poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Papier czy elektronika

Kiedy pojawia się temat elektronicznego czytania, momentalnie tworzą się dwa obozy, zwolenników i przeciwników. Przy czym jedni i drudzy są uprzedzeni do tej formy czytania, której nie preferują. Argumenty pojawiają się dopiero post factum i, jak to w Polsce, nie służą temu, by coś ustalić, tylko by bronić z góry założonej tezy. I tak z jednej strony mamy „postępowców”, dla których dana powieść staje się warta przeczytania dopiero wtedy, kiedy pojawi się w formie elektronicznej, choć na papierze fabuła jest dokładnie taka sama, a z drugiej „konserwatystów”, którzy oświadczają, że wolą czytać na papierze, choć nigdy czytnika w ręku nie mieli i równie dobrze mogliby oświadczać, że wolą żytnią od sake, w sytuacji, gdy tej drugiej nigdy nie pili.

Dla obu stron ważniejszy od treści, będącej przecież istotą książki, staje się nośnik, za którego pomocą ta treść jest przekazywana. I zamiast dyskusji o tym, co pisarz chciał nam przekazać, mamy dyskusję, czy lepiej z jego myślami zapoznać się z czytnika, czy z zadrukowanych kartek.

Owszem, w tym sporze więcej argumentów mają zwolennicy elektronicznego czytania, co wynika z faktu, że każdy postęp daje nowe możliwości. Sam ogromnie doceniam, kiedy najdzie mnie w niedzielę ochota na książkę, której nie mam w swoich zbiorach, że mogę wejść do internetu i po wyszukaniu interesującej mnie pozycji w kilka sekund mieć ją na czytniku. Albo to, że wyjeżdżając na urlop, nie muszę zastanawiać się, ile książek ze sobą wziąć, i rozstrzygać kwestii, czy lepiej dźwigać, czy ryzykować, że to, co zabrałem, przeczytam, zanim urlop dobiegnie końca. Argumenty zwolenników papieru są natury bardziej estetyczno-sentymentalnej. Książka to ładny przedmiot, pomieszczenie wypełnione woluminami ma niepowtarzalną atmosferę.

Sporu nie ma co szczegółowo przytaczać, dlatego że jest on w dużej mierze bezprzedmiotowy. Zarysowana w tytule alternatywa jest fałszywa, ponieważ nie ma konieczności dokonywania wyboru. Żyjemy w czasach, kiedy mamy dwa nośniki, i wszystko wskazuje na to, że nieprędko się to zmieni. Nawet najwięksi orędownicy książki elektronicznej przestali wieszczyć śmierć papierowej w perspektywie góra dekady, a grafomani, dla których e-booki wydawały się ziemią obiecaną, przesiedli się na „współfinansowanie”, bo koniecznie chcą mieć swoje wypociny drukiem. Skoro mamy dwa nośniki, to można korzystać z obu i moim zdaniem to jest najrozsądniejsza postawa. Zarówno oddanie swojego księgozbioru na makulaturę po kupieniu czytnika (zawsze może się zepsuć), jak i bronienie się przed korzystaniem z czytnika, bo książka pachnie (pachnie klej i jego tubkę zawsze można sobie podczas czytania na Kindle’u otworzyć) zasługuje na popukanie się w czoło.

Co jest istotne, komfort czytania jest dokładnie taki sam, z lekkim wskazaniem na czytnik, dlatego że można ustawić sobie dowolną wielkość czcionki. Tutaj mamy lekki paradoks, bo ta funkcja czytnika będzie najbardziej przydatna osobom starszym, które nowinkom technicznym są najbardziej niechętne.

Opowiadając się za tym, by bez rezygnowania z czytania na papierze dać sobie nowe możliwości, jakie wiążą się z czytaniem elektronicznym, dostrzegam, nazwijmy to drętwo: potrzebę działań edukacyjnych w tym zakresie. Ostatnio ukazał się w „Wyborczej” wywiad z dziewczyną prowadzącą na Facebooku stronę z cytatami z książek. Zapytana o elektroniczne czytanie odpowiada, że jest przeciw, bo ją oczy bolą od komputera. Rozmawiam z młodą dziewczyną, która książki dosłownie połyka. Pytam ją, czy wie, co to jest czytnik. Pierwsze skojarzenie, jakie ma, to czytnik kart. Precyzuję, że chodzi mi o czytnik do e-booków. Wtedy mówi, że to coś w rodzaju tabletu. No właśnie nie. Czytnik od tabletu i komputera różni się ekranem, wykonanym w technologii elektronicznego atramentu, niepodświetlanym, przez co doskonale imituje on kartkę papieru i tak samo jak papier nie męczy wzroku. Złudzenie jest do tego stopnia, że kiedy odebrałem zakupionego Kindle’a, chciałem zerwać z niego naklejoną kartkę z tekstem. Żadnej kartki nie było, tekst znajdował się na ekranie.

