więc widzieliście tam "100 kijów", wiedzcie, że to zasługa Sztukater.pl
    I niech sczeznę, jeśli to nieprawda!«
    Rozumiem, że skoro reprezentujesz pogląd, że wszystko, co związane ze Sztukaterem, winno zniknąć z powierzchni ziemi, honorowo zwrócisz się do wydawcy, by wycofał Twoją książkę z rynku i oddał ją na przemiał?

    OdpowiedzUsuń
  16. :) :) :) Pawle, twoje komentarze zaczynają odbiegać od czarnego humoru autora kryminałów...

    OdpowiedzUsuń
  17. Och, Pawle, Pawle - czy rzeczywiście jedyne zarzuty, jakie masz do mnie, to że 1) zmieniłem zdanie o Sztukaterze i 2) teraz nazywam ich mózg "kanalią". A może coś bardziej konkretnego, w meritum sprawy? ;-)
    Raz - podczas popełniania cytowanego wpisu, jeszcze byłem "ślepy" co do Sztukatera. Owszem, załatwili mi to i owo, więc czemu miałbym ich za to nie docenić?
    Dwa - spędziwszy w otoczeniu Malutkiego Ka dwa i pół dnia (mowa o "LiteraTurze"), przejrzałem na oczy, a zatem mam pełne prawo, by swoje zdanie o nim zmienić. Mam? I stąd "kanalia" - wyraz dosadny, lecz absolutnie dla niego zasłużony. A kolaborantem z kolei nazwałem tak autora niniejszego postu, jak i najbardziej aktywną uczestniczkę dyskusji pod tymże postem. Pani Katarzyno G. - to jak to wreszcie było z tym "wypadkiem" tłumacza, którego Pani ponoć w ostatniej chwili zastąpiła? Kto miał wypadek? Jaki? Bo ów tłumacz właśnie odezwał się do opisanej tu uczestniczki "LiteraTury", dowiadując się o rzekomym wypadku z jej blogu… :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. ERRATA.
    "Kanalią" w linkowanym tutaj moim felietonie nie nazwałem "Wielkiego K" (co zdaję się potwierdzać swoim dzisiejszym wpisem na niniejszym blogu), a osobę współpracującą ze Sztukaterem. Owszem, Wielki K, czyli zwyczajny Malutki Ka, też jest dla mnie kanalią, lecz w innym ujęciu.
    Pawle, wiem, mieszam, ale to chciałem wyprostować. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  19. I owszem, "kanalią" nazwałeś mnie. Komentować tego nie będę, bo świadectwo wystawiasz sobie sam. Natomiast po raz ostatni zabiorę głos w tej dyskusji i odpowiem, bo twój brak szacunku dla mojej prywatności tego wymaga.
    Jacku, skoro nie potrafisz uszanować mojej prywatności i tak na skype jak i w mailu sugerujesz publiczne bicie się w piersi za przewinienia, których się nie dopuściłam, to stwierdziłam, że w zasadzie może powinnam opublikować publicznie to, co wysłałam tobie w mailu. Robię to nie ze względu na ciebie, ale ze względu na tych, którzy mnie znają lub przyjechali ze znajomą mi osobą i ledwo co poznali w Strzelinie, ale wybierają opcję uwierzenia we wszystko, co publikujesz tak ty, jak Wielka P. Nie wiem, co było z tłumaczem. Zostałam na wejściu do Matrasa poproszona o tłumaczenie, bo ten co miał być, utknął w drodze. To zostało mi zakomunikowane. Ponieważ to ja sprowadziłam Mistzra Horroru, byłam za niego odpowiedzialna. Poprowadziłam spotkanie. Nie jest w moim typie węszyć po ludziach i nazwiskach. Rozmowy z tłumaczami były prowadzone nie przeze mnie, nie wiem, który został wybrany z tych, którzy byli brani pod uwagę. Nie wtrącam się w nic ponad to, do czego się zobowiązuję. Twoje dywagacje na mój temat i domniemania są poniżej jakiejkolwiek krytyki. I teraz sobie zapamiętaj - nie plotkuję na niczyj temat, nie podaję informacji, które są prywatne lub powierzone mi przez inne osoby. Nawet jeśli cokolwiek zostało mi wyjaśnione po tzw "ptokach" nie trafi nigdzie więcej, bo wy i tobie podobni i tak przekręcicie wszystko, by ugrać swoje. Nie mam wiele wspólnego z organizacją imprezy