poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Tödliches Gebot

Nie nabrałem bynajmniej predylekcji do obcojęzycznych tytułów, po prostu dzisiejszy wpis przeznaczony jest tak właściwie dla czytelników znających język niemiecki.

Wspomniałem już na blogu, że napisałem opowiadanie po niemiecku, a teraz informuję, że opublikowałem je w Amazonie. Jest to opowiadanie z mojego nowojorskiego cyklu, do którego należą te zebrane w zbiorze „Między prawem a sprawiedliwością”. Tytuł wpisu jest właśnie tytułem tego opowiadania.

Jemand schießt auf einen Priester in einer New Yorker Kirche. Die Detectives McWane und Sheppard versuchen den Hintergrund zu ermitteln, um dem Täter auf die Spur zu kommen. Ist vielleicht Pädophilie im Spiel? Wer wollte den Geistlichen töten und warum?

Skąd decyzja, by spróbować napisać coś po niemiecku? Od dłuższego czasu utwory starsze, do których odzyskałem prawa, zamieszczam w Amazonie w formie elektronicznej. Zacząłem od „Kanalii”, wiele się nie spodziewając, ale wyniki sprzedaży mile mnie zaskoczyły (obecnie „Kanalia” nie jest w Amazonie dostępna, bo została wznowiona na papierze). Później jednak było gorzej, zapewne również z tego względu, że w Polsce pojawiło się szereg księgarni oferujących e-booki. A ostatnio jest wręcz fatalnie i nie dotyczy to tylko moich książek. Do znalezienia się na pierwszym miejscu listy sprzedaży w kategorii „Język polski” wystarczy w danym dniu sprzedać… jeden egzemplarz.

Ponieważ Amazon nie ma polskiego forum dla autorów, zacząłem podczytywać forum niemieckie. I odkryłem, że to, co dla mnie było dobrą sprzedażą, dla niemieckich autorów też, tyle że ja liczyłem w skali miesiąca, a oni w skali jednego dnia. Ale pozazdrościłem Germańcom nie tylko większej liczby czytelników. Także bardziej wyrobionych. Self-publishing jest, jak wiadomo, doskonałą furtką dla wszelkiej maści grafomanów, również za Odrą. Tyle że niemieccy czytelnicy grafomanów wyłapują. Niejaka Simone Kaplan, która w swoim ojczystym języku pisze tak, jakby jego naukę rozpoczęła pół roku wcześniej, a o budowaniu akcji ma takie pojęcie, jak nasza nacja o budowaniu autostrad, regularnie zbiera cięgi i jednogwiazdkowe noty (za opowiadanie Klasztor dostała dwadzieścia pięć jedynek na trzydzieści ocen, a jedyna pięciogwiazdkowa recenzja jest kpiną z jej stylu), doczekała się też kilku parodii swoich utworów. Tymczasem w utworach czołowego polskiego grafomana polskawego bełkotu w miejsce literackiej polszczyzny przeciętni czytelnicy najwyraźniej nie są w stanie dostrzec.

Postanowiłem na ten rynek niemiecki wejść. Miałem co prawda za sobą nieudaną próbę wejścia na rynek angielskojęzyczny, ale z forumowych opinii wynikało, że na niemieckim jest zdecydowanie mniejsza konkurencja i zdecydowanie łatwiej się przebić. Z czym się przebijać, było oczywiste, książkę z akcją umieszczoną w Polsce mógłbym od razu spisać na straty. Na szczęście swego czasu udałem się na literacką emigrację do Nowego Jorku. Najpierw pomyślałem, by jedno z tych opowiadań po prostu przetłumaczyć. Płatne zlecenie nie wchodziło w grę, zbyt dużo kasy utopiłem w przekładach na angielski, zabrałem się więc za to sam. I poległem. Zadanie okazało się niewykonalne. Ponieważ cykl nowojorski zamierzałem kontynuować, postanowiłem w tej sytuacji kontynuować go po niemiecku. Nie miałem pewności, czy też nie polegnę, ale szybko przekonałem się, że pisanie w języku Schillera i Goethego idzie mi zaskakująco sprawnie. Zaprocentowało przy tym namiętne oglądanie kryminałów w niemieckich stacjach. Wszelkie fachowe zwroty z zakresu kryminologii i sądownictwa miałem w tyle głowy. Tylko czasami nie wiedziałem, jak je zapisać. Z seriali znałem na przykład pojęcie „gemeinzige Arbeit”, czyli „prace użyteczne społecznie”, które mogą być alternatywną karą zamiast więzienia. Niestety, w słownikach takiego zwrotu nie było. Po niedługich poszukiwaniach ustaliłem, że chodzi o „gemeinnützige Arbeit”. Aktorzy mówili niewyraźnie, ja źle słyszałem, ale rozumiałem :-)