12 komentarzy:

  1. Nie jest chyba całkiem tak, jak Pan to opisuje: " Co jest istotne, komfort czytania jest dokładnie taki sam, z lekkim wskazaniem na czytnik...".
    W Newseeku sprzed jakichś dwóch miesięcy pojawił się ciekawy artykuł na ten temat. Przytaczam z pamięci, więc mogą pojawić się drobne nieścisłości.

    Kilka ośrodków badawczych przeprowadziło testu na dwóch grupach czytelników (podobny wiek, wykształcenie, etc), jedni czytali tekst w tradycyjny sposób, drudzy przez czytniki. Zmierzono czas lektury, procent zapamiętanego/przyswojonego materiału i poproszono o ocenę przyjemności podczas czytania. Wyniki były jednoznaczne. W każdej z trzech kategorii wygrała książka papierowa. Wnioski były mniej więcej takie, że naturalne dla naszego mózgu jest myślenie w kategoriach przestrzennych, lokowanie określonych wydarzeń, twierdzeń, obrazów w konkretnym fizycznym miejscu. Książka takowe posiada, czytnik nie. Łatwiej jest zbudować przyczynowo-skutkową relację, kiedy pamiętamy, że przyczyna pojawiła się, gdy z lewej strony było tak mało papieru, a z prawej dużo (np.strona 15), a skutek, gdy książka była rozchylona pośrodku (strona 200). Wiadomo, o co chodzi. Autor zaznaczał tam też, że konieczność przesuwania tekstu w czytniki, jest dla mózgu małym gwałtem i zaburza koncentracje.

    Od siebie dodam kilka rzeczy.
    Nie jestem wrogiem czytników. Dla mojego bardzo słabowidzącego przyjaciela czytnik okazał się zbawieniem.
    Posłużę się jednak wyświechtanym McLuhanem: medium is the message. Nie wdając się w szczegóły, uważam, że zakładanie, iż istnieje pełna ekwiwalencja między czytaniem tradycyjnym a e-czytaniem jest trochę naiwne, może nawet trochę niebezpieczne.
    Czytniki to nie smartfony ani tablety, ale podobieństwo, choćby tylko designerskie, jest spore. Czytanie wyłącznie albo głównie na czytnikach, moim zdaniem, może prowadzić do nadania lekturze statutu podobnego do innych wykonywanych przy urządzeniach cyfrowych czynności. Z jednej strony może to dobrze: odklejenie etykietki "czynności elitarnej" przysłuży się zwiększeniu czytelnictwa. Z drugiej strony, zrównanie lektury ze sprawdzaniem kwejka, facebooka, grą w fat hamster i tak dalej, doprowadzi do tego, że czytanie stanie się strasznie powierzchowne (już jest z tym bardzo źle) a przede wszystkim stanie się bez znaczenia, jak większość rzeczy, które robi się w sieci. Fotel, biurko, lampka i tak dalej... Nie chcę zabrzmieć jakbym urodził się w 1894, ale bez pewnej oprawy, bez świadomości, że o to są wydzielone czas i przestrzeń na coś specjalnego, pewne wartości estetyczne i intelektualne po prostu się nie prześlizgną.
    pozdrawiam
    piotrek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zauważyłem, bym na czytniku czytał wolniej, nie wiem, czy zapamiętuję mniej, czy więcej, bo nie wykorzystuję go do nauki. Natomiast zauważyłem, że tak samo zagłębiam się w świecie przedstawionym, książka/czytnik znika, ustępując temu, co jest w treści.
      Na czytniku nie przesuwa się tekstu, tylko przewraca strony, jak przy normalnym czytaniu.
      I będę się upierał, że nośnik jednak ma znaczenie drugorzędne. Jeśli ktoś sobie kupi książkę z głupawymi dowcipami, to mądrzejszy od nich nie będzie, jeśli przeczyta w internecie dłuższy, sensowny tekst, to coś z niego wyniesie.

      Usuń
    2. Pan chyba troszeczkę nie rozumie.

      Usuń
    3. Ja w ogóle nie rozumiem. Polemizuje Pan z moim tekstem, przytaczając wyniki badań, a kiedy odpowiadam, wskazuje Pan na artykuł, który się z tymi badaniami rozprawia i w którym zawarto stanowisko podobne do mojego.