oprócz sprowadzenia M. Byłam tam jako pisarz i jako jego tłumacz i hostessa. Odpowiedzialna byłam za wizytę w Domu Dziecka. Jadąc do domu w sobotę, wyświadczyłam przysługę i odwiozłam rozhisteryzowanego aktora na autobus. Nie piłam kilku drinków w czasie imprezy jak to sugeruje w komentarzach na fb pewna osóbka, bo byłam kierowcą i wiedziałam, że wracam o 10:00 wieczorem do Wrocławia. Mam alkomat i nigdy nie wsiadam za kółko, jeśli nie pokazuje czysto. Nie spędzałam czasu z innymi pisarzami, bo z reguły na takich imprezach nie fraternizuję się z bracią, skutki tego jak wiemy są zazwyczaj opłakane. Dziękuję wam, tobie i Wielkiej P, za wspaniałe obsmarowanie mojej osoby w środowisku pisarskim. Tobie w szczególności za próbę zdyskredytowania mnie na eioba. Niewiele mnie to obchodzi, bo jak zwykle, robię swoje i z osobami, które uznam iż potrzebują mojego wsparcia. Nie muszę nic wyznawać publicznie, bo to co miałam do powiedzenia już opisałam. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam co poniektórym, że nie znam nazwisk ani kto i gdzie skrewił, zawiódł, nie stawił się. Jadłam za swoje pieniądze, płaciłam za swoją benzynę i spałam we własnym domu, dojeżdżając do Strzelina. Nie dyskutuję na temat tego, co i komu zostało zaserwowane, bo mnie to nie dotyczyło, ani zadań, których się podjęłam. Nie donoszę na nikogo. Moja postawa nikomu nie powinna wadzić, bo starałam się jak najlepiej wykonać moje zadania, te zaskakujące również oraz nie oddaję się obmawianiu i krytyce kolegów po piórze ani organizacji, z którymi współpracowałam i /lub współpracuję. Jeśli coś mi osobiście nie odpowiada, wycofuje się. Zazwyczaj moja współpraca ze wszystkimi układa się w dobrej atmosferze, o dziwo, nawet z trudnymi organizacjami. Być może dlatego, że nie posuwam się do skandalizowania i prowokacji, ani nie jestem nadmiernie roszczeniowa. A niedoszłemu tłumaczowi zasugeruj publiczne przyznanie się do nazwiska i wyjaśnienie mi, dlaczego znalazłam się w fotelu tłumacza. Prowadzący spotkanie, T. O. jak i Mistrz M byli przy komunikacie o zastępstwie tłumacza. Nigdy w życiu nie tłumaczyłam spotkania drugiego pisarza, więc to dla mnie był pierwszy raz - raczej sympatycznie wypadło, tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dokończyć jeszcze należy... Odpisuję na twój komunikat, jako osoba ci życzliwa, pomimo iż nie wykazujesz cech osoby, z którą chcę pozostawać w przyjaznych kontaktach. Mam swoje zasady, których nie łamię. Sensacja i poniżanie innych na forum publicznym, bo własne żale i urażenie trzeba załatwić, są u mnie na liście profesjonalnie zakazanych. To tyle w temacie. Odpozdrawiam i mam nadzieję, że przemyślisz i swoją postawę w stosunku do innego autora, który zostaje kozłem ofiarnym waszej vendetty. Nie podejmę już żadnej próby odpowiedzi na czyjekolwiek pytania, insynuacje czy domniemania. Nie obrażajcie się też koledzy po piórze, ale workiem treningowym nie będę dla nikogo. Nikomu z was osobiście nie uczyniłam krzywdy, a za innych, którzy w waszej opinii to zrobili, odpowiadać nie będę. Pouczająca lekcja to dla mnie, obserwowanie przyzwolenia kolegów po piórze na obmowę innego pisarza i dołączanie do tejże przez co poniektórych. Zapewniam, że wnioski na przyszłość wyciągnę. Miło, ze są i tacy, którzy zapewniają, że nie utożsamiają się z artykułami na mój temat, lub tacy, którzy ukrywają to oznaczone zdjęcie ze swoich osi czasu - rzeczywiście, niezbyt miły to obraz, szczególnie z całą dyskusją pod dla ich własnych czytelników... Koniec z mojej strony w temacie LiteraTury. B/O

