środa, 13 sierpnia 2014

Gatunek: tłumacz

W ramach uszczęśliwiania moich czytelników tym, co napisałem wcześniej, kolejny powtórkowy tekst:

Wędrując sobie po sieci, natrafiłem na artykuł o zawodzie tłumacza. Ponieważ ten właśnie zawód wykonuję, artykuł mnie zaciekawił i go przeczytałem. Po przeczytaniu spadłem z krzesła. Po wdrapaniu się z powrotem na krzesło, postanowiłem to kuriozum skomentować.

Znawcy przedmiotu wiedzą, że nie ma tłumaczeń idealnych i każde stanowi mniej lub bardziej wierną trawestację, przeróbkę oryginału.

Znawcy przedmiotu wiedzą, że istnieje takie pojęcie, jak przekład ekwiwalentny. Zapewniający czytelnikowi te same wrażenia co oryginał. Trawestacja ma się tak do przekładu, jak odbicie w krzywym zwierciadle do odbicia w lustrze.

Ponieważ jednak kwestia tłumaczenia jest skomplikowana, wśród tłumaczy rozróżnia się najrozmaitsze odmiany: tłumacza literackiego, przysięgłego, kabinowego, symultanicznego i kilka innych.

No i dowiedzieliśmy się, że tłumacz to coś w rodzaju zwierzęcia, które występuje w bardzo ciekawych odmianach. Równie dobrze można podzielić chirurgów na neurochirurgów, chirurgów mających uprawnienia biegłego sądowego, kardiochirurgów, chirurgów wykonujących operacje serca i kilku innych. Tłumacz kabinowy i symultaniczny to jedno i to samo. Tłumaczenie symultaniczne to tłumaczenie jednoczesne, a kabina jest sprzętem takie tłumaczenie umożliwiającym.
Tłumaczy można podzielić na pisemnych i ustnych. W zasadzie są to dwa odmienne zawody, bo wymagają przeciwstawnych predyspozycji. W niektórych językach, na przykład w niemieckim i szwedzkim, na określenie tych dwóch specjalności występują dwa różne słowa. Tłumaczy ustnych można podzielić na symultanicznych i konsekutywnych (w tym wypadku tłumacz czeka, aż mówiący zakończy wypowiedź lub jej część, i dopiero wtedy tłumaczy). Pisemnych w zależności od rodzaju tłumaczonych tekstów na technicznych, ekonomicznych, literackich itd. To trochę płynne, bo na ogół rzadko przekłada się tylko jeden rodzaj tekstów, ale rzeczywiście można mówić o specjalizacji. Tłumacz przysięgły to osobna kategoria. Jako jedyny musi mieć formalnie potwierdzone umiejętności. Pisemnie zajmuje się głównie tłumaczeniem dokumentów, a jego pieczątka nadaje tłumaczeniu moc urzędową, natomiast ustnie tłumaczy w sytuacjach oficjalnych (proces sądowy, ceremonia ślubna, przesłuchanie przez policję itp.).

Predyspozycje: Choć liczba osób znających języki obce jest spora, to nie każdy może zostać tłumaczem.

Święta prawda. Choć każdy umie biegać, nie każdy może zostać sprinterem.

Tłumacz nie tylko bowiem musi znać język, ale musi go opanować doskonale.

Święta prawda. Jak ktoś chce zostać sprinterem, musi biegać szybciej od innych.

Nie wystarczą tu predyspozycje językowe – konieczny jest jeszcze talent językowy w dziedzinie komunikacji słownej.

A jak ktoś nie ma „talentu językowego w dziedzinie komunikacji słownej”, to może zostać tłumaczem pisemnym czy nie?

Niezbędne są umiejętności łatwej komunikacji z innymi, a więc talenty interpersonalne (jeśli pracuje z ludźmi).

Jeśli pracuje w kabinie, to pracuje z ludźmi czy nie?

Potrzebna jest wyobraźnia, dokładność i precyzja w wyrażaniu się oraz myśleniu.

Można powiedzieć, że tak samo jak przy pisaniu artykułów.

Jak każdemu filologowi, tłumaczowi potrzebne jest także tzw. ucho językowe, a więc większa niż przeciętnie wrażliwość na słowo.

Myślałem, że ucho językowe to takie z dłuższym płatkiem i już chciałem iść do lustra sprawdzić, czy nadaję się na tłumacza, ale na szczęście doczytałem do końca. Tylko nie wiem, co to jest ta wrażliwość na słowo. Że niby jak tłumacz usłyszy słowo „rozpacz”, to płacze, wybucha śmiechem, kiedy ktoś powie „radość”, a dyskretnie rzucone „seks” go podnieca?