      Usuń
    4. Tu piotrek, autor pierwszego komentarza. Nie ja umieściłem link. Moja uwaga dotyczyła ostatniego zdania w Pana wypowiedzi. Trochę tak, jakby w dyskusji "Czy lepiej jadać w domu czy w restauracji" odpowiedział Pan "Lepiej jadać jabłka niż landrynki". Ale no offence, serio. Link, który ktoś tu umieścił faktycznie rzucił trochę inne światło na moją wiedzę i opinię. Ale tak, jak powiedziałem nie jestem wrogiem czytników, i generalnie zgadzam się z Panam, że każdy może czytać jak mu wygodnie, a większość maniaków książek i tak prawdopodobnie będzie korzystała z obu metod. Zakładam jednak, że istniej jakiś determinizm technologiczny i że zamiana medium nigdy nie daje stosunku 1-1. E-czytanie może wypłynąć i pewnie z czasem wpłynie na estetykę. Trzeba czekać i patrzeć, bo przecież może wyniknąć z tego coś ciekawego. Ps. Niedawno nabyłem nowe wydanie Odciętej ręki Cendrarsa, 10% przyjemności z obcowania z tą książka, to dotykanie wygumowanej okładki:)
      piotrek

      Usuń
    5. Jeszcze jedna rzecz. Mój przyjaciel, o którym wspomniałem, kiedyś używał książek i lupy, teraz używa Kindla i chomikuj.pl :(
      piotrek

      Usuń
    6. Pan twierdził, że nośnik może przesądzać o jakości czytania, a ja w swojej odpowiedzi pokazałem, że nie musi mieć z nią żadnego związku. Mogę czytać książkę przy włączonym telewizorze, z otwartym laptopem, żeby co chwila sprawdzać pocztę i Facebooka, i mogę zaszyć się z czytnikiem w kącie, tak że nic mnie nie będzie rozpraszało.

      Usuń
    7. Trochę się zgadzam z Piotrkiem. Używam kindla i jestem nim zachwycona - tempo czytania bardzo mi wzrosło, jest milion razy wygodniejszy od książki papierowej (szczególnie, że tak się składa że większość książek które czytam to grube tomiszcza - ciężko toto się czyta w autobusie i wozi w torebce) i wcale nie męczy oczu (nawet czasem jest lepszy - w słoneczne dni nie mogę czytać z papieru, za bardzo odbija światło. Ekranu kindle'a to nie dotyczy).

      ALE nie wyobrażam sobie czytania czegoś cięższego nie na papierze. Miałam już pewien problem z ogarnięciem powieści Dukaja (niełatwo jest cofnąć się o sto pięćdziesiąt stron, żeby jeszcze raz przeczytać fragment, który później okazał się być znaczący... Szczególnie, jak książka zamiast stron ma jakieś idiotyczne "lokacje", których numery trzeba zgadywać), a próba uczenia się ze znalezionych w sieci podręczników okazała się całkiem nieudana. Miałam duże problemy z koncentracją i zapamiętywaniem informacji, nie mówiąc już o uporządkowaniu ich w jakiejś logicznej kolejności. Przestrzenność papieru jest jego ogromną zaletą. :)

      Usuń
    8. Rzeczywiście łatwiej wertuje się książkę papierową. Mnie trochę przeszkadza, że nie mogę łatwo sprawdzić, ile mam do końca rozdziału, kiedy chcę kończyć czytanie (bo gdybym miał mało, to bym doczytał).

      Usuń
  2. kiedys czytalem tylko papierowe wydania.
    teraz 99,9% ksiazek jak i czasopism na kindlu.
    wielokrotnie spedzam czas poza cywilizacja.
    czasami przesiaduje w namiocie kilka dni i czytnik jest doskonalym zabijaczem czasu.
    nie wyobrazam sobie targania ze soba ksiazki.
    tym bardziej, ze czasami przeskakuje na inna temtyke, wiec na czytniku mam wiecej ksiazek niz jedna.

    zdarzylo mi sie tez uzywac czytnika na scianie, podczas wielogodzinnej wspinaczki.
    po prostu na czynik wrzucilem "topo" czyli opis drogi wraz z rysunkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, takie zastosowanie czytnika to ciężko będzie przebić :-)

      Usuń
  3. Tekst to tekst, nieważne, czy z papieru, czy z czytnika. Czytam zarówno książki drukowane, jak i e-booki. Czytnik uważam za wygodniejszy, chociaż akurat nie posiadam sprzętu z technologią e-inku, tylko "męczący wzrok" czytnik z wyświetlaczem LCD. Ale przy ok. dwóch godzinach czytania dziennie przy najmniejszej jasności ekranu nie robi mi to zbyt dużej różnicy, zwłaszcza że poza tym w ciągu dnia sumie niewiele wpatruję się w jakikolwiek ekran.

    Robert

    OdpowiedzUsuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.