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powyższy wpis oznacza, że albo Sztukater oszukuje - bo jak twierdzi, zwolnił tłumacza jeszcze przez imprezą. Albo pani Katarzyna jest niedoinformowana/oszukiwana przez Sztukater/albo sama mija się z prawdą, bo organizator jak sam twierdzi już przed imprezą nie miał tłumacza. Proszę sobie wybrać co pasuje i dać już spokój Sztukaterowi - bo ja widać powyżej wszystkich oszukuje, a z oszustami się nie wspołpracuje.
      z poważaniem

      Usuń
  23. O, więc jednak, to nie ten tłumacz był brany pod uwagę... Chociaż tyle dobrego, że nieporozumienia się wyjaśniają, szkoda tylko, że po wylaniu kilku wiader pomyj... Głosy dochodzą, pytanie tylko czy od właściwych osób.

    OdpowiedzUsuń
  24. Mój przytyk nie dotyczył tego, że zmieniłeś zdanie, tylko egzaltacji, z jaką swoje zdanie wypowiadasz. Najpierw uwielbienie, a teraz nienawiść. Wielki K. nie jest kobietą, żeby tak reagować.
    „Autor niniejszego postu” to ja i to mnie obrażasz, nazywając kolaborantem. Do tego stosując dość dziwną miarę, bo uznałeś mnie za kolaboranta dlatego, że wyraziłem zadowolenie, że na imprezie sprzedałem trochę książek, ale fakt wyrażenia przez ciebie zadowolenia, że spotkałeś na tej samej imprezie wierną czytelniczkę, nie skłonił cię do zakwalifikowania samego siebie jako kolaboranta.
    Nic to, taką obelgę bym zniósł, ale nie widzę możliwości prowadzenia merytorycznej dyskusji z człowiekiem, który innych nazywa kanaliami, nie mając po temu żadnych podstaw. Ani Krzysztof, ani Katarzyna nie wyrządzili ci żadnej podłości, żadnej krzywdy, nikt cię nie oszukał, nie pobił, nie porwał ci dziecka. Krzysztof podpadł ci chamskim zachowaniem i tym, że nieudolnie zorganizował imprezę. Jeśli komuś brakuje kindersztuby, to jest chamem, a nie kanalią. Do tego w waszych postach nie można się doczytać, na czym to chamskie zachowanie polegało. Jedyny konkretny zarzut, jaki pada, to taki, że wypominał niektórym gwiazdorzenie. Moim zdaniem wypominał słusznie, ale jeśli nawet nie miał racji, to w tym wypominaniu nie ma nic obraźliwego czy niestosownego, brak w nim na przykład obelżywych słów, których ty i Wielka P. tak chętnie używacie. I wybacz, ale kanalie nie organizują imprez charytatywnych, żeby zebrać pieniądze na dom dziecka. A to, że ktoś okazał się nieudolny, przeliczył z siłami i kompletnie położył imprezę, nie robi z niego kanalii. Co najwyżej nieudolnego organizatora. Tylko tyle i aż tyle.
    Jeszcze bardziej kuriozalne są zarzuty wobec Katarzyny, a nazywanie jej kanalią jest z twojej strony przekroczeniem wszelkich norm. Sztukater nie jest organizacją przestępczą, a nawet gdyby był, to w cywilizowanym świecie nie stosuje się odpowiedzialności zbiorowej. Katarzyna nie odpowiada za to, co robi Krzysztof, nie jest jego matką ani opiekunką, facet jest dorosły i nie jest ubezwłasnowolniony. I jeśli dobrze wyczytałem, masz do niej pretensje, że cię przed nim nie ostrzegła i nie poinformowała, że będziesz miał do czynienia z amatorami. Raczysz sobie kpić. Co ci miała napisać? „Szanowny Panie Jacusiu, chciałabym pana ostrzec, że Krzysztof jest specyficznym człowiekiem, ja się z nim dogaduję, ale pan pewnie jest mimozą, która, jak Krzysztof podniesie głos, to spoci się ze strachu, więc ja bym panu odradzała przyjazd. Chciałabym też pana poinformować, bo może pan myśli, że jest już sławnym pisarzem i że pana zaprasza agencja reprezentująca noblistów, że jesteśmy amatorskim stowarzyszeniem, które stara się promować mało znanych autorów”. Naprawdę taką informację miała ci przysłać, żebyś teraz na nią nie napadał? I co jeszcze? Uprzedzić, kiedy jaka pani będzie miała okres, żeby przygotować cię na ewentualne babskie humory?