Jeśli chce być tłumaczem symultanicznym, musi mieć odpowiednią prezencję i kulturę bycia

Bo, jak wiadomo, tłumacz konsekutywny może tłumaczyć na spotkaniu biznesowym w dresie, a przysięgły w trakcie rozprawy sądowej na kacu.

a także refleks i umiejętność koncentracji, nawet w zgiełku

W jakim zgiełku jak ma kabinę?

Jeśli chce być tłumaczem przysięgłym, powinien być odpowiedzialny

Właśnie. Odpowiedzialność to jest najważniejsza cecha tłumacza przysięgłego. No bo jakby taki nieodpowiedzialny przetłumaczył na przykład akt ślubu, to potem nie wiadomo by było, czy ten akt ważny, czy nieważny, a jak to tak na kocią łapę?

jeśli zaś ma zamiar zostać tłumaczem literackim, powinien być zarazem pisarzem

O w mordę jeża! A ja pisarzem zostałem dopiero po przetłumaczeniu dziesięciu książek. To znaczy, że te dziesięć się nie liczy?

i posiadać dar przekładania nie tylko słów, ale i wyobrażeń, kontekstów kultury, a nawet melodii języka.

– Redaktorze, książkę tłumaczowi odesłać do poprawki.
– Dlaczego? Przecież przekład jest dobry.
– Gdzie tam dobry? Wyobrażeń nie przetłumaczył ani kontekstów kultury!
– Jakich kon...
– Melodii języka też nie przełożył, fuszer jeden, pan słyszy melodię?
– Nic nie słyszę, cicho jest.
– No właśnie. Odesłać!

Z chwilą, kiedy rozwinęły się kultury różnych narodów, a ich relacje stały się częstsze, pojawił się też zawód tłumacza

To jest oczywiście propaganda tych samych wrażych sił, które utrzymują, jakoby człowiek pochodził od małpy. Zawód tłumacza pojawił się, kiedy Pan Bóg pomieszał języki budowniczym wieży Babel. Wtedy szatan przyniósł na grzbiecie tłumacza, żeby mogli kontynuować budowę. Tłumacz to po prostu szatańskie nasienie.

Dziś translatologia, czyli wiedza o przekładzie językowym

W odróżnieniu od jakiego przekładu?

jest dyscypliną uniwersytecką (...). I choć wiedzy o przekładzie nie naucza się na odrębnych studiach, na wielu filologiach w kraju prowadzi się specjalności translatologiczne, często bardzo praktyczne i pod kątem określonych potrzeb rynku pracy.

To jak, naucza się wiedzy o przekładzie, czyli teorii, czy praktycznego tłumaczenia?

Współcześnie praca tłumacza znacznie się zmieniła. Pojawiły się słowniki elektroniczne, urządzenia do tłumaczeń kabinowych, nagłośnienie i technika multimedialna.

Przed pojawieniem się nagłośnienia tłumacz biegał do każdego słuchacza na sali, co znacznie wydłużało proces tłumaczenia, nie mówiąc o tym, że musiał mieć dobrą kondycję. Dzięki słownikom elektronicznym tłumacze, którzy nie znają alfabetu, nie tracą masy czasu na szukanie słówek w papierowych.

Tłumacz to profesja bodaj najbardziej prestiżowa wśród filologów i jedna z najbardziej atrakcyjnych. Co prawda, nie jest on bardzo widoczny w miejscach, gdzie pracuje (jego rolą jest tłumaczenie, a nie prezentowanie się mediom)

I dlatego chowa się w kabinie.

jednak często pojawia się w ciekawych miejscach

Wyskakuje z kabiny i woła „a kuku!”.

a jako autor tłumaczeń literackich jest znany z książek oraz czasopism.

Że niby piszą o nim książki i artykuły? O mnie, łobuzy, nie piszą. Protestuję!

Jako tłumacz przysięgły należy do grupy zawodów wolnych stosunkowo nieźle wynagradzanych. Z tych wszystkich powodów tłumacz należy do zawodów elitarnych, szanowanych i nieźle wynagradzanych.

Należy do nieźle wynagradzanych i z tego powodu należy do nieźle wynagradzanych?

Tłumaczem można zostać jedynie kończąc studia filologiczne dowolnej specjalności (dowolny język) na jednym z uniwersytetów, akademii pedagogicznych czy też uczelni niepaństwowych.