Po napisaniu tekst powędrował oczywiście do redakcji, zrobiła ją Agnieszka Hofmann, autorka bloga Krimifantamania. Nawiasem mówiąc, pod tym względem też zachodzi różnica między polskimi a niemieckimi self-publisherami. Polscy żywią przekonanie, że sami mogą być sobie sterem, żeglarzem i okrętem i że zewnętrzna redakcja im do niczego niepotrzebna, Niemcy w większości są świadomi, że bez solidnej redakcji nie mają czego u czytelników szukać.

Czy opowiadanie „Tödliches Gebot” będzie dostępne po polsku? Bez problemu mogę je przecież przełożyć. Po (długim) namyśle zdecydowałem się tego jednak nie robić. Po niemiecku piszę dużo prostszym językiem niż po polsku, więc zwykły przekład, by to opowiadanie nie odstawało od pozostałych, nie wystarczy, musiałbym go rozbudowywać. A nie mam przekonania, że da to dobry rezultat. Podjąłem więc decyzję, że te dwie wersje językowe będą funkcjonować rozłącznie.

Przykro mi, moi drodzy stali czytelnicy, że do części mojej twórczości nie będziecie mieć dostępu, jeśli nie znacie niemieckiego, i bardzo was za to przepraszam, ale jest was, niestety, za mało i muszę szukać innych rozwiązań, jak na pisaniu zarabiać tyle, by móc się na tym pisaniu skupić. Zwłaszcza że niedawno wyłuszczono mi (właściwie to Malanowskiej, ale się z nią solidaryzuję), że pisarz nie ma jęczeć i dopominać się o stypendia, tylko zadbać o sprzedaż swoich utworów. No to staram się zadbać, tam, gdzie widzę możliwości.

Czy to oznacza, że zrezygnowałem z kontynuacji „Między prawem a sprawiedliwością” po naszemu? Nie. Dalsze opowiadania powstaną, pisania po polsku porzucać nie zamierzam, skoro w tym języku czuję się zdecydowanie swobodniej. Tyle że dłużej trzeba będzie na nie poczekać.

Rzeczonego opowiadania nie trzeba kupować, by się z nim zapoznać. Wystarczy do mnie napisać na maila pollak[małpa]szwedzka.pl, żeby je otrzymać. Dostępne są dwa formaty, pdf i prc na Kindle’a, proszę o podanie w mailu, jaki mam przesłać. W zamian oczekuję, że jeśli opowiadanie się spodoba, polecą je państwo swoim niemieckim znajomym (jeśli się nie spodoba, to oczywiście nie). Tym, którzy nie lubią zobowiązań, pozostaje wybranie się do Amazonu i wysupłanie 89 eurocentów (przekierowanie ustawiłem na Amazon.de, zamieszkali poza Niemcami muszą oczywiście przejść do obsługującego ich oddziału). Przy czym mam prośbę, by decyzję o zakupie, jeśli zapadnie, zrealizować dziś, a nie odkładać tego na dni następne. Skumulowane zakupy pomogą mi wspiąć się w rankingu sprzedaży (później też cena wzrośnie do 99 centów, ale to akurat niewielka podwyżka).

2 komentarze:

  1. A sprawdzałeś czy nie prościej i lepiej uderzyć na rynek skandynawski?
    Władysław Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o self-publishing, rządzi Amazon, a książki po szwedzku w Amazonie to taka sama nisza, jak polskie, a nawet mniejsza.

      Usuń

Komentarze anonimowe są niemile widziane i zastrzegam sobie prawo do ich kasowania bez dalszych wyjaśnień.