    OdpowiedzUsuń
  25. Do K. Beśki: Komentarz został usunięty, bo zawierał imię Wielkiej P.
    Ale bardzo chętnie na niego odpowiem, więc proszę o powtórzenie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dziękujemy serdecznie artystom, którzy wsparli naszą aukcję charytatywną! Dzięki Waszemu wsparciu meblościanki zostały przekazane Domu Dziecka w Górcu! Również i książki podarowane przez polskich autorów dotarły dzisiaj wraz z protokołem zdawczo -odbiorczym do wychowanków, dla których były przeznaczone.
    Z pozdrowieniami,
    Wolontariusze ze Stowarzyszenia Sztukater
    https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=703392776410078&id=106611002754928&aymt_tip=1

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdyby mnie na "wiadomej imprezie" w mieście S. pod koniec sierpnia 2014r. nie było, przyznaję, iż chyba dałbym się nabrać na Pawłowy płynny styl, giętki język i …byłbym kupiony. Hmm, może Autor wpisu powinien przerzucić się na felietony? ;-)
    Sęk jednak w tym, że ja tam byłem. Byłem i nawet w ów sobotni wieczór siedziałem w internacie przy jednym stole nie tylko z powyższego felietonu Autorem, co również z pracownikiem pewnego wydawnictwa na "SD" oraz oczywiście z podmiotem powyższego wpisu, tu zwanym Wielką Pisarką. I jak Autor zapewne pamięta, wszyscy wykładaliśmy Mu schemat moralnego prostytuowania się, którego - w/g nas - Autor się był dopuścił i dopuszczać się nie miał zamiaru przestać. My z kolegą tłumaczyliśmy Mu ów schemat w bardziej powściągliwy sposób; podmiot tego wpisu robił to raczej po żołniersku. Jej wybór. Owszem, można było się poczuć urażonym – ale CZYM BARDZIEJ?
    Są dwie opcje:
    A) Albo tym, że ktoś użył w stosunku do Autora żołnierskich słów,
    albo…
    B) tym, że ktoś powiedział Autorowi prosto w oczy co sądzi o jego egoistycznej metodzie podliczania plusów i minusów Sztukatera i że "skoro dla mnie jest więcej plusów niż minusów", to będę z nimi dalej współpracował.
    Czyż nie tak było, Szanowny Autorze? Czyż nie to Ci tam wykładaliśmy?