A ten bezczelny typek Boy-Żeleński śmiał przetłumaczyć kilkadziesiąt książek bez dyplomu filologii. Spalić!

Część z nich proponuje specjalności translatologiczne wybierane na wyższych latach studiów, ale generalnie ośrodków kształcenia tłumaczy nie jest w Polsce wiele.

No to jak? Tłumaczem można zostać po filologii, tych jest w Polsce od groma, ale ośrodków kształcenia tłumaczy jest niewiele?

Żeby je [studia filologiczne] ukończyć, trzeba sporo wysiłku, choćby dlatego, że już na początku studenci mają wszystkie zajęcia w języku obcym (mimo że nie znają go jeszcze dobrze).

Na takich kierunkach jak skandynawistyka, japonistyka czy bohemistyka nie znają w ogóle. To są dopiero mózgowcy, nie rozumieją, co do nich mówią, a studia kończą.

Kto jednak myśli, że filologia obca to szkoła językowa na wysokim poziomie – myli się bardzo. Wszędzie, a szczególnie na uniwersytetach studia te mają charakter właśnie filologiczny, co oznacza, że uczy się tu także historii i teorii języka, a także jego kontekstu

Studia filologiczne mają charakter filologiczny. Benedykt Chmielowski lepiej by tego nie wyjaśnił.

Filolog musi być przecież specjalistą od języka w ogóle, a dopiero potem od języka specjalizacji.

Jak to ładnie powiedziane.

Program filologii obcej nie jest zbyt elastyczny – wymaga zaliczenia wielu przedmiotów obowiązkowych

W odróżnieniu na przykład od takich studiów medycznych, gdzie zalicza się głównie przedmioty dowolne.

Najważniejsze są bloki przedmiotów gramatycznych (językoznawczych) oraz literackich.

A nam się wydawało, że praktyczna nauka języka.

Na wszystkich studiach filologicznych można wybrać orientację między językoznawczą a literaturoznawczą.

I na tym polega wyższość filologii nad seksem, w którym, jak wiadomo, orientacji sobie wybrać nie można.

Zazwyczaj od początku studenci muszą zdeklarować wybór konkretnej specjalności translatoryki, którą będą się zajmować. Do wyboru są specjalności tłumaczy konferencyjnych, przekładu literackiego, przekładu słowa żywego i tłumaczenia pisemnego tekstów specjalistycznych.

Bo na konferencjach tłumaczy się słowo martwe.

Wśród nauczanych tu dziedzin można wymienić główne bloki: strategie i techniki tłumaczenia oraz nowoczesny warsztat tłumacza i najnowsze środki techniczne. Z przedmiotów czysto translatologicznych należy zaliczyć blok pod nazwą tłumaczenie ustne, w ramach którego odbywają się sesje tłumaczeniowe.

Bloku pod nazwą tłumaczenia pisemne nie należy zaliczać do przedmiotów czysto translatologicznych?

Do tego dochodzi stylistyka języka polskiego (fonetyka i poprawność wymowy, frazeologia, analiza struktury tekstu)

Fonetyka i frazeologia są działami stylistyki?

W ostatnich latach w Polsce zmalał rynek pracy dla tłumaczy profesjonalnych, bo – w związku z lepszym wykształceniem sekretarek czy asystentek – to one przejęły częściowo funkcje tłumaczy. Tłumacz nie jest już – jak kilkanaście lat temu – zawodem egzotycznym.

Może uporządkujmy fakty. Do 1989 roku tłumacz był zawodem egzotycznym, bo Polska była odcięta żelazną kurtyną, a w naszym bloku wszyscy i tak porozumiewali się po rosyjsku, gdyż młodzież socjalistyczna w duchu braterstwa, pojednania i przyjaźni między narodami wkuwała ruskie słówka z takim zapałem, że aż jej z uszu gwizdało. Po przełomie otworzył się rynek pracy dla tłumaczy profesjonalnych. Niestety, jak na złość zmieniliśmy jeden blok na drugi, weszliśmy do Unii i tłumaczy wyrugowały sekretarki i asystentki. Tłumacze już nogami przebierali, że będą w unijnych instytucjach pracować, bo to istna wieża Babel (tak, ta sama, której tłumacz zawdzięcza swe istnienie), a tu guzik. Te skubane sekretarki i asystentki pokazały tłumaczom wała i same pojechały do Brukseli.

Wciąż jednak wysokiej klasy profesjonaliści, niezbędni w kontaktach rządowych, samorządowych, administracyjnych i w prywatnym biznesie, są niezbędni i poszukiwani.