    Jest dla mnie oczywiste, a nawet poniekąd zrozumiałe, że gdy słyszy się o sobie kapkę prawdy podanej w żołnierskich słowach, nietrudno jest się "obrazić", unieść honorem i w końcu wpaść w tematy poboczne, zchodząc z głównego wątku, a tym przy sobotnim stole było prostytuowanie się relacjami ze Sztukaterem, co Autorowi było zarzucane.
    Co jednak dla mnie osobiście jest w powyższym felietonie najbardziej podłe to fakt, że z powodu zaistnienia opcji B, tj. postawienia Autora w krzyżowym ogniu jego sumienia oraz cierpliwym (rozmowa trwała dobrą godzinę) wykazywaniu przez nas tam zebranych egoistycznej postawy Autora, Autor w powyższym tekście wybrał - UWAGA - drogę umniejszania (jeśli nie pomijania) aspektu totalnego chamstwa w wykonaniu Wielkiego K (co podczas wydarzeń w mieście S. było EWIDENTNE), w zamian koncentrując się na personalnych wycieczkach pod adresem podmiotu swego felietonu. Choć nie tylko pod adresem podmiotu, cytuję: «dziesięć minut wcześniej była pogrążona w czarnej rozpaczy, że organizatorzy przewidzieli jej występ na stojąco, a ona musi mieć krzesło. Jej dramatycznie ze łzami w oczach powtarzane „Jak ja będę śpiewała bez krzesła?" naprawdę chwytało za serce (…) dlaczego sobie tego krzesła nie skombinowała. Naprawdę nie wiem. Może dlatego, że w Carnegie Hall artystom przynoszą».
    Może Autor tego nie wie, ale opisywana przez Niego osoba nie tylko śpiewa, lecz również gra na gitarze – a na stojąco grają tylko rokendrolowcy, nie balladziści. Okej? Mało tego: na każdym piętrze były po dwa krzesła, lecz z poręczami, a granie siedząc na krześle z mocno wysuniętymi poręczami jest prawie tak samo trudne, co na stojąco. Komunikuje to Autorowi gitarzysta, co na niejednym krześle grać próbował. Ale co ja – o graniu nie każdy musi mieć pojęcie; tak samo zresztą jak o empatii…
    A skoro już wspomniano krzesła…
    Autor zapewne pamięta jak za jego plecami, a wzdłuż tzw. kamiennej sceny, osobiście ustawiłem 10 krzeseł, "wyczarowanych" z pobliskiego liceum? Otóż, Szanowny Autorze, jeśli kpisz z "gwiazdorzenia" wyżej cytowanej śpiewaczki, może przyznasz nam tu wszem i wobec ile czasu sam spędziłeś (szacunkowo prosimy, bez szczegółów) na jednym z nich w pozycji siedzącej? Bo może wtedy i z Ciebie można by pokpić? ;-)
    Ostrzegam, mógłbym kontynuować i wyjaśniać jeszcze inne w/w kpiny Autora.
    A sęk właśnie w tym, że zamiast skupić się na sednie sprawy, na wyartykułowaniu oczywistego wniosku, który z wiadomej imprezy powinien był zostać wyciągnięty, tj. że Stowarzyszenie Sztukater NIE POWINNO zostać dopuszczone do organizacji ani jednej więcej imprezy kulturalnej – co wybrał Autor? A no wybrał wylewanie żalów na Wielką Pisarkę tudzie ż kpinki z niuansów grania na gitarze na stojąco.
    c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
  28. cz.2
    I dlatego ja, Pawle, powyższej sterty Twoich żali, przytyków i aluzji nie kupuję, widząc je jako temat poboczny – jeśli nie próbę wybielenia Sztukatera.
    I tu dochodzimy do sedna sprawy: taką postawę ja uważam za, powtórzę się, kolaborację. Za kolaborowanie z wrogiem, w tym przypadku wrogiem kultury. I nie, nie próbuj wykręcić się np. określając moje dobitne słowa (tu oraz wcześniej) jako "niekulturalne". To będzie czysta demagogia. Czytelnik niegłupi - on widzi i czuje co jest na rzeczy. :-)
    ***
    Pawle, przyznam, iż w Twych postach widzę swoiste ewoluowanie Twojego widzenia Sztukatera; przynajmniej przyznajesz, że oni tę imprezę totalnie rozłożyli. To dawałoby pewną nadzieję. Lecz wszystko niweczysz wiesz czym? Swoją postawą wobec "Wielkiego Kszewiciela Kóltury", którego osobę znasz pewnie lepiej ode mnie, powinieneś więc dobrze wiedzieć na jakie zachowanie go stać. A Ty wiesz na co go stać, bo nie uwierzę, że będąc dwa dni w mieście S. swego nie widziałeś. Ach! No, chyba że przez całą sobotę i niedzielę tak bardzo byłeś wpatrzony w swoje książki, że bożego świata poza nimi nie widziałeś…? No tak, to Cię tłumaczy – proszę, błagam, wybacz mi wszystko co tu wysmarowałem! ;-)

    Niestety, prawda jest inna. Ale ja Cię nawet rozumiem. Rozumiem, że Twój interes jest dla Ciebie najważniejszy. Nie Ty jeden. To po pierwsze. A po drugie, widać w Twoim zasięgu nie ma innych krzewicieli kultury (tych prawdziwych, no wiesz), więc cóż Ci pozostało, jak nie trzymać się tych, którzy są pod ręką? Oczywiście, innej opcji pod rozwagę nie bierzesz…
    ***
    PS: Pawle,
    wiedz proszę jedno: mimo moich tu gorzkich słów, życzę Ci z całego serca, byś na takich krzewicieli natrafił, bo pisane to Ty masz – abyś tylko, oprócz poszanowania własnej twórczości, znalazł w swoim sercu troszkę szacunku do innych Autorów.
    Amen.

    Serdeczności śle
    JW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że kolejna osoba, a tym razem z przeciwnego obozu, potwierdza, że napisałem prawdę, wskazując na rynsztokowy język Wielkiej P.

      O ile pamiętam nocną dyskusję, trafiały do ciebie moje argumenty, rozumiem, że Wielki K. podpadł ci dopiero następnego dnia. Tak samo jak Wielkiej P. dopiero wieczorem, bo wcześniej, mimo nieudanej imprezy, była w niezgorszym nastroju. Chyba że tak ma, że rechocze do własnych świńskich dowcipów, kiedy jest na coś wściekła.
      Tylko dalej nie wiem, na czym polegało chamskie zachowanie Wielkiego K. Krzyczysz, że było EWIDENTNE, ale krzyk to nie opis ani argument. I rzeczywiście nie miałem większej styczności z Wielkim K. podczas imprezy. Jedyny raz, kiedy widziałem go w akcji, to podczas opisanej kłótni z Wielką P. w stołówce. Nie przypominam sobie, żeby użył wówczas wobec niej obelżywych słów czy sformułował zarzuty, które uwłaczałyby jej godności.

      Widzę, że do cna stoczyłeś się ze swoim słownictwem (chamstwu Wielkiego K. przeciwstawiasz się kulturom i godnościom osobistom) i zarzut „legitymizowania działań Sztukatera” zamienił się w zarzut „prostytuowania się”. Mnie się tam wydaje, że byłbym gorszą prostytutką, gdybym wbrew swojemu przekonaniu przyłączył się do waszego ujadania, dlatego że was jest więcej, oczekujecie, że każdy ma mieć o Sztukaterze taką opinię jak wy, a jeśli nie, to gotowi jesteście zakąsać go na śmierć.
      Liczenie plusów i minusów jest normalną strategią działania, bo rzadko jest tak, że ma się idealną ofertę, więc tego rodzaju zarzut jest śmieszny. Ja kładę na szali kilka udanych imprez i jedną nieudaną i mam wynik. Ty i Wielka P. kładziecie na szali jedną nieudaną imprezę i zero udanych i też macie wynik. Ja się dogaduję z Wielkim K., wy nie potraficie faceta wyczaić (choć wydawałoby się, że pisarze powinni być dobrymi psychologami). Mamy inną perspektywę. Różnica polega na tym, że ja waszą perspektywę szanuję i nie domagam się od was, byście w imprezach organizowanych przez Sztukater uczestniczyli, wy nie uznajecie mojej perspektywy, bo macie mentalność sowieckich politruków i ma być po waszemu, mam nie jeździć na spotkania autorskie organizowane mi przez Sztukater, a jeśli będę jeździł, to jestem kolaborantem, prostytutką i co tam jeszcze „kulturalny” (w odróżnieniu od chamskiego Wielkiego K.) pan Wąsowicz wymyśli.
      A, wymyślił jeszcze podłość, bo piszę nie o tym, o czym pan Wąsowicz by chciał, żebym pisał (kolega chyba do złego kraju wyemigrował, te standardy, które kolega reprezentuje, to z drugiej strony kontynentu). No więc przyjmij, szanowny kolego, do wiadomości, że przez dwa dni w gronie kilkudziesięciu osób dużo się dzieje. I nie każdy musi mieć scysję z tym człowiekiem, z którym ty ją miałeś. Dla Wielkiej P. traumatyczne było spotkanie z Wielkim K. i je opisała. Dla mnie traumatyczne było spotkanie z Wielką P. i je opisałem. Główną i że tak powiem, planową bohaterką mojego wpisu jest Wielka P., co zresztą zostało wyraźnie zasygnalizowane w tytule. Nie wiem, jak u kolegi z warsztatem pisarskim, ale to norma, że główny bohater jest na pierwszym planie, a role innych są „pomniejszone”.