I to jest ta nisza, w której tłumacze – po skurczeniu się dla nich rynku pracy wskutek podstępnych działań sekretarek i asystentek – znaleźli zajęcie. No jak mogli nie znaleźć, skoro są niezbędnie niezbędni.

Tłumacze mogą jednak wykonywać swoją pracę w innych dziedzinach, np. tłumaczyć filmy, instrukcje sprzętu (tłumaczenia techniczne).

Ale chyba z tą niszą coś nie tak, skoro muszą szukać pracy w innych dziedzinach.

Można też jako tłumacz współpracować z firmami na stałe albo zostać tłumaczem niezastąpionym, specjalistą, który opanował specyficzne słownictwo pewnej branży.

Tylko że jak drugi tłumacz opanuje to specjalistyczne słownictwo, będzie mógł go zastąpić. I wtedy będzie to tłumacz zastępowalny.

Specyficzną stroną tego zawodu są tłumaczenia literackie – najczęściej w formie zleceń od wydawnictw.

To się zdziwią ci, którzy myśleli, że tłumacze literaccy większość zleceń dostają z zakładów mięsnych.

Są intratne

No to zobaczmy. Wydawnictwo Red Horse podaje na swojej stronie internetowej, że płaci tłumaczom 450 zł za arkusz wydawniczy. Arkusz to 22,2 strony czyli wychodzi 20,27 zł za stronę. Tłumacz przysięgły języka angielskiego dostaje 23 zł za stronę. Wynika z tego, że literacki zarabia niewiele mniej od przysięgłego. Sęk w tym, że strona tłumaczenia literackiego liczy sobie 1800 znaków, a uwierzytelnionego 1125, czyli jest o 37,5 % mniejsza. I o ten sam procent musimy pomniejszyć wynagrodzenie tłumacza literackiego, żeby móc porównać te dwie wielkości. Wychodzi, że tłumacz literacki, jeśli też rozliczałby się w stronach 1125-znakowych, dostawałby 12,67 zł za stronę. Ponad 10 zł mniej niż przysięgły. A dodajmy jeszcze, że stawka 23 zł dla tłumacza przysięgłego jest stawką urzędową płaconą przez sądy i prokuraturę, na wolnym rynku jest ona znacznie wyższa.

na pewno dają dużo zadowolenia, ale dodatkowo wymagają literackiego wyczucia, a czasem talentu.

To prawda, że tylko czasem wymagają talentu. Widać to po licznych przekładach.

Wielu tłumaczy pracuje na zasadzie zleceń na tłumaczenia symultaniczne lub kabinowe.

A inni pracują na zasadzie zleceń na tłumaczenia pisemne lub pisane na papierze.

Wreszcie w Polsce można zostać tzw. tłumaczem przysięgłym. Droga do tego jest jednak dłuższa, bo po studiach trzeba zdać egzamin organizowany przez Stowarzyszenie Tłumaczy Polskich i dopiero potem można zacząć działalność.

Jeśli ktoś chce zdawać egzamin na przysięgłego w Stowarzyszeniu Tłumaczy Polskich, to lepiej, żeby przystąpił do niego w Stowarzyszeniu Hodowców Kur. Tam łatwiej zda, a uprawnienia będzie miał dokładnie takie same, czyli żadnych.

Np. same tylko stawki tłumaczeń za stronę formatu A4 wahają się w przedziale od 20 do 40 zł

Stronę formatu A4 zapisaną petitem czy czcionką dla osób słabowidzących? Wielkością obiektywną jest liczba znaków (włącznie ze spacjami) gotowego tłumaczenia i tak w Polsce rozlicza się tłumaczenia. Łączną liczbę znaków dzieli się przez określony przelicznik (najczęściej 1800) i w ten sposób uzyskuje się liczbę stron. Podany przedział cenowy też jest wzięty z sufitu. Są osoby gotowe tłumaczyć za 10 zł za stronę (choć ich tłumaczenia nadają się wyłącznie do czytania dla rozrywki), natomiast renomowany tłumacz od 40 zł dopiero zaczyna negocjacje.

Ta zredagowana kulawą polszczyzną mieszanina bredni, przekłamań, humoru zeszytów i oczywistości nie byłaby warta uwagi, bo w internecie, w którym może publikować każdy niedołęga umysłowy, podobne kwiatki nie są niczym niezwykłym, gdyby nie informacja znajdująca się pod artykułem, że tekst pochodzi z książki pt. „Zawód z pasją”. Ignorantami (słowo „autor” byłoby niewłaściwe) są Paweł Hebda i Jerzy Madejski, a cudeńko opublikowało wydawnictwo Park, które na swojej stronie internetowej wystawia sobie laurkę: „Każdej publikacji towarzyszy troska o merytoryczny i edytorski poziom. Za główny cel postawiliśmy sobie stałe utrzymywanie wysokiego poziomu naszych publikacji, przekazywanie rzetelnej wiedzy (...)”. Merytoryczny poziom, wysoki poziom, rzetelna wiedza. A jakże.