      Usuń
    2. Dziękuję za wykład, że śpiewaczka bez krzesła śpiewać nie mogła, ale doskonale rozumiem, że śpiewaczka bez krzesła jest jak król bez ziemi, i dlatego moim komentarzem było pytanie, dlaczego sobie tego krzesła nie załatwiła, a nie, czy śpiewa nogami. Polecam jakieś warsztaty w czytaniu ze zrozumieniem, łatwiej się będzie dyskutowało. Co do braku empatii, to przyznaję, że moje jej zasoby są ograniczone i starczają jedynie dla głodnych dzieci, sierot, kalek, maltretowanych zwierząt i ciężko chorych ludzi, a śpiewaczka, nawet pozbawiona tak ważnego atrybutu jak krzesło, nie mieści się niestety w żadnej z tych kategorii.
      Ponieważ w przeciwieństwie do bezkrzesłowej śpiewaczki nie płakałem, że muszę sprzedawać książki na stojąco albo że bez krzesła nie dam rady sprzedawać książek, zarzut, że wykorzystałem sytuację i pożyczyłem sobie jedno z krzeseł, które przyniosłeś z liceum, jest tak absurdalny, że musi świadczyć o – wywołanej nienawiścią do Sztukatera –degeneracji twoich szarych komórek, i to niestety szybko postępującej. Symptomatyczne jest, że zgłaszacie z Wielką P. pretensje dokładnie o wszystko (o to, że ktoś usiadł, o to, że autostrada jest płatna), jakbyście nie byli przekonani, iż rzeczywiście zasadne zarzuty wobec organizatora usprawiedliwiają taki seans nienawiści, jaki odprawiacie.

      Usuń
    3. Twoje argumenty trafiały o tyle, że rozumiałem, że wyliczasz sobie plusy i minusy, ale ja ich nie akceptowałem. Może skupiłeś się na "pozytywach", nie wiem.
      Wybacz, ale źle rozumiesz: Wielki K podpadł mi (i wszystkim innym) już w sobotę, na starcie. Już w sobotę była obsuwa z otwarciem w auli LO, które zastępczo poprowadziła jedna z autorek, o którym potem powiedziano jej, że poprowadziła źle, a Wielki K to wie, bo widział przez ukrytą kamerę (!). Już w sobotę była obsuwa z harmonogramem, ze sprzętem dla muzyków, bitwa Wielkiego K z "nagim" artystą, panel o 20:00, z którego zostałem usunięty, scysja w internacie ("to won, będzie więcej miejsca dla innych" - cytat za Wielkim K) itd itp. Na niedzielę, wielu autorów rozważało czy ubierać się na biało (symbol uczestnictwa w imprezie) i czy w ogóle jechać na drugi dzień imprezy i nie zwinąć się z internatu do domu (co zresztą kilka osób zrobiło). Stąd nasza konsternacja na Twoje branie go w obronę w sobotni wieczór.

      Jak widzisz, niewiele wiesz/wiedziałeś o imprezie, a przynajmniej o chamstwie, mitomanii i krętactwie mózgu Sztukatera. Jeśli zaś to wszystko wiedziałeś, tym gorzej to świadczyłoby o Twoich komentarzach…