9 komentarzy:

  1. Zanim się kogoś skrytykuje należałoby wpierw samemu ogarnąć temat. Tłumacz kabinowy i symultaniczny to nie jedno i to samo. Nie wszystkie tłumaczenia symultaniczne odbywają się w kabinie, przykładem jest tzw. "szeptanka" lub przenośne systemy, tzw. "bidule".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy tłumacz kabinowy jest tłumaczem symultanicznym, więc tych pojęć używa się zamiennie. Poza tym odnoszę się do tezy artykułu, że tłumacz kabinowy i symultaniczny to rozłączne byty, a nie omawiam szczegółowo, jakie są rodzaje symultanki.

      Usuń
    2. "Jeśli chce być tłumaczem symultanicznym, musi mieć odpowiednią prezencję i kulturę bycia a także refleks i umiejętność koncentracji, nawet w zgiełku"

      Pana komentarz: "W jakim zgiełku jak ma kabinę?"

      Dla jasności - nie bronię autora artykułu, jest tam wiele błędów. Jednak Pana ignorancja w kwestii tłumaczenia symultanicznego dorównuje niewiedzy autora artykułu. Otóż wiele razu tłumaczyłam symultanicznie w zgiełku na spotkaniach (z infoportem), także na sali sądowej. I owszem, każdy tłumacz kabinowy to tłumacz symultaniczny, ale Pan zdaje się bezrefleksyjnie zakładać, że działa to także na odwrót.

      Usuń
    3. Po szwedzku jest takie ładne słówko „fackidiot”. Oznacza człowieka, który jest świetnym fachowcem w swojej dziedzinie, ale poza tym niezbyt rozgarnięty. I pani odczytuje mój tekst jako taki właśnie klasyczny „fackidiot”. A ja tymczasem nie piszę o zawodzie tłumacza, tylko komentuję to, co napisał kto inny. Odnoszę się do jego wiedzy. Autor nie pisze o zgiełku dlatego, że zna wszystkie aspekty pracy tłumacza symultanicznego, tylko dlatego, że nie odróżnia tłumacza symultanicznego od konsekutywnego. I skoro autor artykułu twierdzi, że tłumacz kabinowy to co innego niż tłumacz symultaniczny, to odnoszę się tylko do tego faktu. Nie mogę zrobić wykładu o wszystkich niuansach tłumaczenia symultanicznego, żeby Panią usatysfakcjonować i nie narazić się na zarzut, że jestem ignorantem (gratuluję anonimowej bezkompromisowości), bo będę pisał nie na temat i zanudzał czytelnika.

      Usuń
    4. Ma Pan problem z przyjmowaniem krytyki. Komentuje Pan inteligentnie, ale zbyt zaciekle, wręcz zajadle, przez co zapędza się Pan zbyt daleko i traci wiarygodność jako komentujący, przynajmniej w moich oczach.
      Na marginesie, tłumacz kabinowy to jedynie jedna z podkategorii zawodu tłumacza symultanicznego, automatyczne zrównywanie obu tych pojęć jako równoważnych czy zamiennych na potrzeby Pana komentarzy jest po prostu błędne, ale wtedy odpadłaby Panu połowa ciętych ripost, prawda? Chyba, że Pan nadal nie zgłębił różnicy i dla Pana każdy symultaniczny siedzi w kabinie...

      Usuń
    5. Ma Pani problem z pojęciem, że to jest tekst satyryczny, a nie dysertacja habilitacyjna z zakresu tłumaczenia symultanicznego.

      Usuń
  2. Panie Pawle, litości, kawą się zachłysnęłam... Teraz się zastanawiam, czy klienci nie zaczną żądać ode mnie hurmem zwrotu wszystkich kwot, które mi zapłacili za tłumaczenie w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat. Bo skoro tłumaczem można zostać tylko po filologii, to znaczy, że wykonuję swój zawód nielegalnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przepraszam, nieopatrzne kliknięcie na "usuń zawartość" co Blogger zrealizował bez proszenia o potwierdzenie. Szukam, jak można przywrócić, ale najwyraźniej nie ma takiej możliwości.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.