      Usuń
    4. Dziwnie nie akceptowałeś, bo kiedy tłumaczyłem, że jestem zadowolony, gdyż zamiast jojczyć, wziąłem stolik i sprzedawałem swoje książki, zwracałeś uwagę rozjuszonej Wielkiej P., że przedstawiam rozsądny argument.
      W tekście powyżej piszę wyraźnie, że w trakcie tej dyskusji miałem ograniczoną wiedzę, jak przebiegała impreza, o braku sprzętu dla muzyków dowiedziałem się od nich nad ranem, o nagim artyście i (prawie) bójce opowiedzieli mi Tomaszewscy następnego dnia pod wieczór. Kiedy pozbierałem wszystkie fakty, przyznałem wam rację: impreza była jedną wielką katastrofą. Co nie znaczy, że muszę z tej katastrofy wyciągać takie same wnioski jak wy albo uważać waszą histerię w reakcji na tę katastrofę za adekwatną.
      Piszesz o amatorstwie Sztukatera. Ale to są amatorzy. Jak przekształcą się w zawodowców, to gówno od nich dostaniesz, a nie zaproszenie na imprezę, bo sprzedażowo jesteś za cienki w uszach (mnie to też dotyczy), a zawodowcy chcą robić kasę. Krętactwo i mitomania. Zgoda. Ale nie żeby cię i mnie oszukać, tylko żeby ukryć własne wpadki i nie przyznać się do porażki. Kiedy się kogoś skazuje, to bierze się pod uwagę też motywację. Nie umieją posypać głowy popiołem, zgadza się. Upierałbym się jednak, że to nie jest przestępstwo, za które się rozstrzeliwuje. Sztukaterowe chamstwo – takiego określenia używasz wyżej – brzmi efektownie, tylko mało prawdziwie, bo Sztukater to nie tylko Wielki K. (to "won" oczywiście niedopuszczalne), ale też Kamila, Tomasz, Sławek, Katarzyna. Czy któraś z tych osób obraziła cię jakimś słowem? Nie, to ty obraziłeś jedną z nich.
      I jeszcze pytanie: skoro już w sobotę było tak fatalnie, to czemu nie zbojkotowałeś imprezy jak te inne osoby, tylko w niedzielę nadal paradowałeś na biało?

      Usuń
  29. CYT.: "Najpierw uwielbienie, a teraz nienawiść."
    Tak, gdyż taką mam osobowość, że jak coś mi się podoba, to nie boję się wyrazić swego uwielbienia, gdy zaś na czymś się przejadę (i to tak ostro jak na Sztukaterze), to też nie owijam "wełny w bawełnę". Jakieś jeszcze uwagi, Pawle?
    Bo tych co do zaniechania ostrzeżenia nawet nie komentuję. Demagogię uprawiaj sam. :->

    OdpowiedzUsuń
  30. Dostało się Panu trochę od towarzystwa wzajemnej adoracji na Czytamy Polskich Autorów za ten post :) Trudno jednak brać na poważnie opinie wyrażane na forum, gdzie wszystko staje się pretekstem do naskakiwania na innych i z miejsca dyskusji stało się ośrodkiem nachalnego promowania własnej osoby, produktów i usług przez najbardziej aktywnych użytkowników (do policzenia na palcach jednej ręki) przy jednoczesnym szkalowaniu innych (średni pomysł zważywszy na publiczny charakter forum). Po przeczytaniu dwóch dyskusji czytelnik widzi, że forum nie ma nic wspólnego z czytaniem polskich autorów, a jedynie z bezrefleksyjnym obrzucaniem błotem, po wielokroć nieuzasadnionym prześmiewaniem i namolnym zachwalaniem własnego "ja".
    Pozdrawiam!
    Ditta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, łatwiej „omawiać” we własnym gronie, niż stawić czoła w dyskusji.

      Usuń
    2. Paweł - masz to jak w banku, że Tobie, Katarzynie G. czy komukolwiek ze Sztukatera czoła stawię.
      Zaś koledze/koleżance "Anonimowy" proponuję wziąć udział w trzeciej edycji wiadomej imprezy (chodzą słuchy, że na Czarnogórze) - wtedy się przekona o czym tu mowa. No, chyba że kolega/koleżanka z Organizatorów… :->

      Usuń
  31. Jedna uwaga. Człowiek o takiej osobowości, gotów całować po nogach za objęcie jego książki patronatem, a potem chcący wieszać patrona, dlatego że nie zapewnił mu publiczności na spotkaniu autorskim, jest średnio wiarygodny jako obiektywny sprawozdawca z imprezy.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.